20
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na kontynuację.
Przepraszam za dłuuugą nieobecność, ale studia zabierają mi czas i chęci, także nie wiem kiedy następny.
Jedyne czego potrzebowałam to odcięcia się od świata, dlatego na cały weekend zaszyłam się w mieszkaniu. Zamknięta na klucz, z zasłoniętymi roletami i wyciszonym telefonem, który bezustannie dzwonił. Gdy parę razy mimowolnie zerkałam na ekran widniały tam imiona przyjaciółek, mama i Michał.
Przełknęłam ślinę, nie wiedząc jak porozmawiać z każdą z tych osób, bo gardło zaciskało mi się na myśl o tym, że coś diametralnie zmieni się w moim życiu. Śledząc wzrokiem po zaciemnionym pokoju powoli układałam sobie w głowie plan przeprowadzki. Wiedziałam, że rodzice nawet jeśli zgodzą się, żeby spróbowałam poprawić egzamin, to i tak nie pozwolą spędzić mi w Warszawie pięciu miesięcy do września, płacąc za mieszkanie, które nawet nie wiadomo czy dłużej mi posłuży.
Jednak nie mieszkanie było tu najistotniejsze. Najgorsze myśli związane były z utratą osób, które tu poznałam. Jasne, znajomości na odległość istnieją, ale wszyscy dobrze wiemy, że to już nie to samo. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Jednak nieustannie przez moją głowę przelatywał obraz uśmiechniętego Michała, który tak wierzył w pomyślność moich egzaminów. Nie dość, że nie zdałam, to teraz będę zmuszona zniszczyć naszą znajomość. I to wtedy, gdy uświadomiłam sobie, że nie traktuje go tylko jako przyjaciela...
Wiem, że nie powinnam. Nie chciałam niszczyć naszej przyjaźni przez jakieś głupie uczucie, które zrodziło się w środku mnie. Miał się nigdy nie dowiedzieć. I prawdopodobnie nie dowie, bo niewiele będziemy już mieli szans na rozmowę.
Myślałam nawet o tym, że wyjadę bez słowa, ale nie wiem czy mogłabym to tak zostawić. Nienawidzę niedopowiedzeń, a wiem, że Michał także by nie odpuścił.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, zresztą niepierwszy w ciągu weekendu. Wszystko jednak ignorowałam, nawet jeśli dźwięk był długi i nieprzerwany. Nie wiedziałam kto mnie odwiedzał, to mogła być nawet policja z nakazem aresztowania, ale chyba nawet to nie zmusiłoby mnie do wstania z łóżka.
Słyszałam głos stłumiony przez drzwi i odległość, nie mogłam go jednak zrozumieć. Do dźwięku dzwonka dołączyło pukanie, co tylko spowodowało, że naciągnęłam kołdrę na uszy. Ktokolwiek to był, miałam nadzieje, że szybko odejdzie, myśląc, że mnie nie ma.
Nastała cisza, która niepierwszy raz mnie przytłoczyła. Odetchnęłam jednak, wiedząc, że wciąż jestem bezpieczna w moim mieszkaniu i zamknęłam oczy, zmuszając się do snu. Nie wiedziałam, która była godzina, ani jaki dzień tygodnia, gdy znów usłyszałam dzwonek do drzwi. Ten gość był jeszcze bardziej uporczywy, długo nie dawał za wygraną, a gdy w końcu po ciuchu wyszłam na korytarz, opatulając się kołdrą, usłyszałam głos Patrycji.
- Kurwa, Lena, otwieraj w tej chwili! – nastała chwila ciszy przerywana jakimś szelestem. – Zadzwonię na straż, albo jebanego ślusarza.
- Co jeśli ona nie żyje?! – jęknęła druga osoba, którą okazała się być Ania. Poczułam wyrzuty sumienia, wiedząc jak się martwią, dlatego podeszłam do drzwi cicho przekręcając zamek.
Po drugiej stronie nastała cisza, a obraz, który zastałam był niespodziewany. Patrycja stała z telefonem przy uchu, chyba faktycznie dzwoniąc po służby, Ania opierała się o ścianę, szlochając, a największe zdziwienia uderzyło we mnie, gdy zobaczyłam Michała, który spał na ziemi, oparty niedaleko drzwi.
- Lena! – Ania rzuciła mi się na szyje, mocno mnie przytulając, a zaraz zastąpiła ją Patrycja.
