/12; thunderstorm/
Red zadrżała ze strachu, kiedy niebo kolejny raz stało się jasne, a grzmoty rozległy się gdzieś w oddali. Od kilku dni zbierało się już na burzę, ale nie było nic gorszego od deszczu, zawodzenia wiatru i ciemności nocy w połączeniu z wyładowaniami atmosferycznymi. Nastolatka próbowała nad sobą panować, ale panicznie bała się burzy. Od dziecka zawsze był z tym problem. Inni mieli swoje lęki, ale Red zawsze najgorzej znosiła ciemne niebo, grzmoty i błyskawice, a niekiedy jeszcze ściany deszczu. Skuliła się w sobie, a łóżko zaskrzypiało nieprzyjemnie i przymknęła powieki. Kiedy jednak zagrzmiało poraz kolejny zagryzła wargi, aby nie zacząć szlochać. Była w tamtym miejscu całkiem sama i to w dodatku w otoczeniu wariatów, którzy nie zwracali uwagi na burzę, albo wręcz przeciwnie - podczas niej byli jeszcze bardziej aktywniejsi niż normalnie. Miała wrażenie, że słyszy jakieś jęki i inne z korytarza, ale nie miała odwagi wyjrzeć tam i sprawdzić co się dzieje, a przynajmniej nie, kiedy burza miała się już na dobre rozszaleć.
Z Michaelem też nie miała kontaktu. Jeśli był w pracy, to go unikała i nie przychodziła na terapię, choć powinna. A jeśli go nie było, to i tak miała wrażenie, że kazał ją obserwować i wszystkie oczy są zwrócone w jej kierunku. Po tamtym dniu w ogrodzie nadal nie potrafiła tego wszystkiego zrozumieć, a może po prostu nie chciała. Wiedziała tylko, że poczuła się osaczona, a tak chyba nie powinna się czuć osoba, która była na terapii. Prosił, aby mu zaufała, ale Red nie miała zamiaru tego robić. Poczuła się, jak czyjaś własność, co było bardziej niż niedorzeczne. Jego podejście powinno się zmienić i nie powinien jej traktować przedmiotowo. Choć brunetka sama powoli zaczynała wierzyć w coś, czego nie zrobiła, to te resztki trzeźwości umysłu, jakie w niej były podpowiadały jej, że jeszcze się coś stanie.
;;;
Było całkiem późno, ale burza dalej szalała. Red nie spała. Nie potrafiła zmrużyć oka chociażby na chwilę. W jej pokoju nie było zasłoń i widziała przez okno wszystkie pioruny całkiem wyraźnie. Za każdym jednym razem przyprawiały ją o dreszcze i choć nie mogła już bardziej, kuliła się w sobie, starając się powstrzymać łzy, które i tak płynęły w dół po jej twarzy. Nastolatka nie pamiętała, kiedy ostatnio burza była tak potężna i trwała tak długo. Wtuliła policzek w poduszkę, jakby to miało jej coś pomóc, ale niestety tak się nie stało. Drżała ze strachu i zimna, ale nie zamierzała wstawać, aby znaleźć rękawiczki. Po tamtym zajściu cisnęła nimi w jakiś kąt pokoju i leżały tam do tamtej pory.
Nie wiedziała się jednak, że Michael akurat wtedy był w szpitalu. Od tamtego popołudnia w ogrodzie starał się wpaść na jakiś sposób, aby na nowo przekonać do siebie nastolatkę. Uznał nawet, że lepiej będzie, jeśli da jej trochę spokoju, bo to, że od razu po tym zajściu zacząłby zmuszać ją, aby przychodziła na terapię, nie było dobrym rozwiązaniem. Fakt, że nie przychodziła był jeszcze gorszy, ale gdzieś tam, w głębi duszy psychiatry, która była jeszcze wolna od demonów, uznał że tak właśnie trzeba. Poza tym on też musiał to wszystko sobie przemyśleć. Nie miał pojęcia, skąd wzięła się ta cała zazdrość o nią i dlaczego akurat o nią, skoro wcześniej każda inna pacjentka była mu po prostu obojętna. Nie doszedł jednak do żadnego sensownego wniosku i uznał, że w Red zwyczajnie musi być coś wyjątkowego i coś takiego, co przykuwa jego uwagę bardziej niż powinno, ale jemu to wcale nie przeszkadza. A nawet chciał się nią interesować - i to mocniej, niż uznawano to za stosowne. Ona sama w prawdzie w niczym mu nie pomagała, rozmawiając z jakimś obcym chłopakiem i wystawiając na próbę jego demony, a także cierpliwość.
