Rozdział 12 "Gwiazda Speluny"
- Zostaw mnie w spokoju, kobieto! – krzyczał Vitaly, trzymając się jedną ręką za ramię Eraza, który niczym tarcza, obracał się nerwowo w miejscu, starając się samemu chronić przed wściekłą dziewczyną.
- Zostaw?! Zostaw, mówisz, ty cholerny dupku?! Rok Cię nie było i wracasz sobie wtedy, gdy już musisz! Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby nas odwiedzić, ty zadufany w sobie draniu! – wrzeszczała, wymachując rękami. Jej ciemnobrązowe włosy podskakiwały nerwowo, a niebieskie oczy mrużyły niepokojąco, kiedy tylko asasyn wyglądał zza ramienia swojej żywej tarczy.
- To było tylko dziesięć miesięcy... - zaryzykował, a wtedy dziewczyna otworzyła szeroko usta i rzuciła się w stronę mężczyzny. – Zostaw mnie! Jestem ranny!
- Ranny będziesz, jak z Tobą skończę!
Vitaly odrzucił na bok spanikowanego Eraza i zaczął uciekać w stronę schodów, po których właśnie schodzili Kerr i Salem. Schował się za przyjaciela i zaczął cicho błagać ich o pomoc. Kiedy szatynka dobiegła do nich, Hatim wyszedł do przodu i rozłożył ręce.
- Spokojnie, Fatin, nie chcesz go teraz zabić, jeszcze Ci się przyda. – zaśmiał się Salem, a kobieta fuknęła:
- Nie chcę go zabić, tylko poważnie uszkodzić. Najlepiej tak, by już za daleko nie uciekł...
- Nie wystarczy Ci, że przez najbliższe tygodnie z pewnością sobie nie ulży ręką? – zasugerował cicho blondyn, a Fatin uśmiechnęła się złośliwie i przytaknęła:
- Z takim problemem to już na pewno zbyt szybko nie odejdzie! W końcu spędzisz trochę czasu z własną żoną.
Vitaly westchnął ciężko, tymczasem Kerr zamarł na moment, po czym odezwał się:
- Żoną? To twoja żona?!
Wszyscy zamarli. Bahir zaś wszedł zza pleców przyjaciela i stanął niepewnie obok Fatin. Ta zaś przyglądała się im obydwóm na przemian.
- Powinieneś wiedzieć, ale od tak dawna nie rozmawialiśmy... Fatin to moja ukochana żona od czterech lat... - wyznał i uśmiechnął się delikatnie do kobiety, a ta przytuliła się do niego powoli. Kerr na początku nie rozumiał kompletnie, co się dzieje, jednak patrząc na ich dwoje, to stwierdzenie nie było tak bardzo nieprawdopodobne.
- Nawet nie wspominałeś, że wziąłeś kobietę z miasta... Rodzina się na to zgodziła? Myślałem, że mają dla Ciebie jakąś hrabinę... Oczywiście bez obrazy, Fatin, jesteś przepiękną kobietą! – zaczął pytać, oczywiście reflektując się w porę, ale dziewczyna nie wyglądała na urażoną. – Poza tym... Nie powinna w takim razie być w Alamut? To niebezpieczne...
- Kerr, spokojnie... Prawda jest taka, że nikt nie wie o Fatin. Wziąłem ją za żonę w tajemnicy. Rodzina ani klany... Nikt nic nie wie. Ukrywam ją tutaj. – wyjaśnił prędko Vitaly, ale Kerr wciąż nie rozumiał.
Śluby w rodzinach asasynów były dość trudne do zrozumienia. Zwykle to rodzina wybierała lub, tak jak miało to być w przypadku Szahi'ego, była to kobieta z wioski. Rzadko zgadzano się na inne związki. Były to nikłe przypadki, gdy w ogóle coś podobnego miało miejsce, jednak kiedy kobieta była zdrowa i młoda, raczej nie robiono większych problemów.
Fatin wyglądała zdrowo, zważywszy na jej zachowanie wobec męża, więc Kerr nie do końca rozumiał, co mogło pójść nie tak. Na pewno zostałaby zaakceptowana.
- Ale... - Kerr nie zdążył dokończyć, bo wtedy pokój przebiegł głośny pisk i coś niewielkiego prędko przebiegło przez pokój. W ostatnim momencie Vitaly pochylił się i zgarnął do uścisku niewielką dziewczynkę o pięknych niebieskich oczach i skórze w odcieniu ciemnego piwa. Wtedy już wszystko kompletnie przestało mieć sens.