- Ty idiotko, jak mogłaś nie odzywać się cztery dni! Wiesz jak się martwiliśmy? – pokiwałam głową, patrząc na nich przepraszająco. – Michał spał na klatce już chyba drugą noc. – wtedy mnie zamurowało. Popatrzyłam na chłopaka, który obudzony krzykami, przetarł oczy, wybudzając się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach błysk.
Wstał pospiesznie, również biorąc mnie w ramiona.
- Lenka. – szepnął mi do ucha, przyciągając moją głowę do swojego ramienia. – Nie rób tak nigdy więcej. – jego głos prawie się załamał.
- Ja...
- Co się stało? Ktoś cię skrzywdził? - wszyscy od razu pragnęli wyjaśnień.
- Przepraszam. Wejdźcie. – przepuściłam ich w drzwiach, zapraszając do środka. Wiedziałam, że należą im się wyjaśnienia, na moje głupie, dziecinne zachowanie.
Nie zdążyłam jednak odejść do drzwi, gdy dzwonek znów zadzwonił kilkukrotnie. Zdziwiona uchyliłam je, a wtedy Szczepan, Franek i Adam rzucili mi się na szyje. Tego, to się nie spodziewałam.
- Ty żyjesz! Ona żyje! – krzyknął Szczepan.
- Mój Boże! – jęknął Franek z ulgą.
- Co wy tu głąby robicie? – obok mnie pojawił się Michał.
- Chyba nie myślałeś, że tylko ty za nią tęskniłeś. – dodał Adam. –Odchodziliśmy od zmysłów! Szczególnie gdy Mata świrował.
Nawet nie wiedziałam, że kilka dni mojej nieobecności tak namiesza. Oczywiście zaprosiłam chłopaków do środka, bo oni także żądali wyjaśnień. Wszyscy ledwo pomieścili się na kanapie, Patrycja zmuszona była usiąść na kolanach Szczepana, chociaż zapierała się, że siądzie na oparciu. Ja już nawet nie próbowałam się tam pchać. Stanęłam na środku, zastanawiając się jak ubrać to wszystko w słowa.
- Cóż... Potrzebowałam chwilę pobyć sama, ponieważ... uświadomiłam sobie pewne rzeczy, które musiałam przemyśleć. – powiedziałam ogólnikowo, co nie bardzo zostało zrozumiane. Nie zamierzałam jednak spowiadać im się z moich uczuć. – I również, z powodu tego, że nie zdałam egzaminu – tutaj większość otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – prawdopodobnie będę musiała wrócić do Krakowa.
- Nie. – rzucił Michał, a ja machnęłam ręką, chcąc dokończyć.
- Rodzice w życiu nie zgodzą się, żeby została tutaj nic nie robiąc. Wiecie, że teraz to nie jest zależne ode mnie i bardzo nie chcę się z wami rozstawać. – oczy mi się zaszkliły, ale kontynuowałam. – Dlatego odwlekałam ten moment i po prostu..
- Nie, Lena, powiedz, że żartujesz. – Patrycja zerwała się z kolan Szczepana, przytulając mnie. – Nie możesz nas zostawić. Przecież będziesz się uczyć na poprawkę, nie mogą ściągnąć cię z powrotem do domu...
- Obawiam się, że mogą. Spłukałam się z moich oszczędności.
- Coś wymyślimy! – odezwał się Franek. – Złożymy się, albo moi rodzice cię zaadoptują. – zaśmiałam się.
- Dziękuję, bardzo miła propozycja, ale musze odmówić. Ale spokojnie, to nic takiego, będziemy mieli kontakt smsowy. – starałam się ich pocieszyć, chociaż wszyscy na kanapie mieli niezbyt radosne miny. Patrzyli na mnie ze smutkiem i bezradnością, jedynie Michał ukryło twarz w dłoniach, opartych na kolanach i niewiele się odzywał. – Warszawa i Kraków to przecież nie końce świata.
- Na pewno uda ci się poprawić i zobaczymy się znowu od października. – uśmiechnęłam się do Ani. Owszem być może mi się to uda, ale nadal wizja pięciu miesięcy w samotności w domu to udręką, a poprawka była dla mnie swoistą porażką, nie chciałam więc za bardzo planować przyszłości.
