Rozdział 9

Rano obudziła się z potwornym kacem. Czuła jakby pękała jej głowa, a każdy dźwięk echem odbijał się jej w czaszce kilkanaście razy, żeby potem zastąpił go inny, równie dręczący ją dźwięk. Ale to wcale nie było najgorsze. Bardziej bolesne były wspomnienia z poprzedniego wieczoru, które nieustannie do niej wracały, przynajmniej część. Pamiętała wszystko do momentu powrotu do mieszkania i otwarcia butelki wina na poprawę nastroju. Po cichu liczyła, że film urwie jej się wcześniej i że wcale nie będzie tego pamiętać. Była naiwna.

Widok Sophie i Jamesa wrył jej się w pamięć. Najgorsze było to, że ona patrzyła na niego jakby go kochała, a przynajmniej była poważnie zakochana. Jak miała jej powiedzieć, że ten sam facet podrywał ją, równolegle się z nią spotykając? To byłoby tragiczne w skutkach, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że miała chłopaka. Chociaż teoretycznie nic złego nie zrobiła. Jasno postawiła sprawę już podczas pierwszego spotkania.

Starała sobie ułożyć chronologicznie sytuację w głowie. Wpadła na Jamesa w Art, a później tego samego dnia Sophie zachwycała się jaki on był przystojny i cudowny, co oczywiście było brednią. Jednak przyjaciółka była już wtedy zauroczona. Fakt, że widziała go trochę inaczej wcale nie był zaskakujący. O ile dobrze pamiętała, Sophie wspominała o spotkaniu w barze, a mówiła to w okolicy południa. To oznaczało, że spotkała go przynajmniej poprzedniego wieczoru, może wcześniej, co sprowadzało się do jednego wniosku. Policjant świadomie grał na dwa fronty! Zmieliła w ustach przekleństwo.

Jej podejrzenia się sprawdziły. Nerwowo krążyła po mieszkaniu, zastanawiając się co zrobić. Nie mogła powiedzieć jej całej prawdy, nie była na to gotowa. Ale to nie zmieniało faktu, że James był skończonym dupkiem. Musiała jakoś zasygnalizować przyjaciółce, że nie powinna się z nim spotykać. Tylko w jaki sposób? Czy kolejne kłamstwo mogło jej pomóc? Czysto teoretycznie mogłaby powiedzieć jej, że widziała go z inną dziewczyną w jednym z dni pomiędzy tym jak pierwszy raz poszli do łóżka, a dniem, w którym odbyła się impreza. Nie lubiła kłamstw, ale w tym przypadku chciała ochronić przyjaciółkę przed kolejnym rozczarowaniem. Miała dobre intencje.

Podeszła do aneksu kuchennego. Wśród wielu innych prawdopodobnie przeterminowanych leków znalazła aspirynę. Z drugiej strony leżał koło niej ekspres. Kawa czy elektrolity? Co szybciej postawi ją na nogi? Po krótkim namyśle uznała, że najpierw elektrolity, potem kawa. Miała obowiązki w galerii oraz naukę do kolokwium. Musiała wrócić do normy. Cieszyła się, że nie miała tego dnia zajęć. Jeszcze nie była w pełni przekonana, co do okłamania przyjaciółki. Kiedy nie było zajęć, mogła odwlec w czasie konfrontację i solidnie się na nią przygotować.

Z nudy weszła na stronę Skylight. No dobra, lubiła plotki. Chciała też wiedzieć, co się dzieje na świecie. Wśród nowości zauważyła artykuł Leo. No tak, pomyślała, przecież wczoraj wspominał o nim Kevin. Poznanie faceta Sophie tak bardzo ją zaabsorbowało, że kompletnie zapomniała o tym co było wcześniej. Emma i jej coming out oraz rozmowa z Leo i Kevinem na balkonie. Jak mogła o tym zapomnieć? Czas skupić się na rzeczach ważnych.

