8

Bardzo miło wstawało się w czwartkowy poranek z myślą, że nie idę na uczelnię. Cieszyłam się, że mogę na spokojnie zaplanować sobie dzień i moim pierwszym punktem były zakupy. Ubrałam luźne ubrania, zarzucając na siebie bluzę i przeczesałam włosy, rezygnując z jakiekolwiek makijażu. Sklep mam dwa przystanki stąd, więc raczej nie spotkam zbyt wielu ludzi w ciągu tych kilkunastu minut.

Wysiadłam na odpowiednim przystanku i przeszłam chodnikiem do marketu. Wzięłam koszyk i przeszłam się alejkami. Wybrałam podstawowe produkty, których mi brakowało i udałam się w stronę kas. Rozejrzałam się jeszcze po półkach, by być pewną, że wszystko wzięłam i wtedy zauważyłam Franka, który również pakował jakieś rzeczy do koszyka, stojąc do mnie tyłem. Zatrzymałam się w miejscu, bo momentalnie zestresowałam się myślą, że Michał też może gdzieś tu być, ale ostatecznie zmusiłam się do postawienia kroków w przód, mając nadzieję, że pozostanę niezauważona. Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale po prostu wiedziałam, że Franek, podobnie jak Matczak i inni jego kumple, są osobami bardzo kontaktowy i że na pewno chłopak podszedłby, żeby zamienić ze mną kilka słów, a ja oprócz tego, że nie wyglądałam dziś najlepiej, to nie zawsze umiałam w takie luźne pogawędki z osobami, które widzę drugi raz w życiu.

Jakoś udało mi się przejść przez kasę i wyjść ze sklepu i nikt mnie nie zaczepił. Odetchnęłam z ulgą, gdy stanęłam na przystanku.

Po paru minutach znalazłam się w mieszkaniu. Zrobiłam jedzonko i trochę ogarnęłam przestrzeń, żeby później lepiej mi się uczyło. A tak naprawdę to robiłam wszystko żeby odwlec naukę, co było do mnie cholernie niepodobne...

I gdy miałam już wziąć do ręki książkę, zbawieniem okazał się telefon. Złapałam urządzenie i po raz kolejny tego dnia zamarłam, widząc na wyświetlaczu numer Michała. Od razu odebrałam połączenie.

- Chodź z nami do Nero. – no tak, zwykle darowaliśmy sobie przywitania.

- Nie powinieneś być w szkole? – spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę jedenastą, plus był środek tygodnia.

- A znasz zasadę, żeby dzień święty święcić?

- Dzisiaj nie jest niedziela. – upomniałam go.

- Ale dzień wagarowicza.

- I mam uwierzyć, że to jedyny dzień, w którym uciekasz ze szkoły?

- Jedyny legalny. – zaznaczył, a ja przewróciłam oczami.

- To nie jest tak, że jesteście zwolnieni. – zwykle w tym dniu w szkole są jakieś luźniejsze lekcje, apele czy konkursy lub gry. Nauczyciele nigdy nie powiedzieli, że możemy wyjść.

- Pani Maruda. – jęknął. – Bo czekamy już pod blokiem.

- Poważnie? – podeszłam do okna, delikatnie wychylając się za firanką, ciężko jednak było dostrzec jego auto. – Skąd w ogóle wiedziałeś, że nie jestem na uczelni?

- Ptaszki ćwierkają. – odparł zagadkowo, ale chyba już wiedziałam o co chodzi.

- Powiedz Frankowi, że dostanie kopa za kablowanie. – zaśmiałam się, bo musiał mnie rano widzieć i sprzedać Michałowi informacje.

- Huston, mamy problem. – usłyszałam głos winowajcy i domyśliłam się już, że przez „my" chłopak miał namyśli siebie i swoich kumpli, czyli za pewne jeszcze Krzyśka.

- No dalej, ubieraj się, bo dzisiaj nowe menu w Nero. – znów odezwał się Michał. – Co prawda jeszcze nie wprowadzili alkoholu, ale i tak będzie fajnie. Procenty będą później, bo trzeba trochę wyluzować od tej szkoły, nie?

- Alkohol de facto nie odejmuje problemów. – zaśmiałam się.

Przeleciałam wzrokiem po ubraniach i wyciągnęłam jeansową spódnicę i pasującą do niej bluzkę, przytrzymując telefon między uchem a ramieniem.

- Wiem, ale ufam mu, dopóki sprawia, że lądujemy po nim w łóżku. – ciuchy, które miałam w ręce upadły na podłogę i to wcale nie przez jego słowa.

