♦VIII♦
Po chwili jego dłoń wylądowała na mojej głowie, jednak nie było to mocne uderzenie, raczej klepanie i czochranie.
— C... Co ty robisz? — zapytałem zdziwiony, to był pierwszy raz, kiedy dotknął mnie z własnej, nieprzymuszonej woli.
— Serio jestem aż taki straszny?
— Mhmm...
— A co we mnie takiego strasznego, hm? — jego głos był łagodny, jeśli odpowiem szczerze, to nic i się nie stanie, prawda?
— Jesteś arogancki, dużo krzyczysz, robisz straszne miny, chodzisz jak zbir, robisz duże zamieszanie i ogólnie z ciebie dupek...
— Szczery to ty na pewno jesteś — zaśmiał się na głos — a mam jakieś zalety?
— Chyba... Jedyną jest wygląd moim zdaniem.
— Uważasz, że jestem przystojny — zbliżył się, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
— Ja... Odsuń się... Za blisko... — zbliżyłem się do ściany. Nie miałem dużo miejsca do ucieczki.
— Spokojnie, przecież nie gryzę — odsuną się, lecz ja nadal siedziałem jak na szpilkach, a moje serce biło, jakby miało za chwilę eksplodować — No, może czasem... — uśmiechnął się łobuzacko.
— Co to miało znaczyć — zaśmiałem się.
— Wiesz... — nagle spochmurniał, a głos przybrał poważny ton. Słysząc tę zmianę, natychmiast drgnąłem, nie wiedziałem, skąd się to wzięło — Wiesz, jak zostałem aktorem...?
— Nie...? — nie byłem zbyt pewny swojej odpowiedzi, czemu nagle porusza ten temat?
— Nie powiesz nikomu? To będzie nasza tajemnica — uśmiechnął się smutno.
— Dobrze...
— Wiesz, kim są moi rodzice, prawda?
— Mhm
— To była ogromna presja... Całe życie śledziły cię kamery, zero integracji, praktycznie nie znam ludzi w moim wieku. — gdy to mówił, to w głowie miałem jedno słowo „Wiedziałem..."
— Wiesz... — przerwałem mu, aż sam siebie zdziwiłem — Ja... Ja już wcześniej podejrzewałem, że taki był twój problem...
— ...skąd, ty...?
— Czy to nie logiczne...? — znowu z ciszyłem głos
— W sumie masz racje, ale wiesz... Menadżer mówił mi, że grając przed kamerą, za bardzo polegam na montażystach i grafikach... Dlatego właśnie kazał mi tutaj pracować...
— Rozumiem...
— Nie mam w ogóle pewności siebie — tym zdaniem mnie zaskoczył. Wygląda na aż zbyt pewnego siebie — może dlatego nie potrafię zagrać, tak jak tego ode mnie wymagają...
— To... Wydaje mi się, że to nie tylko o to chodzi...
— To o co jeszcze? — pytał zdziwiony.
— W ogóle nie potrafisz pracować... Kiedy inni dają ci rady, ty ich olewasz... — spojrzałem na niego — tak się nie powinno robić.
— Nie będzie pouczać mnie jakaś gówniana omega — to zdanie zabolało mnie i to całkiem mocno.
— Rozumiem... Więc przepraszam, że ta gówniana omega zabierała ci czas — mój głos drżał. Nie wiem czemu, ale to bolało sto razy mocniej, niż gdy mówili mi to inni ludzie.
— Czekaj! Sorei, to... to nie tak! Ja... nie chciałem! — krzyczał jeszcze za mną, lecz ja nie zamierzałem się zatrzymać. Parłem przed siebie.
Była już późna pora. Szedłem szybko przez labirynt korytarzy, nie słysząc kroków za sobą, zwolniłem i teraz już spokojnie skierowałem się na scenę. To miejsce było moim ulubionym. Długa i szeroka sala, zapach foteli, skrzypienie desek — to było coś, co pozwalało mi się uspokoić i przemyśleć wiele spraw, a teraz miałem o czym myśleć.
To w sumie był pierwszy raz, gdy udało nam się tak swobodnie porozmawiać. Z jednej strony, cieszyłem się bardzo, natomiast z drugiej byłem zrozpaczony, czy musiał mówić do mnie w ten sposób?
Dlaczego to mnie zraniło?
Gdyby nie ta głupia więź...
To nawet nie jest miłość, nie, to nigdy nie będzie miłość.
♦♦♦
Dzień doberek!
Jak tam u was?
Mam nadzieję, że dobrze ^^
Przychodzę do was dzisiaj z rozdzialikiem, ponieważ muszę nieco przyspieszyć z dodawaniem. To jest dopiero rozdział VIII (8), gdy ja już pracuje nad XXIV (24), więc różnica jest.
Jestem w miejscu kryzysowym i muszę jakoś wybrnąć... Ehh... Mam nadzieję, że tym razem nie zepsuję tego jak Bezwzględną ;/
Trzymajcie za mnie kciuki!
A tak poza tym, to ta opowieść ma już prawie 1,5 tys. wyświetleń!
Jestem przerażona tempem, w jakim wy to wbijacie!
Ale mimo wszystko, mam nadzieję, że uda nam się dobić do dwóch tysięcy za niedługo.
Do jutra kochani! ❤
14.08.2018
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top