10
Poczułam rękę, lekko zaciskającą się na mojej talii, a następnie szorstki usta, dotykające mojej szyi. Krótki pocałunki, przenosiły się w różne miejsca, wywołując ciarki na moim ciele.
- Michał... - mruknęłam, nadal nie otwierając oczu. Byłam zbyt senna, żeby przerywać tę chwilę, a poza tym była zbyt przyjemna, żebym w ogóle chciała to zrobić. Niestety szybko uderzyła we mnie rzeczywistość. Otworzyłam szeroko oczy i lekko odsunęłam chłopaka od swojego ciała. Podparł się na łokciu, nadal trzymając mnie w talii.
- Hm?
- Która godzina? – spojrzałam na chłopaka, którego włosy były w totalnym nieładzie, ale całkiem rozczulał mnie ten widok. Ja sama pewnie nie wyglądałam teraz najlepiej.
- Po ósmej.
- Co? – zerwałam się do siadu. – Mam zajęcia. – Boże, jak mogłam być taką idiotką. Kompletnie zapominałam o studiach. To nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.
- To je opuścisz. – wzruszył ramionami.
- Nie no, nie mogę. – wstałam, zostawiając go w łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, szukając moich rzeczy. – Nie idziesz do szkoły?
- Nie.
- Michał. – upomniałam go, bo on również powinien przez następne kilka tygodni skupić się na nauce.
- Dobraa. – jęknął, siadając. – Ale nie spieszmy się. Nic się nie stanie jak opuścisz ze dwie lekcje. – westchnęłam i pokiwałam głową, bo i tak już byłam spóźniona.
- Czekaj, co z twoimi rodzicami? – znów poczułam ucisk w żołądku, bojąc się, że będę musiała się z nimi skonfrontować.
- Są już w pracy. – wypuściłam powietrze.
- Na pewno? – popatrzyłam na Michała, a on pokiwał głową, zakładając spodnie dresowe.
- Chodź, zrobię twoje ulubione peanutbutter jelly. – rozmarzyłam się na samą myśl o tych pysznych kanapkach.
- Muszę się przebrać. – schyliłam się po wczorajsze ubrania, ale chłopak pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi.
- Nie musisz. – jęknęłam, bo wcale nie czułam się komfortowo w jego koszulce.
Zbiegliśmy po schodach, wchodząc do kuchni. W domu panowała cisza, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że jesteśmy sami. Michał wyjął z szafki talerze i chleb z chlebaka, kładąc je na blacie, przy którym stanęłam.
- Muszę iść po dżem do spiżarki, poczekasz? – pokiwałam głową, więc wyszedł z pokoju, idąc w nieznanym mi kierunku.
Postanowiłam, że się porządzę i zrobię nam herbatę. Nastawiłam wodę w czajniku i wyjęłam kubki z szafki. Usłyszałam trzask drzwi, więc odwróciłam się w stronę Michała i.... myślałam, że zwymiotuję.
- Lena? Byliśmy umówieni?
Profesor Matczak popatrzył na mnie niepewnie, gdy pojawił się w progu pomieszczenia. Zmierzył wzrokiem moje nogi, przykryte jedynie koszulką jego syna. Czułam jakby świat stanął w miejscu. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Właśnie wydarzył się najgorszy z możliwych scenariuszy.
- O kurwa. – gdzieś za Panem Marcinem, usłyszałam głos Michała, a następnie jego śmiech. Cudownie, że chociaż jemu było do śmiechu, bo ja byłam przerażona. Nie chciałam wiedzieć, co teraz pomyśli o mnie mój profesor...
Starszy Matczak zerknął przez ramię na swojego syna. Posłałam Michałowi spojrzenie błagające o ratunek. Poklepał ojca po ramieniu, wyjaśniając krótko:
- Lena wpadła do mnie. Przyjaźnimy się.
- Och, nie wiedziałem... To dobrze, w porządku. Ja... już pójdę do siebie. – skinął na korytarz i znów zostawił na samych.
W domu znowu nastała cisza, chociaż miałam wrażenie, że moje przyspieszone bicie serca zaraz rozwali okna. Schowałam twarz w dłoniach, czując się kompletnie zażenowana całą tą sytuacją.
Gdy weszłam do domu, rezygnując z zajęć na uczelni, po prostu się rozpłakałam. Możliwe, że przez okres byłam zbyt rozemocjonowana, albo po prostu nie potrafiłam poradzić sobie z nadmiarem emocji. W moim życiu od dawna nie działo się tyle, ile teraz w ciągu kilku dni. Musiałam do tego przywyknąć, chociaż teraz chciałam jedynie zapomnieć o tym wszystkim i odciąć się od Matczaków. Niestety nie bardzo miałam wybór, bo jeden z nich ciągle mnie uczył, a drugi nie pozwalał o sobie zapomnieć. Po tym jak wyszłam z domu Michała, nie zgadzając się na podwózkę, chłopak dzwonił i pisał do mnie z milion razy. Wiedział, że poczułam się chujowo, ale również przekonywał mnie, że nie mam powodu do wstydu, bo jego tata jest w porządku i wiele rzeczy rozumie, a sam był lekko zawstydzony, więc nie będzie wracał do tego tematu.
I może miał rację, ale potrzebowałam pobyć sama. Tak po prostu.
Wzięłam prysznic, umyłam głowę i przebrałam się w wygodne ubrania. Dałam znać dziewczynom, że nie czuję się najlepiej, dlatego dziś nie mogłam przyjść i zadzwoniłam do mamy, która próbowała się do mnie dodzwonić, wciskając jej taki sam kit.
