♦XV♦
— Nie... Czemu pytasz...?
— To... to może być nieco dziwne, ale prawdopodobnie wyczułem osobę, która jest mi przeznaczona... — mówił z zamkniętymi oczami i rozmarzoną twarzą.
— S... skąd takie domysły? — denerwowałem się strasznie. On nie może się o mnie dowiedzieć. Moje serce biło jak szalone.
— W pewnej chwili, poczułem piękny zapach... A moja Alfa po prostu oszalała...
— A może był to pijacki sen? — nasunąłem mu pomysł.
— Nie. — odpowiedział pewnie — Ta osoba jest tutaj, wierzę w to.
— Hm... zapewne ten ktoś się ucieszy, mając ciebie za Alfę...
— Raczej w to wątpię...
— Czemu? — zdziwił mnie swoją odpowiedzią.
— No bo nie mogę wyczuć jej zapachu! A więc napewno jest omegą, a skoro jest omegą, to bierze leki... Gdyby chciała, bym się dowiedział, to napewno by ich nie brała. Jestem beznadziejny...
— Czemu tak myślisz? — serce mi się krajało, gdy tak o sobie mówił. Miałem teraz ogromną chęć, by po prostu pójść tam do niego, przytulić i pocieszyć, lecz wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
— Kto by chciał kogoś tak beznadziejnego, jak ja? Muszę nad sobą pracować! — jego ostatnie zdanie bardzo mnie zaskoczyło.
— Gdy ci się uda, to nareszcie będziesz mógł opuścić to miejsce — znowu wymusiłem uśmiech. Naprawdę nie chcę, by wyjeżdżał...
— Cieszysz się z tego powodu? — podniósł się na łokciach, by mieć na mnie lepszy widok.
— Ja...
— Nie odpowiadaj! — przerwał mi — nie chcę znać odpowiedzi, ponieważ jest ona jasna — uśmiechnął się smutno. Serio, jestem okropny...
Nie próbowałem nawet dalej ciągnąć tej rozmowy, jednak Zac miał zamiar robić to za mnie, co nie za bardzo mi się podobało. To znaczy, cieszyłem się, że mogę z nim rozmawiać, lecz nie chciałem poruszać niektórych tematów, a teraz uniki byłyby podejrzane...
— Sorei... Przepraszam, za to, co powiedziałem wtedy na schodach... Wtedy, gdy obraziłem cię przed występem.
— Nic się nie stało... — starałem się uspokoić. Pierwszy raz w życiu mnie przeprosił. Co się z nim dzisiaj dzieje?
— A właśnie, że się stało! Zraniłem cię... Mógłbyś mnie uderzyć?
— Nie chcę cię bić...
— Ale Sorei...
— Wybaczam ci, a teraz idę spać — przerwałem mu, kładąc się pod ścianą, jak zwykle.
— Będziesz spał tam?
— ... — chciałem mu powiedzieć, że przecież sam mnie wygonił z mojego łóżka, lecz nie mogłem... W końcu, jestem tylko omegą, która jest na samym dnie, nie mam prawa mu tego mówić, myślałem tak, chociaż dobrze wiedziałem, że to nie o to chodziło.
— Chodź tutaj, do mnie, razem będzie nam cieplej. Robi się w końcu coraz chłodniej.
Spojrzałem na niego i zobaczyłem, że patrzy na mnie wyczekująco. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać, położyłem się obok niego. Zaskoczeniem dla mnie był fakt, że po chwili już leżałem w jego objęciach. Zesztywniałem natychmiast, jednak Zac nie skomentował tego, tylko zaśmiał się cichutko, chowając nos w zagłębieniu mojej szyi.
— Z... zac... — byłem kompletnie zawstydzony, czułem się, jakbym był pijany.
— Cii... idź już spać — mówił w moją szyję, co troszkę łaskotało.
W tej właśnie chwili bałem się, że mógłby on usłyszeć to mocne bicie mojego serca, lub poczuć ciepło na mojej twarzy. Ta jedna chwila, właśnie wtedy, pragnąłem zatrzymać czas.
Z jednej strony, bałem się go, pragnąłem, by był nieświadomy, jednak z drugiej już to wiedziałem — zakochałem się. Nie było już dla mnie ucieczki. Na samą myśl, że właśnie tak moglibyśmy spędzać każdy wieczór, że mógłby mnie całować, przytulać, dotykać, lub robić inne rzeczy... Na samą myśl o tym, zawstydziłem się jak nigdy i poczułem ucisk w brzuchu z nerwów.
Boże, przegrałem...
Przeznaczenie wygrało...
Tylko błagam... nie chcę być już więcej razy zranionym...
♦♦♦
Przepraszam, że czekaliście!
Tym razem poganiało mnie więcej osób, niż zwykle O.O
Dziękuję za zainteresowanie!!
To takie miłe ❤
Ale, słońca najdroższe, nie mogę publikować rozdziałów wcześniej... I tak są już 3x w tygodniu ;c
Przepraszam...
A tak swoją drogą, niedawno świętowałam 200 followów na profilu, ale ta liczba tak szybko skoczyła xd
Dziękuję bardzo!!! ❤
Brak mi słów, tak bardzo jestem szczęśliwa ❤
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej ❤
A co do Soreia... Biedactwo przegrało, jak myślicie, to dobrze?
Czy przegrana w jego sytuacji wyjdzie mu na dobre?
Zobaczymy :D
Do czwartku misie! ❤
28.08.2018 r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top