/11; you don't own me/

Stan Red zaczął się poprawiać. Nastolatka poczuła się lepiej, a powrót do regularnie spożywanych posiłków wyszedł jej na dobre. Przestała być ospała i ciągle zmęczona, a także nie kładła się spać jeszcze podczas dnia. Michael poczuł pierwsze oznaki dumy, bo sprawił, że zaczęła normalnie jeść i chociaż było przed nimi wiele pracy, nadal nie tylko na gruncie psychicznym, ale i fizycznym, to zaczęli stawiać małe kroki, które miały doprowadzić Red do końca terapii. W prawdzie zamiary psychiatry nie zmieniły się ani na moment, to jednak utrzymywał swoje kłamstwa na dobrym poziomie i nie mógł się doczekać nocy, w której znowu będzie mógł poczuć się jak Stwórca. 

Tamtego dnia, kiedy mijało kilkanaście dni od popołudnia spędzonego w gabinecie Michaela, wybrali się znowu do ogrodu. A raczej Clifford kazał przyjść tam swojej pacjentce. Obiecał jej, że zobaczy się z Pongo i chciał dotrzymać tej obietnicy. Blondyn tak w zasadzie nie przypuszczał, że będzie musiał napracować się tak bardzo, aby dziewczyna mu zaufała, ale nie raz przekonał się o tym, że w medycynie ciągle coś się zmienia i interesujące przypadki pojawiają się na każdym kroku. Nie chciał tak nazywać Red, ale nie mógł nic poradzić, że jakaś jego cząstka wciąż była nią zaintrygowana i odsuwała mordercze plany gdzieś w tył. 

- Dzień dobry, Red - posłał jej uśmiech, trzymając w dłoni smycz, do której była przypięta obroża na szyi dalmatyńczyka. - Jak się czujesz?

- D-dzień dobry - przywitała się i niepewnie odwzajemniła gest psychiatry. Na drugie pytanie odpowiedziała wzruszeniem ramion, mając nadzieje, że nie będzie drążył tematu. Niewiele się zmieniło, poza tym, że przestała chudnąć w oczach, choć tak naprawdę nie musiała. 

- Rozumiem - westchnął w odpowiedzi i przykucnął, aby odpiąć smycz od obroży. Owinął ją sobie wokół nadgarstka, a Pongo tylko czekał na odzyskanie wolności. Od razu zaczął skakać wokół brunetki i wesoło szczekać. Psychiatrze nie umknęło to, że się polubili i po prostu pozwolił im się nacieszyć sobą, tym bardziej, że ostatnio nie poświęcał psu zbyt dużo czasu. Sam usiadł na jednej z wielu ławek, patrząc się, jak wspólnie się bawią, co mimowolnie wywołało uśmiech na jego twarzy. 

Próbował pisać coś w swoich notatkach, ale nie potrafił się za bardzo skupić. Już od jakiegoś czasu nie potrafił tego zrobić, kiedy Red była obok. Wielokrotnie zastanawiał się od czego to zależy, ale nigdy nie potrafił dojść do jakiś konkretnych wniosków. Obecność nastolatki rozpraszała go, ale w ten dobry sposób i nie miał jej tego za złe. Co chwilę zerkał w jej stronę, jakby był odpowiedzialny za jej samopoczucie, co po części było prawdą. Uśmiechnął się mimowolnie, kiedy zobaczył, że Pongo liże ją po brodzie, a ona chichocze pod nosem. W tamtym momencie nie przypominała w ogóle pacjentki tego przeklętego szpitala, a raczej wolontariuszkę, która pojawiła się w tym miejscu z własnej i dobrowolnej woli. Michael wiedział, że pomimo wydłużającego się jej pobytu w tej placówce, nie miała pojęcia, co tak naprawdę działo bądź dzieje się w ścianach i szczerze mówiąc, chciał ją od tego uchronić. 

