six
Wysoki mężczyzna w kraciastej koszuli zawzięcie, ciągle coś tłumaczył, jednak czy Luke go słuchał? Myślami co chwilę powracał do wczorajszego dnia. Aż nie mógł się powstrzymać, aby nie zrelacjonować wszystkiego Marion w postaci bardzo długiego esemesa. Rudowłosa sama była zaskoczona z faktu, jak zachował się Clifford. Być może wybuchowym nerwusem był tylko ten jedyny raz, no może dwa, kiedy niezbyt miło odmówił jej pomocy, jednak najczęściej był cichym samotnikiem, żyjącym we własnym świecie. Marion uważała iż to jedno zdarzenie mogło go doszczętnie zmienić, jednak jak się okazuje, wyszło mu to tylko na lepiej, przynajmniej tak może się wydawać.
-Dzisiaj za pomocą własnej techniki, narysujecie tą oto papugę -Pan Petterson osłonił zdjęcie przedstawiające barwnego ptaka, po czym szeroko się uśmiechnął. Luke wydobył z siebie jedynie głośny jęk. Nienawidził tych "ćwiczeń". Petterson na siłę starał się pomóc odnaleźć każdemu swój własny styl, kiedy Luke go nie miał. Mógł idealnie przerysować zdjęcie na kartkę, jednak dla nauczyciela było to zbyt zwyczajne. Brał pod uwagę nawet obrazy czerwonowłosej Loretty która na pierwszy rzut oka zgapiła styl od Pablo Picasso, jednak Petterson był zachwycony, znowu czego czepiać miał się u Luke'a.
Blondyn z westchnięciem zabrał się do szkicowania. Papuga nie sprawiła mu najmniejszego problemu, lecz patrząc na pracę innych, wiedział iż mężczyzna znowu się do niego przyczepi.
-Hemmings, powiedz mi co niby jest w tym rysunku twojego? -Petterson westchnął, stając za chłopakiem i przypatrując się jego pracy.
-Nie widzi pan? -odwrócił się w jego stronę unosząc brwi. -Zamiast okrągłej tęczówki jest w kształcie serduszka! -odparł radośnie, doprowadzając do lekkiego załamania mężczyzny.
-Luke, na prawdę masz talent -położył dłoń na jego ramieniu, ciężko wzdychając. -Jednak, postaraj się odnaleźć swój styl.
-A co jeśli moim stylem jest idealne przerysowywanie wszystkiego? Tacy artyści też są, doskonali do portretów. No dlaczego pan się tak na mnie uwziął?!
-Wiem że są, jednak ciebie stać na więcej, to nie jest twój styl.
-Och wmówi mi to pan -burknął odwracając się do niego plecami.
-----
Lekcja rysunku nie skończyła się zbyt dobrze dla Luke'a. Po między nim, a panem Pettersonem zostało wymienione parę zbyt ostrych słów, co spowodowało u blondyna kolejny punkt ujemny do jego oceny z zachowania. Po mimo to, dumny uśmieszek nie mógł zejść z jego ust, nie pozwoli komuś sobą kierować. Teraz potrafił zrozumieć postępowanie Michaela, artysta sam decyduje o sobie, nikt nie może nim kierować.
-Hemmings - blondyn odwrócił się za siebie, kiedy doszedł go, już dobrze znany mu głos.
-Co ty taka wesoła? -uniósł brwi przyglądając się dokładnie rudowłosej. Czasami Luke za nią nie nadążał.
-Odczep się Hemmings, gdybym była taka jak zawsze, to znowu miałbyś co gadać -odburknęła, jednak od razu zabrała ponownie głos, kiedy Luke chciał coś powiedzieć. -Idziesz dzisiaj do Michaela? -zapytała, czym mocno zaskoczyła Luke'a. On sam nawet nad tym nie myślał. Minął dopiero niecały dzień od ich ostatniego spotkania i chociaż było bardzo przyjemnie, to czy jest gotów na kolejne?
-N-nie wiem, raczej nie powinienem się tak śpieszyć -odpowiedział, spoglądając na dziewczynę która wydawała się mocno nad czymś myśleć. -Marion?
-Nie wydaje ci się to wszystko dziwne? Był dla ciebie taki miły... On nienawidzi ludzi, tym bardziej po tym co się stało i tak nagle przyjmuje kogoś obcego do swojej pracowni i normalnie z nim rozmawia? -rudowłosa pokręciła głową, podążając długim korytarzem. Luke przyswoił jej słowa, jednak nie chciało mu się wierzyć iż mogła by to być pewna gierka ze strony Michaela.
-Przesadzasz, tylko ci się wydaje że go znałaś -burknął, na co dziewczyna zgromiła go wzrokiem. -A wiedz że pójdę do niego dzisiaj i udowodnię ci iż się mylisz.