Uważnie przeczytała tekst, szukając jakichś nowinek z komisariatu policji. Nic takiego nie zauważyła. To był zwyczajny wywiad na temat ofiary z jego babcią. Musiała przyznać, że zrobiło jej się przykro. Ta kobieta była starą, poczciwą staruszką, która właśnie straciła najmłodszego członka rodziny. Nawiasem mówiąc, jedynie napomknęła o rodzicach studenta mieszkających za granicą. Wprost przyznała, że w najśmielszych koszmarach nie sądziła, że to ona będzie musiała być na czyimś pogrzebie. Podejrzewała, że w jej wieku będzie raczej na odwrót. To inni będą opłakiwać ją.

Mimo różnicy wieku, Chad i jego babcia mieli całkiem niezły kontakt. Jasne, nie zawsze się rozumieli, ale chęci obu stron sprawiały, że potrafili się dogadać. Tak przynajmniej twierdziła staruszka. Sam wywiad był poprowadzony umiejętnie. Bez naciskania, dopytywania i zbędnych melodramatów. Dziennikarz wykazał się taktem, nie rezygnując jednocześnie z interesujących go pytań. Jak na przykład klasyku podczas zabójstwa: "czy miał jakichś wrogów?". Nawet jeśli tak było, babcia o niczym nie miała pojęcia. Debbie naprawdę było żal tej kobiety. Śmierć członka rodziny była prawdziwą tragedią i otrząśnięcie się z niej wcale nie było takie proste.

Po krótkim namyśle szatynka wysłała wiadomość do Leo. Pogratulowała mu dobrego tekstu. Zaraz po tym skrzywiła się na dźwięk dzwonka. Ktoś do niej dzwonił. Najpierw wyciszyła dźwięk potem odebrała. Elektrolity jeszcze nie zdążyły zadziałać, nad czym bardzo ubolewała.

- Cześć, skarbie. W porządku, już? Dobrze się czujesz?- zapytał troskliwie. Ryan był taki opiekuńczy. Tym bardziej powinna się go trzymać. Była w szczęśliwym związku. Ryan był świetnym chłopakiem.

- Poza tym, że niektóre odgłosy brzmią jakby nasza galaktyka rozpadała się na kawałki, jest w porządku. Głowa mi pęka- przyznała, przełykając ślinę, żeby odetkać uszy.

- Kac morderca- stwierdził ze śmiechem blondyn.

- To wcale nie jest zabawne- mruknęła, mrużąc ze złości oczy. Szkoda tylko, że on nie mógł tego zobaczyć. Kac zawsze jest zabawny, póki ciebie nie dopadnie.

- Wydawało mi się, że nie wypiłaś wczoraj aż tyle- zauważył, nadzwyczaj trafnie, szczerze mówiąc.

- Masz rację. Po prostu wypiłam jeszcze trochę u siebie. Denerwował mnie ten ból głowy, a leków i tak nie mogłabym wziąć, bo piłam. Teraz ten pomysł wcale nie wydaje mi się taki dobry.

Mówiła prawdę, chociaż wcale nie żałowała tej butelki wina. Nie po tym co widziała. Wyrzucała sobie, że wcześniej nie zauważyła jakichkolwiek zbieżności.

- Wzięłaś aspirynę albo coś podobnego?

Mimowolnie przewróciła oczami. To było tak oczywiste.

- Jasne. To była pierwsza rzecz, którą zrobiłam po wstaniu z łóżka.

- Co powiesz na randkę? Jeśli nie chcesz wychodzić, mogę przyjść do ciebie. Myślę, że uda nam się znaleźć pomysł na wspólne spędzenie czasu.

Ryan i te jego aluzje, pomyślała. Niestety musiała zgasić jego entuzjazm. Najpierw obowiązki.

- Z przyjemnością, ale najpierw muszę pomóc w galerii. Zadzwonię do ciebie jak skończę, okej?

- Niedługo zacznę być zazdrosny o ten budynek. Spędzasz tam każdy wolny dzień. Nie uważasz, że się przepracujesz? Przecież masz na głowie jeszcze studia.

Szatynka przewróciła oczami. Czemu wszyscy uważali, że pracę i studia trudno pogodzić? Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że właściciel galerii był jej wujkiem. Czy mogłaby zostawić go na lodzie? Zdecydowanie nie.