W ostatniej chwili złapałam telefon, żeby nie powielił ich losu i odwróciłam się gwałtownie w stronę Michała, który nie wiem skąd, jak i kiedy, znalazł się w moim pokoju, opierając się o framugę drzwi.

Chłopak zaśmiał się z mojej reakcji i rozłączył połączenie, bo teraz mogliśmy rozmawiać już normalnie.

- Nie możesz tak sobie tutaj wchodzić jak do siebie! – nie wiem jak to możliwe, że nie słyszałam otwieranych drzwi.

- Zapukałem przecież. – uniosłam brew, zakładając ręce na piersi. – Nie złość się. – zmierzwił moje włosy i położył się na łóżku. – Na co czekasz?

- Aż stąd wyjdziesz?

- Przyszedłem, żeby cię pospieszyć, a chłopaki nie wpuszczą mnie do auta bez ciebie.

Machnęłam ręką, wiedząc, że dyskusja tu na nic i zebrałam wcześniej wybrane rzeczy i poszłam się przebrać do łazienki. Nałożyłam tam również lekki makijaż i poprawiłam włosy. Spojrzałam na moje odbicie w lustrze i przeraziłam się tym, że zamiast spędzić ten dzień produktywnie, ja znowu wybieram Michała...

- Sama nie wiem. – odezwałam się, gdy znów weszłam do pokoju. Chłopak siadł na łóżku, unosząc brew. – Mam dużo nauki, chyba nie powinnam...

- Lena. – przewrócił oczami i wstał, podchodząc do mnie. Złapał mnie za policzki, unosząc moją głowę. – To tylko parę godzin. Ciągle się uczysz i siedzisz na uczelni. Zdasz te egzaminy z zamkniętymi oczami. Co ja mam powiedzieć, jak mam maturę za dwa miesiące? Myślisz, że wziąłem się za jakieś powtórki? – zaśmiałam się, kiwając głową.

- Dobra już. Chodźmy. – uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę, ciągnąć do wyjścia.

Chwilę potem otworzyliśmy drzwi samochodu, który nie należał do Matczaka, a za kierownicą siedział Krzysiek. Obok niego był Adam, a z tyłu Franek. Rzuciłam im wszystkim krótkie „hej" i razem z Michałem wpakowaliśmy się na wolne miejsca.

- Co tak długo gołąbeczki, hm?

- Szybka gra wstępna. Reszta później. – pociągnął Michał, dając kolegą powód do radości, a ja przewróciłam oczami, szturchając go. Zerknął na mnie z góry i z niewinnym uśmiechem poklepał mnie po odkrytym udzie, zostawiając tam rękę.

Dojechaliśmy do Nero. Kawiarnia, w której czasem bywałam, wyglądała tak jak zazwyczaj. Było tutaj dosyć przytulnie i domowo. Pod ścianą stały kanapy lub wygodne fotele i małe stoliki, ustawione na wzorzystych dywanach. Na drewnianych ścianach wisiały stare fotografię i plakaty, które dodawały klimatu.

Zajęliśmy jeden ze stolików przy kanapach, żeby było najwygodniej. Adam i Michał zdecydowali, że od razu pójdą coś zamówić.

- Chcesz herbatę czy kawę? Mają zajebistą tropical fruit.

- Może być, zaufam Ci. – podeszli do lady, a ja, Franek i Krzysiek zostaliśmy na kanapach.

- I jak tam życie, Lenka? – zaczął temat jeden z nich i chwilę pogadaliśmy o ostatnich tygodniach, dopóki nie dołączyła do nas reszta.

- Słuchajcie jaki przypał. – odezwał się Adam. – Założyłem się z Michałem, że nie wyciągnie numeru telefonu od baristki, a Mata, jak to Mata, stwierdził, że da radę. – zaśmiał się z kolegi, który machnął ręką, siadając obok mnie. – No i z tym swoim pedofilskim uśmiechem pyta ją o numer, a ona totalnie niezainteresowana mówi, że dwanaście i że poda do stolika. – wszyscy zaśmialiśmy się z tej sytuacji, łącznie z Michałem, który i tak miał do siebie duży dystans.

Po chwili nasze zamówienia pojawiły się na stoliku. Herbata, którą polecił Matczak była naprawdę pyszna, bo dało się wyczuć kilka różnych smaków owoców tropikalnych, łączących się ze sobą. Michał natomiast wziął sobie kawę i kanapkę, Franek świeży sok z pomarańczy, a Adam i Krzysiek herbatę, tak jak ja.

