Rozdział 28
Debbie ze zdumieniem odebrała telefon od nieznanego numeru. Spodziewała się wszystkiego, ale nie komisarza policji, a już z pewnością nie tak dobrej wiadomości. Przez chwilę słuchała rozmówcy, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Zatkało ją.
- Słucham?- wykrztusiła w końcu, próbując się skupić. Colby prychnął pod nosem, chociaż nie była tego pewna. Być może tylko jej się wydawało.
- Czy rozmawiam z siostrzenicą właściciela galerii sztuki nowoczesnej?
- Owszem- potwierdziła szantynka, przedstawiając się.- O co chodzi?
- Nastąpiły pewne zmiany. Jednak nie ma żadnych przeciwwskazań dotyczących organizacji wystawy, która była planowana od dłuższego czasu.
To świetna wiadomość, pomyślała Dee. Pomimo tego, była zdziwiona tak nagłą zmianą decyzji. Przecież ledwie co James wyjaśnił jej, że Colby'ego nic nie przekona, a obawy są uzasadnione. Ponadto Cross zrobiła szczegółowo omówioną prezentację obrazów oraz ich interpretację, która zdecydowanie nie napawała optymizmem.
- Ach tak? Czy mogłabym wiedzieć skąd ta zmiana? Kiedy byłam na komisariacie, powiedziano mi, że nie mam najmniejszych szans na zmianę decyzji...
- Przyślę policjantów w ramach ochrony. Ilość i rozmieszczenie ustali pani lub właściciel galerii z agentką specjalną Larą Cross- kontynuował rozmówca jakby w ogóle nie usłyszał jej słów.- Proszę się z nią skontaktować jak najszybciej i przepraszam za kłopot. Do widzenia.
Komisarz się rozłączył. Szatynce ciągle coś nie pasowało. Colby wyraźnie unikał odpowiedzi, a to znaczyło, że ktoś musiał z nim rozmawiać i nakłonić go do zmiany decyzji. Pytanie brzmiało: kto? Czyżby jednak James postanowił jej pomóc? Nikt inny nie przychodził jej do głowy. Musiała z nim później porozmawiać i mu podziękować, jeśli to była jego zasługa. Na razie zamierzała zadzwonić do Luke'a i przekazać dobre wieści.
- Cześć, nie uwierzysz co się właśnie stało- zaczęła wesoło.
- Wymyśliłaś nowy termin organizacji wystawy? Nie splajtujemy do tego czasu?- spytał Luke bez entuzjazmu.- Nie musisz ukrywać przede mną sytuacji finansowej, Dee. Wiem, że jest kiepsko.
- Może i jest, ale będzie lepiej, bo...- tutaj Debbie zrobiła przerwę, żeby zbudować napięcie.- Organizujemy wystawę w ustalonym wcześniej terminie. Mamy potwornie mało czasu, a rekwizyty leżą w pudłach. Możesz przyjechać do galerii?
- Mówisz poważnie?- ożywił się asystent wujka.- To świetnie! Jak ty to zrobiłaś? Masz jakieś magiczne zdolności, o których nie mówiłaś?
- Dokładnie. Potrafię czytać w myślach. Nie mówiłam wam o tym, żebym nie została zamknięta w laboratorium jako obiekt badań - odpowiedziała pseudo poważnym tonem.- A tak na poważnie nie mam pojęcia, dlaczego dzwonił do mnie komisarz policji. Poinformował mnie, że jednak nie ma żadnych przeciwwskazań i się rozłączył.
- Rozmawiałaś z komisarzem? Wow. To już się zbieram do wyjścia i jadę do galerii. Mamy mnóstwo pracy.
Dee uśmiechnęła się. Tylko Luke mógł mówić z takim entuzjazmem o pracy.
- Chyba wujek będzie musiał wypłacić wam nadgodziny. Zadzwonisz do Hartley czy ja mam to zrobić?
- Zadzwonię. Niczym się nie przejmuj. Ogarniemy to. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia na miejscu - odparła szatynka, po czym zakończyła połączenie.
Pozostało jej jedynie zadzwonić do Benjamina. Z pewnością się ucieszy. Szkoda tylko, że ona miała złe przeczucia. Tak długo czekała na tę chwilę, a jednak od czasu tamtego telefonu, towarzyszył jej niepokój. Jakiś głos w głowie podpowiadał jej, że wydarzy się coś okropnego. Ze wszystkich sił starała się go uciszyć. Niemniej, bała się wystawy. Obawiała się, co może się zdarzyć.