- Świetnie sobie radzę. Dobrze wiesz, że jestem tam potrzebna. Załatwię to jak najszybciej. Do później!

Z tymi słowami Debbie zakończyła połączenie. Nie zamierzała dyskutować na ten temat. Nie chciała i nie miała w planach rzucać tej pracy. Jej chłopak nie mógł w żaden sposób wpłynąć na jej zdanie w tej kwestii. Lubiła tę pracę. To pozwalało przynajmniej w pewnym stopniu wyżyć jej się artystycznie, o ile mogła się tak wyrazić. Oczywiście nie malowała obrazów do galerii, ale mogła zmierzyć się z innymi wyzwaniami. Na przykład organizacją wystawy i jej reklamowaniem. Chciała zrobić z niej prawdziwy pokaz, dzieło sztuki.

Tak jak się spodziewała, dostała wiadomość od Luke'a. Prosił, żeby przyjechała do galerii. Napisał nawet, że udało mu się umówić spotkanie z jednym z artystów. To była rewelacyjna wiadomość. Im szybciej, tym lepiej.

*****

Szatynka przyjechała do galerii najszybciej jak na to pozwalał transport publiczny. Miała całkiem niezły nastrój, do czasu aż zobaczyła policję. Anonimowi funkcjonariusze nie zrobiliby na niej wrażenia, ale był tak ktoś, kogo zdecydowanie nie chciała wiedzieć. Brunet stał do niej tyłem kompletnie nieświadomy jej obecności. Jak zwykle sprawiał wrażenie wyluzowanego i cholernie pewnego siebie. Jeśli miała być szczera, właśnie to robiło na niej wrażenie przy poprzednich spotkaniach. Teraz już tylko ją denerwowało.

- Co tu robi policja? Macie jakieś dodatkowe pytania?- odezwała się Dee, kierując pytanie bardziej do Hartley lub młodej policjantki, której imienia ani nazwiska nie znała.

Minęła Jamesa, udając całkowitą obojętność. Nawet uniosła wyżej podbródek w wyrazie pogardy. Miała nadzieję, że właśnie tak to wyglądało.

- Niezupełnie. Mamy prośbę- odpowiedziała, co bardzo ucieszyło Debbie, policjantka.- Mój partner tylko i wyłącznie służbowy uważa, że potrzebujemy dodatkowej konsultacji.

- Potrzebujemy kogoś, kto zna się na sztuce, a nie filozofii- dodał Foster z naciskiem na słowo "filozofii". Powiedział to tak, jakby miał na myśli jakąś szczególną aluzję.

Szatynka stanęła bokiem. Dalej unikała spoglądania na policjanta. Jego głęboki głos działał na nią jak płachta na byka. Nie potrafiła pojąć jak ta sama osoba może najpierw umawiać się i flirtować z jedną osobą, a potem zarywać do drugiej. Zwłaszcza, że ta druga jasno dała mu do zrozumienia, że jest w związku.

- Myślę, że najlepszym kandydatem byłby do tego właściciel galerii. Ma największą wiedzę o sztuce, co już udowodnił po rozróżnieniu nietypowego odcienia czerwieni na obrazie- oznajmiła Dee.

Ostatnie na co miała ochotę, to gdziekolwiek iść z tym palantem. Nawet jeśli w sprawie krwawego obrazu. Ona nie należała do osób, które za nową informację, mogą zawrzeć pakt z diabłem. Wolała trzymać się od tego z daleka. Tak będzie lepiej.

- To dobry pomysł- stwierdziła ciemnowłosa policjantka. Choć wcale nie wydawała się dużo starsza, z jej postawy biła pewność siebie i pewien tupet. Jednak zadawane przez nią pytania były właściwe. Wygląda na kompetentną osobę, w odróżnieniu od jej partnera zawodowe, jak to określiła. Czyżby też miała go za dupka?

- Zawołam Benjamina- mruknął Luke, udając się w kierunku piwnicznego gabinetu wujka. Na chwilę zapadła cisza. W końcu przerwała ją Hartley. Bardzo bezpośrednio, czyli w jej stylu.

