un

Pierwszy dzień, nowe miejsce, znajomi. Luke aż tryskał radością na tą myśl, jednak sam podjął ową decyzję o zmianie szkoły. Stare liceum było najzwyklejsze, pełne nudnych, szarych osób bez pasji. Jedyne co mogło ich pasjonować to przedmioty ścisłe, czyli nic dla Luke'a. Nie potrafił się tam odnaleźć. Pragnął otaczać się ludźmi z którymi mógłby podzielać swoje zainteresowania. Szaleni, oryginalni artyści, Luke chciał do nich należeć i to też zmusiło go do złożenia papierów do najbardziej prestiżowej szkoły w Clarksdale. Myśl o zapisaniu się właśnie do Heidelberg Elementary School siedziała w jego głowie już od dawna, jak i to iż sobie nie poradzi i kompletnie się do tego nie nadaje. Ale czemu nie spróbować? Ma dopiero siedemnaście lat, tyle jeszcze życia przed nim. Dzisiaj wypadał pierwszy dzień jego styczności z nową szkołą. Drugi semestr zaczynał jego nowy etap edukacji.

Wyłaniając się z zaciemnionego przez zasłony pokoju, ociężałym krokiem podreptał do łazienki. Stając przed umywalką, wbił wzrok w zwierciadło znajdujące się przed nim. Jasne kosmyki włosów opadały na jego czoło, wpadając delikatnie do błękitnych oczu. Przybliżył twarz bliżej lustra wpatrując się w swoje odbicie. Oczy były czymś co najbardziej w sobie lubił. Przypominały mu delikatne, morskie fale zamknięte za szklaną oprawą. I jeszcze coś, dusza artysty, w najzwyklejszych rzeczach potrafił dostrzec piękno, coś na co inni patrzeli by z obojętnością, ale nie on. Patrzył przez zupełnie inne okulary niż inni i to uświadamiało mu iż nie może już dłużej gnić w szkole pełnej szarych marionetek, których obchodzi albo popularność lub oceny. Nie zrozummy się źle, nie miał nic do tego że ktoś się dobrze uczy, jednak większość osób była zaślepiona nauką, bez żadnych pasji, przyjemności.

Wykonując poranną toaletę, zsunął z siebie kraciaste spodnie od pidżamy, a następnie wsunął na nogi obcisłe rurki, za to na górę ubrał czarny t-shirt. Wyglądał najzwyklej, nie wyróżniał się z tłumu, ale nie miał takiego zamiaru. Nie chciał żeby fascynowali się jego wyglądem, pragnął aby ktoś oczarował się jego wnętrzem, jego duszą, szaleństwem jakie w nim siedziało.

Przeczesał dłonią jasne włosy i przygryzł usta w których znajdował się błyszczący, czarny kolczyk. Można powiedzieć że to była jedyna "szalona" rzecz w jego wyglądzie. Przynajmniej przykuwała spojrzenia, jednak nie do końca pozytywne. Starsi ludzie często się czepiali, jak można się tak oszpecić? Luke na te pytania wzruszał najczęściej ramionami. Lubił swój piercing, i nie miał zamiaru przejmować się opiniami innych.

Przez uchylone drzwi łazienki, szybko się przecisnął, nawet ich nie uchylając. Chudość miała swoje plusy. Odgarniając nogą zabłąkane, pogniecione kartki, wszedł do swojego pokoju w którym panował istny chaos. Biurko było całe zagracone przeróżnymi kartkami z projektami, obok nich znajdowały się dwa słoiki z brudną już od farb wodą, a w środku moczące się pędzle. W rogu pokoju miał swój "kącik malarski". Umieszczał tam wszystkie puste jak i już te zamalowane płótna. Także nie mogło zabraknąć sztalugi, nie co już podłamanej, ale od czego jest taśma klejąca. W innych pokojach unosiła się woń odświeżacza, nawet perfum, ale nie u Luke'a. Całe pomieszczenie było przesiąknięte mocnym zapachem farb i rozcieńczalnika. Przez przyzwyczajenie, prawie w ogóle go już nie czuł, jednak nie mogli tego powiedzieć inni domownicy, którzy szerokim łukiem omijali jego pokój.