Siedzieliśmy chwilę rozmawiając o głupotach. Czas upływał bardzo przyjemnie, ale również szybko. Nim spostrzegliśmy było po czternastej, a nasze filiżanki i szklanki były już puste.

Zerknęłam na godzinę w telefonie, który w tym samym momencie poinformował o nowej wiadomości.

Patrycja: O ty małpo. Uczysz się w domu, hm?

Od razu rozejrzałam się po pomieszczeniu, zauważając przyjaciółkę, która czekała na swoje zamówienie.

Ja: Ups. Wybacz, tak jakoś wyszło... zostałam zmuszona.

Posłałam jej przepraszające spojrzenie, a ona machnęła ręką.

Ja: Chodź do nas.

Wysłałam wiadomość i spojrzałam na chłopaków, pochłoniętych rozmową.

- Nie będzie wam przeszkadzać, jeśli dołączy do nas moja przyjaciółka? – skinęłam na dziewczynę, a wszyscy odwrócili się w jej stronę. Patrycja nieśmiało im pomachała, co odwzajemnili.

- Spoko, niech wpada. – Franek jeszcze machnął ręką, zapraszając ją.

Patka odebrała zamówienie i podeszła do nas, odsuwając fotel.

- Heeej. Patrycja, miło mi. – każdy podał jej rękę, przedstawiając się, a ona dłużej skupiła się na Michale, wiedząc, że to właśnie ten Michał. Modliłam się, żeby nie palnęła nic głupiego.

- A więc to ty tak na nią wpływasz.

- Boże.- ukryłam twarz w dłoniach.

- Wpływam? - Michał uniósł brew z rozbawieniem.

- Ona się uczyć przestała i wychodzi z nami na kawę na tygodniu. To naprawdę cud. Myślisz, że dawniej siedziałaby tutaj w wolny dzień, który mogłaby przeznaczyć na naukę?

- Patrycja. Dość. - mruknęłam. 

Michał wyszczerzył zęby w moją stronę, a ja wbiłam mu łokieć w żebro.

- Co się cieszysz?

- Dzisiaj też coś marudziła, ale mam już na nią sposoby. - dodał, patrząc na Patrycję, z którą wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Wiecie, że tu jestem i to słyszę?- powiedziałam ironicznie.

Znów wdrążyliśmy się wszyscy w rozmowę i miałam wrażenie, że Patrycja super wpasowała się w to towarzystwo i polubiła tych chłopaków, zresztą oni chyba ją także. 

Zerknęłam na Michała, który wyjął telefon i napisał szybkiego smsa, a za chwilę zauważyłam, że Adam odczytuje wiadomość. Chłopcy wymienili się spojrzeniami a chwile później, gdy nastała cisza, chłopak prostu z mostu zwrócił się do Patrycji i zapytał:

- Dasz mi swój numer? – Michał zachichotał, a ja prawie zadławiłam się śliną. Patrycja uniosła brew, nie spodziewając się takiego pytania.

- Mam chłopaka. – odparła od razu.

- Przypał. – mruknął Michał, Franek i Krzysiek się zaśmiali, a Adam posłał Macie mordercze spojrzenie.

- Wiecie... muszę już iść. Miło było was poznać. - wstała, zbierając się.

- Już? - dopytali chłopcy, a ona stwierdziła, że musi jeszcze załatwić parę rzeczy na mieście.

- Do jutra. - rzuciłam jeszcze, przytulając ją i obserwując jak wychodzi.

- Wiedziałeś, szmato! - Adam rzucił w Michała jakimś papierkiem, a on uniósł ręce w obronnym geście.

- Przysięgam, ze nie. – zachichotał. – Tak czy siak, jesteśmy kwita.- a więc musieli się założyć, jak w przypadku baristki. Pokręciłam głową.

- Jesteście okropni. - zaśmiałam się, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że Patka ma duży dystans i na pewno załapała żart, ale pewnie poczuła się trochę niezręcznie i wolała wyjść.

Sama bym tak zrobiła, bo nadal momentami czułam się dziwnie w ich towarzystwie, mimo że nie miałam powodów. Po prostu mieli taki sposób bycia, że "zwykły" człowiek czuł się przy nich inaczej, ale nie oznaczało to, że źle. Ja łapałam się na tym, że coraz częściej wśród nich czułam się po prostu dobrze, tak jakbyśmy znali się od dawna i nie chciałam, żeby to kiedykolwiek się skończyło.

- To co, idziemy na schodki?





wczoraj napisałam inną wersję tego rozdziału, ale rano zmieniłam go całkowicie, mam nadzieję, że się podoba, chociaż wiem, że trochę nudny :/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top