- Macie podejrzanego? Celem mordercy był obraz czy samo zabójstwo?

- Nie możemy udzielać takich informacji- odparła chłodno policjantka.

Blondynka przewróciła oczami z widocznym niezadowoleniem. Później ponownie skupiła wzrok na swoim telefonie.

- Możemy powiedzieć tyle, że na drugie pytanie ciągle nie znamy odpowiedzi- wtrącił James, spoglądając sugestywnie na Hartley, która uśmiechnęła się nieznacznie. Ucieszyła się, że jednak dostała odpowiedź. Bo skoro nie znali motywu, prawdopodobnie nie mieli też podejrzanego. Ale nie na tym skupiła się Debbie. Czy ładna recepcjonistka miała być następną zdobyczą przystojnego policjanta? Szatynka musiała z nią później porozmawiać i ją ostrzec. Może mogłaby wykorzystać ją w sprawie Sophie? Recepcjonistka mogłaby być naocznym świadkiem, że James rozgląda się za innymi, będąc w związku.

Policjantka w żaden sposób tego nie skomentowała. No prawie. Dee dostrzegła dyskretne, mordercze spojrzenie. Może ona była w porządku? Pewnie nie pracowała z Jamesem z wyboru.

- Dzień dobry państwu- odezwał się Benjamin, jednocześnie uśmiechając się do Debbie w ramach powitania.- O co chodzi? Wiadomo kto podrzucił obraz?

- Jeszcze nie. Potrzebujemy kogoś w roli konsultanta w sprawie związanej z samym obrazem. Czy chciałby nam pan pomóc w roli specjalisty od sztuki? Uprzedzam, że może pan odmówić. To jest zwyczajna prośba na potrzeby śledztwa.

Wujek uśmiechnął się przepraszająco.

- Chciałbym pomóc, ale niedługo mam ważne spotkanie. Nie wiem ile ono potrwa. Może jutro?

Debbie o tym nie wiedziała. To była wymówka czy po prostu nie zdążył jej o tym powiedzieć?

- Jakie spotkanie?- odezwała się, nie mogąc się powstrzymać.

- Udało mi się z pomocą Luke'a oczywiście umówić się na spotkanie ze sławnym artystą. Jeśli spotkanie przebiegnie pomyślnie, jego obraz będzie główną atrakcją nowej wystawy. Zamierzam załatwić to z nim osobiście.

Niemożliwe, pomyślała Dee. Czy to ten malarz, o którym mówił? Jak to możliwe, że udało mu się umówić ze znaną osobą w ciągu jednego dnia? Prace tego malarza chodziły po kilkadziesiąt tysięcy! O ile, rzecz jasna, nie pomyliła malarzy. Niewykluczone, że wujek znalazł kogoś innego w międzyczasie. Tyle ją ominęło, a nie było jej zaledwie kilka godzin.

- W takim przypadku znajdziemy innego specjalistę. Zależy nam na czasie- mruknęła policjantka.

- Myślę, że mogę wam kogoś polecić. Kogoś kto mimo młodego wieku jest bardzo zdolny. Może i brakuje jej doświadczenia, ale zapewniam, że nie będziecie żałować. Ma rozległą wiedzę- oznajmił Benjamin z uśmiechem. Szatynka miała złe przeczucia. Tylko nie to, pomyślała. Wujek nie mógł jej tego zrobić, prawda?- Moja siostrzenica, Debbie.

Miała ochotę zniknąć. W jej głowie krążyła jedna wielka wiązanka przekleństw. Najbliższa jej rodzina właśnie wbiła jej nóż w plecy. Całkowicie nieświadomie, ale jednak. Nie wyobrażała sobie ani chwili w towarzystwie tego policjanta. Jak miałaby mu pomagać w śledztwie?!

- A co ze spotkaniem, o którym mówiłeś, Luke?- spytała, chwytając się ostatniej deski ratunku. Spojrzała na szatyna pytająco, ale ten tylko pokręcił przecząco głową.