Pomimo tego, że miał swoją złą stronę, pochłoniętą w zupełności przez demony, było w nim jeszcze coś dobrego, co czasem - tak jak wtedy - przebijało się przez wszystkie maski i ukazywało młodego, zagubionego w tym wszystkim mężczyznę, któremu brakuje bliskości i miłości. I ten młody mężczyzna, czy tego chciał czy nie, reagował w nieznany mu jeszcze sposób na pewne rzeczy. Czuł przyjemne mrowienie w brzuchu, które było miłą odmianą od bólu, jaki zazwyczaj odczuwał podczas tego, gdy demony przejmowały kontrolę i czekały go tylko i wyłącznie bezsenne noce, wypełnione niekiedy krzykiem, a także najgorszymi myślami i zbieraniem w sobie nienawiści, choć dopiero co powtarzał Red, że takie podejście nie jest dobre. 

W końcu potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że za długo przebywał w stanie zawieszenia i wyprostował się. Wziął kilka cichych oddechów, zaciskając dłonie na podkładce. Wewnętrznie zaczął walczyć ze sobą, aby nie stać się przy brunetce potworem, za jakiego w duchu już się uważał. To jeszcze nie był właściwy moment. W myślach prosił, aby to wszystko i zbliżający się atak skończył się zanim jeszcze na dobre się zaczął. Mimowolnie sięgnął do kieszeni po brunatną buteleczkę i wysypał na dłoń kilka tabletek. Połknął je bez popijania i wbił swoje spojrzenie w jakiś martwy punkt. Odczekał, aż psychotropy zaczną działać, a wtedy zdał sobie sprawę, że jego pacjentka znalazła do zabawy trzecią osobę, jaką był niedawno przybyły chłopak. Chyba byli mniej więcej jednakowego wieku, ale chłopak był o wiele wyższy od Red. 

Michaelowi się to nie spodobało i nie wiedział, dlaczego tak się działo. Ściągnął brwi, zastanawiając się kolejny raz, o co w tym wszystkim chodzi, a kolejne pytanie z kategorii "dlaczego?" pojawiło się na liście. Ledwo co się uspokoił, a od nowa jego nerwy zostały wystawione na próbę. Pacjent nie wydawał się być zagrożeniem i powiedział coś, na co Red zareagowała z uśmiechem, a przecież to leżało w zadaniach Michaela, a nie byle jakiego nastolatka z problemami. Wpatrywał się w brunetkę tak długo, że w końcu i ona zerknęła na psychiatrę. Zaraz za nią wzrokiem powędrował tamten chłopak i niemalże od razu się speszył. 

Clifford bez pośpiechu wstał, zapiął guzik w marynarce i przespacerował się do nastolatków. Poczuł, że musi pokazać tamtemu, gdzie jest jego miejsce oraz to, aby nie pozwalał sobie na za dużo względem Red. Z resztą ona pomimo wszystko nie czuła się nadal zbyt dobrze z bliskością innych osób. Michael nie musiał być specjalistą od mowy ludzkiego ciała, aby się w tym zorientować. 

- Zadowolona? - spytał, mając na myśli zabawę z Pongo. Chłopak ulotnił się, mrucząc coś pod nosem, co psychiatrze nie za bardzo się spodobało, ale pozostawił pozostawić to już bez komentarza. 

- Tak - pokiwała głową, ale jej nastrój uległ zmianie. Michael poczuł się winny. Może powinien zostawić tę sytuację w spokoju? - Pongo się wybiegał - dodała, bo dalmatyńczyk chyba już miał dość zabawy i dysząc, ułożył się przy ich stopach. 

- Będę miał od niego spokój dzisiaj - zaśmiał się, drapiąc przy okazji swój kark. - A poza tym, to wszystko w porządku? 

- Chyba tak - wzruszyła ramionami, a później otworzyła usta, jakby chciała o coś zapytać, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Wsunęła dłonie do kieszeni jaką miała w bluzie i zwiesiła głowę, a później westchnęła ciężko i wyminęła mężczyznę, aby zając jego pierwotne miejsce. Usiadła na ławce, kuląc się i podciągając kolana pod klatkę piersiową. Michael odprowadził ją wzrokiem, a później niepewnie dosiadł się obok. 