*****
- Będziemy tutaj siedzieć do późnej nocy- westchnęła Debbie z rezygnacją. Spoglądała na stertę pudeł, wypełnionych lampkami i listwami. Pod ścianą mieli większy stos zabezpieczonych folią bąbelkową obrazów.- Mamy dwa dni, żeby to wszystko położyć na swoje miejsce.
Później jeszcze zostanie im katering, ale to dopiero rano w dzień wystawy, dodała w myślach.
- Damy radę- stwierdził Luke z lekkim uśmiechem. On zdecydowanie nie bał się pracy. Był zaangażowany w wystawę równie mocno co Benjamin i Debbie, choć ona ostatnio trochę zaniedbała sprawę.
- Mogę pomóc, ale... Mam jedną prośbę. Jest uczciwa. Będę na każde wasze zawołanie, tylko chcę w zamian dwa dni wolne. Co ty na to, Dee?- rzuciła Hartley.
Szatynka przewróciła oczami. Blondynka oczywiście musiała wykorzystywać sytuację. Gdyby to od niej zależało, a poniekąd tak było, od razu by się zgodziła. Jednak postanowiła zaczekać, żeby nie wyjść na aż tak dobrą szefową, chociaż oficjalnie nie pełniła tej funkcji.
- Zastanowię się.
Podzielili się obowiązkami następująco: Luke i Debbie zajęli się oświetleniem, a Hartley przeniesieniem obrazów na swoje miejsca. Na szczęście miejsca i kolejność zostały już wcześniej ustalone. Wystarczyło je lekko przenieść. Dee i Luke mieli bardziej wymagające zadanie. Musieli obkleić światłami niemal całe piętro, zaznaczając trasę.
Ledwie zaczęli pracę, a przerwała im blondynka.
- Policjant do ciebie, Dee. Ten od krwawych obrazów.
Szatynka od razu wiedziała, kto to był. Przychodził do niej tylko jeden policjant. Czuła się z tego powodu dziwnie... Dobrze? Chyba obecność Jamesa przestała jej przeszkadzać. Nawet zaczęła ją lubić.
Brunet czekał na nią w sąsiednim pomieszczeniu. Ubrany był jak zwykle cywilnie, w szary podkoszulek, jeansy i skórę, która doskonale do niego pasowała. Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią uważnie, choć z jego pozy wyzierała pewność siebie. Szczerze mówiąc, zazdrościła mu tego lekceważącego podejścia i luzu. Sama tak nie potrafiła. Kiedy przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę w cztery w jej mieszkaniu, serce zabiło jej mocniej. Już szczególnie chodziło jej po głowie jego słowa. Za to przed oczami miała pełen ulgi i zadowolenia uśmiech na wiadomość, że zamierza zerwać z Ryanem.
- No cześć - przywitała się trochę nieśmiało. Na jej widok brunet uśmiechnął się.- To dzięki tobie pozwolono nam zorganizować wystawę? Jak udało ci się to zrobić? Mówiłeś, że Colby jest nie do przekonania.
- Chciałbym, żeby to była moja zasługa, ale tym razem to nie ja. Nie mam pojęcia jak tego dokonała Cross.
- Czekaj. To dzięki tej ekscentrycznej agentce?- spytała autentycznie zaskoczona szantynka. Nie spodziewała się pomocy akurat z jej strony.
- Tak. Nie mam pojęcia w co ona gra, ale odnoszę wrażenie, że coś planuje. Lepiej uważaj na nią. Nie wiadomo co jej przyjdzie do głowy.
- Mówisz jakby była niebezpieczna. Nie sądzisz, że jako agentka FBI ma stosowne szkolenia i doświadczenie?
- Nie- odpowiedział natychmiastowo Foster, wyjątkowo poważnie.- Jest kompletnie nieprzewidywalna. Nie kupuję tej jej nagłej chęci do pomocy. Zwłaszcza, że Everest jest jak skała. Kompletnie nie do ruszenia.
Szatynka wzruszyła ramionami. Nie znała rudowłosej agentki, komisarza też. Mogła jedynie polegać na jego słowach, choć według niej jego opinia była dość subiektywna.
- Mógłbyś spróbować się czegoś dowiedzieć? W wolnej chwili, oczywiście.
