/8; fucked jealousy/

Michael próbował od tamtego przykrego zdarzenia dotrzeć na wszelkie sposoby do Red. Było jeszcze ciężej niż przedtem. Nastolatka jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, przestała jeść i unikała świetlicy, jak ognia. Co najmniej. Psychiatrze powoli kończyły się pomysły, co mógłby jeszcze zrobić, aby przekonać ją do tego, że takim zachowaniem sobie nie pomoże. Wszystko jednak szło na marne. Red zdawała się nie słuchać, dużo spała, a jeśli nie spała, to płakała, a Michael nie mógł nic na to poradzić. Brunetka bała się od tamtego dnia mężczyzn i żadnemu nie pozwalała się do siebie zbliżyć, nawet jemu, co sprawiło, że pierwszy raz w swojej karierze poczuł się wyjątkowo bezradny. Dodawał tym tylko siły demonom, a one chętnie pochłaniały każe negatywne uczucie, jakie trawiło go od wewnątrz. 

Sama nastolatka natomiast przypominała już tylko cień człowieka. W kuchni dyskutowano na temat jej niskiej wagi. Jedna z kucharek uważała, że naprawdę niewiele brakuje od popadnięcia tej biedaczki w anoreksję. Michael, który podsłuchał przypadkiem tamtą rozmowę, zaczął się martwić jeszcze bardziej. Choć nie było to w jego stylu, to jednak to zrobił. Nie chciał, aby upatrzona przez niego ofiara odebrała sobie życie, za nim on to zrobi. Nie mógł do tego dopuścić, bo wtedy demony rozszalałyby się już na dobre i całkiem możliwe, że zdegradowano by go ze stopnia lekarza, do stopnia najzwyklejszego pacjenta szpitala. 

:::

Czasem nawet po największej burzy słońce wychodzi zza chmur i uśmiecha się do ludzi. Daleka ciotka, która wpadła w odwiedziny do krewnych Red, dowiedziała się, co się stało i postanowiła sprawdzić, jak nastolatka się trzyma. W duchu nie wierzyła w jej winę, ale nie miała w rękawie żadnego asa, który mógłby to potwierdzić, więc zostało jej tylko mieć nadzieje, że ta pomyłka zostanie kiedyś rozwiązana, a wszyscy ci, którzy osądzili jej kochaną bratanicę ją przeproszą i zrekompensują dni spędzone w psychiatryku. 

Kobieta pojawiła się w budynku w godzinach odwiedzin i choć kobieta, która była odpowiedzialna za to, jak one wyglądały z początku nie chciała się zgodzić, po wielu namowach w końcu uległa. Posłała jednego ze swoich podwładnych do pokoju Red, aby przyprowadził ją na świetlicę. Jeden dzień w tygodniu zawsze przeznaczali ją na odwiedziny dla bliskich, jeśli ci wyrazili na to chęć. Nastolatka z początku nie chciała uwierzyć w to, że ktoś do niej przyszedł i długo protestowała. Poznała już tutejsze metody na wyciąganie pacjentów z ich pokoi, a nie miała najmniejszej ochoty wystawiać nosa poza niewielkie cztery ściany, które należały do niej. Czuła się potwornie, tak samo pewnie wyglądała i dopiero groźba zamknięcia w izolatce poskutkowała tym, że wyjrzała nieśmiało na korytarz. 

- Masz odwiedziny - sanitariusz chłodno kolejny raz i zaprowadził ją do świetlicy. Red przełknęła ślinę, zastanawiając się, kto to może być i popchnęła ostrożnie drzwi. Kilka par oczu zwróciło się w jej stronę, ale kiedy rozpoznano w niej pacjentkę, po prostu powrócono do rozmów i nie zainteresowano się nią. Nastolatka schowała dłonie w rękawach sweterka i westchnęła pod nosem. Zaczęła stawiać małe kroki przed siebie, szukając znajomej twarzy, ale nigdzie jej nie widziała. 

