Rozdział 4

Uwaga:
Rozdział pisany w 80% na telefonie. Nie sprawdzony.

Przez całą drogę siedziałem wtulony w Karmę. Muszę przyznać, że ma gust jeśli chodzi o muzykę. Przy piątej piosence zacząłem przysypiać. Jego ramiona są takie ciepłe i miłe w dotyku, że mam ochotę spędzić w nich resztę życia. Moja świadomość powoli odlatywała w stronę ziemi obiecanej.

Otworzyłem oczy, a oślepiający blask słońca nieprzyjemnie je drażnił. Rozejrzałem się i ze zdziwieniem musiałem przyznać, że zamiast w autobusie byłem na kwiecistej łące. W powietrzu unosił się piękny aromat kwiatów pobudzając motyle do życia, które wesoło latały w powietrzu. Coś tu jest zdecydowanie nie tak. Raz: pewnie się powtarzam, ale jestem na 100% pewien, że jeszcze przed chwilą siedziałem na miękkim fotelu jadąc na wycieczkę szkolną. Dwa: za Chiny, Amerykę, Hiszpanię i inne państwa nie kojarzę tej polany, a moja pamięć-nie chwaląc się^^-jest wręcz doskonała.

-Hej, Nagisa!

Pospiesznie odwróciłem się w stronę znajomego głosu i ku mojej ogromnej uldze zobaczyłem Karmę. Chwila, chwila! Czemu Karma stoi w jeziorze i ma na sobie tylko szorty? Jego mokra skóra ładnie się mieniła pod wpływem promieni słonecznych, a oczy w kolorze płynnego złota posiadały więcej psotnych iskier niż zazwyczaj.

-No, ruszysz się?!

Niewiele myśląc poderwałem się z soczyście zielonej trawy biegnąc w jego kierunku. Nie rozumiem co tu się dzieje, ale mam nadzieję, że on mi to wyjaśni. Byłem coraz bliżej tego demona w ludzkiej skórze kiedy nagle w moją stronę nadleciała ogromna, wodna fala. [No, dobra nie była taka ogromna, ale większa ode mnie ] Niestety nie zdążyłem odskoczyć i siła uderzenia sprawiła, że wylądowałem na ziemi co nie za bardzo mi się spodobało. Ten drobny incydent trochę mnie zamroczył przez co straciłem chwilowy kontakt z rzeczywistością, ale i tak przez odmęty świadomości dotarł do mnie śmiech Karmy. Bardzo ładny śmiech.

-Ała...

Powoli podniosłem się do siadu rozmasowując ręką obolałą głowę. Przede mną pojawiła się wystawiona dłoń, więc chwyciłem ją dając się doprowadzić Karmie do pionu.

-Nic ci nie jest?-zapytał nadal delikatnie się śmiejąc.

-Ależ skąd. Przecież rąbniecie głową o ziemię było szczytem moich marzeń.-Odparłem z przekąsem. A niech wie, że jestem zły.

-Cieszę się, że udało mi się spełnić twoje marzenie. - Z nonszalanckim uśmiechem delikatnie się skłonił za co oberwał ode mnie w tą swoją, przepełnioną głupimi pomysłami główkę.

-Jestem mokry.-Stwierdziłem przyglądając się jak woda powoli cieknie z mojej bluzy.Nie lubię tego jak ubrania przyklejają mi się do skóry. Krępują moje ruchy.

-No, to ściągaj ubranka do wysuszenia.

Złapał za rąbek mojej buzy chcąc ją pociągnąć do góry, ale ja byłem szybszy. Wyrwałem się i mocno popchnąłem go do wody, gdzie wpadł z głośnym pluskiem. Natychmiast zdecydowałem się na taktyczny odwrót, więc odwróciłem się z zamiarem ,,dania nogi'', ale nie zdążyłem zrobić nawet jednego kroku, bo Karma pociągnął mnie za kostkę sprowadzając do parteru. Mocno przycisnął mnie do ziemi, a ja się szarpałem. W pewnym momencie udało mi się wyrwać rękę, więc mocno wbiłem mu palce między żebra spychając go z siebie. Uniosłem głowę wysoko do góry jak dumny panicz i już chciałem odejść pewny swojego zwycięstwa, ale sytuacja się powtórzyła. Karma mnie dociskał do ziemi, a ja się wyrywałem tak mocno, że w rezultacie zaczęliśmy się turlać po twardej ziemi tak długo aż nie wpadliśmy do wody.

W wodzie mocno zdzieliłem go w głowę i lekko obrażony wypłynąłem na brzeg. Trochę zajęło mi wyjście na suchy ląd, bo mokre ubrania strasznie mnie obciążały, a trawa była tak śliska, że nie za bardzo pomogła mi się wydostać. Już bardziej to utrudniała. Po wyczerpującej walce z siłami natury zdjąłem teraz już całkiem przemoczoną bluzę i padłem zmęczony na plecy. Karma dość długo nie wypływa.

Niechętnie uniosłem się podpierając na przedramionach i spojrzałem w kierunku miejsca, które chciało mnie utopić. (Mój wzrok kiedy widzę basen wujka xD dop. Aut.) Na powierzchni jeziora unosiły się bąbelki powietrza, które spowodowałem ja szamocząc się lub Karma topiąc. Poczekam jeszcze 5 min., a jak nie wypłynie to wezwę pomoc. Całe szczęście nie musiałem tego robić, bo chłopak po nie całej minucie wypłyną nabierając dużo powietrza do płuc. Z dość nietęgą miną podpłynął do miejsca, gdzie siedziałem.

