♦XIII♦
Przez następną godzinę, wraz z Dominikiem pokazywaliśmy dzieciom ubrania aktorów, oraz przebieraliśmy ich, w nie. Było przy tym mnóstwo zabawy. Cieszyłem się, że mimo iż była to szkoła dla alf, to nikt nie patrzył na mnie z pogardą, tylko dlatego, że byłem omegą. To było naprawdę miłe doświadczenie. Dominik także okazał się taką osobą, jak myślałem, czyli bardzo miłym i pozytywnym człowiekiem. Mam nadzieje, że nie jest dla mnie taki miły, tylko ze względu na to, że dzieci patrzą, ponieważ nie raz w moim życiu takie zachowania miały miejsca. Właśnie przez to straciłem wiarę w ludzi, jak i zaufanie do nich.
Gdy minęła owa godzina, razem Dominikiem, przeszliśmy do dzieci z piątej klasy. Tym razem zajęcia miały odbywać się na scenie. W trakcie drogi dołączył do nas Zac. Zdziwiło mnie to, że był taki milczący, ledwo się przywitał i to jeszcze od niechcenia, może to wina alkoholu i kaca? Jeśli tak, to powinien zostać w pokoju, jeszcze ryknie na jakieś dziecko i tylko je wystraszy.
— Zac... — szepnąłem do niego, jeszcze przed wejściem na scenę — dobrze się czujesz?
— Mhmm — przytaknął.
— Jeśli boli cię głowa, to może lepiej się położysz? Ja z Dominikiem sobie poradzimy, prawda? — spojrzałem na niego.
— Jasna sprawa — odpowiedział chłopak.
— Widzisz? Będzie dobrze — uśmiechnąłem się — A jeśli chodzi o dyrektora, to z nim porozmawiam i wytłumaczę okoliczności.
— Nie potrzeba. Zostaję z wami — powiedział stanowczo, czym zmusił mnie do posłuszeństwa. W tamtej chwili już nic do niego nie mówiłem. Wydawał się jakiś nie swój, a ja także nie chciałem go jeszcze bardziej drażnić. Tak więc, zostawiając go z tyłu, dogoniłem Dominika, który szedł na przodzie i zaczęliśmy jakąś nikłą konwersację. Nie mogłem się skupić na rozmowie, ponieważ ciągle czułem na sobie wzrok Zaca. O co mu może chodzić? Jednak się dowiedział? Cholera! Tak być nie może! Muszę trzymać się od niego w miarę z daleka. Już nie dopuszczę, by sytuacja z wcześniej się powtórzyła. On nie może ponownie zbliżyć się do mnie na taką odległość.
Znowu przez moje myśli, na chwilę zapomniałem, gdzie jestem. Obudziłem się, dopiero gdy byłem już na scenie, przed tłumem dzieci.
— Dzień dobry wszystkim! — zaczął Dominik. On chyba naprawdę lubił dzieci, one także zdawały się go akceptować. Nie dziwię im się, z takim przyjaznym wyglądem, można było wiele zdziałać. Nie długie, brązowe włosy związane w niedokładnego kucyka. Zielone oczy, które wydawały się bardzo przyjazne. A co najważniejsze, nie był on takim gorylem jak Zac, jeśli chodzi o mięśnie. Dzięki temu wyglądowi mniej się go bałem.
— Witam — powitałem ich z uśmiechem. O dziwo mój głos nie załamał się.
Lecz mimo naszego powitania, to i tak, Zac swoim milczeniem zgarnął całą uwagę naszej małej publiczności.
— To pan Zac!
— Masz rację, to Zac! — krzyczały dzieci, jedno przez drugie. Jednak Zac zachował się jak gbur i nie odpowiedział nawet uśmiechem. Westchnąłem cicho.
— Ej, ale ja też tu jestem! — mówił udawanym, przybitym głosem Dominik, na co dzieci zaśmiały się cichutko, lecz, tak jak prosił, zwróciły na niego uwagę. — Dobra, to teraz pokażę wam coś fajnego! Proszę za mną!
Zac z Dominikiem poszli na przodzie, natomiast ja z nauczycielką, byliśmy na tyle.
Obaj tłumaczyli dzieciom, jak wyglądają kulisy teatru. Jak oświetla się salę lub zasłania kurtynę. Wyjaśniali niemal działanie każdej liny. Zauważyłem, że Zac z każdą minutą stawał się coraz bardziej rozpogodzony, a na koniec nawet zaśmiał się na głos, przez co moje serce znowu poczęło bić jak szalone.
W tamtej chwili błagałem w myślach, by nikt tego nie usłyszał.
♦♦♦
Dzień doberek!
Jak tam dzionek/nocka?
Mam nadzieję, że dobrze ^^
Dziękuję jeszcze raz za followy. Dopiero dzisiaj dwie sety wbiłam, a już dochodzi kolejna dycha xd
Jesteście kochani!
Mam nowy projekt opowiadania i tak ze sporym wyprzedzeniem mówię, ponieważ ukaże się ono gdzieś pod koniec roku ;/
(w sumie to będzie wzbogacona wersja mangaki x bezdomnego, no ale never mind xd
Ważne, że cukrzyca gwarantowana ^^)
Do niedzieli!
23.08.2018 r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top