- Dla ciebie wszystko, Dee- mruknął brunet. Mimo że wpatrywał się w nią intensywnie, nie zrobił ani jednego kroku w jej kierunku. Zachowywał dystans.
Zrobiło jej się cieplej na sercu, gdy usłyszała jego słowa. Wbrew pozorom, brunet niemal zawsze był z nią szczery i tą cechę, między innymi, w nim ceniła.
- Rozmawiałeś z Sophie?- spytała z obawą. Niby sprawdzała telefon. Gdyby James zerwał z jej przyjaciółką, na pewno by o tym wiedziała. Sophie reagowała na zerwania na dwa sposoby: złością albo płaczem. Nie miała pojęcia jak zareaguje w tym przypadku, bo podejrzewała, że James ma kogoś innego. Tylko typowała niewłaściwe osoby. W każdym razie musiała zadać to pytanie.
- Jeszcze nie. A ty z Ryanem?
- Też. Nie miałam czasu. Całe to zamieszanie z galerię.
- I ze śledztwem- dodał brunet ze zrozumieniem.
Po tych słowach zapadła między nimi cisza. Nie była ona niezręczna. W pewnych sytuacjach zachowywali się bardzo podobnie. On skupiał się na pracy, ona na galerii i studiach. Obydwoje zaniedbywali swoich partnerów.
Szatynka nie miała pojęcia, co będzie później. Ze względu na Sophie sytuacja i tak była mocno skomplikowana. Na pewno nie było mowy o wspólnych wyjściach w bliskiej przyszłości. Miała tylko nadzieję, że przyjaciółka jej wybaczy.
- Skoro już mówisz o śledztwie, macie coś?- przerwała ciszę Dee.
- Chciałbym, ale to jest, jak powiedziałaby Corrie, pieprzona studnia bez dna- powiedział skrajnie niezadowolony brunet.
Debbie widziała jak bardzo się starał i jak jego starania szły na marne. Chciała mu jakoś pomóc, tyle że nie miała pojęcia jak. Poza tym ograniczało ją prawo, bo według niego w ogóle nie powinna się do tego mieszać.
- Muszę wracać do pracy, chociaż tak bardzo tego nie chcę- poinformował James.- Wolałbym spędzić trochę czasu z tobą z daleka od miejsc zbrodni i krwawych obrazów.
Ten pomysł zdecydowanie przypadł jej do gustu. Też by tego chciała. Póki co jednak musieli sobie to darować. Istniały ważniejsze sprawy jak na przykład Artysta.
- Potraktuję to jako obietnicę. Kiedy skończy się śledztwo i wyjaśnimy nasze statusy związku... Pójdziemy na prawdziwą randkę? Co o tym myślisz?
Choć spędzali ze sobą całkiem dużo czasu, do tej pory nie byli na randce. Zawsze chodziło o śledztwo. Miejsce zbrodni, krwawe obrazy, psychiatra i tym podobne.
- Brzmi świetnie.
Szatynka odprowadziła wzrokiem bruneta. Z każdym dniem coraz bardziej go lubiła. Nie nazywała tego w inny, być może bardziej adekwatny sposób. Dopiero co chciała zakończyć jeden związek. Nie chciała nakręcać się na kolejny.
Kiedy spojrzała w kierunku Luke'a, grzebiącego w pudłach z lampkami, westchnęła iście męczeńsko. Mieli pieprzone dwa dni! Żeby zdążyć będą musieli się naprawdę postarać.
*****
- Czy ktoś jest głodny?- usłyszała głos przyjaciółki, dochodzący z tyłu. Szatynka odwróciła się i z radością przywitała cztery kartony pizzy. Była potwornie głodna. Poza Sophie przyszli jeszcze Kevin, Leo i Emma. Ilość osób wyjaśniała tak dużą ilość pudełek.
- Od kilku godzin. Teraz to już tylko powolna śmierć z głodu - odezwał się Luke, wstając z podłogi. Przez ostatnią godzinę ciągle czołgali się po podłodze, przymocowując świecącą listwę.
Szatynka z ulgą rozprostowała nogi.
- Jesteście naszymi bohaterami. Dajcie pizzę- mruknęła Debbie, wyciągając ręce w kierunku jednego z kartonów. Blondynka podała jej go z uśmiechem.
- Proszę bardzo.
- Chodźmy do konferencyjnej - zaproponował Luke.
- O! Pizza - ucieszyła się Hartley, wyglądając zza rogu.
- Zapraszamy - rzucił Kevin.
