4
Nieznośny ból głowy wybudził mnie ze snu. Powolnie otworzyłam oczy przyzwyczajając je do jasności, panującej w pokoju. Przeleciałam wzrokiem po niebieskich ścianach i pisnęłam z przerażeniem siadając na łóżku. Momentalnie również syknęłam, łapiąc się za głowę, gdyż gwałtowny ruch wywołał lekkie zawroty, ale nie to było teraz najgorsze. Nie byłam u siebie i nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Odpowiedź nadeszła jednak niemal od razu.
- Litości, kobieto, jest niedziela. – mruknął Michał, który leżał po drugiej stronie łóżka. Przewrócił się na drugi bok, próbując naciągnąć kołdrę na ramiona, ale po jakimś czasie odpuścił, bo ja wciąż trzymałam moją połowę mocno w rękach.
Z ulgą stwierdziłam, że oboje jesteśmy we wczorajszych ubraniach, z wyjątkiem tego, że Michał zrzucił bluzę, ale do tego widoku już się przyzwyczaiłam.
- Co ja tu robię? Jak wróciliśmy? – nie pamiętałam ostatnich godzin imprezy.
Ostatnią sytuacją jaką miałam w głowie był... pocałunek. Dotknęłam opuszkami palców moich ust, przypominając sobie szorstkie wargi Michała, który wykonał ten niespodziewany ruch. Całowaliśmy się krótko, nieco niezdarnie, bo oboje byliśmy wypici, ale to nadal było cholernie dobre. Skarciłam się za to w myślach. To przecież nic takiego i powinniśmy o tym zapomnieć. Zastanowiłam się, czy teraz Michał w ogóle to jeszcze pamiętał, ale skoro to pewnie on był odpowiedzialny za to, że dotraciliśmy do jego domu cali i zdrowi, to trzymał się lepiej niż ja.
- Odleciałaś i musiałem cię ogarnąć. Nie chciało mi się bawić z twoim mieszkaniem, szybciej było przyjechać tu. – odpowiedział i znów odwrócił się na plecy, otwierając oczy. Odgarnął opadającą grzywkę i uśmiechnął się. Podziękowałam mu, bo wcale nie musiał mnie niańczyć. – Luz. Czy możemy wrócić do spania? – pociągnął mnie za rękę, znów zmuszając do położenia się obok niego.
- Czekaj.- znów usiadłam, zwrócona w jego stronę. – Czy twoi rodzice... no wiesz, widzieli mnie tu?
- Nie, a nawet jeśli by tak było, to co? Masz dwadzieścia jeden lat.
- Twój ojciec mnie uczy! W dodatku prawa, bo jestem pieprzoną studentką! – przeraziłam się moim lekkomyślnym zachowaniem na imprezie. Nie wypadało mi...
- Ta, mogło być niezręcznie, ale bez obaw. Wiedzieli, że byłem u Franka i że wrócę późno, więc nie czuwali nawet. Jakoś cicho pokonałem drogę do pokoju, a tu już pełna swoboda. – rozłożył ręce, pokazując, że czuje się tu bezpiecznie.
Lekko się uspokoiłam, patrząc na spokojną twarz Michała.
- Michaś! Wstałeś? – oboje otworzyliśmy szeroko oczy, słysząc głos pani Arletty, która zbliżała się do pokoju. Szturchnęłam go, żeby coś zrobił, a on z przerażeniem rozejrzał się dookoła, podnosząc się na łóżku.
- Mamo, nie wchodź. - na chwilę zamilknął, myśląc nad dobrym argumentem. - Masturbuję się! – odkrzyknął, a ja zagryzłam wargi, żeby się nie zaśmiać, bo mógł wymyślić wszystko.
- Och. – jego mama zatrzymała się dosłownie kilka kroków od drzwi, bo w mlecznej szybie dało zauważyć się jej cień. – To... potrzebujesz czegoś? – Michał sam ledwo wytrzymywał ze śmiechu.
- Nie, daję radę. – powiedział. - Zaraz zejdę. – poczekaliśmy chwilę, aż jej kroki ucichły i popatrzyliśmy na siebie, śmiejąc się. Jego oczy były lekko zaczerwienione i zdawałam sobie sprawę, że ja pewnie wyglądam podobnie, bo wczoraj nie skończyło się na jednym buchu.
