Rozdział 1
Stojąc przed lustrem szybkim ruchem ręki poprawiłem mundurek gimnazjum, do którego będę teraz uczęszczał. Mam nadzieję, że mnie polubią. Ostatni raz przeczesałem palcami grzywkę i łapiąc torbę z książkami opuściłem pokój. W korytarzu unosił się apetyczny zapach naleśników z czekoladą. Moich ulubionych. Przyśpieszyłem pozwalając roznieść się dźwiękowi uderzanych stóp o podłogę. Niech ten jeden raz wie, że się zbliżam.
Szybkim krokiem wmaszerowałem do kuchni. Usiadłem do stołu dostając całusa w policzek od mamy i talerz pełen pysznych naleśników. Miałem zabrać się do jedzenia, ale cały mój apetyt wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a pojawił się ucisk w żołądku. Nieprzyjemne uczucie.
-Dzień dobry, skarbie.
-Nie wiem czy taki dobry.
-Coś się stało? - Mówiąc to złapała mnie za rękę w opiekuńczym geście, a ja niepewnie pokiwałem głową w geście zaprzeczenia. - Nie kłam.
Nie mam pojęcia jak to robi, ale ona zawsze potrafi wyczuć kiedy kłamię. Może to macierzyński instynkt jeżeli tak to nie mam szans wyjść z żadnej walki z nią zwycięsko.
-Stresujesz się, co? - Czy się stresuję? Nie. Ja się panicznie boję! Nie ma sensu przekonywać jej, że to nieprawda, więc tym razem kiwnąłem głową w geście potwierdzenia. - Nie masz czemu. Jestem pewna, że cię polubią.
-Mam nadzieję.- Bez jakiegokolwiek celu grzebałem widelcem w naleśnikach.
-Jedz.
-Nie przejdą mi przez gardło. - Mówiąc to wstałem od stołu łapiąc torbę i jabłko.
-Niech ci będzie. Powodzenia.
Udałem się do drzwi i założyłem buty. Już miałem wychodzić, ale ciepła ręka mamy zatrzymała mnie.
-Uważaj na siebie i nie zapomnij o...
-Nie przejmuj się. Nie zapomnę. - Szybko jej przerwałem. Nie chcę o tym słuchać kolejny raz, bo na pewno nie zapomnę. Takich rzeczy nie zapominam.
Szybkim krokiem opuściłem budynek przedzierając się przez tłumy obcych mi ludzi. Nie znoszę tego uczucia bycia osaczonym. Moje ruchy są skrępowane i pozbawione swobody. Koszmar.
Jakiś facet bezceremonialnie popchnął mnie i gdyby nie mój refleks skończyłbym na ziemi. Skierowałem na niego mój przeszywający wzrok i z satysfakcją patrzyłem na to jak się kuli. Nie dam sobą pomiatać. Teatralnie otrzepałem mundurek z niewidzialnego kurzu ruszając dalej.
Słońce świeciło niemiłosiernie drażniąc moją skórę. Podniosłem rękę i dłonią starałem się zasłonić twarz przed promieniami słonecznymi. Przyspieszyłem chcąc uwolnić się od tego naturalnego grzejnika. Nie znoszę słońca.
W oddali zobaczyłem mury prestiżowego gimnazjum, do którego będę uczęszczał. Szkoła z własnym systemem akademickim, w którym 95% uczniów ciężko pracuje na jej korzyść, a pozostałe 5% się ,,obija". Ma to na celu zmotywowanie uczniów, aby nie trafili do nieszczęsnej klasy E. Głupota.
Przekroczyłem mury szkoły powitany zaciekawionymi spojrzeniami uczniów. W tłumie zauważyłem syna dyrektora, Asano Gakushuu. Chłopak całą swoją postawą pokazywał determinację i chęć zadowolenia ojca. Będą z nim problemy. Nie wiadomo jak daleko jest zdolny się posunąć.
Skierowałem się do bramy prowadzącej do lasu. Podniosłem głowę patrząc na sam szczyt ,, góry", gdzie mieści się budynek przeznaczony dla klasy E. Zostałem poinformowany przez dyrektora, że dojście tam nie jest łatwe, ale dam radę.