Po chwili wszyscy już siedzieli w sali konferencyjnej, zajadając pizzę, żartując i śmiejąc się. Obecnie temat zszedł na dziewczynę Emmy.
- Byłaś już u niej?- spytała podekscytowana Sophie z szerokim uśmiechem. Szatynka wiedziała, co miała na myśli i co kryło się za tym niewinnym pytaniem.
Rudowłosa nie odpowiedziała, ale jej rumieniec mówił sam za siebie.
- Czyli tak- niemal krzyknęła blondynka, a z jej ust wydobył się pełen zadowolenia pisk.- I jak?
- Właśnie. Jak było?- dodał Kevin.
- Chcę znać wszystkie szczegóły - zażądała blondynka.
Emma uniknęła kłopotliwych pytań wyjściem do łazienki. Debbie szturchnęła lekko Sophie.
- Daj jej spokój. Ciebie też się to tyczy, Kevin, tylko jesteś za daleko- wtrąciła szantynka.
- Właśnie. Nie wszyscy chcą opowiadać o swoim życiu erotycznym w najdrobniejszych szczegółach - poparł ją dziennikarz. O dziwo, dziennikarz wcale nie krępował się przy takich rozmowach. Choć miał najkrótszy staż w ich paczce, wpasował się idealnie.
- Ale ja tylko chciałam wiedzieć czy ze sobą spały - westchnęła niezadowolona blondynka. Nagle obróciła głowę w kierunku Debbie.- Wiesz, dzwoniłam wcześniej do Ryana. To dziwne, ale tłumaczył się studiami. Pokłóciliście się?
Szatynka odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Myślała, że temat Ryana nie wypłynie tak szybko. Jak miała powiedzieć przyjaciółce, że chce z nim zerwać? Przecież ona wyobrażała sobie ich ślub!
- Nie... To znaczy jeszcze nie. Ja... Eee... Ostatnio nie mam dla niego czasu. Nic dziwnego, że jest zły- zdecydowała się szantynka na półprawdę.
- Na pewno ci wybaczy. Może zaproś go do siebie na noc?
Seks nie załatwi wszystkiego, pomyślała. Chyba musiała powiedzieć przyjaciółce prawdę, przynajmniej jej część.
- Nie, bo... Zamierzam z nim zerwać. Wiem, Soph, że od początku nam kibicowałaś, ale to nie ma sensu. Chyba się odkochałam.
Albo nigdy go nie kochała, dodała w myślach. Szczerze mówiąc, nie potrafiła się zdecydować. Przez pewien czas naprawdę jej na nim zależało. Teraz nie chciała go więcej okłamywać i tyle.
Blondynka wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Uchyliła usta jakby chciała coś powiedzieć, po czym szybko je zamknęła.
- Żartujesz, prawda Dee? Chcesz zerwać z Ryanem?!
Ostatnie zdanie blondynka powiedziała na tyle głośno, że usłyszeli ją wszyscy obecni w sali konferencyjnej. Świetnie. Szatynka chciała uniknąć takiej sytuacji, kiedy wszyscy wokół wiedzą, a osoba, której to dotyczy, jeszcze nie.
- Serio?- spytał Kevin z równie wielkim zdumieniem.
- Chcesz z nim zerwać?- dodał Luke, który choć najmniej znał Ryana, miał ich za szczęśliwą parę.
- Dlaczego?- dodała Emma, unosząc jedną brew.
Tylko Hartley nie skomentowała tego w żaden werbalny sposób. Ona jako jedyna wiedziała o tym drugim. Na szczęście, miała na tyle taktu, żeby nie wspominać tego głośno.
- Po prostu już nic do niego nie czuję. Poza tym nie mam dla niego czasu. Nie chcę cały czas go zbywać, bo na to nie zasługuje.
Po jej słowach zapadła cisza. Wszyscy zamilkli, próbując przetrawić nową informację.
- Tylko proszę was o dyskrecję. Chcę z nim porozmawiać po spektaklu.
- Dobry pomysł- poparł ją Kevin.- Tyle czasu przygotowywaliście tę sztukę teatralną. Szkoda byłoby ją zepsuć przez kłótnię pomiędzy dwójką głównych aktorów.
Zgadzała się z nim. Nie miała pojęcia jak zareaguje Ryan. Chciała, żeby sztuka się udała. Na jej nieszczęście, dzień spektaklu zgrywał się z wystawą. Tuż po zakończeniu sztuki musiała jechać do galerii. W miarę szybko, bo będzie miała jakieś pół godziny według jej wyliczeń.