Zgarnął z komody dwa pomięte szkicowniki i razem z jednym ołówkiem, wrzucił je do czarnego plecaka. Lista książek zostanie mu wręczona dopiero dzisiaj, więc i tak nie miał co na razie zabierać. Przed wyjściem, uchylił odrobinę okno i przymknął drzwi pokoju.

-Pa, mamo! -zeskakując z paru schodków na sam dół, krzyknął tak aby jego matka go usłyszała, jednak nie dostając żadnej odpowiedzi, westchnął ociężale i poszedł ubrać swoje buty. Zabrał z wieszaka szarą bluzę i deskorolkę opartą o szafkę. Opuszczając swój dom, uderzyło go czyste powietrze. Poprawił ramiączko plecaka i wszedł na deskę, starając się zdążyć na czas do szkoły.


**

W porównaniu ze starą szkołą, ta była istnym rajem. Z zachwytem przyglądał się każdej napotkanej osobie. Wszyscy byli tacy oryginalni, aż przez swój przeciętny wygląd, czuł się jak by do nich nie pasował. Zmierzył wzrokiem ogromny budynek szkoły i przełknął głośno ślinę. Ciągle się wahał i miał wątpliwości czy to na pewno był dobry krok. Odwrócił się za siebie i jeszcze raz spojrzał na wszystko co go otaczało. Wszędzie ludzie zakochani w sztuce, osoby zamknięte w swoim świecie ze słuchawkami na uszach i szkicownikiem na kolanach, gdzieś dalej mógł dostrzec odbywające się właśnie zajęcia z malarstwa plenerowego, te miejsce było idealne. Jak mógł się wahać? Popchnął szklane drzwi i wszedł do środka. Podążył dość długim korytarzem, starając się odszukać wzrokiem sekretariat w którym mógłby otrzymać swój plan zajęć. W końcu zatrzymał się przed dość dużymi, drewnianymi drzwiami z napisem którego szukał. Zapukał delikatnie w powłokę która za chwilę się uchyliła, a w progu stanęła wysoka, jak na jego oko młoda, blondynka.

-Dzień dobry, jestem nowym uczniem, czy mógłbym otrzymać plan zajęć? -zapytał lekko zawstydzony, ale znacznie mu ulżyło kiedy kobieta obdarowała go przyjaznym uśmiechem. Szybkim ruchem poprawiła swoje długie włosy i zaprosiła go do środka, wskazując na krzesło aby usiadł.

-Ty jesteś Luke Hemmings, prawda? -zapytała przeglądając jakieś papiery znajdujące się na biurku i po raz kolejny obdarowała go łagodnym wzrokiem.

-Tak, to ja -odparł, opierając się o krzesło i zawieszając wzrok na obrazach, wiszących na jednej ze ścian.

-Proszę, tutaj jest twoja lista, masz wszystko opisane gdzie znajdziesz jaką salę, i mam nadzieję że sobie poradzisz -odparła wręczając mu parę kartek. -Jeśli będziesz miał jakieś pytania, to już wiesz gdzie mnie znaleźć -Luke cicho jej podziękował i opuścił sekretariat. Pierwsza lekcja jaka go czekała to historia sztuki z jego nową wychowawczynią. Złożył kartkę na pół i wsunął ją w kieszeń spodni. Otoczony przez masę uczniów, starał się dostać do klasy pod numerem czterdzieści cztery. Nie obyło się bez krzywych spojrzeń, w jego stronę kiedy starał się przecisnąć przez tłum. Raniący uszy, dźwięk dzwonka rozbrzmiał w całym budynku, a Luke szybko wszedł do swojej klasy. Wzrokiem starał się odszukać wolną ławkę, jednak na jego nieszczęście prawie wszystkie były zajęte.

-Tam jest jedna wolna -popatrzył w stronę pewnej brunetki, która wskazała mu palcem wolne miejsce pod oknem. Wydawała się dość znudzona, a może i nawet zirytowana jego postawą, ale postanowił to zignorować. W głębi duszy dziękował, kiedy mało kto zwrócił na niego uwagę, wolał mieć spokój niż byś oblężonym przez innych.

