/3; devil in disguise/
Można powiedzieć, że Michael wpadał w paniczny lęk, kiedy zawartość wysłużonej, brunatnej buteleczki wyczerpywała się i widać było jej dno. Pomimo tego, że starał się, aby stale była pełna, to zdarzały się momenty, iż nie dawał rady wpaść 'przypadkiem' na ostatnie piętro budynku, gdzie znajdowała się niewielka lecznica, aby uzupełnić swoje zapasy. Poza tym na ogół robił to w nocy, bo nikt nie miał pojęcia, że psychiatra leczy sam siebie i wolał, aby tak pozostało. Doskonale pamiętał, od czego to się zaczęło, a także jak kilka pielęgniarek prawie przyłapało go na podbieraniu leków. Dlatego też, wolał upajać się swoim małym uzależnieniem po zmroku, gdy nikt, oprócz niego samego o tym nie wiedział.
Pierwszy raz sięgnął po wszelakiej maści psychotropy dwa miesiące po trafieniu do szpitala. Był młody, świeżo po studiach. Obiecywał sobie, że to będzie jeden jedyny raz, ale już wtedy demony wyczuły zapach tej czystej duszy i jak charty na polowaniu podchwyciły trop. A później Clifford powoli, nieświadomie przechodził z przypadków do uzależnienia, aż w końcu sam przykuł sobie do nóg sromotne kajdany, które - choć nie było ich widać - regularnie wystawiały na pokuszenie resztki jego normalności, a przede wszystkim moralności. Wydawało się, że był duchem przeszłości z Wigilijnej Opowieści, tylko że tutaj nie chodziło o Boże Narodzenia, a coś o wiele okropniejszego.
Tamtej nocy uzupełnił swoją dokumentację - jak zawsze - dosyć skrupulatnie i dokładnie, po czym zamknął teczkę i odłożył ją do odpowiedniej szuflady w biurku. Michael - jak to było wspomniane - bardzo pilnował swojego porządku, ale nie tylko swojego, bo rzeczy go otaczających również. Psychiatra omiótł wzrokiem swój gabinet i oblizał bezwiednie wargi. Wyglądał jak ten narkoman, którego tylko parę chwil dzieli od upojenia, ale jeszcze upewnia się, że na pewno jest sam i nikt nie przeszkodzi mu w smakowaniu skrawków własnej definicji nieba.
Sięgnął dłonią do kieszeni kitla i wyjął z niej buteleczkę. Ostatnich kilka tabletek zagrzechotało, a jemu serce zabiło szybciej. Tym razem z emocjonalnych przyczyn, a nie za sprawą psychotropów. Znów zapomniał uzupełnić zapas, przez co gula podeszła mu do gardła, a ślina jakoś niepewnie po nim spłynęła. Michael drżącymi rękoma wysypał zawartość buteleczki i pośpiesznie policzył pigułki. Niewykluczone było, że będzie musiał udać się do lecznicy. Najpierw jednak sięgnął po szklankę i nalał sobie do niej wody, a później połknął wszystko, to co znalazło się na jego dłoni i dokładnie przepił. Parę z tabletek zatrzymało mu się w gardle, ale przełknął je i odchrząknął. Nawet jemu czasem się zdarzały takie rzeczy i cały czas oswajał się od nowa z myślą iż nigdy nie będzie idealny, choć nie ukrywajmy, że było to marzenie każdego perfekcjonisty.
Psychiatra wstał z fotela, zapinając swoją marynarkę na wszystkie guziki, po czym zabrał buteleczkę i wyszedł z gabinetu. Jego kroki zaczęły odbijać się echem w korytarzach, gdy przemierzał je szybkim krokiem. Powietrze było ciężkie, a mieszające się z nim wariactwo jeszcze bardziej dobijające. Poza tym blondyn miał okazję słyszeć wszelkiego rodzaju jęki, wycia, zawodzenia, a także inne dewiacje pacjentów, którzy nie spali po nocach. Każdy inny pewnie przeraziłby się w pierwszej chwili i uciekł tam stąd przybył, ale nie Michael. To był już dla niego chleb powszedni i nawet się przyzwyczaił. Nieruszony odgłosami, jakie wydawali pacjenci, wspiął się na odpowiednie piętro i zakradł do pokoju z lekami. Jeszcze kiedyś dorobił sobie do niego klucz, co teraz wychodziło mu na 'dobre', po czym popchnął drzwi i znalazł się w swoim małym raju. Zaciągnął się zapachem, jaki stworzyły leki i podszedł do odpowiedniej szafki. Otworzył ją i odnalazł odpowiednie opakowanie, po czym zgarnął je i kilka kolejnych dla pewności, że nie wróci tu przez jakiś czas. Przesypał tabletki do swojej buteleczki, a papierowe opakowania zabrał ze sobą. Wyszedł stamtąd i zszedł z powrotem na swoje piętro.
