Prolog

Mały chłopczyk siedział skulony pod drzewem w pobliskim parku. Obejmował swoimi drobnymi rączkami kolana drżąc na całym ciele. Pierwszy raz udało mu się uciec przed matką, która zawsze go łapała w ostatnim momencie. Teraz mu się udało. Wiatr odgarniał przydługie niebieskie włosy opadające na twarz, a wzrok błękitnych oczu padał z jednego drzewa na drugie.

Nie rozumiał tej chorobliwej obsesji matki. Ciągle powtarza, że cieszy się iż ma syna, ale ubiera go jak dziewczynkę. To było głupie. Skoro był chłopcem to powinna go traktować jak chłopca. Niebieskooki delikatnie odchylił głowę do tyłu opierając ją o szorstki pień drzewa. Kora nieprzyjemnie drażniła wrażliwą skórę dziecka i plątała włosy. Drobnymi palcami wyrywał zielone kępki trawy pozwalając im odlecieć na wietrze.

Za jego plecami rozległ się szelest liści i przed nim pojawiła się kobieta będąca jego matką. Miała krótkie granatowe włosy i brązowe oczy przepełnione troską skierowaną na swojego małego synka. Ubrana była w czarne spodnie, białą bluzkę na krótki rękaw i granatowe buty na lekkim obcasie. Drobna sylwetka niekontrolowanie drgnęła widząc zagubione i przerażone dziecko. Swoje dziecko.

Szybko przysiadła się obok obejmując swojego skarba opiekuńczo ramieniem. Chłopiec w pierwszej chwili chciał się wyrwać, ale w końcu skapitulował wiedząc, że nie da rady się wyrwać z rąk...bestii. Jedyne co mu pozostało to ufnie wtulić się w swoją rodzicielkę. Granatowłosa pocałowała rumiany policzek dziecka i zbliżyła twarz do jego ucha.

-Spokojnie, Nagisa. Mama jest przy tobie.

Nagisa w swoim młodym życiu był pewny jednego. Mimo tych jej dziwactw bardzo kochał tą betie.

___________________________________

To opowiadanie wymyśliłam na wakacjach. Mam nadzieję, że się spodoba.

~~Juuzou~~


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top