ℐ'𝓁𝓁 𝒷𝑒 𝓉𝒽𝑒 𝓁𝒾𝑔𝒽𝓉 𝓉𝑜 𝑔𝓊𝒾𝒹𝑒 𝓎𝑜𝓊

Jo wciąż nie była pewna czy dobrze robi. Co jeśli się tylko wygłupi? Co jeśli okaże się, że ma tremę, co prawda zawsze miała możliwość zrezygnowania ale wtedy zawiedzie nie tylko siebie, ale i panią Morgan i innych.

-Mailey, gratuluję. Jestem dumna, poradziłaś sobie po prostu świetnie- powiedziała z uśmiechem kobieta, która podeszła do dziewczyn po przesłuchaniu. Pani Morgan, opiekunka kółka teatralnego.

-Dziękuję.

-A to kto?- zapytała patrząc na szatynkę, która po krótkiej chwili zaskoczenia, spojrzała na kobietę.

-Jolene McClain. Jestem tutaj jako wsparcie- Wzrok Jo na krótką chwilę uciekł na Theo, który siedział nieopodal sceny i rozmawiał o czymś z blondynem.

-A nie zapisywałaś się, kojarzę imię- Pani Morgan od razu zajrzała w swoje kartki.

-To po prostu była pomyłka, ale jak na razie to chyba nie dla mnie, w sensie teatr. Czułabym się dziwnie na scenie- powiedziała, na co kobieta westchnęła jakby lekko rozbawiona.

-Teatr to nie tylko aktorzy, ale to również charakteryzatorzy, scenografowie, ludzie od świateł, dźwięku. Co prawda do nas szukam jakiejś grupki, którzy będą mogli grać. Mam już niemalże wszystkich, jeszcze brakuje mi kogoś do fortepianu

Oczywiście nie minęła wtedy chwila, aby Jo mogła jakoś zareagować, gdy usłyszała głos blondynki.

-Jo umie grać. Opowiadała mi jak uczyła się kiedyś.

Dziewczyna popatrzyła na swoją przyjaciółkę z morderczym wzrokiem. Czy ona potrafiła posiedzieć chociaż przez chwilę cicho?

-To prawda?- Na twarzy Pani Morgan wykwitł lekki uśmiech.

-Tak, grałam kiedyś, ale w tej chwili musiałabym dużo popracować i nie jestem pewna czy wyrobiłabym się- powiedziała niepewnie, zwracając swój wzrok na nauczycielkę.

-Rozumiem, ale mam chyba pomysł. Przyjdź na kilka prób, albo kiedyś w tygodniu, ja ci wyślę nuty i jeśli okaże się, że nie zdążysz to sama ewentualnie zagram, chyba że znajdę kogoś innego.

W taki więc sposób po raz kolejny już kierowała się do budynku, gdzie o tej porze miały być tylko sprzątaczki i możliwe, że jakiś recepcjonista bądź inni pracownicy teatru. Oczywiście w razie czego mieli zostać poinformowani, że jest osobą upoważnioną i może trenować w środku bez przeszkód. Cały kompleks bowiem należał do męża pani Morgan, a ich miasto nie należało do jakichś wielkich. Teatr był, ale czasem brakowało osób, które mogły w nim wystąpić, tak więc w sala często zmieniała się jakieś spotkania społeczne czy właśnie przedstawienia szkolnego teatru. Był on dobrze wyposażony, jakieś dekoracje sceniczne, stroje, oświetlenie czy dźwięk, to wszystko było.