Niczym duch, którego nikt nie widział, ani nie słyszał.
:::
Wydawało się, że z każdym nowym porankiem dostajemy rozgrzeszenie za poprzedni dzień. Co jeśli jednak to rozgrzeszenie nie nadeszło, choć na nie czekaliśmy, bądź czekamy? Dla Red ta kwestia wydawała się być wiecznością, z resztą wszystko się w nią zamieniło, odkąd zamknięto ją w tych przerażających murach. Nastolatka była nie tylko przerażona, ale też zagubiona. Nie miała już siły, aby powtarzać, że jest niewinna i nie zrobiła niczego złego, bo i tak nikt w to nie uwierzy, a przez cały ten wyrok, nagłośniony przez media chyba sama zaczynała wierzyć, że stała się nieletnim potworem. Cały ten szpital, który podobno miał jej pomóc, tak naprawdę napawał grozą, a nie uspokajał, a ci wszyscy pacjenci sprawiali, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. Nawet teraz, gdy siedziała w pokoju wspólnym, w swoje pierwsze popołudnie podczas pobytu w placówce. Jej duże oczy błądziły po ścianach, suficie czy podłodze, jakby chcąc upewnić się, że nie stanie jej się tu krzywda, bo kołaczące serce wybijało dosyć niespokojny rytm. Red poruszyła się niespokojnie, gdy staruszka grająca w szachy spojrzała na nią z przekrzywioną głową i zwiesiła wzrok na książkę, którą trzymała w dłoniach. Próbowała się skupić i odnaleźć sens tego, co czytała pomiędzy linijkami, ale jakoś nie wychodziło. W dodatku zauważyła kątem oka, że jakiś mężczyzna, noszący kitel na swoich ramionach pojawił się w pokoju i wbił w nią swoje spojrzenie.
Owym mężczyzną oczywiście był Michael. Tego dnia jego nowa pacjentka dotarła w końcu do Birmingham i chciał się z nią przywitać. Może nie tylko przywitać, ale sprawdzić, jak bardzo głupiutka jest ta gąska i jak szybko mu z nią pójdzie. Trzymał jej kartę w swoich dłoniach, gdyby przyszło mu zanotować coś w miejscu do tego przeznaczonym, ale gdy tylko napotkał wzrokiem jej ciemne włosy wzrokiem, oblizał bezwiednie wargi. Nie widział z miejsca, w którym stał jej twarzy w pełnej okazałości, ale mógł stwierdzić bez jakiś głębszych rozmyśleń, iż zdjęcie nie ukazało jej prawdziwego piękna w stu procentach. Wydawała się być drobna i jeszcze odstająca od tego chaosu, który ją otaczał, ale psychiatra wiedział, że wkrótce się to zmieni. Głównie za jego sprawą.
- Dobrze, dziękuje. - odprawił jakiegoś sanitariusza, który na jego widok wstał z krzesła i zdał mu ustny raport. Zawsze w pokoju wspólnym był ktoś, kto pilnował wariatów, chociaż omamieni przez leki, bywali wyjątkowo grzeczni. Michael poprawił jeszcze swoją marynarkę i podszedł spokojnym krokiem do nastolatki. Postawił przy niej wolne krzesło i usiadł w sposób dosyć nie pasujący do stylu, z jakim się nosił. Oparł dłonie na oparciu i spokojnie poczekał, aż nastolatka zmierzy go wzrokiem. Przyzwyczaił się już do tego, a także to był pewien punkt w jego schemacie i nie mógł go opuścić.