- Nie przejmuj się. Zajmę się tym. Już i tak bardzo szczegółowo omówiliśmy warunki. Po prostu mu je przedstawię. Temat prac przedstawimy mu po konsultacji z głównym artystą.

Wiedziała, że Luke również miał dobre intencje. Problem w tym, że tak samo jak i wujek wcale jej nie pomagał. Raczej wręcz przeciwnie, wkopywał ją w jeszcze większe bagno. Teraz nie miała żadnej wymówki.

- Jeśli nie macie nic przeciwko... Jak wspomniał wujek brak mi doświadczenia. Jestem tylko studentką University of Art.

Mówiąc to, miała nadzieję, że jednak się rozmyślą. Naprawdę chciała, żeby tak było. To istny koszmar!

- Możemy zaryzykować, skoro wujek aż tak cię chwali- stwierdził nie kto inny jak James.

Debbie czuła się jakby podpisano na nią wyrok i oczywiście ostatnie słowo musiał mieć on. Gość, który spotykał się z jej przyjaciółką, ale to wcale nie przeszkadzało mu w podrywaniu innych kobiet. Była wkurzona, chociaż z wszelkich sił starała się to ukryć. Pocieszała się myślą, że nie będą sami. Przez cały czas będzie z nimi ta policjanta. Wydawała się w miarę kompetentna. Chyba przy niej James nie będzie poruszał tematu Sophie? Zresztą ciekawiło ją jak on traktuje tę bardzo niekomfortową sytuację. Zamierzał udawać, że nic się nie stało czy może chce poprosić ją, aby nic nie mówiła przyjaciółce?

- Załatwmy to jak najszybciej. Muszę wrócić do pracy- powiedziała Debbie.

Policjantka omiotła ją wzrokiem jakby samym spojrzeniem chciała sprawdzić z jaką osobą ma do czynienia.

- Wyjaśnimy ci wszystko w radiowozie. Nazywam się Corinne Martin, a to James Foster- poinformowała ją ciemnowłosa, po czym ruszyła w kierunku wyjścia.

- Panie przodem- odparł policjant.

Szatynka rzuciła mu przelotne, złowrogie spojrzenie, a później poszła za Martin. Przez tę krótką trasę, bo radiowóz stał tuż przed głównym wejściem, cały czas czuła na sobie spojrzenie Jamesa. Zachowuj się profesjonalnie, nakazała sobie w myślach. Chcieli czysto zawodowej opinii w zakresie malarstwa i tyle.

James oczywiście kierował. Podejrzewała, że jego ego nie pozwoliłoby mu zająć innego miejsca. Corinne usiadła z przodu na miejscu pasażera, więc Debbie była zmuszona zająć miejsce z tyłu. Położenie było o tyle niefortunne, że w lusterku odbijały się ciemne oczy koloru whisky i ona je doskonale widziała.

- Czego oczekujecie? Tak konkretnie- odezwała się szatynka.

- Zależy nam na opinii na temat obrazu oraz o jego twórcy. Pojedziemy na komisariat i ci go pokażemy. Obraz znajduje się w materiałach dowodowych, więc nie może opuścić komisariatu. Będziesz mogła go obejrzeć tak długo, jak będziesz potrzebowała- odpowiedziała jej Corinne.

Debbie skinęła głową. Zadanie nie wyglądało na skomplikowane. Policjanci najwidoczniej nie wiedzieli, że już miała okazję go zobaczyć. Jednak wtedy nie zwracała uwagi na szczegóły. Musiała go obejrzeć jeszcze raz. Starała się przekonać, że nie będzie tak źle. Pojedzie z nimi, zobaczy obraz, a potem wróci do galerii albo nawet zadzwoni po Ryana. W każdym razie od razu się stamtąd zmyje. Nie da mu tej satysfakcji. Nie powie mu czy go wyda czy nie. Niech się martwi, jeśli w ogóle go to obchodzi.

Przez resztę drogi panowała cisza, którą przerywała jedynie muzyka, lecąca z radia. Szatynka przez cały czas patrzyła w okno, ani przez moment nie popatrzyła w kierunku oczu koloru whisky, odbijających się w lusterku.