- Moja Gwiazda! – zawołał wesoło Bahir i jedną ręką uniósł dziecko, przytulając ją do siebie. Ta nie pozostawała mu dłużna, tylko wczepiła się mocno w jego koszulę, a po jej policzkach popłynęły łzy. – Moja córeczka... Najpiękniejsza kobieta na świecie...
Fatin przyglądała się temu z lekkim uśmiechem, a w jej oczach zbierały się łzy. Widać było, że ten widok ją napawa ogromnym szczęściem. Po chwili sama przytuliła się do nich, aby za chwilę wziąć dziewczynkę na swoje ręce, bo Vitaly był wciąż jeszcze dość słaby.
- Czy... Możesz mi to wyjaśnić? – spytał cicho Kerr. Eraz wciąż wpatrywał się w dziewczynkę i najwyraźniej dopiero po chwili dotarło do niego pytanie asasyna, bo spojrzał od razu na Vitaly'ego. Ten nie bardzo wiedział, co zrobić, więc odwrócił się do Fatin i powiedział:
- Zabierz Linę do sypialni, zaraz do was przyjdę, ale muszę z nim porozmawiać...
- Nie! – zagrzmiała dziewczyna i dodała: - Tatuś idzie z nami!
- Zaraz do was przyjdę, Gwiazdeczko. Obiecuję! – uśmiechnął się do niej asasyn, a ona spuściła głowę, ale lekko przytaknęła. Fatin natychmiast przeszła obok nich i ruszyła po schodach na górę. Gdy zniknęły z zasięgu ich wzroku, Kerr powtórzył pytanie.
- To nie takie proste... Lina nie jest moją prawdziwą córką... - westchnął ciężko Vitaly, a Szahi odparł:
- Zdążyłem zauważyć, że nie odziedziczyła po was urody.
- W momencie, gdy już nawet ty silisz się na sarkazm, sytuacja musi być poważna. – zauważył trafnie asasyn, a Kerr tylko prychnął i spojrzał wyczekująco na niego. – Lina nie jest moją prawdziwą córką, ale ja ją tak traktuję. Poznałem Fatin, gdy była już w ciąży. Nigdy nie była dziwką, jeśli o to pytasz... Została zgwałcona i zaszła w ciążę. Poznałem ją i oczarowała mnie. Nie przeszkadzało mi, że będzie miała dziecko. Postanowiłem, że wychowam ją jak swoją i zabiorę do Alamut, ale gdy Lina się urodziła, zorientowałem się, że nie mogę... Widzisz zresztą... Znasz nasze prawa. Fatin i Lina mogłyby zostać skazane. Fatin za zdradę, o którą by ją oskarżono, a Linę za samo istnienie. Klany boją się skandali, a to... To byłby skandal na dużą skalę. Dlatego zabrałem je tutaj... Chronię je przed rodziną, bo wiem, że zostałyby ukarane, ale nie chcę też ich opuszczać, bo je kocham.
Kerr spuścił głowę. Wiedział, że by tak było. Klany od zawsze dbały o swoją nienaganną reputację u ludzi. Gdyby poszła plotka, że Fatin zdradziła Vitaly'ego już po ślubie, to mogłoby spowodować niezwykle ciężką atmosferę. Zwłaszcza, że asasyn mieszkał przez ten cały czas w dość dużym mieście. Występki Kerra były łagodnie traktowane, bo stacjonował na uboczu, gdzie raczej ludzie nie mają czasu na plotki, a sytuacja jest tak ciężka, że utrata dobrego asasyna jest jak strzał w serce.
- Rozumiem to, ale wiesz, że ktoś w końcu się dowie, prawda? Nie możesz być wiecznie „wolny"... Ktoś z klanu zauważy, że teoretycznie nie masz żony i postanowi to zmienić. – zauważył Szahi, a drugi asasyn tylko odwrócił wzrok.
- Dlatego będę potrzebował twojej pomocy... Właśnie teraz nadarzyła się taka okazja... Pomogę Ci w wojnie, a gdy wszystko się powiedzie... Zniknę i zabiorę ze sobą Fatin oraz Linę. Uciekniemy za granicę, zaczniemy wszystko od nowa. Musisz przekazać wieść, że zginąłem podczas walki z Vayrusami, a ty spaliłeś moje ciało, bo w młodości prosiłem Cię, żeby właśnie tak ze mną postąpiono, dobrze?
- Oszalałeś?! – wzburzył się Kerr, nawet Eraz podszedł bliżej, jakby kompletnie nie rozumiał toku myślenia asasyna. Salem zaledwie gwizdnął i mruknął pod nosem:
- To coś nowego...
- To jedyne wyjście, a właśnie teraz nadarzyła się taka okazja... - próbował dalej Vitaly i dodał cicho: - One mnie potrzebują. Chcę w końcu stworzyć z nimi prawdziwą rodzinę...