- Red, tutaj - usłyszała po chwili po lewej stronie i odwróciła głowę w tamtą stronę. Rozpoznała ciotkę, a nieśmiały uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Ciocia Dolores...? - wydukała speszona, bo nie spodziewała się, że to właśnie ona ją odwiedzi. Kobieta pokiwała tylko głową i porwała w ramiona swoją bratanicę. Zaśmiała się pod nosem z reakcji nastolatki, a potem posadziła ją obok siebie przy stoliku. - Co tu robisz? Jak mnie znalazłaś? - dodała, nie wierząc, że to wszystko się dzieje naprawdę. Myślała, że wszyscy już o niej na dobre zapomnieli.

- Popytałam tu i tam, przyjechałam do kuzynostwa, opowiedzieli mi co się stało. Wiesz, jacy oni są, więc postanowiłam sama poszukać tu i ówdzie. Nie wierzę, że to twoja wina, stokroteczko. Za nic w świecie nie dam się na to nabrać - powiedziała pieszczotliwie i pogładziła brunetkę po włosach. - Strasznie mizernie wyglądasz, kochanie. Jesz coś w ogóle?

- Nie miałam ostatnio apetytu - przyznała szczerze i westchnęła. - Ale opowiedz mi, co u ciebie. Dalej podróżujesz? Jak się czujesz? Gdzie byłaś ostatnio? - dodała, a pytania wypadały z jej ust z prędkością karabinu maszynowego. Dolores zachichotała i rozsiadła się wygodniej. Była kobietą wysoką i smukłą, z rudymi włosami, które okalały jej okrągłą twarz. Red zawsze uwielbiała z nią rozmawiać i ciotka zawsze poprawiała jej humor. Bez względu na to, czy tego jej było potrzeba, czy też nie. 

- W zasadzie to ostatnio wywiało mnie do Tajwanu - zaśmiała się, wspominając swoją ostatnią podróż. Ciotka Dolores była podróżniczką z krwi i kości. Była już na każdym kontynencie i w większości krajów na świecie. Powtarzała, że woli być szczęśliwą singielką z mapą w ręku i plecakiem na plecach niż dać się zniewolić poprzez małżeństwo. Zawsze przysyłała Red pocztówki z wszystkich zakątków i opowiadała jak jest tam piękne. Obiecała też nastolatce, że kiedy ta skończy studia, to zabierze ją ze sobą i będą tylko we dwie oraz świat, który czeka na nich otworem. - Pozwiedzałam trochę, zrobiłam zdjęcia i tyle mnie tam widzieli. Całkiem w porządku, ale na dłuższą metę nie dla mnie. Czuje się całkiem dobrze, choć fakt, że w następnym tygodniu czekają mnie szczepionki, aż mnie zwala z nóg. Wiesz dobrze, jak nienawidzę igieł - dodała, przewracając oczami.

- Wiem - kiwnęła tylko głową, a na jej ustach pojawiał się coraz to większy uśmiech. I szczery, a to było najważniejsze. - Gdzie się wybierasz, że potrzebujesz szczepionek? 

- Mój stary znajomy zaproponował, abym odwiedziła go w rezerwacie. Mają tam kilka słoni i lwów, zrobię ci zdjęcia i przyślę - obiecała, gładząc cały czas nastolatkę po ramieniu, bo brunetka siedziała wtulona w ciotkę. - Poza tym z tego, co pamiętam to Ben był dosyć przystojny i kiedyś byliśmy dosyć blisko. Może jeszcze coś z tego będzie - dodała i znowu się zaśmiała.

- Będę trzymać kciuki za ciebie, ciociu - przyznała Red, a kobieta odpowiedziała jej tylko szczerym uśmiechem. 

- Dziękuje, kochanie - przytuliły się znowu bardziej, przez co nastolatka nie zauważyła, że na świetlicy pojawił się psychiatra. 

Michael zmierzył wszystkich wzrokiem i odnalazł Red. Powiedziano mu, że właśnie tam ją znajdzie. Nie podobał mu się fakt, że ktoś ją odwiedził, bo to na nim powinna skupić swoją uwagę, a nie na jakieś ciotce, która urwała się nie wiadomo skąd. Prychnął pod nosem, kiedy zobaczył, jak kobiety tulą się do siebie i stanął gdzieś z boku, aby dać im jeszcze chwilę dla siebie. Pomimo tego, że wewnętrznie nie uznawał tego za dobry pomysł. Zaczął skrobać coś na swojej podkładce w dokumentach, wsłuchując się w dodatku w rozmowy, jakie ogarnęły całe pomieszczenie. W jego umyśle natomiast kłębiło się mnóstwo myśli, które szczerze mówiąc nie były najlepsze. Zaczął się obawiać, że ta cała Dolores zabierze mu gąskę, szybciej niż ona sama mu zaufa, dając się przy okazji zabić. 