-Klaso, spokój -do środka weszła jego nowa wychowawczyni. Była to dość niska kobieta, lekko przy kości. Miała ciemne włosy związane w wysokiego koka, a jej ramiona okrywał pomarańczowy szal, znowu jej uszy zdobiły duże, okrągłe kolczyki. -Mam nadzieję że wypoczeliście odrobinę przez ten czas -uśmiechnęła się szeroko w stronę uczniów, a wszyscy mruknęli coś niezrozumiałego pod nosem oprócz Luke'a. Przez brak jakiejkolwiek pozytywnej reakcji ze strony innych, kobieta z westchnięciem zasiadła za biurkiem i popatrzyła swoimi dużymi, zielonymi oczami na blondyna. -Raczej nie zauważyliście -zgromiła ich wzrokiem. -Ale do naszej klasy dołączył nowy uczeń -wskazała na Luke'a ręką, a wszyscy odwrócili się w jego stronę nieco go pesząc i powodując iż miał ochotę wślizgnąć się pod ławkę i już z pod niej nie wychodzić. -Luke, tak? -zapytała kobieta, patrząc na kartkę przed sobą, a niebieskooki lekko kiwnął, twierdząco głową. -Oglądałam twoje portfolio, jest na prawdę imponujące -rzekła z zachwytem w głosie, a brunetka która wcześniej wskazała mu miejsce, głośno westchnęła.

-Niech pani go już tak nie chwali, osiągnie trochę sukcesu i zacznie gwiazdorzyć jak ten Clifford -prychnęła, dostając od kobiety ostrzegawcze spojrzenie.

-Rebeka, proszę cię -powiedziała z bezsilnością. -Pokazujesz tylko swoją zazdrość.

-Bo nie mam zamiaru jej ukrywać, jestem zazdrosna bo ten dupek dostał tak wielką szansę, po czym z wszystkiego zrezygnował i teraz najprawdopodobniej chleje i wyżywa się na płótnie, nazywając to sztuką -wstała z miejsca, wyostrzając swój ton, czym zaskoczyła Luke'a. W życiu nie odezwałby się tak do osoby starszej.

-Dość! -kobieta starając się opanować, przerwała pyskatej dziewczynie. -To była jego decyzja i nie powinnaś się w to mieszać. A co do ciebie Luke -spojrzała na niego, powodując iż się spiął -nie słuchaj jej -popatrzyła w stronę Rebeki która mordowała ją wzrokiem.

Cała lekcja minęła w miarę znośnie, Pani Rindley, której wcześniej nazwiska nie znał, bo ta nawet zapomniała mu się przedstawić, prowadziła jakąś nudną lekcję o malarstwie... nawet nie wiedział jakim! Kobieta niestety nie miała daru przekazywania wiedzy tak, aby zainteresować słuchacza. Zamiast tego, Luke przez całą godzinę bazgrał coś w swoim zeszycie, błagając o dzwonek. Kiedy ten w końcu rozbrzmiał, Luke szybko wymsknął się z klasy. Nie patrząc przed siebie podążył szybkim krokiem, przez co wpadł na pewną osobę.

-Cholera, patrz jak chodzisz ty łamago! -do jego uszu dotarł piskliwy, dziewczęcy głos przepełniony nienawiścią. Uniósł swoje spojrzenie i zlustrował uważnie dziewczynę która starała się pozbierać wszystkie kartki, które upuściła przez zderzenie. Miała rudawe, kręcone włosy sięgające do pleców, ubrana była w duży, obwisły w kolorze ciemnego brązu sweter, i spódnicę która kompletnie do niego nie pasowała, tak samo jak czarne vansy i wychodzące z nich różowe skarpetki w kropki. Z wściekłością lustrowała go oczami w kolorze brudnej zieleni.

-Może byś mi pomógł? -prychnęła, patrząc na niego z pogardą. Luke wywrócił tylko z rozbawieniem wzrokiem i zaczął zbierać porozrzucane kartki. Na niektóre zerkał, przypatrując się widniejącym na nich rysunkom.

-Nie oglądaj! -zganiła go, wyrywając mu papier z dłoni.

-Dziewczyno, uspokój się, jesteś bardzo nerwowa -stwierdził na co dostał kolejne pełne nienawiści, spojrzenie.