Zatrzymali się na parkingu przy komisariacie. Po wejściu do środka przywitał ich starszy policjant zza szyby. Jak zdążyła zauważyć Dee, był kimś w rodzaju policyjnej Hartley. Też był kimś w rodzaju recepcjonisty.

- Podejrzana czy przesłuchiwana?- spytał gość zza szyby, marszcząc krzaczaste brwi.

- Żadne z powyższych. Nasza dzisiejsza specjalistka od sztuki- rzucił James swobodnie.

Szatynka zauważyła, że on cały czas czuł się swobodnie. Przecież bycie w towarzystwie dziewczyny, którą podrywał i której przyjaciółka się z nim spotyka to nic takiego. Ona jak zwykle w nietypowych sytuacjach denerwowała się. Zwłaszcza teraz, czując na sobie spojrzenia funkcjonariuszy policji, których mijali. Zdarzyło jej się spotkać na korytarzu napakowanego faceta zakutego w kajdanki. Obok niego był policjant oczywiście, ale gdyby spojrzenie tamtego kryminalisty mogło zabijać, byłaby martwa. Przeszedł ją dreszcz. Nie lubiła komisariatów. Pomimo faktu, że było tutaj dużo funkcjonariuszy prawa, wcale nie czuła się bezpiecznie.

Policjanci zaprowadzili ją do niewielkiego pomieszczenia. Martin została z nią, podczas gdy Foster poszedł po dowód w postaci obrazu. Debbie przygotowywała się psychicznie do obejrzenia dzieła namalowanego ludzką krwią. Czuła pulsującą adrenalinę. Miała odpowiedzialne zadanie. Może dzięki niej uda im się zbliżyć do mordercy? Kto wie.

- Zdenerwowana, co?- zagadnęła ją ciemnowłosa.

- Nigdy nie pełniłam funkcji biegłego na komisariacie- przyznała Debbie.

- Spokojnie. Wbrew pozorom to wcale nie jest takie wymagające. Powiesz tylko to co zauważysz. Jeśli mam być szczera, zgodziłam się na tę konsultację ze względu na Jamesa. Nalegał, że to co powiedział poprzedni specjalista to bzdury i chce innej opinii. Nawrzeszczałam na niego, że tracimy czas, ale jest pieprzonym przełożonym i zawsze ma decydujący głos.

Szatynka była zaskoczona. Zwłaszcza, że ciemnowłosa jasno dała do zrozumienia, że wcale za nim nie przepada. Chyba faktycznie znalazła sojuszniczkę. Jak to szło? Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem?

- Czyli już jeden specjalista oglądał ten obraz? Co powiedział?

- Powiem ci później. Najpierw chcę usłyszeć czy powiesz coś podobnego czy zupełnie innego. No wiesz, żeby ci niczego nie sugerować.

- Rozumiem, ale... Nie powinnaś mu ulegać. Niby ma wyższe stanowisko, ale to chyba nie znaczy, że może samemu decydować o śledztwie. Jesteście partnerami, tak? Macie równie prawa, tak przynajmniej mi się wydaje- powiedziała ostrożnie szatynka. Z niecierpliwością czekała na reakcję. No dobrze, chciała podburzyć Corinne przeciwko Jamesowi. Należało mu się.

- Wiesz co? Masz, kurwa, rację. Nie dam sobą rządzić. Dzięki za radę.

Szatynka odwzajemniła uśmiech. Trafiła na podatny grunt. Chciała, żeby James miał jak najgorzej. Zachował się niewybaczalnie. Jak skończony dupek. Tylko jak miała to powiedzieć Sophie, pomijając swój udział?

Jej rozmyślania przerwał Foster. Policjant wszedł do pomieszczenia, trzymając obraz w ogromnej foliowej torbie. Szatynka nie wiedziała, że istnieją tak duże torby. Brunet ostrożnie odłożył obraz na stół, po czym wręczył im po parze lateksowych rękawiczek. On sam miał je już ubrane. Potem wyciągnął obraz z torby.

