6

Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zerwałam się z kanapy i chwyciłam dwie dychy, które przygotowałam na stoliku w korytarzu.

- Poczekaj chwilę. – odłożyłam telefon, przerywając rozmowę z mamą, by otworzyć drzwi.

- Dzień dobry, pani pizza. – gość w pomarańczowym ubraniu wręczył mi pudełko, a ja podałam mu odliczoną kasę.

- Dziękuję. Do widzenia. – zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni, uprzednio zgarniając telefon i znów przykładając go do ucha. – Już jestem.

W kuchni otworzyłam pudełko i od razu uderzył we mnie cudowny zapach jeszcze ciepłej pizzy hawajskiej. Złapałam jeden z trójkątów, gryząc kawałek.

- Co ja tam mówiłam... a, mam nadzieję, że dobrze się odżywiasz. – usłyszałam głos mamy i szybko przełknęłam jedzenie, które miałam w buzi. Moja rodzicielka była zwolenniczką tylko domowych posiłków, więc na pewno nie chciała by usłyszeć, że dzisiaj na obiad i kolację będę miała pizzę.

Zwykle gotuję coś sama, ale dziś naprawdę miałam na nią ochotę, a kompletnie nie chciało mi się robić nic innego. Za oknem padał deszcz, więc dzień od razu zrobi się taki przytłaczający, odbierający chęci na zrobienie czegokolwiek.

- Jasne, że tak. – zapewniłam ją.

- Kiedy przyjedziesz do domu? – zapytała, a ja przewróciłam oczami.

Owszem, tęskniłam za rodzinnym Krakowem, ale zdecydowanie nie brakowało mi mieszkania z rodzicami. Tutaj czułam totalną swobodę i mogłam wszystko zaplanować sobie tak jak chciałam. W domu, jak to w domu, wszystko kontrolowała mama, a ja miałam już tego dość. Dlatego w ciągu dwóch lat odkąd przeprowadziłam się na studia do Warszawy, odwiedziłam rodziców dosłownie kilka razy, na jakieś większe święta. I myślę, że to było wystarczająco. Chociaż może powinnam okazać im więcej szacunku, skoro dopłacali mi się do mieszkania...

Dużą część byłam w stanie opłacić sama, bo ciężko pracowałam w każde wakacje, odkładając kasę, ale wiadomo, że wydatków zawsze jest dużo. Rodzice natomiast nie mieli problemu z tym, żeby od czasu do czasu przesłać mi pieniądze. Byłam jedynaczką, więc nie musieli ich dodatkowo rozdzielać. Mimo że nie byliśmy jakoś mega bogaci, to spokojnie starczało nam na wszystko i mogliśmy czasem pozwolić sobie na coś „lepszego", dlatego też stwierdziłam, że jest okej - wystarczy jak przyjeżdżam co święta.

- Na Wielkanoc. – stwierdziłam. To jeszcze ponad miesiąc, więc w sam raz.

- No dobrze. Trzymaj się, kochanie. Do usłyszenia. – rozłączyłyśmy się w chwili, gdy dzwonek do drzwi znów rozbrzmiał.

- No nie dadzą mi skończyć tej pizzy. – westchnęłam i wytarłam ręce w ściereczkę, ruszając na korytarz.

Nie spodziewałam się nikogo o tej porze. Może to pan z Uber Eats zapomniał dać mi dodatkowego sosu.

- Michał? – uniosłam brew, widząc rozweselonego chłopaka. – Przecież miałeś przyjść później. – zerknęłam nawet na zegarek, by się upewnić, że mam rację. Umawialiśmy się na osiemnastą.

- Wiem, ale i tak nie miałem co robić w domu. – wzruszył ramionami i wszedł do środka mojego mieszkania.

- Okej. Czuj się jak u siebie. - zamknęłam za nim drzwi, odwracając się w jego kierunku. Chłopak rozglądał się po wnętrzu, gdyż był tu pierwszy raz.

