7

Po omacku uderzyłam w budzik, wyłączając alarm. Było po szóstej, więc musiałam powoli wstawać, by przyszykować się na zajęcia. Niechętnie podniosłam się do siadu, przeciągnęłam się i przetarłam oczy, przyzwyczajając je do jasności. Zerknęłam na chłopaka, który nadal spał, przytulony do kołdry i uśmiechnęłam się na ten widok. I nie wiem czemu to zrobiłam, ale moje ręka samowolnie powędrowała do jego włosów, które delikatnie zgarnęłam mu z czoła. Chłopak lekko poruszył się przez ten gest, mrucząc coś pod nosem.

- Która godzina? – wybełkotał ledwo zrozumiale.

- Wcześnie, śpij jeszcze. – powiedziałam cicho, żeby nie rozbudzać go bardziej, bo mi przygotowanie się zajmie zdecydowanie więcej czasu niż jemu, więc bezsensu, by teraz wstawał.

Podeszłam do szafy, wyjmując ubrania, a następnie udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, po czym ubrałam się i umyłam zęby. Przeczesałam również włosy, które nie wyglądały dziś najlepiej, ale bardzo nie chciało mi się myć ich z rana. Jakoś to przeżyję.

- Otwórz. – usłyszałam pukanie, więc przekręciłam zamek w drzwiach, widząc, nadal nie do końca rozbudzonego, Michała.

- Potrzebuję jeszcze chwili. – podeszłam znów do lusterka, by nałożyć lekki makijaż. Chłopak jednak machnął ręką i przeszedł do ubikacji, podnosząc deskę i załatwiając potrzebę, jak gdyby nigdy nic. Przymknęłam oczy, nie chcąc w lustrze dostrzec jakiekolwiek jego intymnej części ciała, mimo że on nie miałby z tym problemu.

Za chwilę usłyszałam spłuczkę, więc wróciłam do nakładania pudru. Michał lekko pchnął mnie biodrem, żeby zrobiła mu miejsce, gdyż chciał umyć ręce. Posłałam mu ostre spojrzenie w lustrze, a on niewinnie wzruszył ramionami.

- Nie mogłem już wytrzymać.

- Mogłeś powiedzieć i bym po prostu wyszła na te dwie minuty.

- Tak było zabawniej. – zaśmiał się i sięgnął po pastę, nakładając ją na palca. Popatrzyliśmy na siebie w lustrze, wyglądając jak jakieś stare małżeństwo.

Weszłam do kuchni, gdy Michał ubierał się u mnie w pokoju. Zajrzałam do lodówki, patrząc czy w ogóle mam coś do zjedzenia.

- Chcesz śniadanie? – krzyknęłam. – Ja zwykle nie jadam, ale mogłabym coś ogarnąć. – na półce były jakieś jajka, ser i chleb tostowy. Chłopak pojawił się znikąd, zaglądając przez moje plecy i chyba pogardził moim żarciem.

- Nie, dzięki. Zjem w domu. A ty koniecznie musisz iść na zakupy. Niejedzenie śniadań jest niezdrowe.

- Na pewno zdrowsze niż papieros z rana. – skomentowałam jego poranny nawyk.

Zerknęłam na zegarek, orientując się, że jest już dosyć późno. Oznajmiłam, że się zbieramy, więc chłopak ubierał buty, gdy ja pakowałam jeszcze ostatnie rzeczy do torebki. Zamknęłam za nami drzwi mieszkania i oboje zeszliśmy na dół. Otuliłam się moim cienkim płaszczem, bo marcowe poranki nadal bywały okropnie zimne, dlatego z ulgą zapakowałam się do auta chłopaka, ciesząc się, że nie będę musiała marznąć na przystanku.

Sama posiadałam prawo jazdy, ale nie bardzo radziłam sobie w takich dużych miastach jak Warszawa. Co innego Kraków, gdzie zdawałam egzamin i znałam już każdą trasę. Tutaj byłam zielona, ale na ogół nie przeszkadzała mi jazda tramwajami czy autobusami, to zawsze mniej stresu i głowienia się, gdzie zaparkować.

Jechaliśmy w ciszy, przerywanej lecącą z radia muzyką. W oddali zauważyłam znany żółto-czerwony szyld i popatrzyłam na Michała maślanymi oczami. Chłopak wyczuł mój wzrok na swoim profilu i zerknął w moją stronę.

- Hm?

- Zatrzymasz się w mcdrive? Proszę. – złożyłam ręce w błagalnym geście, a on przewrócił oczami. – Potrzebuję szybkiej kawy. – westchnął, ale posłusznie dał kierunkowskaz i zmienił bieg, skręcając. Po chwili zatrzymaliśmy się przy głośniku.

- Dzień dobry, mogę przyjąć zamówienie?

