♦XLV♦

  — Redo? — spytałem zmieszany, patrząc mojemu przyjacielowi w oczy.

— Wpuścisz mnie, czy będziemy tu tak stać? — powiedział ze śmiechem, po czym sam wpakował mi się do mieszkania.

— Więc? Co cię tu sprowadza? — zapytałem, zakładając ręce na biodra. Nie musiałem mu nawet mówić, by poszedł do salonu, ponieważ sam to uczynił.

— Przemyślałem sobie wszystko — mówił poważnie, patrząc w dywan — chcę ci pomóc — spojrzał mi prosto w oczy.

— W jakim sensie? — oparłem się o framugę drzwi.

— W każdym.

— To dobrze, bo właśnie miałem cię o to prosić. Masz jutro czas o siódmej?

— Pewnie, czemu pytasz?

— Poznasz człowieka, który opiekował się moim partnerem, a teraz także wypruwa sobie żyły, by go znaleźć.

— Więc? Kim jest pan teść?

— To nie jego ojciec. Jego rodzice nie żyją. To dyrektor teatru „Hood", czyli miejsce, gdzie zostałem zesłany.

— Dobra. Więc chodźmy spać i jedziemy — mówiąc to, wstał i udał się do mojej sypialni.

— Chyba cię pojebało, że będziemy razem spać — zaśmiałem się, lecz widząc, że on naprawdę tak myśli, spoważniałem — won na kanapę, lub na ziemię, kundlu.

— No i czemu wyzywasz od razu? Ty naprawdę nigdy się nie zmienisz... — wstał i wrócił do salonu, gdzie, za moim pozwoleniem, położył się spać.

Postąpiłem tak samo, jak on, przykrywając się grubą kołdrą. Robiło się coraz chłodniej. Tej nocy na dworze szalała wichura, która nachalnie waliła w okna i szumiała, delikatnie przedzierając się przez okna, poruszała ostrożnie zasłonami, jak gdyby te, zrobione były z porcelany.

Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Gdy tylko zasypiałem, to od razu przed oczami widziałem jego — martwego. Nie mogłem tak, dlatego też leżałem na boku, starając się wrócić wspomnieniami, do dni sprzed mojego wyjazdu, gdy siedział on w moich ramionach, opierając główkę na mojej klatce piersiowej. Ciągle zastanawiam się, czemu zaryzykowałem i kazałem mu tego dnia przyjść w to miejsce...

O poranku czułem się, jakbym był na kacu. Mimo iż nie widziałem się w lustrze, wiedziałem, że mam sińce pod oczami. Reakcja Reda to potwierdziła, naśmiewał się z mojego wyglądu, ile się tylko dało.

Zignorowałem go. Kiedyś, już by leżał, błagając mnie, bym go puścił, lecz nie dzisiaj. Musiałem zachować siły, by utrzymać swoje emocje na wodzy.

Właśnie weszliśmy do dużego gmachu teatru, po czym skierowaliśmy się do gabinetu dyrektora, gdzie właśnie nas oczekiwał. Siedział jak zwykle za swoim obszernym biurkiem, gdy po zapukaniu, nie czekając na jego odpowiedź, weszliśmy do środka.

— Witam — mężczyzna wyszedł zza biurka, po czym podaniem ręki przywitał się z moim przyjacielem.

— To jest Redo, to właśnie o nim panu wspominałem — powiedziałem spokojnie.

— Dzień dobry — przywitał się chłopak z typowym dla siebie uśmiechem.

Po formalnościach usiedliśmy całą trójką przy biurku, po czym dyrektor zaczął wyjaśniać nam całą sytuację.

— W sporym skrócie, przyznała, że robota została wykonana dla magazynu „Spirit&Love", który poświęcony jest duchowej więzi, czyli przeznaczonym sobie ludziom. Ktoś puścił plotkę o tobie i Soreiu, przez co potrzebowali dowodów, w postaci zdjęć, no i właśnie od tego wszystko się zaczęło.

— Rozumiem... — powiedział mój przyjaciel, a ja siedziałem cicho, starając się trzymać emocje na wodzy — Sądzę, że to musiał być jego fan, który bardzo kochał Zaca, może fanka?

— Raczej nie... Chyba że była to grupa ludzi... — odpowiedział dyrektor.

— Tak... Ma pan rację... Ale skąd wiedzieli, że Sorei tego wieczoru opuści teatr?

— Podsłuch? Zac, miałeś ostatnio kontakt z kimś z planu?

— No z wieloma ludźmi... — mówiłem, starając się przypomnieć sobie coś dziwnego — ale Asten ostatnio się mnie uczepił.

— Ten Asten? — spytał Redo.

— Tak, ten co gra jednego z dublerów mordercy — sprecyzowałem.

— No to mamy podejrzanego. Teraz potrzebny nam jest adres, numer telefonu — mówiąc to, dyrektor wstał i otworzył okno, po czym usiadł na parapecie i zapalił papierosa.

— Jak to zdobędziemy? — zamyśliłem się.

— No jak to „jak"? Od reżysera, a od kogo innego — zaśmiał się chłopak.

— Da nam?

— A za mały okup nie da?

— Już cię lubię młody — uśmiechnął się mężczyzna.  

  ♦♦♦ 

Hejka~!

Jak tam dzionek?

Ja ma jutro kartkówkę z chemii i muszę kuć 10 alkenów, alkanów, czy jak to się tam nazywało XD

No ale never mind :)

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał!

Pozdrawiam!

Do czwartku!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top