Jo weszła po kamiennych schodach i skierowała się do wejścia. Otworzyła ciężkie drzwi, a gdy weszła do środka uderzyło w nią przyjemne ciepło. Gdy weszła dalej poczuła kolejny tego dnia zawrót w głowie. Przymknęła na chwilę oczy i nabrała głęboki wdech. To nie było nic takiego, w końcu już rano wiedziała, że ciśnienie było dzisiaj bardzo niskie, a ona i tak miała z nim problemy. Więc mimo zawrotów poszła w stronę sali. Nikt nie zwracał na nią już większej uwagi, nie był to już jej pierwszy raz. Naprawdę polubiła to granie i w tej chwili chciała ostatecznie zagrać te utworu na premierze, o czym poinformowała panią Morgan, która była zachwycona tą informacją. Dziewczyna skierowała swoje kroki na scenę, na której z boku stało pianino. Zdjęła swoją torbę, którą położyła na podłogę i na której położyła płaszcz, czapkę i szalik. Usiadła wygodniej na stołku, który miał po prostu idealną wysokość. Wyjęła z torby kartki, na której znajdowały się czarne znaczki, które dla niektórych mogły być jakąś czarną magią, a dla niej były czymś co sprawiało, że zapominała o wszystkim. Zapominała o nerwach związanych z sprawdzianem z matematyki z działu, którego w ogóle nie rozumiała, zapominała o tym, że musi się uczyć, aby pewnego dnia osiągnąć jakiś sukces, bo nikt tego nie zrobi za nią, zapominała w końcu, że nie musi starać się być idealna i nie musi stara się uszczęśliwiać wszystkich naokoło. Mogła być po prostu sobą i robić to co chce.

Nacisnęła na pierwsze klawisze, po czym przeszła gładko do kolejnych, a po sali rozeszła się melodia, którą już znała na pamięć. Gra była dla niej jak jazda na rowerze, tego się tak po prostu nie zapomina. Szczerze sama nie pamiętała czemu dokładnie przerwała grę na pianinie, a raczej nie chciała pamiętać. Nie chciała pamiętać, że zrezygnowała z tych dodatkowych lekcji tylko temu, że postanowiła wziąć się poważnie za naukę i zrezygnować z jakichś głupot. Zrezygnowała... ale co było dokładnie powodem takiej a nie innej decyzji?

-Jedynka to nic takiego. Możesz przecież to poprawić.

-Tak wiem mamo, po prostu. Ugh. Starałam się. Znam te wzory, ale użycie ich w praktyce jest mega trudne.

-To nie wiem, poćwicz je jeszcze, albo poproś albo Charliego albo Deby o pomoc- dziewczynka tylko pokiwała lekko głową na znak potwierdzenia, ale już w tamtym momencie wiedziała, że nie będzie ich prosić. Nie lubiła tego gdy jej pomagali, bo oni to już znali i wiedzieli. Za każdym razem słyszała "Ale to łatwe" "Poczekaj aż...".

Zrozumienie.

W domu miała chyba wszystko. Nie mieli problemów finansowych, nie musiała chować się w pokoju, bo nawet gdy jej rodzice kłócili się o coś od czasu do czasu, to bardziej ze sobą dyskutowali i starali się znaleźć złoty środek.

Zrozumienie. Tego właśnie czasami brakowało. Od rodzeństwa czy rodziców słyszała Poczekaj... Zrozum... Pamiętaj, że jak...

Czasami czuła się jak obca w domu. Nikt szczerze chyba nie rozumiał czemu jest bardziej wycofana od ludzi niż reszta jej rodziny. Nieraz słyszała historie z młodości rodziców, które w pewnym sensie zbiegały się z historiami Deby czy Charliego. Wszyscy bawili się na zabawach i robili różne głupoty, a ona... Ona nie czuła takiej potrzeby. Nie lubiła przebywać w dużej ilości osób.

Od momentu gdy zaczął się moment gdy nie dała rady jeść, tak jak tego ranka słyszała już nieraz słowa

- Powinnaś coś zjeść.

Powinnaś.

Ona to wiedziała, ale oni chyba po prostu nie rozumieli różnicy pomiędzy nie chcę, a nie dam rady. To ją irytowało. Bo starała się, tak cholernie bardzo się starała i za każdym razem, gdy ostatecznie odkładała widelec czuła, że ich zawodzi, co sprawiało, że czuła się źle.