- Raz duża, czarna kawa. – Michał powtórzył moje zamówienie, bo z mojego miejsca pani nie mogła mnie usłyszeć. Chwilę później podjechaliśmy do kasy, a chłopak zaczął wyjmować portfel, chociaż podstawiłam mu pod nos moją kartę płatniczą.

- Co robisz?

- Płacę. – sam wyjął swoją kartę, chcąc przystawić ją do terminala, ale cofnęłam jego rękę i szybko odpięłam pas. Pochyliłam się nad nim, by wychylić rękę przez okno. – Lena, no.

- Niby czemu masz za mnie płacić? – usiadłam na swoim miejscu z pomocą Michała, bo prawie na nim leżałam, gdyż nie miałam się na czym podeprzeć.

- To za wczorajszy nocleg i opiekę. – podjechaliśmy po odbiór zamówienia.

- A ty mnie dzisiaj wozisz, więc jesteśmy kwita. – odebrał kawę, podając mi ją, a ja od razu zaciągnęłam się tym cudownym zapachem.

Upiłam łyka i położyłam ją między udami, by zapiąć pasy, bo Michał wyjechał już na drogę. Chłopak sięgnął po kubek, upijając łyka, gdy czekaliśmy na światłach i skrzywił się.

- Kawa z maka jest ohydna. – stwierdził.

- No tak, ty pewnie codziennie Starbucks. – prychnęłam.

Wiadomo, że te kawy nie były porównywalne, ale zdecydowanie pasowała mi ta z Mcdonalda. Była odpowiednia do swojej ceny, a ponad dwanaście złoty za małą kawę w tej drogiej restauracji to dla mnie przesada. Ale kto bogatemu zabroni?

- Błąd. Co drugi dzień. – zironizował. – A poważnie to tylko kawa z orlenka, w zestawie z hot dogiem. – rozmarzył się. – Jeśli nigdy nie próbowałaś to kiedyś weźmiemy. – zaznaczył od razu, a ja się zgodziłam, bo raczej nie jadałam na stacji. – Tylko takie żarcie najlepiej wchodzi o drugiej w nocy. – czyli już nie będę mogła spać spokojnie, bo Michał może zadzwonić o najmniej spodziewanej porze.

Podjechaliśmy w końcu pod uczelnią. Michał zatrzymał się przy poboczu, by móc potem od razu włączyć się do ruchu.

- Super. Dziękuję bardzo za podwózkę, bo...

- Buzi.

- Co?

- Chcę buzi za fatygę. – złożył usta w dzióbek, a ja rozbawiona pokręciłam głową. Przystawiłam wargi do swojej dłoni, składając tam całusa, a następnie uderzyłam nią w usta Michała, na co jęknął niezadowolony.

- Do zobaczenia. – wysiadłam za auta, zamykając drzwi i od razu usłyszałam jak ktoś za mną zagwizdał.

Odwróciłam się w stronę Patrycji i Ani, które akurat zbliżały się do uczelni, obserwując oddalający się samochód Michała. Cholera.

- Mówiłam, że kogoś ma. – Patka zerknęła na rudowłosą, gdy pojawiły się obok mnie.

Ania była moją koleżanką od czasów liceum, poszłyśmy na tę samą uczelnię, ale na inne kierunki, więc tak naprawdę rzadko się widywałyśmy. Cieszyłam się, gdy od czasu do czasu złapałyśmy się na korytarzu, zamieniając kilka słów. Trochę mi jej brakowało, ale wiedziałam, że w wakacje nadrobimy to wszystko, razem z Patrycją, która również miała dobry kontakt z tym pozytywnym rudzielcem odkąd je zapoznałam.

- Nikogo nie mam. – założyłam ręce na piersi. – To kolega. – obie mruknęły coś w stylu „mhm".

- Kiedy go poznamy?

- W swoim czasie. – skinęłam na uczelnie i zaczęłyśmy iść w jej kierunku. Zajęcia zaczynały się za dosłownie kilka minut.

- Poznałaś już jego kumpli? – dopytała Ania, a Patrycja zaciekawiła się, bo nigdy jej o tym nie wspominałam.

- Widziałam się z nimi raz na imprezie...

- Byłaś z nim na imprezie i nic nie mówiłaś! – posłałam blondynce ostre spojrzenie, bo trochę za głośno to powiedziała, zwracając uwagę kilku studentów. – Wybacz, ale nie stara, tak nie może być. Zarządzam babskie spotkanie po zajęciach. U mnie. Ania, o której kończysz?

- O dwunastej.

- My o pierwszej, ale mam nadzieję, że wpadniesz. Przypomnę ci adres na mess.

- Oki. – dziewczyny popatrzyły na mnie wyczekująco, gdy stanęłyśmy na korytarzu.

- Dobra, dobra. Powiem wam wszystko, chociaż nic tu ekscytującego. – to była po prostu znajomość, bo przyjaźń to nawet na duże słowo, nie wiem czego oczekiwały dziewczyny.

- Już my to ocenimy. – przybiły sobie piąteczki i Ania nas zostawiła, idąc na swoje zajęcia.

