Prolog

Pov Cole
Od czasu pokonania Nadakahana, nie dzieję się nic ciekawego. Siedzimy w bazie czekając na jakiekolwiek wezwanie. Czuję że nasza drużyna zaczyna się rozpadać, a ja bardzo bym tego nie chciał. Jestem sam i nadal szukam dziewczyny. U Nyi nie mam szans ponieważ znów chodzi z Jay'em, a ja wcalę nie chcę wchodzić drugi raz do tej samej rzeki. Chłopaki grają na konsoli, a ja siedzę ze słuchawkami w uszach i rysuję. Uwielbiam rysować! Jak Sensei mnie kiedyś przyłapał na śpiewaniu i rysowaniu (jednocześnie ^^) to powiedział że mam prawdziwy talent. Poza rysunkami w mojej książce znajdują się nuty i teksty piosenek napisane przezemnie. Śpiewać umiem ... jakoś, ale umiem. Naszczęście żaden z chłopaków(domyślnie Nya) tego nigdy nie słyszał i z tego co udało mi się podsłuchać, mają zakład który pierwszy udokumęntuję moje zdolności. Dlatego mój zeszyt jest zamykany na kłódkę i chowany pod łóżkiem w specjalnym pudełku na kod "walizkowy". Nikomu tego nie pokażę. Muszę to ukryć, jak wydały się moje zdolności taneczne to robili sobie żart przez ponad miesiąc. Przyrzekłem sobie że już nigdy więcej, nie popełnie tego błędu.
Naglę słyszę alarm i o mało nie złamałem mojego ulubionego ołówka. Zatrzasnąłem kłódkę i schowałem mój "zeszyt" w moim tajnym miejscu. Wstałem i rzuciłem telefon ze słuchawkami na łóżko. Wyleciałem z pokoju i pobiegłem w stronę mostka. Byłem o dziwo pierwszy . Czekałem paręnaście sekund, aż wreszcie szanowni gracze postanowili odejść od gry i uratować kogoś w potrzebie.

- Chyba wam się nie śpieszyło ... - powiedziałem, krzyżując ręce na piersi, oraz unosząc jedną brew. Wbiegli tutaj zdyszani i popatrzyli na mnie.

- Jak ...ty tu tak... szybko ? - zapytał mnie zdziwiony mistrz ognia, nie przestając dyszeć.

- Ktoś potrzebuję pomocy w samym środku lasu Arstocka.- powiedziała Nya, stojąc przy panelu kontrolnym .

- A Arstocka to nie była w grzę ,,Peapers please " ? - spojrzał na panel kontrolny śmieszek.

- Jay czy ty ze wszystkiego musisz sobie robić żarty ?! - wściekł się zielony ninja.

- Wybacz taką mam naturę- wytknął język Lloyd'owi Jay.

- Z kim ja mieszkam pod jednym dachem... - załamał się lipton, kładąc sobie dłoń na czole.

- Niebieski odpuść sobie ...- już Jay otworzył usta chcąc coś powiedzieć ale go powstrzymałem, naprawdę zrezygnowany i zmęczony tą głupią sytuacją.

- Cole ma rację. Stojąc tu nikomu nie pomożemy. - zgodził się ze mną android. O jak miło że ktoś myśli jeszcze o ratunku, człowieka w potrzebie. Niestety znów zaczęli się kłócić, po raz kolejny dzisiaj.

- Halo mamy kogoś do uratowania ?! - próbowałem zwrócić na siebie uwagę.

- Zamknij się Cole! My tu próbujemy coś sobie wyjaśnić! A ty tylko przeszkadzasz ...Jak zwykle !- Krzyczeli na mnie moi przyjaciele, kolejno: Jay ,Nya ,Lloyd, a na końcu Kai. Stałem tam wstrząśnięty. Wiedziałem że za mną nie przepadają, ale nie że aż tak.

- Ale , ale ... - Jąkałem się próbując znaleźć jakąkolwiek odpowiedź. Straciłem moją pozycje już zupełnie. Nie zwrócili na moją próbę obrony ani grama uwagi ... nawet ninjadroid dał się zmanipulować i włączył się w tą bez celową wymianę zdań. Sprawdziłem szybko, ale dokładne położenie zawiadomienia i wyszedłem. To w takim poważaniu mnie macie?! Dziękuje za uświadomienie mi jaki jestem beznadziejny! Niech ta głupia drużyna się rozpada mam to głęboko w dupie!!! Od kiedy ja klnę? A jakie to ma znaczenie!
I tak jest już po wszystkim! Po naszej rodzinie...

*10 minut później *
Pov Wu
Słyszałem alarm, więc poszedłem spokojnie na mostek. Minąłem się z Cole'em, był wściekły, oraz ... przygnębiony. Przeskoczył przez barierkę i wylądował na ziemi. Gdzie on poszedł? Gdy byłem przy drzwiach sterowni słyszałem krzyki, otworzyłem je powoli. Zobaczyłem przerażający widok... cała drużyna kłóciła się między sobą. Uderzyłem mocno moją bambusową laską o podłogę, zwracając na siebie całą ich uwagę. Spojrzeli na mnie przerażeni i ustawili się w rzędzie przedemną.

- Co to ma wszystko znaczyć?! - zapytałem, próbując powstrzymać się od krzyku. Wszyscy spuścili głowy.

- Ja nadal oczekuję wyjaśnień. - normalnie szczotkowałbym palcami brodę, ale Nadakahan mi ją obciął. Popatrzyli po sobie i wypchnęli Jay'a do przodu. Zgaduję że był winny tej całej sytuacji.

- Nic takiego Sensei.- podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy mistrz piorunów.