W końcu, po jakiś dodatkowych kilkunastu minutach zdecydował się podejść do stolika. Wcześniej jeszcze poprawił swój krawat oraz koszulę, po czym zacisnął dłoń na podkładce. Spojrzał srogo na ciotkę, a ona nie pozostała mu dłużna i odwdzięczyła się dokładnie tym samym. Potem przeniósł swoje spojrzenie na Red, która dalej siedziała schowana w ramionach ciotki. Uśmiech zniknął z jej twarzy i wydawało się Michaelowi, że na nowo zmarkotniała. Westchnął ciężko za nim wydobył się z niego jakiś głos. Kiedy już się odezwał, przedstawił swoją osobę, a brunetka zwiesiła głowę i zaczęła kręcić młynka palcami.

- Myślę, że to odpowiednia pora, aby skończyć odwiedziny - przyznał po chwili, a obie kobiety westchnęły tylko ciężko.

- Niech będzie - przyznała Dolores, ale jej głos nie był zbyt miły. - Odwiedzę cię jeszcze, stokrotko - dodała, wstając. Brunetka kiwnęła tylko głową, a potem schowała dłonie w kieszeni sweterka i ruszyła za rudowłosą do wyjścia. Michael odprowadził je wzrokiem i skierował się w tamtą stronę. Ciotkę sanitariusz odprowadził do drzwi, a posępna Red zaczęła iść w kierunku swojego pokoju. Psychiatra chyba na dobre zaczął się w tym wszystkim gubić i zatrzymał się na środku korytarza. Może nie powinien im przerywać? Red wydawała się być szczęśliwa i choć na chwilę oderwana od tej szpitalnej rzeczywistości, którą chyba zdążyła znienawidzić. Westchnął ciężko i dogonił nastolatkę. Złapał ją za ramie, ale ona wyrwała je i spojrzała na niego z bólem w oczach.

- Daj mi spokój - poprosiła tylko, a jej głos zaczął dzwonić w uszach Michaela. - Nie rozumiesz, że nie chce niczego od ciebie? - dodała, a do jej oczu napłynęły łzy. Otarła kącik rękawem swetra i ruszyła przed siebie. Chwila szczęścia minęła i nad jej głową znowu pojawiło się całe mnóstwo czarnych, burzowych chmur, które nie miały zamiaru znikać. 

- Nie mogę - zaczął i znowu ją złapał. Tym razem stanął przed nią. Cieszył się, że nikogo nie było na korytarzu, bo nie miał zamiaru robić nikomu przedstawienia. To wszystko i tak kosztowało go już dużo gry aktorskiej i wcielenia się w tego innego psychiatrę, którego wykreował specjalnie dla niej. - Red, nie mogę. Nie potrafię i nie chce. To moja praca. Przykro mi, że ten padalec wyrządził ci krzywdę, ale ja taki nie jestem. Nie stanie ci się przeze mnie krzywda. Obiecuje. Możesz mi zaufać. Naprawdę. Czy tego chcesz czy nie, muszę przeprowadzić z tobą terapie. Ale od ciebie zależy, czy coś z niej wyniesiesz, czy nie. 

- Potrzebuje czasu - wypaliła w końcu, a w jej brązowych oczach tliły się ogniki niepewności i te, które odpowiadały za jej wybuch sprzed chwili. 

- Żeby się dalej głodzić? O nie, moja droga. Nic z tego. Nie ma mowy - pokręcił głową. - Nie będziesz dłużej nic nie jeść. Słyszałem od kucharek, co się dzieje i ci tego nie odpuszczę. Od dzisiaj będziesz jeść ze mną, czy co ci się podoba czy nie - dodał twardo, a jedyne, co otrzymał w odpowiedzi, to ciche westchnięcie. 

Lepsze to niż nic, pomyślał. 

~*~

jak wam minęła sobota?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top