Powinnaś.

Nie zorientowała się nawet w którym momencie zaczęła być obserwowana, dopiero gdy poczuła, że ktoś siada obok niej, zrozumiała, że nie jest sama. Znajomy już zapach przyjemnie ją otulił.

-Larsen.

-Jonquil.

To już stało się dla nich typowe. Od randki Mailey i Louiego minął prawie tydzień, w szkole zaczęli siadać razem na przerwach obiadowych czy rozmawiali na innych. W krótkim czasie stali się paczką przyjaciół. A Jo i Theo witali się tak niemalże za każdym razem.

-Co tu robisz stalkerze? - zapytała zwracając swój wzrok na chłopaka, który patrzył na nią z zaciekawieniem, a po jej słowach na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech.

-Jakby nie patrząc, gdybym ciebie stalkował to prawdopodobnie nie miałabyś pojęcia, że tutaj w ogóle jestem. Spokojnie nie śledziłem cię. Wczoraj na próbie śpieszyłem się i zapomniałem zabrać scenariusza- powiedział podnosząc do ręki plik kartek, których faktycznie nie zabrał ze sobą poprzedniego dnia- no i przy okazji zobaczyłem, jak ktoś gra, miałem nagrać i wysłać ci jako przykład jak powinno się grać, no ale...

-Nawet nigdy nie słyszałeś jak gram- przerwała mu z rozbawieniem w głosie.

-Jak to nie słyszałem, a to przed chwilą? Oj czyżby demencja cię dopadała? Nie dobrze- powiedział kręcąc lekko głową.

-Żeby ciebie zaraz przypadkiem nie dopadła.

-To nie jest przecież zaraźliwe- powiedział z dumnym uśmiechem na ustach.

Jo pokręciła lekko głową ze śmiechem i wbiła wzrok w białe klawisze.

-Zagraj coś- ciszę przerwał głos Theo- Już i tak słyszałem, nie musisz się mnie wstydzić, zresztą po ostatniej historii od Mailey to chyba nie ma już takiej rzeczy, przez którą mogłabyś się wstydzić jeszcze bardziej niż wtedy- dodał po chwili z wyczuwalnym śmiechem, a Jo podniosła oczu ku suficie.

-Wciąż nie wierzę, że ona to powiedziała. Byłam młoda i głupia...

-I to bardzo- Theo roześmiał się patrząc na nią i uchylił od uderzenia w ramię, które mu wymierzyła. Mimo wszystko nie potrafiła się na niego gniewać- Dobra. Dobra. Przepraszam, ale zagraj coś- powiedział po chwili z już spokojniejszym głosem.

Dziewczyna westchnęła lekko, ale po krótkiej chwili zaczęła grać. Po kilku minutach, które dla niej były sekundami zobaczyła, jak chłopak dołącza się do niej. Grali mało znaną melodię na dwie lub jedną osobę. Grali ją pierwszy, ale wykonanie brzmiało jakby tygodniami pracowali nad synchronizacją.

W momencie gdy skończyli, spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.

-Umiesz grać na pianinie?

-Skąd znasz tą melodię? - powiedzieli równocześnie, na co po chwili oboje się zaśmiali.

-Dobrze, ja odpowiem pierwszy. Tak umiem grać. Moja babcia mnie nauczyła. Na pianinie i trochę na gitarze. Teraz ty. Skąd znasz tą melodię?

-Uczyłam się kiedyś grać na fortepianie i pani, która mnie uczyła to mi ją zagrała i na tym ćwiczyłyśmy- wyjaśniła spokojnie.

-Jak się nazywała? - zapytał z lekkim zaciekawieniem.

-Rosalinde...

-Evans- chłopak dokończył za dziewczyną z lekkim uśmiechem- Więc najwyraźniej uczyła nas jedna i ta sama osoba.