Temat rozmowy szybko zszedł na zbliżający się spektakl. Jednak Debbie nie potrafiła skupić się na rozmowie. Spojrzała na przyjaciółkę. Bała się jej reakcji. Naprawdę nie chciała jej zranić i stracić.
*****
Corrie spojrzała na Jamesa spod zmrużonych powiek. Ostatnio był jakiś inny, tylko nie wiedziała dlaczego.
- Powiesz mi w końcu, dlaczego się na mnie gapisz? Podobam ci się czy jak?
Martin zachłysnęła się powietrzem. Na jej ustach pojawił się okropny grymas. Jak on w ogóle mógł pomyśleć coś takiego?! Nigdy nie myślała o nim w ten sposób! Może i nie wyglądał najgorzej, ale miał paskudny charakter. Nie mogłaby być z kimś takim, do kurwy nędzy!
- No chyba cię popieprzyło! Nie tknęłabym cię nawet kijem!- warknęła ciemnowłosa.
- Więc? Nudzi ci się? Przypominam ci, że mamy co robić...
- Jesteś ostatnio jakiś dziwny - przyznała w końcu.- Czy... Hmm... Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Nie wiem o co ci chodzi, Martin.
Nagle ją olśniło. Wiedziała czego jej brakowało. Nie tęskniła za tym. Po prostu zauważyła zmianę i chciała wiedzieć czym była spowodowana.
- Wiem. Dawno nikogo nie podrywałeś w pracy, łącząc przyjemne z "pożytecznym".
Nie mogła uniknąć zrobienia cudzysłowia w powietrzu. To było silniejsze od niej.
- Co w związku z tym?- spytał, unosząc brwi ze zdziwienia.- Nie chciałaś, żebym był bardziej profesjonalny?
- Chciałam i dalej chcę, tylko mnie to dziwi. Spotykasz się z kimś?
- Interesujesz się moim życiem prywatnym. To strasznie nieprofesjonalne, Martin - zauważył Foster.
Corrie przewróciła oczami. Może i miał rację, tylko w tej jednej, jedynej sprawie, ale musiała wiedzieć. Zżerała ją ciekawość. Jeśli ciekawość była pierwszym stopniem do piekła, tkwiła na nim od lat.
- Odpowiedz.
Brunet przewrócił oczami, podnosząc wzrok znad bliżej niezidentyfikowanych papierów.
- Tak jakby, ale zamierzam wyjaśnić z nią to nieporozumienie.
- Aha- mruknęła zdziwiona odpowiedzią policjantka. Niepotrzebnie w ogóle zaczynała ten temat. Była beznadziejna w relacjach międzyludzkich. Doskonale można było to zauważyć po kręgu jej znajomych, a raczej ich braku. Jedynie z Lindsay jako tako się dogadywała. Z resztą przeważnie się kłóciła, pozwalała sobie na sarkastyczne uwagi albo po prostu ich unikała.- I z nikim nie sypiasz? Ty? To jest możliwe?
James rzucił jej posępne spojrzenie.
- Za kogo ty mnie masz, Martin? Nie miałem aż tylu partnerek. Koniec rozmowy o moim życiu prywatnym. Powinienem był zakończyć ten temat wcześniej. Wracajmy do pracy.
- Jasne - chętnie się zgodziła Corrie. Zaczynanie tamtego tematu było całkowicie pozbawione sensu.- Więc co z naszym jedynym świadkiem?
- Ciągle nie wybudziła się ze śpiączki.
Świetnie, pomyślała z sarkazmem. Mieli jedno wielkie nic.
- Czyli wracamy do punktu wyjścia?
Albo wejścia, dodała w myślach. W gruncie rzeczy nie posunęli się specjalnie do przodu. Chyba jednak musiała pożegnać się z awansem. Do końca życia będzie krawężnikiem, wręczającym mandaty osobom, które zaparkowały w nieprawidłowym miejscu.
- Niestety.
Nagle do pomieszczenia wparowała rudowłosa agentka z wyjątkowo niepasującym do sytuacji uśmiechem.
- Jedziemy. Zbierać się- oznajmiła Lara bez choćby słowa wstępu czy jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Gdzie?- spytał James rzeczowo.
- Zobaczycie na miejscu- odparła enigmatycznie, po czym skierowała się w kierunku, z którego przyszła.