– Fajnie. – skomentował, ale wiedziałam, że to nie luksusy, w których sam mieszka.

Nie zamierzałam jednak czuć się z tego powodu gorzej. Poświęciłam natomiast chwilę, żeby mu się przyjrzeć. Miał dziś na sobie granatową bluzę i ciemne spodnie, a na nogach buty z newbalance. Wyglądał tak zwyczajnie, ale pasował mu ten basicowy styl. Wywnioskowałam również, że musiał przyjechać tu autem, bo był suchutki, podczas gdy na zewnątrz wciąż kropiło.

Ruszyłam do kuchni, a chłopak poszedł moimi śladami.

- Masz szczęście, bo trafiłeś na obiad. – położyłam pudełko pizzy na stole, a jego oczy zaświeciły się.

- Kocham. – od razu złapał za kawałek, siadając na krześle. Sama wzięłam mój niedokończony i zajęłam miejsce po przeciwnej stronie.

- Cieszę się, że moja kuchnia też ci pasuje. – nawiązałam do jego kanapek.

- Nie liczy się, bo nie zrobiłaś tego sama. – zmrużył oczy.

- Może zrobiłam i włożyłam do pudełka, żeby było bardziej realistycznie?

- Sprytne. – zastanowił się. – Ale wciąż wątpię, że masz takie umiejętności. – podpuszczał mnie.

- Może mam ci od teraz gotować, żebyś mógł to ocenić? – uniosłam brew.

- Byłoby cudownie. – rozmarzył się, biorąc kolejny kawałek.

- Niedoczekanie. – zamknęłam pudełko, prawie zamykając tam jego rękę, za co posłał mi ostre spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. – No dalej, zjadaj to. Im szybciej zaczniemy matmę, tym szybciej....

- Przejdziemy do robienia ciekawszych rzeczy. – pociągnął mnie za rękę, gdy chciałam przejść obok, tak, że prawie wpadłam na niego z impetem. W ostatniej chwili zatrzymałam się rękami na jego klatce piersiowej, patrząc na niego z góry, gdy stałam między jego nogami.

Nie umknął mi fakt, że przeniósł spojrzenie na moje usta. Ja sama zerknęłam na jego.

- Myślisz o tym co ja? – zniżyłam głos, zagryzając wargę, a od przeniósł swoje ręce na tył moich ud, przysuwając mnie bliżej.

- Mhm. – mruknął.

- Warcaby czy szachy? – zachowałam powagę, choć było ciężko, widząc jego minę.

- Co?

- Co? – powtórzyłam i odsunęłam się od niego, wychodząc z kuchni.

- Zołza. – usłyszałam jeszcze, na co parsknęłam.

Znaleźliśmy się w moim niedużym salonie. Wyjęłam z półki notes oraz książkę do matematyki, z której kiedyś sama powtarzałam. Przewertowałam ją, szukając czegoś łatwego, od czego moglibyśmy rozpocząć.

- Więc chciałeś zacząć od podstaw. – powiedziałam, gdy Michał usiadł wygodnie na kanapie i chwycił pilota. Ekran rozbłysnął obok mnie, gdyż stałam zaraz przy telewizorze. Podeszłam do niego, wyrywając z rąk przedmiot i wyłączyłam program. – Nie, kochany. Będzie po mojemu.

- Oczywiście, proszę pani.

- Dodawać i odejmować umiesz? – zapytałam retorycznie, chociaż nie wiedziałam na jakim poziomie jest Michał. Z drugiej strony, chodząc do jednego z najlepszych liceów w mieście musiał mieć trochę podstawowej wiedzy.

- Chyba.

- Trzysta pięćdziesiąt sześć minus osiemdziesiąt siedem?

- Ale tylko pod kreskę. – zachichotał, a ja przewróciłam oczami.

- Mnożenie?

- A to umiem liczyć szybko. – uniosłam brew zaciekawiona tą umiejętnością.

- Trzynaście razy dwadzieścia dwa?