Wszyscy zamilkli. Abla, która stała z boku, podtrzymując zimny okład przy swoim policzku, powoli wycofała się do kuchni, a za nią kilka z dziewczyn. Salem również wyglądał, jakby zaraz miał usunąć się z tego pomieszczenia, ale ostatecznie z głębokim odetchnięciem został. Eraz podszedł bliżej Kerra i złapał go za ramię, podczas gdy ten ostatni wpatrywał się w swoje buty w całkowitej ciszy. Dopiero po dobrych kilku minutach podniósł głowę i spytał cicho:
- Gdy to wszystko się skończy... Już się nie zobaczymy, prawda?
Vitaly zagryzł wargi i zacisnął pięść prawej dłoni. Wyglądało, jakby próbował się schować we własnym ciele. Było mu źle. Chciał jak najszybciej skończyć temat, ale to było niemożliwe.
- Prawdopodobnie nie. – wyznał szczerze i odwrócił się w bok.
࿇࿇࿇
- Wyobrażasz to sobie? On liczy na to, że pomogę mu zniknąć na zawsze z mojego życia... - wymamrotał Kerr, gdy siedzieli w jednym pokoju razem z Erazem. Chłopak wyglądał na zmartwionego zachowaniem przyjaciela, ale niewiele mógł w tym momencie zrobić. Po odpowiedzi Vitaly'ego, Kerr natychmiast uciekł do swojego pokoju, a Un-Mahh pognał za nim, by go uspokoić.
- Ukrywał się tyle lat, że nie dziwię się, że chce w końcu coś zmienić. On naprawdę je kocha i chce być z nimi. – próbował tłumaczyć zachowanie asasyna, ale z każdym kolejnym słowem Kerr tylko bardziej zamykał się w sobie.
- Dobrze wiedzieć, że ja nic dla niego nie znaczę... - przekręcił to Szahi i wstał, nerwowo podchodząc do okna. Był środek dnia, więc nie mógł nawet wyjść z budynku, żeby przemyśleć cokolwiek, a obecność Eraza od momentu rozmowy z Salem o jego uczuciach również powodowała ucisk w sercu.
Salem miał wiele racji. Eraz kompletnie nie zdradzał swoich uczuć i nawet nie wyglądało na to, że rozgryzł to, co czuł Kerr. Wszystko było tak cholernie skomplikowane, mimo, że asasyn całe życie starał się je jak najbardziej uprościć.
- Eraz? – mruknął cicho, a chłopak podniósł głowę i podszedł parę kroków do przodu. Kerr nawet się nie odwrócił, tylko nerwowo analizował w głowie, czy na pewno chce wykonać ten ruch, jednak im dłużej myślał, tym gorzej przychodziła mu analiza logiczna. Gdyby teraz to zrobił, wiedziałby przynajmniej na czym stoi, jednak, czy w ogóle chciał wiedzieć, to było zasadniczo inne pytanie.
- Wszystko w porządku? – spytał niepewnie Un-Mahh, a Kerr tylko zagryzł wargę. Jeśli teraz by to zrobił, to albo ułatwiłby wszystko albo bardziej skomplikował. Nie wiedział, co ma zrobić, ale pokusa, by przynajmniej raz skosztować jego ust, tylko rosła. Powoli obrócił się i zorientował, że chłopak stał tuż za nim z zaniepokojonym wyrazem twarzy. – Nie wyglądasz najlepiej... Może powinieneś się położyć?
Szahi zaczął ciężej oddychać. Twarz Eraza była tak zaskakująco blisko jego, że właściwie wystarczył mały krok, by ich usta się złączyły. To wcale nie mogło być tak trudne w mniemaniu asasyna, a jednak jego nogi trzęsły się, gdy powoli zbliżył się do chłopaka. Un-Mahh nie bardzo rozumiał co się dzieje i sam cofnął się. Ten układ trwał aż do momentu, gdy Eraz poczuł na swoich plecach ścianę, a dłoń asasyna delikatnie potarła jego policzek. Chłopak nie miał już drogi ucieczki, więc tylko bacznie obserwował, jak Kerr zbliża się do niego, aż w końcu powoli go całuje.
Nie można było nazwać tego namiętnym pocałunkiem, a jedynie delikatnym cmoknięciem. Kerr wystraszył się bardzo szybko, a Eraz był tym wszystkim tak zaskoczony, że przez moment po prostu stał i patrzył gdzieś w przestrzeń. Kiedy asasyn czekał na reakcję, dotarło do niego, że mógł w ten sposób bardzo łatwo zniszczyć ich relację.