Wstałam z łóżka, poprawiając przekręconą spódnicę. Podeszłam do lustra, przeczesując palcami moje włosy i wycierając rozmazany tusz spod powiek. Nie wyglądałam najlepiej, ale nie spodziewałam się niczego innego. Czułam na sobie uważne spojrzenie Michała, który wciąż siedział na łóżku, obejmując kołdrę.
- Jak ja stąd wyjdę? – zapytałam, bo nie było opcji, że jak gdyby nic zejdę z Matczakiem, witając jego rodziców przy śniadanku.
- Jak dla mnie w ogóle nie musisz wychodzić.
- Znajdź sobie dziewczynę w swoim wieku, a nie za stare baby się bierzesz. – prychnęłam, przechadzając się po pokoju.
Wyglądał jak typowe lokum nastolatka. Bałagan, duże łóżko, drzwi prowadzące na balkon, biurko z komputerem i jakiś gamerski fotel, kilka regałów z książkami, plecak walający się przy drzwiach, a w kącie stała gitara. Od razu wyobraziłam go sobie grającego jakieś znane melodie i wygłupiającego się przy tym. Koniecznie muszę to kiedyś zobaczyć.
- Już miałem taką. Nadal tęsknię. – posmutniał, a ja poczułam się idiotycznie, że przypomniałam mu o jakimś słabym związku.
- Ej, nie przejmuj się. Widocznie nie była warta. – powiedziałam, patrząc na niego, gdy on skupił wzrok na podłodze.
- Co? – spojrzał na mnie, jakby zupełnie zapominając na chwilę o czym gadaliśmy. - A ta. Jebać ją. – machnął ręką. - Tęsknie za jej pieskiem. Był przesłodki, momentami chciałem go zjeść. – rozmarzył się a ja pokręciłam głową na jego dziwne fantazje.
Nadal zastanawiałam się jak stąd wyjdę. Podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Było zdecydowanie za wysoko, żebym bawiła się w jakieś skoki. Westchnęłam więc, nie wiedząc ile czasu tu jeszcze spędzę.
Michał znów zakładał tę samą bluzę, której pozbył się wczoraj, a ja nadal krążyłam po jego pokoju. Moją uwagę przykuły zdjęcia w ramce. Było tam kilka fotografii Matczaka ze swoimi kumplami, gdzieś w górach, na jakiejś imprezie, nad wodą i na boisku. Skupiłam się na tym ostatnim. Chłopcy mieli na sobie sportowe koszulki z numerami. Chwyciłam ramkę ze zdjęciem i odwróciłam się w kierunku Michała, który akurat podszedł.
- Czemu czternaście i pół? – zapytałam, nie rozumiejąc tej dziwnej numeracji zawodników. Chłopak trochę się zmieszał, drapiąc się po głowie. Wyrwał mi zdjęcie z ręki i odłożył na półkę.
- Może kiedyś ci powiem, albo sama się przekonasz. – nic nie rozumiałam, ale nie drążyłam. Może chodziło o coś osobistego. – Zejdę na dół i zagadam ich chwilę, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Podpytam też czy gdzieś nie jadą. W weekendy często nie ma ich w domu. – pokiwałam głową, mając nadzieje, że coś sobie zaplanowali.
- Okej, więc czekam.
Uchyliłam lekko drzwi, gdy Michał wyszedł z pokoju, by słyszeć ich rozmowy, dochodzące z kuchni.
- No, zaszalałeś wczoraj. – odezwał się pan Marcin, a jego syn mruknął coś w odpowiedzi.
- Synku, umyłeś ręce? – zapytała jego mama, a ja parsknęłam śmiechem. Znów nie usłyszałam odpowiedzi Michała. Potem słyszałam chodzący czajnik i dźwięk sztućców i talerzy, więc nie mogłam nic więcej wywnioskować z rozmowy.
Zamknęłam drzwi, wracając do pokoju chłopaka. Sięgnęłam po kołdrę, poprawiając ją na łóżku, podobnie jak poduszki. Jestem pewna, że brunet nigdy by tego nie zrobił, no chyba, że zmusiłaby go mama.
Siadłam na krześle i chwyciłam moją torebkę, sprawdzając czy nie dostałam jakichś wiadomości. Rodzicielka dzwoniła wczoraj kilka razy, ale stwierdziłam, że zadzwonię do niej później. Nigdy nie miała problemu o to, że się nie odzywałam lub, że gdzieś wychodziłam. Czasem sama namawiała mnie na przerwę od ciągłej nauki.
