/14; in the night/
Red spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie i którego Michael nie zniszczył, a później założyła kosmyk włosów za ucho. Zaczynało robić się późno, ale im się nie śpieszyło. Wciąż siedzieli na podłodze, a Michael opowiadał. Mówił naprawdę dużo, a Red spijała każde kolejne słowo z jego warg niczym narkotyk. Pocierała uspokajająco kciukiem skórę na jego dłoni, aby miał pewność, że wciąż jest obok niego i czasem nawet zdarzały się jakieś uśmiechy. W duchu cieszyła się, że otworzył się przed nią i te początkowe bariery znowu znikły. Miała tylko nadzieje, że nie pojawią się z powrotem i wszystko szło będzie w dobrym kierunku, a nie na odwrót. Blondyn z kolei starał się nie zatajać żadnych faktów przed Red. Nie chciał, poza tym wiedział, że na kłamstwie długo się nie utrzyma i wolał od początku pokazać, że naprawdę może mu ufać i nie stanie jej się z jego strony żadna krzywda. Już nie. Postanowił to przecież tak nie dawno, ale obiecał sobie wytrwać w tej obietnicy. Dla niej. Bo było warto. Opowiadał jak to się stało, że został lekarzem, a później opowiedział to, co nie było powszechnie znaną historią. Opowiedział jej w jaki sposób zaczął faszerować się lekami i co się z nim tak naprawdę działo. Podziwiał ją za to, że mu nie przerywała, czy że nie uciekła z płaczem od niego, a także z zamiarem zmienienia swojego psychiatry.
Na sam koniec westchnął cicho i spojrzał w oczy brunetce, a później na jej drobną dłoń. Nie wiedział za bardzo, co miał ze sobą zrobić, bo przestawało mu być wygodnie, ale nie chciał jej wystraszyć. Nie chciał, aby uciekła od niego, bo potrzebował kogoś na wyciągnięcie ręki bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Red uśmiechnęła się delikatnie do niego, a później nieco zmniejszyła odległość między nimi.
- Wiesz, dziękuje, że mi to wszystko powiedziałeś - odezwała się w końcu. Starała się dodać coś jeszcze, ale słowa jakoś nie składały się w sensowne zdania i po prostu sobie odpuściła. Później rozejrzała się po gabinecie i przy okazji ziewnęła cicho.
- Nie masz za co dziękować. A raczej to ja powinienem to zrobić. Wciąż tu jesteś - zaśmiał się nerwowo i w taki sam sposób przeczesał swoje włosy.
- Nigdzie się nie wybieram. A przynajmniej na razie - zaznaczyła, a później wstała i założyła dłonie na biodra. - Trzeba tu posprzątać, panie doktorze - dodała znacząco, a później wyciągnęła rękę w jego kierunku, aby również się podniósł. W prawdzie była zmęczona, ale postanowiła, że mu pomoże.
- Ta... - westchnął, a później zarumienił się mimowolnie i podgryzł wargę. Nie zdawał sobie sprawy, że narobił aż tylu szkód i aż takiego wielkiego bałaganu. Zsunął ze swoich ramion marynarkę, aby było mu wygodniej i miał większą swobodę ruchu, po czym podwinął także rękawy. - Od czego zaczynamy?
- Sama nie wiem - związała włosy gumką, jaką nosiła na nadgarstku. - Może przyniesiesz ręczniki i zetrzesz wodę, a ja się zajmę resztą? - zaproponowała, na co blondyn się zgodził. Wyszedł z gabinetu, aby po chwili do niego wrócić z papierowymi ręcznikami. Red w tym czasie podniosła już większość książek z ziemi i mogła zacząć je układać z powrotem na regale.
We dwójkę szło im całkiem sprawnie, ale w miarę postępów, Red opadała coraz bardziej z sił. Była zmęczona z każdą kolejną rzeczą, jaką ułożyła, czy podniosła, a ziewanie nie umknęło blondynowi. Był jednak na tyle samolubny, że nie chciał, aby go zostawiała. Sama brunetka z resztą nie miała takiego zamiaru. Chciała pójść do swojego pokoju dopiero wtedy, gdy wszystko będzie wyglądało tak, jak powinno. Od czasu do czasu blondyn zagadywał ją jeszcze, pytając o mało zobowiązujące szczegóły z jej życia, czy innych sfer, a ona mimowolnie mu odpowiadała i odwdzięczała się takimi samymi pytaniami.
;;;
- Chyba ci już wystarczy tego sprzątania, co? - Michael okrył Red marynarką, aby nie zmarzła i posłał jej lekki uśmiech. Zbliżała się trzecia i wypadało, aby brunetka położyła się choć na chwilę, aby rano wstać na śniadanie i terapię.
- Jak na razie to tak - wymamrotała niewyraźnie, a później otuliła się szczelniej materiałem. Do jej nozdrzy wdarł się zapach blondyna, który bardzo jej się spodobał. Męskie perfumy z czymś, czego nie potrafiła do końca określić, a co przypadło jej do gustu. Rozejrzała się ostatni raz po gabinecie i westchnęła z ulgą. Nie było idealnie, ale dało się przeżyć. A przynajmniej w jej opinii. - Mam nadzieje, że już nie będzie powtórki z rozrywki - dodała, patrząc się na blondynka. Skinął jej głową, ale w duchu nie był taki pewny. Od dłuższego czasu nie był pewny niczego, co go dotyczyło, a zwłaszcza jeśli dotyczyło to sfery umysłu.