- Dlaczego to zrobiłeś? – odezwał się w końcu Eraz, jednak wciąż nawet nie spojrzał na Szahi'ego. Jego wzrok wciąż pływał gdzieś z boku.
- J-Ja... - zaczął, ale nie skończył. Po prostu nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie był pewien, czy kocha, ani jakie pobudki go do tego skusiły. Coś jednak go do tego popchnęło. – Nie wiem... Nie rozumiem tego, co czuję...
- Nie wiesz, że ludziom nie wolno mieszać w głowach? Jeśli robisz coś wobec nich, bądź pewien, że chcesz to zrobić. – odparł dość zimno Eraz. Wtedy Kerr zamarł, bo to był ten sam chłopak, który załamał się po wypadku w lesie, a nie ten miły i uroczy chłopak, którego tak bardzo polubił.
- P-Przepraszam. – wymamrotał Szahi i minął chłopaka, uciekając na korytarz. Nie potrafił spojrzeć Erazowi prosto w oczy, chciał jak najszybciej znaleźć się gdzieś daleko, ale nie mógł wychodzić. Jedyne miejsce, gdzie mógłby się chociaż na jakiś czas ukryć, znajdowało się za ciemnymi drzwiami przy końcu korytarza i choć nie była to zbyt optymistyczna wizja, Kerr ruszył przed siebie i wolno zapukał do drzwi. Wiedział, że Salem jest w środku, bo usłyszał szuranie drewnianego krzesła, a gdy po chwili drewniane przejście otworzyło się, a w jego progu stanął blondyn, Szahi zdołał tylko wykrztusić:
- Mogę?
࿇࿇࿇
- Powinienem spytać, ale po twojej minie wnioskuję, że naprawdę nie chcesz o tym rozmawiać. – zauważył Salem, przeglądając jakieś papiery przy biurku, podczas gdy Kerr leżał na fotelu po drugiej stronie pomieszczenia i wpatrywał się beznamiętnie w ścianę.
- Nie chcę. – przyznał cicho, a w pokoju znów zapanował spokój. Trwało to może pół godziny, gdy Salem skończył pracować i odwrócił się na krześle w stronę asasyna. Przez chwilę mu się przyglądał, po czym stwierdził:
- Miłość jest cholerną suką, prawda? Zawody miłosne są okropne, coś o tym wiem...
- Wcale nie o to chodzi. Myślę o Vitaly'm. – skłamał Kerr, ale Hatim tylko zaśmiał się cicho i odparł:
- Z pewnością. – był to silny sarkazm, do którego po chwili dodał: - Nie umiesz kłamać, Kerr. Już Ci chyba mówiłem, że w swoim byciu jesteś bardzo prostą istotą, prawda? Widzę, że wcale nie chodzi o tego starego bydlaka, tylko o pewnego młodego jegomościa, który prawdopodobnie nigdy nie był Tobą zainteresowany.
- Możesz przynajmniej na dziesięć minut przestać być takim kutasem? – poprosił szczerze Kerr, ocierając twarz dłonią, jakby chciał odgonić łzy, które zdążyły się już zebrać w kącikach jego oczu.
- Mógłbym, ale wiesz co? Z doświadczenia wiem, że im szybciej dotrze do Ciebie gorzka prawda, tym szybciej sobie z nią poradzisz. – westchnął, wstając z krzesła i podchodząc bliżej asasyna. – Jeśli chcesz, możesz zostać na noc tutaj. Jutro z rana powinienem dostać wiadomość od informatora. Wtedy dowiemy się nieco więcej na temat aktualnej sytuacji w stolicy i będziemy mogli wykonać jakiś ruch, ale ty... Ty musisz wziąć się w garść.
- Abla mówiła, że zwykle sypiasz w gabinecie... - zauważył Kerr, a Salem tylko uśmiechnął się pod nosem i odparł:
- Co za plotkara... Tak, zostaję tutaj na noc. Mam tutaj wszystko pod ręką, a we własnej sypialni czuję się dość obco.
- Dlaczego czujesz się obco? – podłapał Kerr, podczas gdy Hatim westchnął i sięgnął po jakąś książkę na półce tuż obok fotela.
- Długa i żenująca historia. Jak skończę pracę, a ty jeszcze nie będziesz smacznie spać, to może Ci opowiem.
~*~
Jestem z siebie dumna. Rozdział jest na czas, mimo, że w ostatnim tygodniu czułam się bardzo źle, miałam dużo pracy i ogólnie ciężko było! ~ Mam nadzieję, że napiszecie mi, czy podoba wam się ta historia oraz co najbardziej!
~ Lucyfer
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top