Jo spojrzała na niego z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Minęła dopiero dłuższa chwila, gdy dotarło do niej to wszystko. Przypadek? Możliwe, ale czy istniały takie przypadki?

-Jak...

-Jak to możliwe? Sam nie wiem. Ale nie wierzę w przypadki- powiedział z lekkim uśmiechem- Możliwe, że to przeznaczenie.

-Przeznaczenie?- parsknęła lekkim śmiechem i spojrzała na niego, który siedział dumny z siebie z niewiadomego dla Jo powodu.

-Przeznaczenie. Może zostałem zesłany przez los, żeby nauczyć cię czegoś i uatrakcyjnić twoje jak na razie monotonne i może lekko nudnawe życie.

-Kontynuuj swoją teorię- powiedziała z śmiechem, zachęcając chłopaka do mówienia. Cała teoria brzmiała dla niej trochę niedorzecznie, ale była ciekawa, ile chłopak jest w stanie wymyślić.

-Pierwszy lepszy przykład. Gdyby nie ja, gdybym nie zapisał cię na casting, możliwe, że teraz siedziałabyś w domu i się uczyła lub robiła coś w tym stylu, a tak proszę bardzo. Chociaż trochę mniej monotonii, nie musisz dziękować- powiedział z dumą w głosie i szerokim uśmiechem, na co Jo pokręciła lekko głową ze śmiechem.

-Pożyjemy zobaczymy, czy jesteś jakimś moim Aniołem Stróżem czy nie. Będę chyba już zbierać- powiedziała patrząc na niego.

-No oczywiście, że jestem- prychnął cicho po czym pokiwał lekko głową i wstał. Odwrócił się do dziewczyny w momencie, gdy ta podnosiła się ze swojego miejsca i poczuła już któryś zawrót głowy tego dnia. Theo złapał za jej łokcie, widząc jak ta się zachwiała.

-Wszystko okey?- zapytał patrząc na jej przymknięte oczy- Jesteś strasznie blada, jadłaś dzisiaj coś?

-Nie, to znaczy... wszystko okey. To po prostu ciśnienie, tak czasami mam to nic takiego naprawdę- powiedziała spokojnym głosem. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i wypuściła spokojnie powietrze.

-Odprowadzę cię.

-Nie musisz- zaczęła biorąc swój płaszcz.

-To nie było pytanie. Jeszcze gdzieś zemdlejesz po drodze- powiedział jak na niego poważnym tonem, a do ręki wziął jej torbę, która jeszcze leżała na drewnianej podłodze.

Uśmiechnął się widząc jak dziewczyna przewraca lekko oczami. Wiedział, że był to znak poddania się ze strony dziewczyny w dyskusji.

-Niech ci będzie. Nałożyła swoją czapkę i otuliła się szalikiem. Spakowała wszystkie nuty do torebki, którą odzyskała dopiero po dłuższej chwili i przewiesiła ją przez ramię. Po chwili skierowała się razem z chłopakiem w stronę wyjścia.

-I widzisz? Kolejny dowód na to, że jestem twoim Aniołem Stróżem- powiedział z śmiechem, a dziewczyna pokręciła głową rozbawiona.

-To miłe, że się martwisz o mnie- powiedziała z uśmiechem, jakby specjalnie podpuszczając chłopaka, który spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.

-No oczywiście, bo kogo miałbym pilnować jak nie ciebie?- zapytał z rozbawionym głosem obejmując ją jednym ramieniem.

-Jako mój Anioł?

-Jako twój Anioł Jonquil.

Nie lubiła tego imienia, ale słysząc je w tej chwili wypowiedziane z ust chłopaka uśmiechnęła się sama do siebie.  

----------------

Bruno Mars- Count on me

Rozdział dedykowany dla prokrastynacje , bo tak.
#koperekdozamrażarki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top