- Jeszcze raz przepraszam, że się nie odzywałam i dziękuje, że się martwiliście. Naprawdę... - moją wypowiedź przerwał gwałtowny ruch Michała, który wstał z kanapy i przeszedł do innego pokoju. Wszyscy podążyliśmy za nim wzrokiem.
- Myślę, że powinniście pogadać. – każdy przytaknął na słowa Adama i wszyscy stali, kierując się do wyjścia. Nie wiem czy byłam gotowa na bycie sam na sam z Michałem, ale to było konieczne i cieszyłam się, że przyjaciele sami to zrozumieli.
Zamknęłam za nimi drzwi i skierowałam się do mojego pokoju, gdzie uchylone drzwi balkonowe dały mi znak, gdzie znajduje się Michał. Niepewnie wyszłam na balkon, stając obok opierającego się o barierkę chłopaka. Siwy dym ledwo opuścił jego usta, a on znów szybko się zaciągnął.
- Michał.. – nie wiedziałam czy był zły, czy rozczarowany czy wszystko na raz. Wyraz jego twarzy nie zdradzał zbyt wiele, albo po prostu ja nie potrafiłam go odczytać.
- Nie chcę żebyś wyjechała.
- Ja też nie chcę wyjeżdżać. – powiedziałam, patrząc przed siebie, na oświetloną Warszawę.
- Więc tego nie rób. – poczułam jego wzrok na moim profilu.
- Nie mogę.
- Zamieszkaj u mnie.
- Michał. – zaśmiałam się, bo brzmiało to jak dobry żart. Matczak był jednak śmiertelnie poważny. – Jak to sobie wyobrażasz? Śniadanka z tobą i profesorem?
- Wynajmiemy coś razem.
- Masz dziewiętnaście lat. Dopiero napisałeś maturę. Wylecenie z gniazda to myśl, która powinna zająć więcej niż sekundę.
- Ale ja jestem przekonany. Chcę z tobą zamieszkać. Zapłacę za wszystko.
- Nie. Nie chcę żebyś za mnie płacił. Nie chcę siedzieć ci na głowie. Przecież to nie tak, że kończymy znajomość, będziemy mieli kontakt.
- Tak, dopóki twój Romeo, znów nie zaprosi cię na imprezę. – prychnął, wspominając Sebastiana.
Cóż nie tylko on byłby zazdrosny. Wiem, że sama nie mogłabym znieść myśli, że przeżywa najdłuższe wakacje życia z wieloma dziewczynami, które nie są mną. Ale nie mogliśmy sobie zagwarantować nietykalności. W końcu nie byliśmy razem.
- Przykro mi, ale nie mam wyboru.
- Masz wybór, tylko nie chcesz żadnego podjąć, bo boisz się zaryzykować! – powiedział nieco głośniej.
- Masz problem o to, że chcę podjąć świadomą, bezpieczną decyzję? No sory, ale jestem trochę starsza i może mam inne priorytety, niż spontaniczna wyprowadzka z licealistą!
- A więc jednak ci to przeszkadza. – prychnął, odpychając się od barierki i wracając do środka.
- Tak jak tobie, to że nie jestem wystarczająco rozrywkowa. Nawet nasza znajomość zaczęła się od tego, że stwierdziłeś, że jestem nudziarą! – również podniosłam głos, gdy staliśmy na środku pokoju mierząc się wzrokiem.
- Bo jesteś! Ale czego spodziewać się od przyszłej prawniczki.
- Wybacz, że nie mam prostych zainteresowań jak granie na gitarze, które na pewno nie zagwarantowałoby mi utrzymania.
- Dopiero we mnie wierzyłaś...
- Ty we mnie również. - powiedzieliśmy ciszej. Michał pokiwał głową i odwrócił się, zmierzając do wyjścia. – Nie chcę żeby naszym ostatnim wspomnieniem była kłótnia. – powiedziałam, gdy zakładał buty.
- Więc niech to, będzie ostatnim co zapamiętamy.
Złapał moją twarz w dłonie i złączył nasze usta w mocnym, pełnym emocji pocałunku. Nie trwał on długo, ale wiedziałam, że intensywnie zaszyje mi się w pamięci.
Odsunęliśmy się od siebie, posyłając sobie niemrawe uśmiechy. Mój zniknął z twarzy, gdy Michał zamknął za sobą drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top