- Postaram się - pokiwał głową, a później otworzył przed nią drzwi i przepuścił pierwszą na korytarz. Chciał mieć pewność, że dotrze cała i zdrowa do siebie i nikt po drodze nie zrobi jej krzywdy. Nie przeszkadzało mu to, że szła w jego marynarce. Miał przynajmniej świadomość tego, że czuje się przy nim bezpieczna. A to chciał osiągnąć od samego początku. - Mam nadzieje, że zjesz jutro śniadanie.
- Niech będzie - westchnęła, a gdy nie patrzył, przewróciła oczami. Miała dość tego jego małej obsesji na punkcie tego, czy jadła posiłki czy nie. Z drugiej jednak strony nie miała mu tego za złe. Musiała cokolwiek jeść, aby mieć szansę na wyzdrowienie, choć była niewinnie. Wiedziała jednak, że nie ma innej drogi na ucieczkę z psychiatryka, jak właśnie poprzez wyleczenie się, leki i terapię. Poza tym to było całkiem urocze, że Michael się tak martwił. Trochę przesadzał, to fakt, ale jeśli to pominąć, to był naprawdę uroczy.
- Trzymam cię za słowo - powiedział, zerkając na nią kątem oka. Była bardzo malutka w porównaniu do niego i ledwo za nim nadążała. Prawie biegła, ale Michael i tak nie szedł tak szybko, jak potrafił. Specjalnie nie śpieszył się, bo chciał przebywać z nią jak najdłużej mógł. W prawdzie i tak mieli się zobaczyć następnego dnia, ale bał się, że to może mu nie wystarczyć. I że zrobi się w jej stosunku okropnie nachalny, a to znowu ją wystraszy. - Naprawdę, Red. Wiem, że cię to denerwuje, ale nie chce, aby stała ci się krzywda przez to, że jesteś wychudzona.
- Nic mi nie będzie, mam to pod kontrolą. Mniejszą czy większą, ale mam. Nie martw się tak - wzruszyła ramionami, zakładając później kosmyk włosów za ucho. Marzyła już, aby się wykąpać, bo miała serdecznie dość tłustych kosmyków, które za nic w świecie nie chciały się ułożyć tak, jakby ona sobie tego życzyła.
- Załóżmy, że ci wierzę - westchnął, a później pokręcił głową i podgryzł wargę. Zbliżali się do jej pokoju, co oznaczało, że będzie ją musiał zostawić w spokoju na te kilka godzin. Sam musiał też pojechać do siebie i przygotować się na nowy dzień. Pasowałoby także się trochę przespać. - Uważaj na siebie - poprosił jeszcze, gdy zatrzymali się pod właściwymi drzwiami.
- Raczej nie mam co sobie tutaj zrobić - stwierdziła, a później zsunęła marynarkę z ramion i oddała ją blondynowi. - Dziękuje - dodała i zarumieniła się. Na szczęście było ciemno i tego nie zobaczył. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Nie ma za co, maluchu - zachichotał i ubrał ją z powrotem na siebie, a później popatrzył jak znika w pokoju. - Dobranoc.
- Dobranoc, Michael - pożegnała się i zamknęła za sobą drzwi.
Blondyn przeczesał palcami włosy, a później powoli odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku, z którego przyszli. Nie miał zbyt wielkiej ochoty, aby wracać do domu, ale czuł, że jego ciało potrzebuje prysznica, a później wyciągnięcia się na łóżku, że zdecydował się jednak wyjść ze szpitala. Poza tym nie wiedział, co z Pongo. Niby sąsiadka obiecała go karmić, gdy znikał na dłuższy czas, ale nie ufał. Nigdy nie lubiła jego psa i nie wiedział, czy przypadkiem z premedytacją nie zapomniała nakarmić czworonoga. Raz czy dwa już się z tym spotkał, ale na szczęście wrócił wtedy szybko do domu.
Nie mógł się już doczekać, aż wróci z powrotem do szpitala, aby odwiedzić Red. Obiecał sobie, że naprawdę popracuje nad sobą dla niej. Nie spodziewał się, że taka jedna sytuacja może tyle zmienić, ale z drugiej strony bardzo mu się to podobało. Czuł się przy niej inaczej, ale na tyle inaczej, że aż dobrze i polubił ten stan. Do tamtej pory nie miał okazji się tak poczuć i dopiero przy Red mu się to udało. Nie narzekał i miał nadzieje, że będzie mógł ją utrzymać przy sobie jeszcze jakiś czas i nie uzależni się od niej zbyt mocno. Michael miał do siebie to, że potrafił zrobić to w zaskakującym tempie. O ile z lekami nie poszło tak szybko, to jednak z wieloma innymi rzeczami już tak. W prawdzie nałóg papierosowy udało mu się rzucić i jak na razie do niego nie wracał, tak nie miał pojęcia, na ile będzie w stanie pozwolić odejść Red. O ile w ogóle będzie w stanie pozwolić jej to zrobić. Wszystko to działo się szybko i powodowało zamęt w jego głowie, ale gdy była obok wszystko stawało się nieważne i liczyła się tylko ona. Nikt inny, ani nic innego, tylko Red.
Do mieszkania dotarł szybciej niż się spodziewał, ale drogi były puste, więc stanie w korkach opadło. Poza tym też nie zastanawiał się, kto kolejny raz zajął jego miejsce parkingowe, bo o dziwo było wolne. Zostawił samochód, tam gdzie powinien i wyszedł, później zamykając pojazd jednym przyciskiem na pilocie. Michael zabrał ze sobą aktówkę, gdzie spoczywała podkładka z dokumentacją, a później udał się już do siebie. W miarę tego jak się zbliżał, czuł że on też opada coraz bardziej z sił i w końcu skończyło się na tym, że odpuścił sobie prysznic. Udał się prosto do sypialni, gdzie zasnął niczym dziecko, mając przed oczami brunetkę.
~*~
wow, ale szybko poszło mi z tym rozdziałem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top