TIME SKIP
Odwołuję to co powiedziałem! Gdyby nie moja kondycja już dawno padłbym z wycieńczenia. Jest tu pełno robaków i węży i podłoże ciągle się zmienia. Raz jest twarde wręcz suche, następnie muszę przedzierać się przez kamienie, a za chwilę jest mokre i zapada się pod moimi stopami jak na bagnach. Na domiar złego to głupie słońce świeci jakby nie miało nic lepszego do roboty.
W oddali zauważyłem zarysy budynku, więc nieznacznie przyspieszyłem. Dłonią otarłem kropelki potu z czoła. Stanąłem przed starym, zapadającym się budynkiem, który wygląda jakby najmniejszy podmuch wiatru miał doprowadzić do jego upadku. W tym przypadku słowo ,, rudera" oddaje całe wrażenie, ale czego można się spodziewać, bo końcu tu uczy się klasa E.
Wszedłem do środka i tu nastąpiło zdziwienie. W środku wygląda znacznie lepiej niż na zewnątrz. Wszystko jest starannie uporządkowane i śmieci nie walają się po podłodze.
Ruszyłem przez korytarz aż ujrzałem tabliczkę z napisem ,,Klasa E''. Rozsunąłem drzwi i ku mojemu zdziwieniu w środku nie było nikogo. Wyjąłem telefon z kieszeni i odblokowując ekran spojrzałem na godzinę. Teraz rozumiem czemu nikogo tu nie ma. Jest 7:11, a z tego co powiedział dyrektor lekcje zaczynają się o 8:00. Pojawiłem się za wcześnie.
Wyjąłem słuchawki wychodząc przed budynek. Podłączyłem je do telefonu puszczając pierwszą lepszą piosenkę i odpłynąłem.
TIME SKIP
Kocham muzykę. Zawsze mnie odprężała i poprawiała humor, gdy miałem zły dzień. Zerknąłem na wyświetlacz uświadamiajac sobie, że za chwilę rozpoczną się lekcje. Dochodziła 7:40. Wstałem z drewnianych schodków i chowając słuchawki z telefonem do torby wszedłem z powrotem do środka.
Otworzyłem drzwi pierwszej lepszej klasy i usiadłem przy oknie. Jak na razie nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył. Z za drzew zaczęli się wyłaniać pierwsi uczniowie. Przypatrywałem się każdemu i starałem się dokładnie zapamiętać jednak nie było w nich nic interesującego. Moją uwagę przykuł czerwonowłosy chłopak o złotych oczach. Był ubrany w mundurek tylko z tą różnicą, że miał na sobie odpiętą marynarkę. Wzrok miał utkwiony w bezchmurnym niebie, ale po chwili przeniósł je na okno sali, w której się znajduję. Szybko odskoczyłem pod ścianę umykając jego wzrokowi. To nie możliwe, żeby mnie zobaczył.
Przyłożyłem rękę do klatki piersiowej starając się unormować oddech. Ciągle czułem na sobie spojrzenie tych złotych tęczówek. Już dawno nie widziałem tak pięknego koloru. Przymknąłem oczy biorąc porządny wdech na uspokojenie. Pomogło. Szybko odbiłem się od ściany i łapiąc torbę w rękę ostatni raz poprawiłem mundurek.
Wyjrzałem za drzwi i upewniając się, że nikogo w pobliżu nie ma opuściłem pomieszczenie. Skierowałem się w głąb korytarza w nadziei, że trafię na pokój nauczycielski. Nie musiałem długo szukać, bo już po chwili stałem przed brązowymi drzwiami z tą oto plakietką. Zapukałem cierpliwie czekając aż ktoś mi otworzy. Nienawidzę czekać.
Z głębi pomieszczenia było można usłyszeć szuranie krzesła, ale nic po za tym. Nikt mi nie otworzył. Jednym słowem zostałem zignorowany. Jeszcze bardziej od czekania nienawidzę bycia olewanym. Nic sobie nie robiąc z braku chęci otworzenia mi zacząłem się dobijać, a z każdym uderzeniem waliłem w drzwi coraz mocniej.
-Karma tyle razy ci powtarzałem, że masz się zachowywać!
