3. "Jedyną osobą, którą jest ci przeznaczone się stać...

- Wstawaj Ed.

- Nie. - odpowiedział chłopak, tuląc się do swojej poduszki. - Tu mi dobrze.

- Co ty robiłeś w nocy, że tak śpisz? - spytał Frederick, opierając się o ścianę obok, natomiast Edward przeciągnął się, ziewnął i usiadł na swoim łóżku, odpowiadając.

- Dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy.

- Znowu tam poszedłeś? - oburzył się czarnoskóry mężczyzna. - Wiesz, że to ryzykowne.
Mężczyzna westchnął
- Czego się dowiedziałeś?

- Wszystko w swoim czasie. - odpowiedział Edward z dość podejrzanym uśmieszkiem jak na jego osobę, która rzadko się uśmiecha. - A tak w ogóle to, która godzina?

- Za niecałe pół godziny masz naradę, więc radzę ci się pospieszyć. - powiedział mężczyzna i wyszedł z pokoju.

- Pół godziny?! Cholera jasna!! Nie zdążę! - Scott wyskoczył natychmiast z łóżka i zmierzając w kierunku szafy z ubraniami, o mało co się nie wywalił przez kawałek pościeli, zwisający z łóżka.

Zegarek wskazywał już godzinę spotkania, wszyscy byli już na miejscu tylko nie zastępca Wielkiego Mistrza. Frederick już miał po niego iść, gdy nagle wparował do sali Scott, zdmuchując z twarzy pasmo swoich kruczoczarnych, lekko kręconych włosów, sięgających mu do ramion, których nie zdążył ułożyć. 

- Oszczędźmy sobie formalności i przejdźmy do rzeczy. - powiedział Edward, kierując się w stronę swojego miejsca, przy podłużnym stole. Czuł się nieswojo, że to on tym razem się spóźnił. Kiedy usiadł na krześle, chwycił papiery, leżące przed nim na stole. - Zacznijmy może od zle-

- Panie Scott! - do sali wszedł jeden ze strażników. - Ma pan gościa.

- Gościa? - Edward zmarszczył brwi, po czym przypomniał sobie o co na pewno chodzi. - Wpuść ją.

- Chyba nie umawiałeś się z nikim, mam nadzieję. - powiedział do niego przyciszonym głosem Michael Denver, wysokiej rangi templariusz, siedzący obok Scotta. Jego długie, kasztanowe włosy, które sięgały mu prawie do łopatek, spięte były w niskiego kucyka, a jego piwne, przenikliwy wzrok był skierowany w stronę Scotta. Był od niego o cztery lata starszy, ale rangą był niższy co go niezmiernie drażniło, kiedy tylko o tym pomyślał.

- Nie umawiałem się. - odpowiedział spokojnie Edward, spoglądając na mężczyznę oraz układając ręce w piramidę.

Do sali weszła niska dziewczyna. Miała krótko przystrzyżone, czarne włosy, duże blade turkusowe oczy, które przysłonięte były gęstym wachlarzem długich rzęs i jasną, wręcz bladą cerę, a na jej twarzy widać było delikatne piegi. Edward rozpoznał ją od razu. Edith Eva Scott przybyła do niego z rana następnego dnia. Nie spodziewał się jej wizyty aż tak szybko.

- Przecież to asasynka, córka Samuela!

- To musi być jakiś podstęp!

- Lepiej od razu sprawdźmy czy nie ma tu jakieś bomby!

- Dosyć! - Edward trzasnął ręką o stół. - Ile razy mam was jeszcze uciszać?! Nie możecie chociaż raz stulić pyski?!

Odchrząknął i zwrócił się do Edith już spokojnie, wstając.

- Co cię do nas sprowadza? - zaczął iść w jej kierunku powolnym i nazbyt spokojnym krokiem, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego.

- Jestem Edith Scott, córka Samuela Scotta. Ja... Dowiedziałam się o wielu rzeczach, które zrobili asasyni i zrozumiałam, że się mylą. Chciałabym więc dołączyć do Zakonu Templariuszy. - oznajmiła siedemnastolatka, ukrywając strach i patrząc na Scotta, który dalej szedł w jej stronę i był coraz bliżej i bliżej. Na jej słowa kilku templariuszy się zaśmiało, ale zamilkli, widząc wzrok bruneta. - Na dodatek wiem, że wśród was znajduje się mój brat, mam rację?