Obiecywał sobie wytrzymać przynajmniej do rana, skoro nie mógł spać i spotkać się z brunetką na śniadaniu, ale własne nogi zaniosły go w okolice jej pokoju sporo po trzeciej. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, ani tym bardziej dlaczego został w szpitalu na noc, ale również nie wymyślił niczego sensownego. Czuł się jak dziecko błądzące we mgle, a to wszystko przez jedną nastolatkę, która sporo swoją osobą namieszała w jego głowie, a także u demonów. Nie obwiniał jej o to, bo nawet nie potrafił, ale miał już serdecznie dość braku jej obecności obok. Czy tego chciał, czy nie, potrafiła dobrze na niego wpłynąć, a tego chyba właśnie potrzebował w tamtym momencie.
Zapukał ostrożnie do drzwi, mając nadzieje, że jej nie obudzi. Choć szczerze w to wątpił. Większość szpitala była na nogach przez warunki, jakie panowały na zewnątrz. Sam lekko wzdrygnął się, gdy rozległ się kolejny grzmot. Nacisnął klamkę, a później po cichu wsunął się do pokoju. Niewiele widział, ale kiedy kolejny piorun trafił gdzieś w ziemię, zauważył, jak brunetka poruszyła się na łóżku i przykucnął przy materacu.
- Red? - spytał cicho, ale nie było żadnej odpowiedzi. Nastolatka spięła się przez jego głos i odwróciła do ściany. Chciała, aby sobie poszedł, ale w gdzieś tam w środku jej ulżyło. - Red. Przecież zauważyłem, że nie śpisz. Nadal jesteś na mnie zła?
- Tak - burknęła tylko, a on westchnął ciężko, przeczesując palcami włosy. Nastolatka naciągnęła na siebie mocniej kołdrę, zakrywając się prawie o samą głowę, a Michael zrezygnowany usiadł na podłodze, opierając się plecami o ramę łóżka.
- Przepraszam - mruknął po chwili, nie wiedząc nawet, czy jeszcze go słucha, czy nie. - Nie powinienem cię ograniczać. Kontakt z innymi jest ważny w terapii. Ale po prostu poczułem, że ten chłopak to nie jest dobre towarzystwo dla ciebie. I to wszystko.
- Dlaczego?
- Nie wiem - pokręcił głową, a materiał marynarki opiął się na jego ramionach. Znów miał na sobie ten szary garnitur, który jej się spodobał. - Nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Ale chcę, abyś wiedziała, że naprawdę chce cię przeprosić. Nie powinienem się zachowywać, jak dupek względem swojej pacjentki.
- Miło, że zrozumiałeś - powiedziała tylko, a później znowu zadrżała, bo grzmot rozniósł się po całym szpitalu, jak fala dźwiękowa. Michael zrozumiał, że musi bać się burzy i chciał coś na to poradzić, ale nie wiedział co. - Ja też tak impulsywnie reagować. Ty wiesz, co będzie dla mnie najlepsze i powinnam się słuchać - dodała nieśmiało.
- Ale nie chce, żebyś czuła się przez to stłamszona - spojrzał w jej stronę, gdy z powrotem odwróciła się do niego. - Naprawdę przepraszam. Postaram się już panować nad sobą.