- Zrobiłem coś nie tak? - zaczął, cały czas ją obserwując. Oparła swoją brodę o kolana, a te z kolei oplotła swoimi ramionami. Nie patrzyła się już więcej w jego stronę, a w ścieżkę, która prowadziła do szpitala i drzwi od strony ogrodu. 

- Dlaczego nie mogłam z nim porozmawiać? - spytała w pewnym momencie, odwracając się do blondyna. - Nie zrobił mi nic złego, a patrzyłeś się na niego, jakby był takim samym mordercą, jak ja - dodała, unosząc brwi. Jej głos zabrzmiał pewnie, ale psychiatrze nie spodobały się słowa, jakie właśnie padły z jej ust. 

- Nie mów tak - westchnął ciężko, czując się trochę, jak zwierze zamknięte w klatce. Miał wrażenie, że to Red ma przewagę, a nie on. - Nie jesteś żadnym mordercą. 

- Wszyscy inni twierdzą co innego - burknęła, układając z powrotem brodę na swoim kolanie. Spojrzała na swoje stopy i westchnęła ciężko. 

- Nie jesteś żadną morderczynią, Red - powtórzył i odwrócił się do niej. - A to... Nie wiem, przepraszam. Zachowałem się jak idiota. Nie mam prawa ci zabraniać kontaktu z innymi, bo jest to nawet wskazane, ale ten chłopak pojawił się tu niedawno. Nie ufam mu. 

- Nie wyglądał na takiego, który ma złe zamiary - powiedziała, unosząc delikatnie brwi. 

- Zawsze to mogłyby być tylko pozory - przeczesał palcami swoje włosy i przypiął smycz do obrożyn Pongo. - Tamci też wtedy nie mieli złych zamiarów, ale skończyło się, jak się skończyło - dodał mimowolnie, a warga Red mimowolnie zaczęła drżeć. 

- Nie musiałeś mi przypominać - westchnęła, ocierając łzę z kącika oka. Nie spodziewała się, że nadal będzie ją to bolało, ale najwidoczniej tak. Zagryzła wargę, aby spróbować się opanować i skuliła się w sobie jeszcze mocniej niż mogłoby się to wydawać. 

- Przepraszam - zaczął niemalże od razu, ale chyba nie poskutkowało. Nastolatka pokręciła głową i wstała, a później spojrzała się na niego z bólem w oczach.

- Nie jestem twoją własnością, Michael. Czasy niewolnictwa się skończyły - powiedziała i odeszła, nie oglądając się już za siebie. Pongo próbował się wyrwać, aby za nią pobiec, ale Michael za mocno trzymał smycz, aby mu się to udało. 

Odprowadził swoją pacjentkę wzrokiem, patrząc się jak znika w budynku i dopiero wtedy dotarło do niego, że chyba to wszystko mocno spieprzył i nastolatka od nowa przestała mu ufać. Wplótł palce w swoje włosy i pociągnął za ich końcówki, mrucząc przekleństwa pod nosem. Nie o to mu chodziło i nie to chciał osiągnąć, ale nie przewidział, że ona właśnie tak to odbierze. Kiedy usłyszał trzask drzwi westchnął ciężko i wstał, choć zamiast iść z nią, zaczął kręcić się w tę i z powrotem, myśląc, co mógłby zrobić, aby jakoś się zrekompensować, ale nic konkretnego nie przyszło mu do głowy. Pongo spojrzał na niego oskarżycielskim wzrokiem, jakby chcąc go dobić jeszcze mocniej, przez co psychiatra jęknął tylko i pociągnął za włosy naprawdę mocno. Wyglądało to co najmniej tak, jakby wymierzał sobie karę za swój język i zachowanie, choć wiedział, że coś takiego nie odpokutuje jego winy. 

- Tak, wiem, spieprzyłem to - mruknął do psa. - Nie musisz mi już tego uświadamiać. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę - dodał, a dalmatyńczyk dał sobie spokój i Clifford został już tylko sam z własnym sumieniem i jego głosem. 

~*~

co sądzicie o rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top