-Mama mnie uczyła żebym unikała takich jak ty. Zjawia się przypadkowo, udaje dobrego, a potem mąci w głowie i znika. O nie, nie ze mną te gierki! -Luke zrobił parę kroczków do tyłu patrząc na nią z rozbawieniem.

-Skąd ta myśl, że chcę cię poderwać? -zapytał, wręczając jej parę kolejnych kartek. Rudowłosa na chwilę się zamyśliła, intensywnie mu się przypatrując.

-A nie chcesz? -zapytała na co Luke pokiwał przecząco głową. Dziewczyna odetchnęła z ulgą pakując wszystkie kartki do swojej szmacianej torby.

-To dobrze, pozwalam ci się ze mną zadawać.

-Czyli teraz trzeba mieć na to pozwolenie? -uniósł brwi, nie wierząc w jej słowa.

-Posłuchaj -dźgnęła go palcem w klatkę piersiową. -Wiem że wyglądam ci na taką jak te wszystkie inne puste lale, ale to źle, że tak myślisz, bardzo źle -wypowiadając ostatnie słowo, nerwowo się przy tym zaśmiała, a w głowie blondyna krzyczało tylko jedno słowo "WARIATKA". -Kieruję się w życiu pewnymi zasadami. Zasada numer jeden, nie lecę na pierwszego napotkanego chłopaka, nawet nie wiadomo jak mocno byłby przystojny. Zasada numer dwa, w związki mam zamiar bawić się dopiero w wieku osiemnastu lat, nie wcześniej. I zasada numer trzy, czystość zachowana aż do ślubu.

-Jak możesz wyznaczać sobie czas na związki? Przecież nigdy nie wiesz kiedy się zakochasz, nie możesz sobie tego ustalać -Luke skrzywił się. Myślał że jest mądrzejsza.

-Uwierz mi, jeśli czegoś się uprę to nie odpuszczę -odparła pewnie, poprawiając na ramieniu swoją torbę. -Ale nadal mam co do ciebie złe przeczucia, możesz być intruzem w mojej oazie spokoju i czystości -zmrużyła na niego oczy. -No chyba że jesteś gejem, wtedy będę czułą się bezpieczna i zaszczycę cię trzymaniem się u mego boku.

-Myślałem że już otrzymałem ten zaszczyt -parsknął. -Więc jeśli ci powiem że lubię chłopców to mnie nie wypłoszysz?

-Tak.

-Ale wiesz że mogę kłamać -na jego usta wślizgnął się sprytny uśmieszek powodując u niej zdezorientowanie, 1:0 dla Hemmingsa.

-Jeśli skłamiesz, to mój ojciec nie zawaha się użyć swojej strzelby, którą zawsze zabiera na polowania na dziki! -syknęła powodując tym salwę śmiechu ze strony blondyna. Widział jak dziewczyna bardzo starała się być surową, ale niestety nie za bardzo jej to wychodziło, była raczej przekomiczna.

-Niech będzie... Może powiesz mi w końcu swoje imię bo nawet nie wiem jak do ciebie mówić?

-Jak byś słuchał uważnie na lekcji to byś wiedział -zasiadła na parapecie i odwróciła się do niego plecami.

-Jesteśmy razem w klasie? -zdziwił się otrzymując jej piorunujące spojrzenie. -Ups, chyba cie nie dostrzegłem -dodał z rozbawieniem.

-Ciągle się zgłaszałam, jak mogłeś mnie nie zauważyć?! -zapytała z wyrzutem w głosie.

-Widocznie twoje włosy przypominają bardziej wygasły niż płonący budynek -wybuchnął śmiechem, dostając od dziewczyny z łokcia, a raczej było to uczucie jak by wbiła mu kose pomiędzy żebro.

Wal się... Ugh... też nie wiem jak masz na imię.

-Luke Hemmings -odpowiedział dumnie.

-Dobrze, będę ci mówić Hemmings -stwierdziła, wzruszając ramionami i zatrzymując go gestem dłoni kiedy chciał zapytać dlaczego. -Hemmings i kropka.

-Niech będzie, a ty się w końcu przedstawisz? Bo jeśli nie, to bez problemu znajdę ci jakąś ksywkę. Co wolisz, wkurwiony lis czy może wiewiórka po dopalaczach? -zarechotał trzymając się za brzuch, nawet nie przerwał swojego śmiechu kiedy rudowłosa zrzuciła go z parapetu.

