♦LV♦

 Gdy już w miarę się ogarnąłem, a co najważniejsze, ubrałem, wyszedłem z łazienki i wróciłem do łóżka, w którym nadal zalegał Zac.


— Czemu się ubrałeś? — jęknął cierpko, jednak wpuścił mnie do łóżka.

— Bo to... tak trochę... — jąkałem się, gdy ułożyłem się obok niego, ten natychmiast zgarnął mnie w swoje ramiona i przytulił do nagiej klatki piersiowej.

— Tak się cieszę, że już wszystko dobrze... — mówiąc to, pocałował mnie w czoło.

— Tak, ja też... Zac...

— Tak? — spojrzał mi w oczy.

— Kocham cię — z uśmiechem pocałowałem go w usta. Ten zapewne z szoku nie oddał mi pocałunku. — Zac? — zapytałem, gdy nagle odwrócił się do mnie tyłem.

— Zamilcz albo znowu cię pożrę tu i teraz.

Zrobiłem, co kazał, ponieważ dalej czułem w biodrach pozostałości po wczorajszej zabawie. Siedziałem cicho, nadal przytulając się do jego pleców. Zac naprawdę się zmienił... W porównaniu do tego, co było, gdy się poznaliśmy, to jego charakter został zmieniony o sto osiemdziesiąt stopni. Szczerzę, to jego przemiana była bardzo drastyczna, czy to możliwe, że nasza więź tak go zmieniła? W sumie to nie tylko jego, ponieważ mnie także.

— Przedstawię cię moim rodzicom — wypalił nagle.

— Przecież oni mnie już znają... — zaskoczył mnie.

— Ale nie jako moją omegę i przy tym kochanka — uśmiechnął się i złapał za dłoń — Wstawaj, jemy śniadanie, ubieramy się i jedziemy do nich.

— Co? — pociągnął mnie za dłoń, którą trzymał, podnosząc przy tym do siadu. Potem, podniósł i posadził na kuchennym krześle, dopiero gdy dotarliśmy do kuchni.

— Co chciałbyś zjeść? — zapytał zaglądając do otwartej lodówki.

— Wczoraj mieliśmy chyba spaghetti, prawda?

— Zatem wystarczy ugotować makaron i podgrzać sos.

— Więc gotuj — powiedziałem i położyłem brodę na blat stołu, obserwując jak Zac gotuje.

Przyglądałem mu się, jak mięśnie jego pleców pracują pod obcisłą koszulką, gdy mieszał sos. Jak jego duże dłonie trzymające makaron, delikatnie kładą go do garnka z wrzącą wodą. Odszedł od kuchenki indukcyjnej i sięgnął do szafki z naczyniami, by wyjąć dwa talerze i niżej do szuflady, gdzie były sztućce.

Już po chwili nasze śniadanie było gotowe.

Wziąłem do ust pierwszy kęs mięsa z odrobiną makaronu.

— Jak smakuje? — zapytał, jedząc pospiesznie.

— Pyszne! — skomentowałem entuzjastycznie — Pierwszy raz w życiu to jem i jest przepyszne.

— Ciesze się — schylił się i wytarł mi policzek z zapewne sosu — jedz powoli — uśmiechnął się, wracając do jedzenia, a moje policzki spłonęły czerwienią.

— Sss... — syknąłem, gdy chciałem napić się herbaty, która poparzyła mi język.

— Co się stało? — spytał z przejęciem.

— Nic takiego... Tylko oparzyłem sobie język.

— Matko... uważaj... — podszedł do mnie, całując namiętnie i wciskając język do mojej jamy ustnej. Starałem się oddawać pocałunki, lecz sam wiedziałem, że nie za dobrze mi to wychodziło, gdy się oddalił, powiedział jeszcze — podobno, gdy się poliże, to mniej boli — uśmiechnął się zadziornie.

Po jedzeniu naczynia i widelce włożyliśmy do zmywarki. Po chwili odpoczynku na kanapie poszliśmy się ubrać tak, jak wcześniej zapowiedział mi Zac, pojechaliśmy do rezydencji jego rodziców. Według mnie ten pomysł był szalony.

Już stosownie ubrani, zeszliśmy do podziemnego parkingu, trzymając się za ręce. Pierwszy raz miałem na sobie dżinsy i taką czystą bluzkę...

Czułem się bardzo dobrze, przez całą jazdę, do czasu spotkania...  

  ♦♦♦ 

Ej, ja nie jestem zboczeńcem, tak?

NIE JESTEM NIM, OKEJ?

A tak serio, to widząc ponad 890 powiadomień to się zadławiłam wodą XD


21.10.2018 r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top