W końcu zneutralizowałam wszystkie emocje i po prostu otworzyłam książki wreszcie skupiając się tylko na tym. Odpuściłam sobie obiad, wpadając w dobry rytm nauki, chociaż odczuwałam już zmęczenie. Koło osiemnastej zrobiłam małą przerwę na łazienkę i jabłko, które robiło mi za kolację i znów wróciłam do książek. Myślę, że w te kilkanaście godzin nadrobiłam dobre dwa dni nauki, przez co choć minimalnie przestałam czuć wyrzuty sumienia.
Moje oczy już dosłownie piekły, były suche i domagały się snu. Zamknęłam więc notatki i zgasiłam światło, kładąc się na łóżku. Jednak mimo zmęczenia, sen nie chciał nadejść.
Zerknęłam na telefon, który powiadomił o połączeniu od Michała. Wahałam się, ale ostatecznie znów przegrałam ze sobą, odbierając.
- O, nie śpisz. Wszystko okej? – usłyszałam w jego głosie zmartwienie.
- Tak. Próbowałam nadrobić zaległości.
- Czyli do końca cię nie zepsułem. – zaśmiał się, przez co i ja uniosłam kąciki ust. Ten chłopak zdecydowanie miał na mnie zły wpływ, a ja wiedząc to i tak w to brnęłam.
- Chcesz coś konkretnego? Bo...
- Chodź na spacer. Pójdziemy na obiecane hot dogi. – odsunęłam telefon od ucha, patrząc na godzinę. Było po pierwszej. – I ruchy, bo stoję pod blokiem i marznę. Ubierz coś ciepłego.
- Nie wiem czemu wciąż dziwią mnie twoje pomysły. Daj mi dwie minuty. – rozłączyłam się i wstałam z łóżka. Na swoją koszulkę do spania narzuciłam ciepłą bluzę, a dresów nawet nie zmieniałam. Wzięłam kasę i telefon, zamykając za sobą drzwi mieszkania.
Wyszłam przed blok, widząc Michała, który jeździł sobie na hulajnodze. Podjechał koło mnie, gdy zauważył, że już jestem.
- Zapraszam do mojego pojazdu. – zrobił mi miejsce, bym stanęła przed nim. Złapałam za rączkę hulajnogi, a ramionami Michała znalazły się po obu stronach mojego ciała, gdy również położył ręce na kierownicy.
Ruszyliśmy przez, całkiem pustą i cichą o tej porze, Warszawę. Oświetlały nas uliczne latarnie, a wiatr kołysał moimi włosami, gdy pokonywaliśmy kolejne kilometry. W końcu zatrzymaliśmy się przed Orlenem. Weszliśmy do sklepu, zamawiając ulubione hot dogi Michała. Wzięliśmy również po energetyku, który sama zaproponowałam, bo moje powieki same opadały i siedliśmy na chodniku przed stacją.
- Zajebiste, nie? – chłopak wgryzł się w bułkę z parówką, a ostry sos skapnął na ziemię.
- Ujdzie. – były dobre i o tej porze na pewno smakowały lepiej niż zazwyczaj, ale to nadal były tylko hot dogi ze stacji.
- Ujdzie? – spojrzałam na Michała, który patrzył na mnie nie dowierzając. – Ty serca nie masz. – zaśmialiśmy się, patrząc sobie w czerwone oczy. Moje były przekrwione od zmęczenia, a jego zapewne od jarania.
Nastała chwila ciszy, gdy dokańczaliśmy hot dogi, popijając je energetykiem. Wstałam, wyrzucając śmieci do kosza. Michał podszedł i poczęstował mnie papierosem, który złapałam moimi skostniałymi od zimna palcami, co nie umknęło jego uwadze. Złapał moją wolną rękę i łącząc ze swoją, włożył je do kieszeni swojej bluzy.
- Chyba musimy wracać, bo przemarzniesz. Chujowa pogoda jak na prawie kwiecień.
- Racja... To już prawie kwiecień. – ruszyliśmy chodnikiem, mimo że mieliśmy dobrych kilka kilometrów do pokonania. Teraz jednak czując ciepło, bijące od Michała, mogłam to przetrwać. – Niedługo Wielkanoc.
- Ugh, nie lubię świąt. Żadnych. Komercyjne gówna. – wysyczał, a ja popatrzyłam na niego z dołu, zaciągając się papierosem.
- Nieprawda. – ja zdecydowanie nic nie miałam do tych wszystkich uroczystości. Lubiłam ten klimat i atmosferę, jakie niosły ze sobą każde święta.
- Z rodzicami co roku jeździmy do babci, a ja nie trawię tej kobiety. Zawsze próbuje mi wpoić swoje chore poglądy i jeszcze narzeka mi, że jestem wulgarny. A potem ja mówię jej „chuj, dupa, cycki", tata na mnie krzyczy, ona się obraża, mama kręci głową i atmosfera jest zjebana.
- To faktycznie słabo. – skomentowałam, chociaż wiedziałam, że on nie oczekiwał żadnej litości w tej sytuacji. - U mnie jest całkiem miło. – strzepnęłam papierosa i poczułam na sobie wzrok Michała. – Hm?
- Zabierz mnie do siebie na święta. – powiedział całkowicie poważnie, a ja chyba zwariowałam, biorąc to pod uwagę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top