- Tak, twój brat jest tutaj. - powiedział Edward, stojąc tuż przed nią i patrząc się w nią swoimi brązowymi oczami, które czasem wydają się większości osób wręcz krwistoczerwone. Uśmiechnął się pod nosem, po czym odwrócił się w stronę pozostałych z szerokim uśmiechem na twarzy. - Powitajcie moją młodszą siostrę Edith!

Nastała cisza. Nawet muchę było słychać zza okna, która za wszelką cenę chciała się dostać do środka.

- Wow, jesteście w takim szoku, że aż mi was szkoda, że jesteście tacy tępi. - oznajmił zastępca Wielkiego Mistrza. - Edith, siądź na jakimś wolnym miejscu.

Kiedy rodzeństwo usiadło, w sali dalej trwała cisza. Zaczęła ona powoli denerwować Edwarda.

- Kontynuujmy więc...

Nastał już wieczór, kiedy wszyscy templariusze wyszli z sali. Zostali w niej tylko Edith oraz Edward.

- Jak oni mnie irytują - jęknął starszy Scott, kładąc nogi na stole i przetarł twarz dłońmi.

- Co będzie ze mną? Nie przyjmiecie mnie albo nie zabijecie mnie? - zdziwiła się dziewczyna.

- O tym zadecyduje Wielki Mistrz. Doradca nie ma aż takich uprawnień. Na razie cię tu tylko przetrzymamy, a Phillips podejmie decyzję jak wróci.

- Gdzie jest Wielki Mistrz? - spytała się niepewnie Edith.

- Na misji w Est-

- Panie Scott!!! - wbiegł młody chłopak, cały spanikowany i zdyszany. - Mam bardzo ważną wiadomość, niestety nie udało mi się dotrzeć na naradę, więc-

- Co jest, Iwan? - spytał Scott i wziął natychmiast nogi ze stołu.

- Wielki Mistrz... on... On nie żyje! - wysapał chłopiec.

Edward zbladł, przez chwilę nawet nie oddychał. Odesłał Iwana z powrotem, po czym trzasnął pięścią w stół.

- A niech cię diabli, Louis! Żebyś do tego swojego piekła trafił! - krzyknął wściekle. - Że akurat teraz musiałeś zdechnąć!

Znowu w ogromnej sali nastała cisza.

Starszy Scott westchnął głęboko i uspokoił się.

- Przykro mi... - powiedziała Edith, spoglądając na brata, lekko przerażona jego zachowaniem. Zaczęła się zastawiać jak to możliwe, że są rodzeństwem. Ten wyprostował się i strzepnął brud ze stołu po jego butach.

- Widać po tobie, że masz więcej pytań - powiedział bez emocji w głosie. Edith zastanowiła się od czego by zacząć.

- Ile lat jest między nami różnicy? - spytała po chwili. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia.

- Pięć, w sumie niecałe sześć. - odpowiedział Edward, przeczesując włosy. - Tak, mam dwadzieścia dwa lata, mimo że wyglądam na mniej niż osiemnastka.

- Serio masz dwadzieścia dwa? - zdziwiła się dziewczyna. - Rzeczywiście wyglądasz na mniej.

- Teraz wyobraź sobie jak to jest kiedy kupuję jakiś alkohol - zaśmiał się Edward. - Za każdym razem pytają o dowód.

Edith poczuła, że atmosfera się trochę rozluźniła i trochę jej nawet ulżyło. Oparła ręce o stół, myśląc nad kolejnym pytaniem.

- Dlaczego zdradziłeś bractwo i dołączyłeś do Templariuszy? - miała szczerą nadzieję, że dowie się czegoś więcej o tej całej egzekucji krwi, jednak na to pytanie Edward jakby drgnął i widać było, że stara się na szybko znaleźć jakąś odpowiedź. Po chwili jednak odpowiedział z powagą w głosie.

- To pytanie na inną rozmowę. Coś jeszcze?

Dziewczyna zdziwiła się tą odpowiedzią, jednak nie chcąc zdenerwować brata, nie naciskała, a zaczęła zadawać inne pytania.
Siedzieli tak może do pierwszej w nocy, kiedy przyszedł do nich Frederick, zaprowadzając Edith do jej tymczasowego pokoju.

Mimo wszystko wieść o śmierci Louisa Phillipsa, Wielkiego Mistrza Zakonu Templariuszy szybko się rozniosła i nazajutrz wszyscy wiedzieli, że muszą znaleźć nowego dowódcę.

~~~~~~~~~~~
Wielkie podziękowania dla Grap-ieczarka, który pomógł mi przy tym rozdziale.
Bez tej pomocy, tworzenie rozdziału trwało by o wiele dłużej

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top