- A tej co? Naćpała się czegoś czy jak? Skąd ma taki dobry humor?- zwróciła się ciemnowłosa do Fostera.
Brunet wzruszył ramionami.
- Nie mam bladego pojęcia, ale słyszałem o Cross zbyt pochlebne opinie, żeby to zlekceważyć.
- Pochlebne opinie? Nie rozśmieszaj mnie. Nie da się z nią współpracować. Kompletnie nic nie mówi. To znaczy, nie wyraża własnej opinii. Mamy się nauczyć czytać jej w myślach, do jasnej cholery?! Bo innej, kurwa, możliwości nie widzę.
- W pierwszej chwili zareagowałem podobnie, chociaż mniej kląłem. Rzekomo jest bardzo skuteczna. Pośpiesz się. Nie mamy całego dnia.
Foster ruszył w stronę wyjścia, tam, gdzie zniknęła agentka. Corrie schowała służbowego glocka do kieszeni i udała się za nimi. Co innego miała zrobić? Nie miała pojęcia po co to wszystko, ani gdzie jadą, ale, nie oszukujmy się, w tym biurze nie dostanie olśnienia.
Agentka czekała na nich w prywatnym, czerwonym, sportowym aucie. Corrie nie znała marki. Wiedziała jedynie, że nie należało do tanich pojazdów. Skąd Cross, do cholery, miała na to pieniędzy?! Dilowała po pracy czy jak?! Federalni zarabiali lepiej niż policja, ale nie aż tyle! Po prostu musiała mieć jakiś interes na boku, tylko nie miała pojęcia jaki!
- Gdzie, kurwa, jedziemy?!- zapytała Martin, uznając, że milczała wystarczająco długo. Pieprzone dziesięć minut. Najdłuższe dziesięć minut w jej życiu, nawiasem mówiąc.
Rudowłosa zerknęła w jej kierunku kątem oka, jakby zastanawiała się, ile może jej powiedzieć. W końcu ledwie zauważalnie skinęła głową.
- Do archiwum, do pewnej znajomej. Popraw mnie, jeśli się mylę, James. Wspominałeś o pewnym wypadku w galerii sprzed zakupu jej przez obecnego właściciela. Mam rację?
- Tak. Znajomy dziennikarz próbował dowiedzieć się co dokładnie się tam wydarzyło i nic. Żadnych informacji. Też trochę szukałem. Bezskutecznie- potwierdził Foster z niezadowoleniem.
Ciemnowłosa zauważyła, że zawsze, kiedy coś mu nie wychodziło, był wkurzony. Może właśnie dlatego nie potrafili się dogadać? Była świadoma faktu, że też miała ciężki charakter.
Agentka nie odpowiedziała, ale jej przepełniony pewnością uśmiech, mówił sam za siebie. Corrie też chciałaby być tak pewna siebie. Może i sprawiała wrażenie osoby, której nic nie rusza, ale to tylko pozory.
Dojechali pod trzypiętrowy budynek, który wyglądał jak biblioteka. Niezbyt nowoczesny, zbudowany z czerwonej cegły z białymi kantami budynek o spadzistym dachu. Dodatkowo z jednej strony obrastał go gęsty bluszcz. Z daleka nie wyróżniał się niczym specjalnym. Policjantkę nawet lekko odstraszał wygląd zewnętrzny. Najgorszy był chyba zapuszczony ogród. Wyglądał jakby nikt nie odwiedzał go od co najmniej roku. Był pełny dziko rosnących, przesuszonych roślin.
- Trochę zapuszczone to archiwum - mruknęła pod nosem Corrie, mimowolnie muskając dłonią rękojeść swojego glocka. Od razu poczuła się bezpieczniej. Spędziła mnóstwo godzin na strzelnicy, choć ruchomy cel był znacznie trudniejszy do trafienia.
W środku zastali całkiem schludnie urządzone wnętrza pełne machoniu, ciepłych barw i kurzu. Tego ostatniego było całkiem sporo, czym policjantka nie była zdziwiona. Budynek był ogromny, a zauważyła w środku jedynie niską, szczupłą dziewczynę o turkusowych włosach i oczach łani. Miała na sobie krótką, kolorową spódnicę z wysokim stanem i biały top. Na stopach miała trampki na wysokiej koturnie.