Spięłam się na samą myśl o tym, że znów czeka mnie powrót do szarej, nudnej rzeczywistości związanej ze studiami.
- Dobre wieści. – Michał wszedł do pokoju z kubkiem herbaty w ręku, który mi podał, za co podziękowałam. – Upiłem tylko dwa łyki. – uśmiechnął się niewinnie.
- Jakie te dobre wieści?
- Zaraz jadą do babci na wieś. Trochę spinali się o to, że nie jadę z nimi, ale powiedziałem im, że będę się uczył. – zaśmiał się z tego, jakby był to najlepszy żart, jaki komuś powiedział.
- Właśnie... Wiesz, że teraz czeka nas twoja matematyka? – jęknął i rzucił się na łóżko, które dopiero co posłałam.
- A już sobie myślałem, że jesteś całkiem fajna. - przewróciłam oczami, zatapiając usta w gorącej herbacie.
Po jakiejś godzinie spędzonej na gadaniu o wszystkim i o niczym, chłopak zszedł na dół, żeby uniknąć wizyty mamy w pokoju. Pożegnał się z rodzicami, a ja sama zobaczyłam przez okno, że ich drogie auto, wyjeżdża spod domu.
Wzięłam więc moją torebkę i zeszłam o schodach, słysząc, że chłopak mnie woła.
- Zostań na śniadanie. – powiedział, gdy weszłam do kuchni, w której się krzątał.
- Nie mogę, wiesz ile straciłam godzin, które mogłam przeznaczyć na naukę?
- Wiesz jak niesamowicie nudno to brzmi? – odbił piłeczkę. – Jeśli czas spędzony jest z Matą, to nie jest on stracony. To najlepiej wykorzystany czas w życiu. – odparł, wyjmując miski z szafki.
- Z kim?
- Rany, i to ja w tym towarzystwie nie ogarniam życia? – spojrzał na mnie przez ramię. - Ze mną. Taka ksywa.
- Och, fajna. Lepsze to niż „chuj długi", hm? – przypomniało mi się jak wczoraj nazwał go jeden z kolegów.
- Ta. – powiedział i po chwili dodał: - Wymyślił mi ją tata.
- „Chuj długi"? – otworzyłam buzie.
- Nie, Mata. – zachichotał, a ja palnęłam się ręką w głowę. No tak. – To jak? Zjesz płatki? – wyjął mleko z lodówki.
- Czy to jedno z tych, z których piłeś z gwinta? – nie odpowiedział, ale ze smutną miną schował je z powrotem na półkę. – Tak myślałam.
- Dobra, to przygotuje mój specjał. – zamienił miski na zwykłe talerze i wyjął z szafki masło orzechowe i dżem. – Jadłaś kiedyś takie cuda? – zbliżyłam się do blatu, przy którym przygotowywał kanapki i zajęłam wysokie krzesło.
- Nie przypominam sobie. – znałam oba smaki, ale nigdy nie jadłam ich w połączeniu.
- Dużo jeszcze musisz się nauczyć i przeżyć. – stwierdził i podał mi talerz z kanapkami, które wyglądały całkiem smacznie. Sam usiadł naprzeciwko mnie ze swoją porcją.
Ja nawet nie wiem jak to się stało, że w końcu zostałam na tym śniadaniu, chociaż schodziłam z góry z myślą, że pora wrócić do domu. Michał miał jakiś pieprzony dar, sprawiający, że zapominałam o moich obowiązkach, a to co kiedyś uważałam za priorytetowe spadało na drugi plan i zaczynały liczyć się rzeczy tak mało istotne, jak na przykład te przepyszne kanapki. Połączenie słonego masła ze słodkością dżemu było naprawdę genialną mieszanką. I pomyśleć, że nie znałam tego wcześniej.
- Śmiało, powiedz jak ci dobrze. – nachylił się, obserwując moją rozmarzoną minę. – Uwielbiam słyszeć jak świetnie działam na kobiety. – dwuznaczność i rozbawienie w jego głosie było wyczuwalne, więc postanowiłam pociągnąć tę grę.
- Czyli że, zrobienie kanapek to jedyny sposób, w jaki potrafisz sprawić dziewczynie przyjemność?
myślałam, że gorzej mi się będzie pisało, ale póki co mam wenę, więc ten rozdział wyjątkowo szybko x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top