Poniedziałki nie były takie złe, bo zajęcia mijały naprawdę szybko, a koniec o trzynastej był wręcz wymarzony. Szkoda, że w inne dni zwykle siedziałam do siedemnastej i do domu wracałam padnięta.

Szybko pokonałyśmy drogę na osiedle Patrycji, a jak się okazało Ania czekała już pod blokiem z butelką wina w ręce. Uśmiechnęłam się na ten widok, zauważając, że ostatnio mam dziwnie częste okazje do picia i ogólnie spotykania się z ludźmi. Uczelnia powoli schodziła na drugi plan, co wcale nie było dobre i na pewno jeszcze mi to wyjdzie bokiem.

- Stara, czemu ja cię częściej nie zapraszam? – Patka wpuściła nas na klatkę, a potem do mieszkania. Byłam tu już kilka razy i bez zmiennie panował tutaj... chaos. Tym bardziej teraz, gdy pomieszkiwał tutaj również jej chłopak. – Maks pracuje do dziesiątej, więc nie powinien nam przeszkadzać. Och i wybaczcie za bałagan. – kopnęła pod kanapę jakieś pudełka.

Weszłyśmy do jej pokoju, rozkładając się na łóżku, podczas gdy pani domu poszła do kuchni po lampki i jakieś przekąski.

- Ej, dostałam powiadomienie z wirtualnej uczelni. – powiedziała, zerkając na telefon, gdy wróciła do pokoju. - Odwołali nam zajęcia w czwartek!

- Naprawdę? – aż sama zalogowałam się na uczelniane konto, widząc, że faktycznie mamy cały dzień wolny z powodu nieobecności nauczyciela, z którym miałyśmy kilka zajęć pod rząd.

- Zazdroszczę wam. – odezwała się Ania. – Tym bardziej, że w czwartek wypada dzień wagarowicza. – faktycznie, to pierwszy dzień wiosny.

- Będę się czuła jak w gimnazjum, spędzając ten dzień w domu. Może się spotkamy? – zapytała mnie, ale pokręciłam głową.

- Daruj mi, wiesz, że i tak ostatnio sobie pozwalam, a nauki nie ubywa. To będzie dobry dzień, żeby trochę nadgonić. – Patrycja oparła się o zagłówek, wzdychając.

- Masz rację. Też powinnam się z tym ogarnąć. Dobrze, że ty tu jesteś myśląca. – poklepała mnie po kolanie. – Ale do rzeczy!

- Właśnie! Opowiadaj kim jest ten cały Michał i czemu masz na niego ochotę. – Ania poruszała zabawnie brwiami, a ja ukryłam twarz w rękach.

- Nie mam... Jezu, dziewczyny, to przyjaciel. – obie posłały sobie porozumiewawcze spojrzenie w stylu „mhm, jasne".

- Czyli friendzone?

- Biedaczek...

Westchnęłam, gdy obie się zaśmiały i pokrótce opowiedziałam im jak go poznałam, co spotkało się z niemałym szokiem, gdy wyszło na jaw, że jest synem naszego profesora i ma osiemnaście lat; wspomniałam także o imprezie u Franka i korepetycji z matmy jakie mu udzieliłam.

- Omg, całkiem fajna ta wasza relacja. – rozmarzyła się Ania. – Też chcę takiego. – stwierdziła zupełnie jakby Michał był moim chłopakiem...

- No serio, nawet ja i Maks nie mamy takiej chemii.

- A ten wasz pocałunek... cholera, dziewczyno! I ty mówisz, że to nic. – podniecały się nawzajem, a ja czułam się skrępowana.

- Cóż... naprawdę miło spędzam z nim czas, ale nie robię sobie nadziei. Proszę was, on na pewno ma pełno dziewczyn w szkole, które na niego lecą i które, po pierwsze, są w jego wieku, po drugie, są równie bogate, co on i po trzecie: są po prostu ładne.

- Lenka. – Patka złapała mnie za policzki. – Co z tego, że są ładne, skoro ty jesteś piękna.

- Według niego nawet z petkiem w gębie. – dodała Ania, a ja się uśmiechnęłam się.

- Właśnie! A różnica wieku? To raptem trzy lata, a już dawno odeszło się od tego, że chłopak musi być starszy. – pokiwałam głową. – Co do kasy, to serio? Chcesz być jak te bananowe laski?

- Skoro on sam może mieć wszystko, to po co mu jeszcze laska, która już to wszystko ma? – zagryzłam wargę. – Chłopcy chcą zdobywać i czuć się potrzebni. – coś na pewno w tym było.

Mimo że wciąż miałam obiekcje, to dzięki przyjaciółkom poczułam się trochę pewniej, chociaż nadal nie wiedziałam czego ja, a tym bardziej on, oczekujemy od tej relacji. Pozostało mi czekać, aż to samo wyjaśni się z biegiem czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top