- Cześć. Lara?- zdziwiła się kolorowowłosa, spoglądając na agentkę. Akurat zeszła ze schodów, prowadzących na następne piętro z naręczem książek. Dopiero po chwili zauważyła dwójkę policjantów, chociaż po wyglądzie zewnętrznym, pewnie nie znała ich profesji.- Dzień dobry. Zapraszam.
- Witaj, Dany. Nowy kolor włosów?
Dziewczyna uśmiechnęła się i z dumą odrzuciła swoje kolorowe włosy na ramię, uprzednio odkładając książki na blat.
- No pewnie. Wiesz, że lubię często wprowadzać zmiany. Poza tym kocham ten kolor. Wyszedł genialnie. Jak tam u ciebie i Richarda? Mam nadzieję, że się nie rozstaliście.
- Nie. Dobrze nam się układa- odpowiedziała z lekkim uśmiechem, po czym skinęła głową w kierunku swoich towarzyszy.- Pozwól Dany, że przedstawię ci Corinne Martin i Jamesa Fostera, moich współpracowników z policji.
Ciemnowłosa skrzywiła się, słysząc swoje pełne imię. Jak na jej gust, brzmiało zbyt poważnie.
- Miło mi. Nazywam się Danielle, ale mówcie mi Dany.
- Mi mów Corrie- wtrąciła policjantka.- Kim jest ten Richard, o którym mówiłyście?
- To jej partner- wyjaśniła Dany. Wydawała się bardziej chętna do wyjaśnień niż rudowłosa.- A jednocześnie mój kuzyn. Stąd się znamy. W czym mogę wam pomóc?
Kolejna, która łączy pracę i życie prywatne, pomyślała z niezadowoleniem Martin. Nie lubiła takich sytuacji. Niestety Cross miała zasady jeszcze bardziej gdzieś niż Foster. Z kim przyszło jej pracować, do cholery?!
- Szukamy informacji o pewnej nieruchomości - zaczęła rudowłosa, rozglądając się uważnie.- Czy prowadzicie tutaj rejestr osób odwiedzających archiwum?
- Tak, choć jest niewielu chętnych. Kto w dwudziestym pierwszym wieku korzysta z archiwum? To przykre, ale większość osób uważa to miejsce za zbiór rupieci i kurzu. Zazwyczaj odwiedzają to miejsce fanatycy historyczni, świry albo obleśni starcy, którzy wiedzą, że tutaj pracuję.
Przy tym ostatnim kolorowowłosa skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Miała koło dwudziestki, była szczupła i całkiem atrakcyjna. Ciemnowłosa zauważyła, że dyskretnie zerka na bruneta. Pewnie jej się spodobał.
- I co z nimi robisz? Wyrzucasz ich od razu?- odezwała się Corrie, chcąc odwrócić jej uwagę od Jamesa.
- Chciałabym, ale nie mogę. Muszę być miła, a przynajmniej się staram do czasu aż nie pozwolą sobie na zbyt dużo. Wtedy wylatują w trybie natychmiastowym.
- Sama tutaj pracujesz?- zainteresował się Foster, co Dany przyjęła z wyraźnym zadowoleniem. Ciemnowłosa przewróciła oczami.
- Nie. Jest jeszcze Beth i szef, o którym nic nie wiadomo. Jest trochę jak duch, bo pracuję już dwa miesiące, a ani razu go nie widziałam.
- Może powinniście pomyśleć o kimś jeszcze? Z kilkoma niegroźnymi typami sobie poradzisz, ale jeśli przyjdzie ktoś inny, mogłoby się to źle skończyć- zauważył brunet.
- Radzę sobie, chociaż to miłe, że się o mnie martwisz- mruknęła Dany z jeszcze szerszym uśmiechem. Wpatrywała się w Fostera niczym w obrazek. Okropność.- Poza tym nie wystarczy funduszy na jakiegokolwiek innego pracownika i tak jest mocno napięty.
- Możemy wrócić do pracy?- przerwała im Corrie.- Byłoby łatwiej, gdybyś powiedziała, czego szukasz, Cross.
- Bardzo mi zależy, Dany, żebyś nie wpisywała nas do rejestru ze względu na naszą znajomość. Czy mogę na ciebie liczyć?- spytała rudowłosa.
- No nie wiem - rzuciła kolorowowłosa z powątpieniem.- Nie powinnam się zgadzać... Ale... Zrobię dla ciebie wyjątek, tylko ze względu na Richarda. To zostanie między nami?
- Jestem nadzwyczaj dyskretna.
- No dobrze. Czego szukacie?