-Bardzo śmieszne, Hemmings -powiedziała z naciskiem na jego nazwisko. -Moje imię jest bardzo szlachetne, nie to co twoje -odgarnęła z ramienia swoje rude loki i zatrzepotała rzęsami. -Mam na imię Marion -na jej twarzy nadal widniał dumny uśmiech, kiedy spoglądała na leżącego na ziemi Luke'a.

-Marion?! -blondyn parsknął głośnym śmiechem i zaczął się tarzać po podłodze. -Trzymajcie mnie, MARION! HAHAHAHA - dziewczyna zrzuciła na niego, jego plecak który uderzył prosto w jego twarz, ale mimo to nadal nie potrafił uspokoić swojego napadu śmiechu. -To jest chyba męskie imię, miałem nawet taki szampon do mojego psa, zdechł jak go nim umyłem -spiorunował ją wzrokiem patrząc na nią z dołu. Dosłownie z dołu, nadal leżał powalony na zimnych kafelkach.

Dziewczyna zgrabnie zeskoczyła z parapetu i o dziwo podała blondynowi dłoń.

-Za chwilę będzie dzwonek -odparła, odchodząc od blondyna, jednak ten zdążył złapać ją za ramie.

-Czekaj! Nie możesz mnie tu zostawić, nie wiem gdzie iść! -skarżył się powodując jej znudzoną i niezbyt przejętą jego problemem minę. Liczył na to iż Marion przynajmniej oprowadzi go po szkole.

-Daj mi swój plan -podeszła do niego wystawiając dłoń, na którą chłopak ułożył zgiętą kartkę. -Klasa na drugim piętrze, ciemnozielone drzwi -mruknęła zerkając na plan. -A teraz nara, Hemmings.

-A oprowadzić mnie, to co? -Jęknął żałośnie układając usta w podkuwkę.

-Po lekcji -lekko się uśmiechnęła i zniknęła za pierwszą ścianą. Marion była pierwszą osobą którą dokładnie poznał już w pierwszym dniu i śmiało mógł przyznać iż była porządnie walnięta, ale wcale nie miał zamiaru trzymać się od niej z daleka.

-Wiewiórko po dopalaczach! -krzyknął jeszcze szybko, licząc na to iż dziewczyna nie odeszła za daleko. Rudowłosa szybko wyłoniła się zza ściany.

-Czego? -burknęła, wbijając paznokcie w beton. -I nie nazywaj mnie tak!

-Kim jest ten Clifford? -zapytał z ciekawością w głosie. Jedyne co zaciekawiło go na lekcji pani Rindley, to właśnie wzmianka o owym chłopaku. Dlaczego Rebeka czerpała do niego taką nienawiścią?

-Hemmings, morda w kubeł i nie wymawiaj przy mnie nazwiska tego skończonego idioty.

-Ale... -uniósł palec chcąc jej przeszkodzić.

-Nie! Przez ciebie miną mi zajęcia ze złotnictwa! -warknęła podirytowana mocno przy tym gestykulując przez co jej łokieć zderzył się z betonową ścianą.

-Kto chodzi na złotnictwo? -parsknął śmiechem przyglądając się jak zwykle, wkurzonej dziewczynie. Pierwsze czego był pewny, Marion ma wieczny okres.

-Ja, żegnam -ponownie zniknęła za ścianą, wystawiając mu tylko środkowy palec. Cóż za urocza dziewczyna.

______________

To miał być dość krótki, początkowy rozdział

I JEB prawie 3 tyś. słów...........

Ale chciałam jeszcze o wiele więcej napisać, tylko jak się zorientowałam ile juz mam słów to odpuściłam.

Mam nadzieję że was troszkę zaciekawiłam tym rozdziałem :D

Postacie tutaj wymyślone prze ze mnie mają na prawdę.. ciekawe charakterki

Oczywiscie pojawi się ich jeszcze więcej, spoko oko

Liczę że pozostawicie coś po sobie i do następnego bo tak na prawdę to jeszcze nie wiem kiedy pojawi się kolejny ;-;



u

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top