- Co możesz nam o nim powiedzieć, Debbie?- zapytał James, ale w tym momencie nawet nie irytował jej jego głos. Po prostu skupiła się na obrazie, który jakby automatycznie przyciągał jej wzrok. Tym razem wcale nie uważała go za tak wspaniały jak za pierwszym razem, ale nie mogła odmówić twórcy talentu.

- Niewątpliwie obraz jest abstrakcją. Malarz nie wykorzystał konkretnych elementów przyrody, tylko ciekawe skupisko linii. Moim zdaniem można zinterpretować go na różne sposoby. Ja widzę tutaj...- zamilkła na moment, szukając odpowiedniego określenia.- Podróżnika, który idzie gdzieś podczas zamieci. Śnieg otacza go ze wszystkich stron. Widzicie te czarne linie? To jest moim zdaniem ludzka sylwetka. Te czerwone linie to śnieg. Można zinterpretować ten obraz bardzo dosłownie, ale... Wydaje mi się, że przekaz jest... Głębszy.

- Mogłabyś rozwinąć tę myśl?- zapytała Corinne, spoglądając to na nią to na obraz.

- Ta samotna sylwetka może ilustrować zagubioną osobę, która szuka odpowiedniej drogi. Ale z powodu śniegu miota się pośrodku nicości... Nie ma pojęcia, co zrobić, ani gdzie iść. Ja tam bym to odebrała. Obrazy mogą mieć różne znaczenie, ale zazwyczaj są po to, żeby odzwierciedlić własne uczucia czy emocje. Właściwie po to jest każdego rodzaju sztuka.

- Widzisz?- spytała triumfalnie Martin z zwracając się do partnera.- Poprzedni specjalista wcale nie bredził. Może powinnam być bardziej profesjonalna i się powstrzymać, ale... A nie mówiłam, do cholery.

Szatynka była zdziwiona zachowaniem policjantki, która aż do czasu wejścia do tego pomieszczenia, wydawała się taka chłodna. Cały czas sto procent profesjonalizmu. W tym momencie wydawała jej się dużo sympatyczniejsza.

Tymczasem James zacisnął usta w wąską linię i spojrzał na ciemnowłosą ze złością. Debbie musiała przyznać, że to był ciekawy. Jeszcze nie widziała go wkurzonego.

- Zachowuj się, Martin.

- Nie będziesz mi, kurwa, rozkazywał. Nie słyszałam, żebyś to ty prowadził śledztwo. Ono jest wspólne. Wiesz co to znaczy? I żadnego "słownictwo, Martin". Znam to na pamięć. Możesz iść, Debbie. Dziękujemy za pomoc, ale już wszystko wiemy.

- Czekaj, Debbie- wtrącił James.- Mam pytanie. Naprawdę myślisz, że ten zabójca nie wie co jest dobre, a do złe? Że szuka odpowiedniej ścieżki w zamieci, jak to ujęłaś i prawdopodobnie popełni następne zabójstwo?

- Nie wiem- odpowiedziała szczerze, na moment odkładając pretensje skierowane do bruneta.- Na pewno ma wątpliwości... Szuka własnej drogi w życiu, ale nie potrafię powiedzieć czy jest tym dobro i zło. Rozumiem, że tak stwierdził poprzedni specjalista, mam rację?

- Tak, powiedział cytuję "Morderca tkwi pomiędzy dobrem i złem, światłem, a mrokiem. Próbuje wybrać którąś z tych ścieżek, ale po obrazie nie sposób określić którą". Jakoś tak to szło.

- Odprowadzę cię do wyjścia- mruknęła ciemnowłosa z nikłym uśmiechem. Debbie skinęła głową. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Najwidoczniej tylko potwierdziła słowa poprzedniego specjalisty. To chyba coś musiało znaczyć, prawda?

Po wyjściu odetchnęła "świeżym" powietrzem. Nowy Jork wcale nie był szczególnie ekologiczny, jak wszystkie większe, miejskie skupiska. Nie było tak źle, pomyślała. Na szczęście nie musiała z nim rozmawiać sam na sam...

- Porozmawiajmy, Dee- usłyszała za sobą męski głos. Rzecz jasna, musiał za nią iść. Przeklęła w myślach. Nie chciała z nim rozmawiać, ale chyba prędzej czy później będzie musiała się skonfrontować. Powie mu to co myśli i tyle. Niech się dzieje co chce.