- Nic się nie stało - westchnęła, choć w duchu miała wrażenie, że tego pożałuje. Mimo to jednak postanowiła dać mu szansę. I tak nie mogła zmienić psychiatry, bo nawet nie wiedziała do kogo z tym się zgłosić, poza tym czuła, że prędzej by ją za to wyśmiali niż dostosowali się do prośby. Ten szpital był naprawdę dziwnym miejscem. - Ja też muszę przeprosić. Nie jestem bez winy. Nie powinnam bagatelizować swojego stanu i nie przychodzić na terapię.
- Nic się nie stało, stokrotko - uśmiechnął się w ciemności, ale ona tego nie zauważyła. - Rozumiem. Akurat jestem osobą, która rozumie większość ludzkich zachowań. Taki już mój zawód. Poza tym sam chciałem dać ci trochę oddechu ode mnie. Wiem, że bywam irytujący. Zdążyłaś się o tym przekonać.
- Zdążyłam - przyznała, a Michael spostrzegł, jak kiwa głową. - Będzie już dobrze?
- Postaram się o to, obiecuje. Nie będę cię też ograniczał.
- Dziękuje - westchnęła, a później znowu zadrżała ze strachu. Clifford, choć nie widział jej twarzy, był przekonany, że się zarumieniła, bo się zawstydziła.
- Boisz się? - spytał, zmieniając temat, a jego serce poczuło się mimowolnie lżejsze. - Widzę i czuje, że coś jest nie tak, a przypuszczam, że chodzi o burzę.
- T-tak - powiedziała, a jej głos pierwszy raz się załamał od początku rozmowy.
- Nie musisz się bać, to tylko pogoda. Nic ci się tu nie stanie - powiedział, a później usiadł na skraju łóżka. - Naprawdę, Red. Możesz mi uwierzyć.
- Od dziecka się boje - wyszeptała, pociągając kolana pod klatkę piersiową. Czuła, że psychiatra jest blisko - może nawet za blisko - ale akurat wtedy jej to nie przeszkadzało. W końcu przestała płakać i tak bardzo panikować.
- Ja się od dziecka boje igieł - zaśmiał się cicho, aby jakoś poprawić jej humor. - Więc wiesz już, czym możesz mnie straszyć - dodał, a ona chcąc nie chcąc, zachichotała.
- Zapamiętam - westchnęła, a później poprawiła się na materacu, a w końcu usiadła i oparła się o ścianę. - Ale ty mnie nie strasz burzą. Proszę. Nie zniosłabym tego.
- Dobrze, nie będę - spojrzał na jej sylwetkę, a później przysunął się i objął ją ramieniem, kiedy niebo przeciął kolejny piorun. - A teraz spróbuj się trochę uspokoić, dobrze? No i wypadałoby, abyś zasnęła. Chociaż kilka godzin snu ci się przyda. Uwierz mi.
- A ty?
- Ja sobie poradzę - wzruszył ramionami, jakby nie był nikim szczególnym. - Nie musisz się martwić. Dam sobie radę. I będę na ciebie czekał rano na śniadaniu.
- No dobrze - westchnęła i ułożyła się z powrotem na materacu. - Posiedzisz ze mną jeszcze chwilę?
- Jasne - zgodził się bez zastanowienia. - Pobędę tu z tobą dopóki nie zaśniesz.
- Dziękuje - wyszeptała i wtuliła twarz w poduszkę.
Michael westchnął z ulgą i założył jej jeszcze kosmyk włosów za ucho. Nie był pewien, czy jej się to podoba i czy w ogóle powinien to robić, ale było to silniejsze od niego. Obudziła w nim jakieś ludzkie odruchy i był jej za to wdzięczy. Uśmiechnął się mimowolnie, mając świadomość, że ten mały konflikt nareszcie się skończył, a on będzie mógł powrócić do realizacji swojego planu. Nie mógł się już doczekać, aż poczuje jej puls pod palcami i to jak jej powietrze ulatuje z płuc, a ona sama przestaje powoli funkcjonować, aż w końcu żyć. Naprawdę nie mógł się tego doczekać.
~*~
jak się wam podoba? co sądzicie o zachowaniu michaela?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top