Głośny krzyk przerwał moje próby zwrócenia na siebie uwagi następnie był trzask najprawdopodobniej upadającego krzesła na podłogę i głośne kroki. Drzwi otworzyły się z rozmachem i pokazał się w nich właściciel głosu.Mężczyzna był wyższy ode mnie (jak każdy), ubrany w garnitur, przez który było można zobaczyć mięśnie. Włosy były koloru brązowego śmiesznie nastroszone, a na zapewne poważnej twarzy malowało się zdziwienie. Uśmiechnąłem się przyjaźnie w jego kierunku chowając ręce za plecami.
-Dzień dobry. Z tego co wiem mam na imię Nagisa, więc byłbym wdzięczny, gdyby mnie pan tak nazywał. Jest tu może Koro-sensei?
Wychyliłem się zaglądając do środka. Był to zwyczajny pokój nauczycielski ze stertą papierów wszędzie się walających. Przy oknie stała jakaś blondynka pijąca kawę, a gdy mnie zobaczyła o mało się nią nie zadławiła. Trochę bardziej w prawo przy ścianie stał obiekt mojego zainteresowania. (Nie takiego jak myślicie. :) dop.aut.) Ominąłem wciąż zdziwionego bruneta podchodząc do ,,ośmiornicy.''
-Miło mi cię poznać Koro-sensei. Jestem Nagisa Shiota i od dziś będę twoim uczniem.
Najważniejsze jest dobre zaczęcie znajomości. To podstawa. Delikatnie przekrzywiłem głowę wciąż się uśmiechając. Uważnie obserwowałem, każdy nawet ten najmniejszy jego ruch. Kolejną ważną rzeczą jest obserwacja bez niej nic nie zdziałasz.
-Miło mi się poznać, a teraz choć Nagisa. Za chwilę zaczynają się lekcje.
Mówiąc to zerknął na zegar wiszący na ścianie. Niechętnie przyznałem mu rację i opuściłem pokój razem z nim. Maszerowałem za nim aż nie zatrzymaliśmy się przed klasą 3-E. Wszedł do środka jako pierwszy i od razu w jego stronę poleciał plastikowy nóż. W błyskawicznym tępię go ominął. Jednak nie są tacy źli jak myślałem.
-Karma czy mógłbyś na chwilę zaprzestać próby zabójstwa mnie?
Wszedłem do klasy za nim stając przed tablicą. Czułem zaciekawione spojrzenia uczniów na sobie, ale uporczywie starałem się to zignorować. Na odwrócenie uwagi przyjrzałem się klasie. Stare ławki, tynk odpadający ze ścian, najprawdopodobniej skrzypiące deski i oczywiście ,,gangsterzy'' siedzący z tyłu klasy. Na samym końcu siedział również czerwonowłosy chłopak. Uważnie mi się przypatrywał, a ja speszony odwróciłem wzrok delikatnie się rumieniąc. Głupie ciało! Zawsze mnie zdradza!
-Nagisa, przedstaw się.
Z powrotem zwróciłem wzrok na klasę i w tradycji kultury Japońskiej skłoniłem się opierając dłonie na kolanach.
-Mam na imię Nagisa Shiota i od dzisiaj będę chodził z wami do klasy. Miło mi was poznać!
-Dobrze Nagisa możesz zająć miejsce.
Jedyne wolne znajdowało się dość blisko biurka, a mi raczej nie uśmiechało się siedzenie tam. Kompletnie je ignorując skierowałem się na tyły klasy stając przed jakimś szarowłosym chłopakiem uśmiechając się.
-Zamienisz się ze mną miejscami, prawda?
Uważnie wpatrywałem mu się w oczy, a on najwidoczniej wyczuł, że nie była to prośba, bo posłusznie wstał zabierając swoje rzeczy i przeniósł się na moje byłe miejsce. Usiadłem wyciągając przybory czekając aż zacznie się lekcja. Wybrałem to miejsce, bo z niego mam idealny widok na Koro-sensei'a. To nie tak, że obok siedzi czerwonowłosy chłopak. To nie ma z nim nic wspólnego.
Pokręciłem głową odganiając natrętne myśli i wróciłem do obserwacji ,,nauczyciela''. Muszę się jak najwięcej o nim dowiedzieć i to w jak najkrótszym czasie. Mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
Zniszczę cię, Koro-sensei.
_____________________________________-
I mamy kolejny rozdzialik. Mam nadzieję, że jego długość osłodzi wam dzień/noc w zależności kiedy go czytacie.
~~Juuzou~~
P.S. Przepraszam za wszystkie błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top