♦XLIV♦

  Tydzień przerwy, który dostałem, właśnie minął i musiałem wrócić do nagrywania. Był to duży projekt, którego nie mogłem zbagatelizować.

— Siema stary — przywitał mnie Redo — O co chodzi z tymi artykułami?

— Uwierz mi, sam chciałbym wiedzieć...

— Więc to jest ta twoja ukochana, hmm? Całkiem uroczą omegę sobie złapałeś — zaśmiał się, lecz mi do śmiechu absolutnie nie było, ten zapewne to zauważył, ponieważ zamilkł i przybrał poważny wyraz twarzy — Co się dzieje? — złapał mnie dłońmi za ramiona i spojrzał w oczy.

— On został porwany... — zerwałem kontakt wzrokowy, spuszczając głowę, czułem, jak łzy zbierają mi się w oczach.

— Spokojnie, powiedz, co się stało...

— Co się kurwa miało stać! Daj mi święty spokój! — wyżyłem się na nim. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić, jednak musiałem dać upust emocjom.

Tego dnia nie rozmawiałem już więcej z przyjacielem, co mnie gryzło. Jedynie on akceptował mnie takiego, jakim byłem... Znowu wszystko zjebałem.

Gdy wróciłem zdruzgotany do mojego apartamentu, nagle zadzwonił dyrektor teatru. Czym prędzej odebrałem telefon.

— Halo? — mówiłem przejęty.

— Spokojnie — usłyszałem jego głęboki głos — nic ci nie ucieknie.

— Jak mam być spokojny?!

— Zamknij mordę i słuchaj. Miałem racje, to ona zrobiła te zdjęcia. Udało mi się odzyskać ich kopie. Policja nareszcie zaczęła działać.

— Naprawdę? — odetchnąłem z ulgą. Nogi się pode mną załamały, przez co wylądowałem na miękkim łóżku, przy którym przed chwilą stałem.

— To jeszcze nie koniec. Właśnie ją przesłuchują, a raczej przesłuchali, lecz musiała zostać na komisariacie, by uzupełnić zeznania.

— Zeznania?

— Grasz w filmie policyjnym, a nie masz o tym pojęcia? Co z ciebie za człowiek... No ale nie ważne. Słuchaj, nie mam dużo czasu, spieszę się, ponieważ mam sporo do zrobienia. Zdradziła osobę, której wykonała zdjęcia, oraz jej firmę.

— Czyli? — czułem jak krew w żyłach mi się gotuje.

— Nie powiem ci, bo zapewne zaraz tam pognasz i wszystko spierdolisz. Potrzebujemy kogoś, kto potrafi logicznie myśleć, kogoś zaufanego, nie z policji, rozumiesz?

— Akurat znam kogoś takiego — pomyślałem o Redzie, mam nadzieję, że nie ma mi za złe dzisiejszego dnia.

— Świetnie, wyrobisz się jutro o siódmej rano wraz z naszym detektywem?

— Nagrywamy od trzynastej, więc powinno być dobrze.

— Dobra, świetnie, cześć — powiedział, po czym nawet nie dał mi czasu na odpowiedź, rozłączając się.

Zaraz po telefonie od dyrektora poszedłem do łazienki, by wziąć gorącą kąpiel i rozluźnić się nieco po ciężkim dniu w pracy, jak i po otrzymanych informacjach. Nalewając wody do sporej wanny, w międzyczasie ściągnąłem z siebie ubrania, wrzucając je do kosza z rzeczami do prania.

Powoli zanurzyłem się w gorącej wodzie, wzdychając z przyjemności. Właśnie tego było mi trzeba... Lecz po krótkiej chwili przyjemności, wróciły problemy życia codziennego. Otworzyłem powoli oczy, które wcześniej zamknąłem, by móc się lepiej rozluźnić.

Wyobraziłem sobie właśnie, jak teraz biorę kąpiel z moim ukochanym i rozmawiamy o głupotach... Potem całuję jego ciało, pieszczę je w każdym miejscu...

— Cholera... — skomentowałem mojego penisa, który przez fantazje mojego mózgu, odżył.

Nie chcąc czekać, aż sam opadnie, zająłem się problemem, myśląc o Soreiu, o jego ciału, jego głosie i tym podnieconym spojrzeniu, które potrafiłem sobie w miarę wyobrazić, jednak chciałbym zobaczyć to na żywo... Już wiem, co będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobię, gdy wreszcie znajdzie się on w moich ramionach.

Po pozbyciu się problemu oraz umyciu się wyszedłem z wanny i założyłem bokserki, luźne dresy i jakąś koszulkę. Ledwo co zdążyłem wyjść z zaparowanej łazienki, a do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą.

— Kto to jest...? — powiedziałem cicho, sam do siebie.

Wtedy przypomniały mi się słowa dyrektora, bym na siebie uważał. Idąc za jego przestrogą, nim otworzyłem drzwi niezapowiedzianemu gościowi, cofnąłem się do kuchni po nóż. Jako że miał zabezpieczenie, to włożyłem sobie go w dresy, by w razie wypadku móc sprawnie i szybko pochwycić za ostrze.

Podszedłem do drzwi i powoli uchyliłem je.

Widok stojącego w nim człowieka nieco mnie zaskoczył.  

   ♦♦♦ 

Jak myślicie, kto mógł wpaść do Zaca o tak późnej porze?

Wiem... Dzisiaj rozdziału miało nie być, lecz wróciłam wcześniej, niż się spodziewałam :)

Mam nadzieję, że wam się podobało.

Do wtorku!


07.10.2018 r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top