- A mamy o czym rozmawiać?- spytała, odwracając się do niego. Jej puls momentalnie przyśpieszył, bo James był dosłownie dwa kroki od niej. Chyba nie musiała wspominać jak wyglądał. On zawsze był zajebiście przystojny. Dlaczego ciągle jej się podobał? Po tym czego się dowiedziała nie miała ochoty nawet na niego patrzeć. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu dalej ją do niego ciągnęło.- Ty spotykasz się z Sophie, ja z Ryanem i tyle.

- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie wiedziałem, że znacie się z Sophie. Na tej interwencji byłem całkowicie przypadkowo. Przełożony...

- Nie musisz się tłumaczyć- przerwała mu szatynka ze złością. To dlaczego znalazł się tego dnia na imprezie kompletnie jej nie obchodziło. Jego wyjaśnienia brzmiały idiotycznie jak do tej pory. Nie wiedziałem, że znacie się z Sophie. Czy to oznacza, że gdyby wiedział to by jej nie podrywał? Znalazłby sobie kogoś innego? A może po prostu unikałby wspólnego spotkania?- Gówno mnie obchodzi dlaczego tam byłeś. Nie podoba mi się jak traktujesz moją przyjaciółkę. Niby jesteś z nią, ale zarywasz do kogoś innego... To strasznie chamskie.

- A udawanie, że chcesz być z kimś, kto wcale ci się aktualnie nie podoba jest w porządku?- spytał brunet, patrząc na nią tymi swoimi oczami koloru whisky. Był do przesady spokojny, co jeszcze bardziej ją denerwowało.

Tutaj przegiął, stwierdziła w myślach. Zależało jej na Ryanie. Mogła na nim polegać, był słodki, potrafił zachować się jak dżentelmen i przede wszystkim zawsze był z nią szczery. Z nim miała przyszłość. Z chłopakiem przyjaciółki o wątpliwej lojalności raczej nie.

- Nic nie wiesz. Chcę z nim być i dobrze nam razem, okej? W ogóle zależy ci choć odrobinę na Sophie czy tylko bawisz się jej uczuciami?

- Mam być szczery? Od początku podobała mi się tylko jedna osoba i doskonale wiesz o kim mówię.

Szatynka zaniemówiła. Po prostu... Nie miała pojęcia co powiedzieć, bo James zdecydowanie nie miał na myśli Sophie. Brzmiał szczerze, tak boleśnie szczerze. Najgorsze było to, że ją też do niego ciągnęło, ale nie mogła przyznać tego głośno. Nie mogła pozwolić, żeby to coś, czymkolwiek było zabrnęło choćby o krok dalej. Nie chciała stracić Sophie, pierwszej osoby, z którą zaprzyjaźniła się w nowym mieście. To ona poznała ją z innymi, wprowadziła w swój krąg bliższych i dalszych znajomych. Spędziły razem tyle czasu. Tylko z nią mogła być całkowicie sobą. Z nikim nie czuła się tak swobodnie. Chłopak i przyjaciółka to dwie różne kwestie. Nie chciała ich stracić. Lubiła swoje obecne życie i nie chciała wprowadzać tak ogromnych zmian.

- Nigdy więcej nie wracajmy do tego tematu. Dla mnie jest skończony- oznajmiła Debbie, chociaż to wymagało od niej sporo wysiłku. Odwróciła się i poszła przed siebie. Gdziekolwiek byleby dalej od Jamesa. Nigdy nie czuła tak dziwnej mieszanki uczuć. Z jednej strony chciała zaryzykować, zobaczyć co się wydarzy z Jamesem. Z drugiej wiedziała ile może stracić i to nie było tego warte.

W końcu zadzwoniła po Ryana. Miała nadzieję, że przy nim zapomni o ostatnich słowach Jamesa, które ruszyły ją bardziej niż chciałaby przyznać.

Od początku podobała mi się tylko jedna osoba i doskonale wiesz o kim mówię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top