Cross podała adres, a Dany zniknęła wśród zakurzonych regałów. Gdyby ktoś zapytał Martin o zdanie, otwarcie powiedziałaby, że nic tutaj nie znajdą. Skąd w starym, pokrytym toną kurzu budynku, znalazłyby się informacje sprzed około roku, może dwóch? Nie mieli najmniejszych szans na przełom.
- Dlaczego uważasz, że cokolwiek tutaj znajdziemy?- zapytał James agentki, jakby czytał Corrie w myślach. Odnosił się do tematu tak samo sceptycznie.
- To wyjątkowe miejsce. Na jednym z pięter znajduje się niezwykle ciekawy rozkład podzielony na adresy z całego Nowego Jorku. Każdy z adresów ma swoją własną teczkę, a w niej można znaleźć odnośniki do wszelkich źródeł dostępnych w wersji elektronicznej, które takowego miejsca dotyczą.
Policjantka musiała przyznać, że brzmiało to nawet interesująco. Sama koncepcja była dla nich idealna. Ciekawe tylko czy cokolwiek znajdą.
- Mam wątpliwości czy w tym archiwum dbają o wszelkie detale. Z pewnością tego nie uaktualniają.
Agentka nie odpowiedziała. Z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się jednej z pułek i znajdujących się tam dokumentów. Tyle było z rozmowy, stwierdziła ciemnowłosa.
Po chwili z wnętrza obszernego gmachu wyłoniła się Dany z przeraźliwie cienką teczką. Zupełnie jakby w środku były dwie lub trzy kartki.
- To strata czasu- stwierdziła Corrie, spoglądając na cieniutki przedmiot.
- Wiem, wygląda jakby była pusta, ale w środku znajdują się jedynie numery artykułów, które możecie znaleźć online. Zapewniam, że taka mała teczka może zapewnić kilka godzin ślęczenia nad ekranem- zaoponowała z uśmiechem Dany, podając trzymany przedmiot agentce.
Rudowłosa sprawnie rozdzieliła numery, żeby podzielić je równomiernie pomiędzy dwójkę policjantów i nią samą.
Ciemnowłosa usiadła przy starym, kwadratowym ekranie ze sporych rozmiarów tyłem. Kiedy zaczęła go włączać, urządzenie z ubiegłego stulecia, zaczęło szumieć. Przywodziło jej na myśl helikopter, szykujący się do odlotu. Co za głośny szajs. Miała nadzieję, że nie zepsuje się podczas jej wizyty.
Trafiła na całkowicie bezowocny zestaw, omijający okres czasu, który najbardziej ich interesował. Miała artykuł o tajemniczym kupcu, który planował jakąś większą inwestycję. Miała również otwarcie galerii, planowaną wystawę i tym podobne. Nic ważnego.
- Mam- oznajmiła rudowłosa. Martin podejrzewała, że specjalnie zachowała sobie najistotniejsze daty.- Corrie, James pozwolicie?
Policjantka była bardzo ciekawa znaleziska agentki. Co to mogło być? Czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na identyfikację mordercy?
- Co tam masz, Cross?- odezwał się brunet. Jego mina sugerowała, że tak samo jak policjantka nic nie znalazł.
Rudowłosa pokazała im trzy artykuły. Pierwszy opowiadał o rodzinie, która ze względu na długi została wyrzucona na ulicę. Matka, ojciec i małe, nie sprecyzowano ile dokładnie lat miało, dziecko. Drugi opowiadał o rzekomych dzikich lokatorach w pustym budynku, który dzisiaj był galerią. Trzeci był najbardziej istotny. Ciemnowłosa czytała go z narastającym niepokojem. W końcu cofnęła się, niemal potykając się o stos pudeł. Nawet jak na nią to było nieludzkie, a widziała całkiem sporo.
- Mamy informacje o krwawej masakrze dwójki rodziców i kilkuletniego dziecka. Co z tego? Co nam to daje?- spytała Corrie.
Rudowłosa rozciągnęła usta w enigmatycznym uśmiechu.
- Jesteśmy coraz bliżej prawdy. Jeszcze nie wiem, co z tego jest istotne, ale jesteśmy w posiadaniu ważnej wskazówki dotyczącej Artysty. Wkrótce uda nam się go dopaść.
Corrie kompletnie nie rozumiała agentki. W tej masakrze zginęła cała rodzina. Nikt nie ostał się żywy. Co wspólnego miała z tym seria morderstw szalonego artysty?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top