A Red rzeczywiście to zrobiła. Prześwietliła wzrokiem psychiatrę od stóp, aż po głowę, a jej uwadze nie uszła piękna zieleń jego oczu. Miały w sobie coś urzekającego, ale także strasznego, co bezwiednie wywołało dreszcz, jaki przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Znów tylko poruszyła się niespokojnie i wróciła już wzrokiem do pożółkłych stronic z książki, jakby prosząc, o to by mogła schować się gdzieś przed nim pomiędzy linijkami. Tak jednak się nie stało, a ona zamiast skupić się z powrotem na rozdziale, poczuła uwodzący wręcz zapach jego perfum, który otulił od wewnątrz jej nozdrza.
- Nazywam się Michael. Będę twoim psychiatrą. - przywitał się, a jego głos był miękki i dźwięczny. Clifford zachowywał się, jakby zupełnie nie był sobą, chociaż to była tylko dobra mina do złej gry. W duchu już wyobrażał sobie, jak znowu uda Stwórcę, gdy ta gąska zaufa mu na tyle, iż pozwoli się zabić. - Ty jesteś Red, prawda? - ciągnął rozmowę, pomimo braku reakcji z jej strony. Cóż, to będzie jeden z tych cięższych przypadków, a także orzech z tych twardszych do zgryzienia, ale nie z takimi miał już do czynienia i wiedział, że prędzej czy później do niej dotrze. A później zabije.
Nastolatka odpowiedziała mu tylko pojedynczym kiwnięciem głową.
- W porządku. - zwilżył bezwiednie wargi, ale też zauważył, że jej ciało było całe spięte. Zdążył to zapisać, za nim zrobił cokolwiek innego. - Posłuchaj, wiem, że pewnie jesteś przerażona tym wszystkim, ale jestem tutaj, aby ci pomóc. Naprawdę. - dodał, chociaż jego podświadomość cisnęła mu na język nieco inne słowa.
Odpowiedziała mu cisza, co wcale go nie zdziwiło i tylko westchnął. Można było powiedzieć, że Red w pewnym sensie zaintrygowała go bardziej niż każda poprzednia z jego pacjentek. To był ten dobry rodzaj intrygowania, który w zasadzie sprawił, że jego chęć wkrótce zacznie ustępować pewnemu zapomnianemu uczuciu.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, to pamiętaj, że zawsze gdzieś mnie tutaj znajdziesz, dobrze? - powiedział jeszcze, a ona tylko spojrzała na niego nieśmiało. Zwiesiła głowę z powrotem, gdy posłał jej niewielki uśmiech. - Sesję zaczynamy jutro. Ktoś po ciebie przyjdzie i zaprowadzi do mojego gabinetu. Nie chce, aby ktokolwiek poza mną i tobą słyszał to, o czym będziemy rozmawiać, więc mam nadzieje, że nie będzie ci to przeszkadzać. - dodał.
Zaczynało powoli do niego docierać, że naprawdę będzie musiał się postarać, aby zaskarbić sobie jej zaufanie chociaż w najmniejszej jego części. Nie spodziewał się tylko, że właśnie ktoś taki, jak ta niepozorna, drobna i przerażona wszystkim nastolatka obudzi w nim wszystko to, co tępił w sobie przez ostatnich parę lat. Wszystkie te zapomniane uczucia, a także przywróci do życia jego sumienie. Nie miał jeszcze pojęcia, że to co z nią tu przeżyje będzie dla niego jego własną terapią, przed którą postawił go los. Nie wiedział jeszcze, że w tym przypadku, to on stał się pacjentem, ale takim naprawdę, a Red przejmie pałeczkę psychiatry i na nowo pomoże mu odzyskać wiarę w siebie, a także w życie bez demonów, w które jeszcze teraz nie wierzy. Michael jeszcze nie przypuszczał, że jego pedantyczne i profesjonalne życie, nad jakim się napracował zostanie tak po prostu zburzone przez lekki wietrzyk ofiarowanej od nastolatki szczerej miłości, z którą nie spotykał się od co najmniej kilkunastu lat.
~*~
wyobraziłam sobie, że michael chodzi po tym psychiatryku z kitlem na ramionach, jak falkowicz dawniej po leśnej górze
nie pytajcie
i lepiej powiedzcie, co sądzicie. może ten rozdział wypadnie lepiej niż ostatni i ktoś zostawi tu jakiś ślad w postaci komentarza, czy coś
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top