1
Stanęłam przed dość luksusową posiadłością mojego korepetytora, a zarazem profesora z uczelni. Pan Marcin był naprawdę świetnym wykładowcą prawa, dlatego chętnie uczyłam się jego przedmiotu, ale by dodatkowo podnieść moje umiejętności zapisałam się na korepetycje, których udzielał weekendowo chętnym uczniom. Pierwsze zajęcia odbyliśmy tydzień temu w uczelnianej bibliotece, ale nie były tam zbyt dobre warunki, bo profesor Matczak nie mógł swobodnie tłumaczyć mi zagadnień. Dlatego dziś, zerkając na adres widniejący w smsie, znalazłam się przed jego domem, po ówczesnym dogadaniu.
Już z zewnątrz dom zrobił na mnie duże wrażenie. Ogród z idealnie wykoszoną trawą, otaczający budynek w kolorze bieli z czerwoną dachówką, a wszystko odgrodzone bramą przed którą stałam. Zadzwoniłam dzwonkiem, czekając, aż zostanę wpuszczona. Minęło dobrych kilka minut zanim mogłam pchnąć furtkę, aż zaczęłam zastanawiać się czy dobrze trafiłam i czy na pewno na odpowiednią godzinę. Przeszłam brukowaną ścieżką do drzwi, które również zostały otworzone przed mną dopiero po paru dłuższych chwilach.
Przeżyłam niemałe zdziwienie, gdy po drugiej stronie zobaczyłam nie profesora Matczaka, a jakiegoś młodego chłopaka, który wyglądał jakby dopiero wstał. Jego włosy były przydługie i opadały mu na czoło, gdy próbował je ogarnąć, a na sobie miał jedynie długie spodnie dresowe, pozostając bez żadnej koszulki. I nie, nie było się czym zachwycać, nie miał żadnego sześciopaka, bo był po prostu szczupły, a poza tym na 90 procent był młodszy ode mnie, więc skarciłam się za głupie myśli.
- Um, hej? Ja chyba pomyliłam... - tyłem cofnęłam się na schodkach, gdy chłopak nadal próbował przyzwyczaić oczy do jasnego światła, albo po prostu połączyć fakty.
- Och, no tak. Ojciec mi coś pieprzył rano. Wchodź. – otworzył szerzej drzwi, przecierając oczy.
- Okej. – weszłam do środka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Popatrzyłam na chłopaka, który zamykał drzwi.
- Spóźni się chwilę, ale mówił, żebyś weszła. – skinął na kuchnię i wszedł do pomieszczenia, a ja poszłam jego śladem. – Sorry, że tak – wskazał na siebie ręką. – ale dopiero wstałem. – nie wyglądał jednak jakby się tym przejmował, więc ja także nie miałam zamiaru. W końcu był u siebie...
Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej mleko w butelce. Odkręcił zakrętkę i wziął długi łyk prosto z gwinta, lekko się przy tym oblewając. Oderwał się po chwili, wycierając usta ręką, a następnie schował mleko na półkę, zamykając lodówkę.
Spojrzał na mnie, jakby zapomniał, że tu jestem.
- Chcesz zjeść płatki?
- Nie, dzięki. – powstrzymałam śmiech, bo ten chłopak był całkiem zabawny. Wzruszył ramionami, opierając się o blat.
- Więc... mój tata daje ci korepetycje? – jego intensywny, już rozbudzony, wzrok skanował moje ciało, gdy nadal bezradnie stałam na środku kuchni, bo chłopak nie kłopotał się z zaproponowaniem mi miejsca. Sama więc usiadłam na barowym krześle, opierając ramiona na blacie, który dzielił mnie od chłopaka.
- Tak. Jakoś sobie radzę, ale potrzebowałam dodatkowych lekcji, szczególnie z prawa parlamentarnego, komparatystyki prawniczej i wiktymologii.
- Nie mam pojęcia w jakim języku do mnie mówisz, ale okej. Współczuję tak czy siak. Mój tata próbował mnie uczyć matmy parę razy. Niemiło to wspominam. – wzdrygnął się.