- Skoro nic takiego to gdzie macie brata ? - zapytałem zwracając się do całej drużyny. Popatrzyli znów po sobie.

- Nie wiem Sensei. - powiedział znów odwaracając głowę w moją stronę .

- Musiał wyjść kiedy nie patrzyliśmy .- Postanowił się odezwać jedyny z pozostałych- Zane.

- Widziałem że wyszedł naprawdę zły. - znów wystąpił u mnie odruch głaskania brody.

- Już wysłałem sokoła aby go poszukał. - Spojrzał w stronę okna mistrz lodu.

- On jedyny zareagował na wezwanie , nie nadaje się na lidery. Nie zasłużyłem ! - Mój bratanek zaczął się obwiniać. Miał co prawda trochę racji bo, wolałem jak to Cole dowodził , ale Garmadon się uparł. Jak Cole został zdjęty ze swojego stanowiska udawał że go wcale to nie ruszyło, ale ja wiedziałem że go zabolało. Z dnia na dzień tracił pewność siebie, zaczął coraz częściej zamykać się w pokoju. Przestał się integrować, gdy został duchem w ogóle przestał wychodzić ze swojej małej ,,twierdzy". Myślałem że po odzyskaniu ciała wróci dawny Cole, ale się pomyliłem. Sytuacja poprawiła się nieznacznie. To była pierwsza taka sytuacja w której byłem kompletnie bezradny...

- Znaleźliśmy Cole'a.- z przemyśleń wyrwał mnie głos androida, który stał na przeciwko mnie. Ekran wyświetlił mojego najlepszego ucznia idącego ze spuszczoną głową. Kopał jakiś kamień aż wpadł mu do kałuży. Patrzył chwilę w swoje odbicie, a potem zaczął wycierać twarz rękawem.

-Po co mi oni! Sam sobie poradzę! Radziłem sobie w lesie przez te cholerne 8 lat, to czemu teraz sobie nie poradzę? - łamał mu się głos. Od kiedy on przeklina? Sokół wylądował zagłośno obok niego. Cole odwrócił głowę w jego stronę. Dopiero teraz mogłem zobaczyć jego opuchnięte oczy i mokrę policzki.

- Przyleciałeś tu na przeszpiegi, co?! Spadaj nie chcę mieć z tobą nic do czynienia! - był bliski płaczu Cole. Jego oczy napełniły się łzami. Gdy się pochylił, wziął kamień do ręki. Zamachnął się, celując w sokoła. Już miał rzucić, ale powstrzymał się w ostatnim momencię. Puścił kamień, popatrzył smutnym wzrokiem na niego ... na nas...

- A ja uznałem was za rodzinę .- Zamknął oczy i zagryzł dolną wargę. Puścił do nas ostatnie spojrzenie. Założył maskę idąc dalej przed siebie. Wszyscy byli tym wstrząśnięci i wszystkich moich uczniów, razem zemną poniekąt, to zabolało .

- Co myśmy narobili ? - usiadł zrezygnowany na podłodzę mistrz ognia.

- Złamaliśmy jego granicę wytrzymałości...- powiedział pod nosem Jay.

- Nakrzyczeliśmy na niego, chociaż na to nie zasłużył .-dopowiedział mój bratanek, siadając obok Kai'a.

- Nakrzyczeliście na własnego brata? - zapytałem, naprawdę zdziwiony.

-Tak Sensei... - powiedzieli wszyscy zgodnie.

- Teraz to już jest za późno ...- spojrzałem smutno w podłogę.

Pov Cole
Idę dalej przed siebie, gdy nagle zatrzymałem się. Mój nadajnik wskazuję że właśnie z tego miejsca doszło wezwanie. Dziwne, pewnie jakieś głupie dzieciaki robiły sobie żarty. Tyle stresu na marne! Usiadłem zrezygnowany na kamień. To wszystko mnie przerasta! Dokąd teraz mam iść, przecież ja już nie mam rodziny... czy ja tak naprawdę kiedy kolwiek ją miałem? Gdy zawiodłem mojego tatę w konkursie tańca mając 7 lat, wywiózł mnie do lasu i wrzucił do jakiejś opuszczonej chaty...

- Tato przepraszam ! Następnym razem uda mi się. - Płakałem miotając się na wszystkie strony byle wyrwać się z jego uścisku na mojej szyi.

- Nie będzie następnego razu ! -Wrzasnął rzucając mnie jak rzecz na podłogę. Patrzył na mnie chwilę z nienawiścią w oczach. Trzymałem się jedną ręką za szyję... krwawiła. Trzasnął drzwami i odjechał zostawiając w nocy przestraszonego 7 latka. Siedziałem 3 dni i 3 noce trzęsąc się i patrząc na drzwi z nadzieją, że kiedyś po mnie wróci ... ale nie wrócił .

Z moich wspomnień wyrwał mnie szelest i cień biegnący za drzewami. Było ciemno więc nie miałem pewności kto tam był .

- Halo ? Czy ktoś tam jest ...? - Zawołałem, nie otrzymując odpowiedzi .

- Twoja zagłada ... - Powiedział niski zmodyfikowany głos po chwili. Nie należał do człowieka ... chyba.

Mały powiew świeżości . Coś nowego? Tak mnie wzięło! Jak wykażecie zainteresowanie, to nawet napiszę to w nocy . Mam taką wene że nie wrabiam ^^. Pozdrawiam i mam nadzieję że do kolejnego! ~Futercia ♥
o_Oo_Oo_Oo_Oo_Oo_Oo_Oo_Oo_O
Aktualizacja dwa
Hejcia kochani. Jeżeli macie w powiadomieniach że powieść została zaktualizowana, to jest to tylko spowodowane tym że poprawiam moją pracę. Spokojnie. Nie długo już będzie rozdział :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top