- Pięćset dwanaście. – odparł niemal od razu.

- To nawet nie było blisko.

- Ale szybko. – znów się zaśmiał, a ja już wiedziałam, że to będą ciężkie korepetycje.

Ale jakoś ruszyliśmy. Michał całkiem sporo umiał, gubił się w trudniejszych przykładach, ale te zwykłe rozwiązywał bezbłędnie, dlatego poświęciłam dziś więcej czasu na pierwiastki drugiego i trzeciego stopnia. W końcu to dopiero pierwsza lekcja, nie chciałam też wprowadzić dziś za dużo materiału.

- Skup się jeszcze przez chwilę. – poprosiłam, bo zostały dwa ostatnie przykłady do końca zadania, ale Michał był już rozkojarzony. Pisał sobie w notesie coś niezwiązanego z matematyką, albo bawił się moimi włosami. – Wiesz, że za mniej niż sto dni matura?

- Wiesz, że matka mi to mówi codziennie? Nie musisz odbierać jej pracy. Chyba, że w ogóle chcesz zastąpić jej miejsce. – uniosłam brew, nie rozumiejąc. - Jak tam randka z tatą?

- Weź. – szturchnęłam go łokciem, bo znów zaczynał głupi temat. Zamknęłam książkę i zeszyt, wiedząc, że to koniec.

- Lubi cię. Oczywiście nie w tym obrzydliwym kontekście. Po prostu nauczyciele zawsze mają jakichś swoich ulubionych uczniów, którzy nigdy nie zgłaszają np i zawsze są obecni na ich lekcjach. No a ty zdolna jesteś. – wbił mi palec w żebro, a ja lekko się uśmiechnęłam, bo chyba to całkiem niezłe wyróżnienie być lubianą przez profesora prawa, a zarazem tatę Michała.

- A ciebie jaki nauczyciel lubi? – wstałam, żeby odnieść rzeczy na półkę.

- Chyba tylko babka od korepetycji z matmy. – prychnęłam.

- Pewnie ci się wydaje.

- Pewnie tak, ale wystarczy, że ja ją lubię. – powiedział, a ja poczułam dziwne ciepło w środku. – Ale potrafi zamęczyć. – ziewnął i przeciągnął się, wstając z kanapy. Zapytał gdzie łazienką, więc wskazałam mu pokój, a sama poprawiłam poduszki i złożyłam kartki Michała, które miał zabrać do domu i z nich powtarzać.

Wiem, że było to dosyć wścibskie, ale zerknęłam na krótki tekst, zapisany krzywym pismem. Niewiele mogłam wyczytać. Tylko pojedyncze słowa, bo chyba to było coś w rodzaju „słów kluczowych" – pierwiastek, tango, miękka sofa, czy sto dni do matury. Miałam zamiar zapytać go o to, jaki i teksty, o których wspomniał jego tata, ale nie chciałam pchać się w jego osobiste sprawy. Może kiedyś sam mi powie.

- To co, winko? – szybko odłożyłam kartki, zanim Michał mógł to zobaczyć. Spojrzałam na niego, gdy wszedł do pokoju z butelką czerwonego wina.

- Skąd to masz?

- Z twojej kuchni, głuptasie. – super, on też grzebał w moich rzeczach.

- Wezmę lampki. – ruszyłam wyjąć szkło, bo sama miałam ochotę na niewielkie procenty.

- Zaskakujesz mnie. – podążył za mną wzrokiem, gdy go wymijałam.

Wróciłam po chwili, podając mu otwieracz. Szybko się z tym uporał i nalał nam pełne lampki. Darowaliśmy sobie jakieś nudne toasty. Zanurzyłam usta w czerwonej cieczy, krzywiąc się lekko na jej cierpkość, podczas gdy Michał wypił swoja lampkę już do połowy.

Po jednej takiej kolejce, oznajmił, że zachciało mu się palić. Wyszliśmy więc na nieduży balkon, gdzie uderzyło we mnie chłodne powietrze. Na szczęście wino trochę grzało.