- Serio? Matma jest bardzo logiczna. – tak jak w liceum musiałam kuć do sprawdzianów z wiedzy o społeczeństwie i historii, tak matematyka była dla mniej jednym z lżejszych przedmiotów, ale jedynie na poziomie podstawowym.
- Może, ale mam mózg wielkości orzeszka. – pokazał ręką małe kółko. – Czyli jesteś humanistyczną prawniczką z umiejętnościami matematycznymi. – stwierdził. – Kiedy masz czas na zabawę, imprezy?
Zastanowiłam się, no bo nie miałam czasu na takie rzeczy. Moje życie towarzyskie skończyło się wraz z zaczęciem studiów, a więc jakoś dwa lata temu. Od tamtej pory mało wychodziłam ze znajomi nawet do zwykłych kawiarni, a o klubowych imprezach już nie wspomnę, bo zapomniałam jak wyglądają.
- Jestem już za stara na zabawę. – zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Pierdolenie. – machnął ręką. - Młoda jesteś. Teraz jest na to czas, bo po studiach, szczególnie prawniczych, będzie już niezręcznie.
- Niby masz rację, ale nie jestem osobą imprezową.
- Masz szczęście, że ja jestem. – uśmiechnął się dumnie, a ja nie wiedziałam do czego pije. – Zróbmy taki układ. – zastanowił się i podszedł bliżej blatu, przy którym siedziałam. Z tej perspektywy dobrze widziałam jego dziwnie zaczerwienione oczy. – Ty mi pomożesz z matmą, bo zbliża się matura, a ja zabiorę cię parę razy na jakąś domówkę z moimi znajomi?
- No nie wiem... ile ty w ogóle masz lat? – nie wiedziałam czy to towarzystwo będzie odpowiednie, tak żeby żadna ze stron nie czuła się niezręcznie.
- Osiemnaście. – nie zdążyłam tego skomentować, bo drzwi domu Matczaków otworzyły się i wszedł przez nie Profesor Marcin, co było widoczne z kuchni.
- Lena, przepraszam najmocniej, że musiałaś czekać, ale miałem nagłe spotkanie. – szybko powiesił marynarkę w przedpokoju i wszedł do pomieszczenia.
- Nic nie szkodzi. - posłał mi uśmiech, zanim spojrzał na syna.
- Michał. – zmierzył go wzrokiem. – Ubierz się. – młody machnął jedynie ręką i rzucił mi krótkie „cześć", zanim poszedł schodami na górę.
Profesor zaprosił mnie do salonu, mówiąc, że ma nadzieje, że jego syn był miły i nie mówił jakichś głupot, co oczywiście potwierdziłam. Michał był całkiem fajny, jeśli mogę to stwierdzić po kilkuminutowej rozmowie. Wydawał się być takim pozytywnym kolesiem, dla którego życie to zabawa. Zastanowiłam się aż nad jego propozycją, bo przez chwilę sama zapragnęłam trochę odpuścić z moich ambicji, szczególnie, gdy kompletnie nie rozumiałam nic z tego co tłumaczył mi Pan Marcin. Niestety obrałam dosyć wymagającą ścieżkę edukacyjną w nadziei, że kiedyś mi się to wynagrodzi dobrymi zarobkami. Teraz miałam tak dużo wątpliwości, bo byłam już na końcu drugiego roku, a jeszcze nigdy w pełni nie poczułam tego kierunku, nie miałam pewności co do słuszności jego wyboru, a przede mną było jeszcze drugie tyle...
witajcie w nowym fanfiku
nie wiem jak wyjdzie mi to opowiadanie, bo nigdy nie pisałam o Macie i nie wiem jak z moją weną, więc uznajmy to za krótką i wolno pisaną historię, bo nie mam pojęcia jak będą pojawiały się rozdziały
możliwe, że dziś (lub jutro) wstawię jeszcze dwa rozdziały, żebyście lepiej wdrążyli się w to ff, bo ten jest dosyć krótki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top