-Dlaczego nie wskoczyłeś mnie uratować?-zapytał naburmuszony.

-Po co? Przecież się nie utopiłeś?

-A gdybym jednak się utopił?

-Jednego idiotę mniej. - posłałem mu promienny uśmiech.

-Ranisz me uczucia.-Karma złapał się teatralnie za serce udając iż mu ono pękło z rozpaczy.

-No, wychodź już.

Podałem mu rękę i spróbowałem wyciągnąć na brzeg, ale wbrew pozorom on nie należał do lekkich osób. Mocno się zaparłem nogami o ziemie, z całej siły szarpnąłem za jego rękę i po chwili patrzyłem w te złote oczy, które znajdowały się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Czułem jego nieziemski zapach, patrzyłem we wspaniałe oczy i niecierpliwie oczekiwałem na to co ma się wydarzyć.

Powoli-zdecydowanie za wolno- zaczął się pochylać w kierunku moich ust, już blisko, jeszcze tylko trochę. W momencie kiedy miałem przeżyć największą rozkosz w moim życiu doznałem największego rozczarowania.

-Wstawaj, Nagisa.

Nieśpiesznie otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to czarna marynarka Karmy. Zdezorientowany rozejrzałem się po autobusie i doszedłem do wniosku, że zostaliśmy w nim tylko my. Z niemym pytaniem w oczach zerknołem na Karmę chcąc się dowiedzieć jaki był powód wyrwania mnie z tego pięknego snu.

-Myślałem, że już Cię nie obudzę. Tak mocno spałeś.

Wstał ze swojego miejsca i łapiąc mnie za rękę zaciągnął do wyjścia. Nadal lekko zaspany chwiejnym krokiem zchodziłem z tych stromych schodków przecierając oczy. Czemu to słońce musi tak świecić. Wyłączcie je.

-Koro-sensei! Wskrzesiłem naszego trupa!-krzyknął machając ręką w kierunku podruby człowieka.

Sensei tylko się zaśmiał i kazał nam się ustawić oczywiście nie obyło się bez upomnienia Karmy, aby się tam zachowywał. Czerwonowłosy puścił moją dłoń dopiero wtedy, gdy wyciągnął mnie na sam koniec naszej grupy.

-Co ci się śniło?-ręce miał schowane w kieszeni i patrzył na mnie z jawnym zaciekawieniem. Odchrząknąłem.

-Czemu Cię to interesuje?

-Bo mówiłeś moje imię przez sen.

-N-nie mówiłem!-zakryłem dłońmi policzki starając się ukryć rumieńce. Przyspieszyłem doganiając resztę klasy, która nie wiadomo kiedy ruszyła i starałem się zostawić chłopaka w tyle. Niestety mnie dogonił.

-Mówiłeś.- powiedział nadal uśmiechnięty od ucha do ucha.

-Zdaje ci się.- z całych sił starałem się ukryć zakłopotanie rozglądjąc się po okolicy. Dużo budynków, mało zielonego i dużo ludzi. Jednym słowem to co zwykle.

-Nie prawda. Wiem co słyszałem.-cicho się zaśmiał próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale skutecznie to uniemożliwiałem.

-Masz omamy słuchowe.-burknąłem pod nosem.

-Nie wmawiaj mi czegoś co nie jest prawdą, Nagisa. Słuch mam dobry.- nie wiem jakim cudem, ale sprawnym ruchem wyszarpał mi torbę którą miałem przewieszoną przez ramię i uniósł ją wysoko, zdala od mojego zasięgu. Cham. -Jeśli mi nie odpowiesz to nie dostaniesz torby.

Nie! Tam są wszystkie moje rzeczy!

-Dobra, odpowiem ci.-skapitulowałem.-Ale najpierw torba.

Wystawiłem rękę po moją własność, a on się tylko zadziornie uśmiechnął.

-Jeśli ci ją dam to równie dobrze możesz mi nie odpowiedzieć.

-Odpowiem ci. Obiecuję.-zerknął na mnie podejrzliwie, ale posłusznie mi ją oddał.

-Więc co ci się śniło?

-Nie interesuj się.- z przebiegłym błyskiem w oczach załorzyłem torbę na ramię. Mój mały, głupiutki Karma. Chyba naprawde uwierzył, że mu powiem.

-Ha?! Przeciesz obiecałeś!-szybko mnie wyprzedził i odwrócił się przodem w moim kierunku w wyniku czego szedł do tyłu.

Twarz miał zastygłą w wyrazie czystego wzburzenia, a ręce, które wyjął z kieszeni mocno zaciśnięte w pięść. Urocze.

-Racja. Powiedziałem, że odpowiem, a nie że udziele odpowiedzi.-posłałem w jego kierunku jeden z najbardziej niewinnych uśmiechów, na które było mnie stać.

Wszyscy weszliśmy przez rozsuwane drzwi, a w środku już czekała na nas przewodniczka. Niewiele myśląc pociągnąłem Karme za ramię zniżając go do swojego poziomu i delikatnie poklepałem po policzku.

-Jesteś przebiegły, ale ja przebieglejszy.

Bardzo zadowolony z siebie udałem, że słucham tego co ma nam do powiedzenia ta kobieta zostawiając nadąsanego chłopaka w tyle.

-------------------------------
Napisałam!!
Wreszcie mi się udało :D
Bardzo wam dziękuję za te gwiazdki, miłe komentarze i tyle wyświetleń. Fajnie, że komuś podoba się mój styl pisania. Bardzo mi z tego powodu miło
Przepraszam za błędy i do następnego ;)
~Juuzou~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top