-Hemmings wyluzuj -wywróciła z rozbawieniem wzrokiem, patrząc jak ten czerwienieje ze złości. -Być może się mylę, więc tak jak mówisz, pójdziesz dzisiaj do niego, tak? -zapytała wyczekująco, na co ten pokiwał twierdząco głową.
Luke pożegnał się z rudowłosą w chwili, kiedy dzwonek rozbrzmiał na całym korytarzu.
-Luke -popatrzył szybko w stronę Marion, która nawołała jego imię, co było bardzo żadkie, bo tylko nazywała go po jego nazwisku. -Podoba ci się Michael -bardziej stwierdziła, co wywołało na twarzy Luke'a mocne rumieńce.
-Wcale nie, widziałem go tylko raz na oczy! -bronił się, jednak purpura na jego policzkach znacznie go wyzdradzała. - I dlaczego ciągle twierdzisz ze jestem gejem?
-Tylko ty ślinisz się do nagiego Michała Anioła na lekcjach historii sztuki, masz na tapecie Harry'ego Stylesa w kwiecistym wianku i zawsze kiedy poruszam ten temat, to niesamowicie się peszysz i rumienisz -dziewczyna założyła dłonie na piersiach, czując pewną dumę. Luke cicho westchnął, być może go rozgryzła... -Czyli zgadłam? -dopytała, a Luke z bezsilnością pokiwał głową, co wywołało u Marion szczery uśmiech. -Wiedziałam -szepnęła z dumną w głosie, po czym odeszła od zmieszanego blondyna.
***
Kolejna zabazgrolona kartka została siłą wyrwana ze szkicownika, po czym zgięta w bladej dłoni blondyna, opadła na stertę pozostałych nieudanych rysunków. Luke wydał z siebie ociężałe westchnięcie, podpierając się na brudnej od grafitu dłoni. W tej chwili sam był większą sztuką, niż to co starał się stworzyć na papierze. Tym razem nawet odtworzenie zdjęcia było dla niego problemem. Aktualnie jego artystyczna wena pokiwała na do widzenia i wyszła oknem.
-Ja za chwilę też wyjdę oknem -burknął pod nosem, co nie uszło uwadze jego starszemu bratu, który nagle znalazł się w progu drzwi prowadzących do jego pokoju,
-Mamo, Luke chce skoczyć przez okno, mogę zająć jego pokój? -Jack zwrócił twarz w dół, udając iż gada do swojej rodzicielki, jednak Luke uderzył się z otwartej dłoni w czoło, kiedy przypomniał sobie iż ta w tej chwili znajduje się w twojej pracy.
-Jesteś idiotą -westchnął, chcąc zamknąć drzwi, jednak noga blondyna mu to znacznie utrudniła.
-Nie tak szybko -naparł dłonią na ich powłokę, przez co aż zderzyły się ze ścianą. -Idę dzisiaj na imprezkę -powiedział zasiadając na obrotowym krześle i dumnie się do niego szczerząc.
-I co w związku z tym? -zapytał, zgarniając szybko z biurka zarysowane kartki. Jack był natrętnym osobnikiem, a Luke nie miał siły, aby cokolwiek starszemu tłumaczyć.
-To że liczę na to iż przyprowadzę jakąś panienkę -poruszył sugestywnie brwiami, na co Luke udał odruch wymiotny. -Więc uprzedzam cię, abyś znowu jej nie wygonił jak ostatnim razem. -Jack przybrał poważny wyraz twarzy, jednak Luke nie potrafił być poważnym przez wspomnienie ostatniego wydarzenia. Cóż , pokazanie obrazów które przedstawiały akta mężczyzn, nie do końca przypadły do gustu jedno nocnej partnerce jego brata, a już zwłaszcza dołączona do tego historia o tym, jak Jack zażyczył sobie tych obrazów pewnego razu po mocno alkoholowej imprezie.
-Spokojnie, sam wychodzę, chociaż nie wiem czy to dobry pomysł zostawiać się samego w naszym domu, który za twoją pomocą może stać jednym, wielkim burdelem... -Blondyn przybrał skwaszony wyraz twarzy, przez co Jack wybuchnął głośnym śmiechem.
-A gdzie to mój braciszek się wybiera?
-Nie interesuj się, a teraz spadaj bo wypiją ci cały alkohol -odburknął, jednak blondyn nikle się uśmiechnął, jak by chciał mu tym przekazać "i tak się dowiem".
Luke przekręcił zamek w drzwiach, aby uniknąć kolejnego kontaktu z jego nieznośnym bratem. Z krzesła zabrał swoją ukochaną czarną bluzę, oraz tego samego koloru plecak. Wzrokiem szybko wyłapał swoją deskorolkę, która znajdowała się obok drewnianej komody. Luke szybko po nią sięgnął, po czym otworzył okno, a chłodny podmuch wiatru dostał się do całego pomieszczenia, przez co wiele kartek zaszeleszczało i pospadało ze swoich miejsc. Luke odgonił je nogą i sprawnie przeszedł przez okno. Nie miał ochoty kłopotać się ze schodzeniem na dół i wysłuchiwaniem kolejnych pytań z ust brata skierowanych w jego stronę.