- Chcesz? – wyciągnął paczkę w moją stronę, a ja niepewnie złapałam jednego papierosa. Kiedyś trochę paliłam, ale potem było mi na to szkoda kasy i średnio przepadałam za tym zapachem, więc przestałam.

Chłopak odpalił moją fajkę, a następnie swoją i po chwili otulił nas biały dym. Oparłam się o barierkę, delikatnie zaciągając się papierosem. Czułam na sobie uważne spojrzenie Michała, gdy tak staliśmy w ciszy, przerwanej szumem przejeżdżających samochodów.

- Zrób tak jeszcze raz. – powiedział, a ja spojrzałam na niego.

- Jak?

- Zaciągnij się. – nie rozumiałam, ale posłusznie wzięłam używkę do ust, zaciągając się nią, tak jak poprzednio. Wypuściłam dym i czekałam na jakąś reakcję chłopaka, który tylko wpatrywał się we mnie z lekko uchylonymi ustami. Papieros wypalał mu się między palcami, a jego oczy błyszczały.

- Pięknie. – stwierdził, a ja poczułam ciepło na policzkach, chociaż nie wiedziałam o co dokładnie mu chodziło.

- Czasem cię nie ogarniam. – strzepnęłam papierosa, patrząc jak pali.

- Naucz mnie palić z taką gracją, bo ja z petkiem wyglądam jak menel.

- Nie bądź dla siebie taki ostry. – powtórzyłam słowa, które kiedyś do mnie skierował, a on jedynie się uśmiechnął. Dokończyliśmy fajki w ciszy, po której zapytałam: - Wracamy do środka? Robi się zimno, a nam zostało jeszcze trochę wina. – pokiwał głową i wyrzucił niedopałek przez balkon.

- O chuj.

- Co? – spojrzałam na niego przez ramię, gdy patrzył na ulicę.

- Zapomniałem, że przyjechałem autem. – wyszczerzył zęby, wskazując na alkohol.

- Zaplanowałeś to? – uniosłam brew.

- Możee. – przeciągnął.

- No dobrze. Kanapa jest całkiem wygodna. – powiedziałam, gładząc miękki materiał sofy.

- Nie ma mowy. Zresztą, przecież już spaliśmy razem.

- Byliśmy pijani. – niewiele pamiętam z tamtej nocy, więc nie miałam z tym problemu, ale po co prowokować więcej takich niezręcznych sytuacji?

- Teraz też możemy być. – rozlał nam do lampek końcówkę wina.

Dokończyliśmy alkohol, który trochę nam zaszumiał, ale nadal nie sprawiał, że czułam totalny luz z faktem, że będziemy spali razem na moim średnim rozmiarowo łóżku. Michał jednak, jak w każdej sytuacji, czuł się swobodnie i zanim zdążyłam iść do łazienki, by pierwsza ogarnąć się do spania, on już dawno był w samych bokserkach. Wszedł po mnie do toalety tylko po to, żeby umyć zęby palcem (chociaż upierał się o moją szczoteczkę) i skorzystać.

- Na którą masz do szkoły? – zapytałam, gdy przypomniało mi się, że jutro poniedziałek i ja sama mam zajęcia od rana.

- Na dziewiątą trzydzieści, chyba.

- Muszę być na uczelni przed ósmą. – oznajmiłam mu, żeby wiedział, że czeka go wczesna pobudka.

- Zawiozę cię, a potem pojadę do domu się ogarnąć. – stwierdził, obtulając się kołdrą. Pokiwałam głową i zgasiłam światło, kładąc się obok niego.

Chwilę jeszcze klikał coś na telefonie, który oświetlał jego twarz. Przyglądałam się jego profilowi, co sprawiało, że ogarniał mnie... spokój. Jakby wszystkie problemy były nieistotne, bo gdy był obok, myślałam tylko o chwili obecnej i nie chciałam wracać myślami, do tego co było lub tego co mnie czeka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top