♦III♦
— Tędy — powiedziałem, powoli schodzą pod budynek teatru.
— Ty chyba sobie żartujesz... — mówił zdziwiony, lecz mi nie było wstyd. Miałem dom, a to był wielki wyczyn, ponieważ jestem omegą. — Ja tutaj spał nie będę, co to, to nie.
— Ale dyrektor...
— W dupie mam waszego dyrektora! — krzyczał, a ja nieco drgnąłem, był straszny.
— A...ale... musisz tutaj zostać, przecież menadżer odebrał ci wszystkie pieniądze... a na górze zostać nie możesz...
— Zamknij się! Nie twoja pieprzona sprawa, co mogę, a czego nie!
— Prze... przepraszam... — wyszeptałem.
— Co tam sobie gadasz? Jak masz mówić, to podnieś głowę, stań prosto i mów głośno! Czy może nawet tego nie potrafisz, kundlu? — wyśmiewał mnie...
— Nie... ja...
— Taka suka jak ty powinna jedynie potrafić rozkładać nogi — poniżał mnie...
Moja omega w tej chwili trzęsła się ze strachu. Jego głos był mocny, władczy, roznosił się po pomieszczeniu lekkim echem, ponieważ nie miałem praktycznie nic, oprócz starej szafy, materaca i koca.
— Wiesz... Ja idę już spać, biorę ten stęchły materac i tak nie ma tu nic lepszego. Znajdź sobie inne miejsce do spania.
— A...ale, to moje... — mówiłem wyciszonym głosem.
— Co? — groźny, donośny głos...
— Przepraszam...
— No ja mam nadzieję, że ci przykro, a teraz morda w kubeł, idę spać.
Po tych słowach położył się na materacu i przykrył kocem. Słyszałem jeszcze, jak mruczał pod nosem jakieś przekleństwa. Czemu on mnie tak obraża? Tylko dlatego, że jestem omegą?
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, po cichutku, powolutku, ból rozrywał mnie wpół. Czemu to aż tak boli, przecież jestem przyzwyczajony... Czy to, dlatego że to on? Ponieważ jest on moim przeznaczonym?
Starałem się odgonić tę myśl, najmocniej jak mogłem, jednak ona nie chciała odejść. Już późno... Stary zegar na ścianie pokazywał godzinę drugą w nocy. Lubię ten zegar, jest on taki jak ja. Zaniedbany, niepotrzebny... Nie, ten zegar nawet ma lepiej ode mnie, w końcu nikt go nie poniża, ani nie zwraca na niego uwagi.
Zastanawiam się, czemu Zac stał się taki arogancki? Wina rodziny? Raczej nie, z tego, co wyczytałem z gazet, są przykładem rodzinki idealnej... Więc, w czym problem? Może to dlatego, że jest jedynakiem i rodzice za bardzo go rozpieszczali...? Tak, to prawdopodobne... Albo powód był właśnie w tym, że w ogóle ich nie widywał. Musiało mu być ciężko... Ojciec piosenkarz, a matka tancerka, na pewno byli bardzo zajęci swoimi sprawami. Media też zapewne zrobiły dużą robotę. Gdyby ktoś interesował się tak moim życiem, to nie wiem, czy wytrzymałbym długo.
— Zamknij mordę — usłyszałem nagle.
— Nie śpisz...?
— Twój szloch mnie obudził, czemu płaczesz kurduplu?
— N... nie płacze!
— Hmm, czyli jednak umiesz mówić głośniej — jego ton głosu był kpiący i arogancki, tak, jakby mówił „szkoda, że w ogóle potrafisz mówić"
— Prze... przepraszam...
— Za co?
— Obudziłem cię...
— W dupie mam twoje przeprosiny, a teraz przestań ryczeć, to, że jesteś omegą, nie czyni cię ofiarą losu. Taki się urodziłeś i ciesz się, że żyjesz.
Na jego słowa, zdziwiłem się. Próbował mnie pocieszyć...?
Natychmiast otarłem łzy zalegające mi w oczach, po czym położyłem się na stopniu schodów i starając się zasnąć.
— Chociaż i tak za niedługo jakiś koleś cię zgwałci i zakopie w ogrodzie.
Teraz już nie wiem. On mnie pociesza, czy życzy śmierci...?
Ja na prawdę, nie chcę się w nim zakochać. Niech cały świat trzyma za mnie kciuki i wymarzę ta jebaną więź. Którymi nożyczkami mogę uciąć nić, która nas trzyma...?
♦♦♦
Yey!
Opowieść wróciła! ^^
Wattpad jest brutalny ;c
Przepraszam za zamieszanie...
Ale już po wszystkim i mogę kontynuować Asa ^^
Mam nadzieję, że rozdzialik wam się spodobał :)
Do zobaczenia w następnym rozdziale!
(O ile dacie o sobie znać, w postaci gwiazdeczek i komentarzy. Pamiętam wszystkich moich czytelników ^^)
04.08.2018 r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top