***
Mrok jak i chłód znacznie się nasilał, jednak w tej chwili nie za bardzo przejęło to Luke'a, kiedy w oddali ujrzał szerokie drzwi w charakterystycznym kolorze mięty. Odpychając się kilkukrotnie od podłoża, podążył w ich stronę. Lekko zdyszany, przetarł swoje czoło, po czym sięgnął po deskorolkę. Za drzwiami słyszalna była muzyka, znowu rockowa, jednak tym razem bardziej smutniejsza. Luke popchnął lekko ich powłokę, przez co te zaskrzypiały. Po wejściu do środka, muzyka wydawała się znacznie głośniejsza. Luke rozejrzał się dookoła siebie i ostrożnie zaczął iść przez siebie. Szybko się zatrzymał, kiedy prawie stanął na szklanej butelce po alkoholu. Alkohol, tak, znacznie było czuć go za dużo, aż zabijał charakterystyczny zapach farb, który przy tamtym był prawie znikomy. Był jeszcze jeden zapach, jednak blondyn nie potrafił go rozszyfrować.
-Co tu robisz?! -w pewnym momencie muzyka ustała, natomiast całe pomieszczenie wypełnił przepełniony złością głoś Michaela. Luke popatrzył na niego przestraszonym wzrokiem, nie dostrzegając w jego twarzy ani odrobiny sympatyczności. Jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy z tej odległości wydawały się o wiele ciemniejsze.
Blondyn przełknął głośno ślinę, spoglądając za chłopaka, gdzie nie dostrzegł żadnego zaczętego obrazu, ani pootwieranych farb.
-J-ja przyszedłem cię odwiedzić... pozwoliłeś mi na to ostatnim razem - powiedział ledwo słyszalnie, a jego głos zadrżał.
-Musiałem być chyba pijany -prychnął, a Luke poczuł w sercu pewne ukłucie. -Nie przyjmuję odwiedzin, wszyscy mnie nienawidzą -syknął, robiąc małe kroczki w stronę blondyna, który od razu się spiął. -Więc dlaczego ty być miał to robić? -kolejny krok. -Nie ufam ci -złość jaka rosła w jego oczach, przeraziła Luke'a, który z każdym krokiem kolorowowłosego, znacznie się od niego odsuwał. -Wiem że chcesz mnie zranić, tylko i wyłącznie na swoją korzyść -odparł o z ogromnym żalem w głosie. Michael w końcu przystanął, jednak Luke upadł na ziemie przez kolejną butelkę, która zapodziała się pod jego nogami. Blondyn runął na ziemię, krzywiąc się z bólu, jednak od razu spojrzał przed siebie, kiedy ujrzał schylającego się Michaela. Jego wyraz twarzy nadal był poważny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Zaczerwienione oczy ciągle świdrowały jego twarz, przez co kolejny raz się spiął. Clifford złapał za jego brodę, unosząc tym jego twarz w górę, tak że były na tym samym poziome.
-Luke -wydyszał do jego ucha, a mocno alkoholowy oddech obił się o jego twarz docierając prosto do nosa. Blondyn przygryzł wargę, w głębi ciesząc się iż ten zapamiętał jego imię. -Proszę -schował twarz w zagłębieniu jego szyi. -N-nie przychodź tu już nigdy. -Kiedy pewna nadzieja rosła w głowie blondyna, tak z tymi słowami doszczętnie runęła. Michael nierówno oddychał, przez co Luke wahał się czy na pewno powinien go zostawić. -Wyjdź -mruknął, odciągając się od blondyna, przez co ten poczuł chłód na swojej skórze. Michael chwiejnym krokiem wstał z ziemi, zabierając ze stolika butelkę z trunkiem, po czym pociągnął z niej dużego łyka. -Luke, wyjdź! -krzyknął, a jego głos uległ załamaniu. Blondyn długo nie myśląc, zrobił tak jak mu kazano.
Wyszedł, jednak całą drogę był pogrążony w zadręczających go myślach. Co się stało z Michaelem? Co mu zrobił? Czy na pewno dobrze postąpił zostawiając go w takim stanie? A najbardziej ciekawiło go czy Michael zadaje sobie podobne pytania dotyczące jego osoby. Czy zastanawia się jak bardzo go w tej chwili zranił i zatracił we własnych myślach...
---------------
Hej!
Przepraszam was że nie było tak długo rozdziału, ale nie miałam dostępu do laptopa :/
I jak wrażenia? Jakie tym razem macie zdanie o Michaelu? Dlaczego się tak zachował, jakieś podejrzenia?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top