quinze

Z każdą mijającą minutą, coraz więcej bazgrołów zapełniało kartkę z zeszytu Luke'a, a niestety powinny to być notatki z lekcji fizyki. Na szczęście była to jego ostatnia lekcja w tym dniu, jak i tygodniu.

Luke zerknął na ekran komórki, która za wibrowała w jego kieszeni. Jego oczom ukazało się parę wiadomości od Michaela, a on starał się powstrzymać od odpisania, na przynajmniej jedną z nich. Od ich ostatniego spotkania minął tydzień, przez ten cały czas wymienili się tylko paroma esemesami, a od wtorku, kontakt całkowicie się urwał.

Luke nie ukrywał swojego bólu, który ciągle odczuwał. Znacznie oddalał się od Michaela, jednak nic z tym nie robił, uważał że... Może postępuje prawidłowo? Jeśli Clifford sam nie odzywał się przez te parę dni, to musi mu po prostu nie zależeć, a sam blondyn jest dla niego tylko na zabicie czasu i kiedy potrzebuje pocieszenia. 

Jeśli na prawdę tak jest to... Ałć.

Luke z cichym westchnięciem, wrzucił telefon do plecaka, po czym postanowił w końcu skupić się na lekcji.



Dzisiejszy dzień należał do wyjątkowo ponurych, zważając na to iż Marion nie było w szkole. Może i czasem była wkurzająca, jednak przy niej było raźniej, a teraz Luke musi włóczyć się sam. Oczywiście w myślach już zaplanował odwiedziny, chociaż ostrzegała go iż jest chodzącą zarazą.

Luke zeskoczył z dwóch ostatnich stopni, aż w końcu odetchnął świeżym powietrzem i wolnością, która wreszcie nastała, lecz nie na długo, weekend jest jak nieudany seks, szybki i za chwilę zapominasz że w ogóle go przeżyłeś. 

Robił drobne kroczki, w tym samym czasie, szukając w swoim plecaku słuchawek, jednak był to lada wyczyn, znaleźć drobną plątaninkę, po między tymi wszystkim rzeczami. W końcu, jego plecak wyślizgnął się z dłoni blondyna i runął na ziemię, przez co większość jego zawartości rozsypało się wokół niego. Luke przeklął pod nosem, starając się szybko wszystko pozbierać, aż ktoś nie postanowi mu w tym pomóc, jednak pech chciał inaczej. Blondyn szybko odskoczył, kiedy jego dłoń nie była jedyną, która sięgnęła po brązowy podręcznik od Historii. Luke podniósł z nad ziemi swój wzrok, po czym przed sobą zauważył nikogo innego jak Clifforda.

-To już drugi raz, kiedy tak zetknęliśmy się rączkami -parsknął, widząc zmieszanie blondyna. Luke przełknął ślinę i w błyskawicznym tępię zaczął wrzucać podręczniki do plecaka. -Pisałem do ciebie, na pewno zapomniałeś o dzisiejszym dniu -mruknął Michael, nadal patrząc na Luke'a z dołu, który od razu stanął na proste nogi i zarzucił swój plecak na ramię. To prawda, zapomniał. Cholera, plener, piątek, to dziś! -Mam nadzieję że się nie obraziłeś za moje milczenie -dodał, podchodząc bliżej niego, na co blondyn od razu zrobił krok w tył. Żal oraz smutek pojawił się w oczach Michaela, a Luke poczuł wyrzuty sumienia. 

-N-nie ja... -wyjąkał, drapiąc się nerwowo po karku, starając się ponownie nie spojrzeć w smutne, zielone tęczówki. -Dobra, myślałem że masz mnie gdzieś, zapomniałeś już o mnie i... Nie dziw się że ja także wymazałem z pamięci ten plener -odparł smutno, przygryzając lekko wargę. Michael spuścił wzrok na swoje trampki i poczuł się na prawdę głupio.

-Nigdy bym nie zapomniał, miałem za dużo na głowie... Przepraszam Luke -szepnął, dotykając knykciem, palca blondyna. Drobny uśmiech nieświadomie wpłynął na jego usta, co ociepliło serce Clifforda. -Więc, pojedziesz ze mną? Wszystko już spakowałem, ale możemy wpaść do ciebie po jakieś przybory, których byś potrzebował -dodał, z  nadzieją w głosie, ciągle wpatrując się w twarz Luke'a. 

Cóż, odwiedziny chorej Marion chyba będą musiały poczekać...


***


Blady policzek blondyna, lekko stykał się z chłodną szybą, a palce delikatnie wystukiwały na kolanie rytm przypadkowej piosenki płynącej z radia. Michael udawał skupionego na prowadzeniu samochodu, jednak co chwilę odrywał wzrok od jezdni by móc spojrzeć na Luke'a. Przez tą chwilę napajał się jego pięknym bocznym profilem i spokojem jaki miał wymalowany na twarzy.

Od ich poznania minął ponad miesiąc, a ich kontakty ciągle się nasilają. Raz jest lepiej, za chwilę gorzej. 

Michael mógł z łatwością przyznać iż nienawidził Luke'a.

Nienawidził go za to iż tak nagle pojawił się w jego życiu, w życiu aspołecznego Clifforda, który do samego końca marzył o spędzeniu całego żywota we własnym towarzystwie. Gdzie nie było miejsca na przyjaźń, miłość i jakąkolwiek troskę, czyli coś, czego sam nigdy nie doświadczył.

Mieszkając z jedynie matką, która potrafiła się go wyrzec, po tym jak prawie dopuścił się pobicia jakiegoś dyrektorka, nie potrafił być inny. To ona nauczyła go tej zimności i samolubności. "Wielka" artystka, która bała się o swoją "sławę" przez swojego syna. Wszystko to było tak absurdalne, że aż nie da się nie zapisać tego w cudzysłowach. Jedynym utalentowanym człowiekiem, w malutkiej rodzinie Cliffordów był tylko i wyłącznie Michael. Pełen ambicji i talentu, nie to co jego matka której zależało tylko na forsie za umazane farbą płótna.

Niezrozumienie

Brak akceptacji

Nietolerowanie wyborów

Nietolerowanie własnego syna

Odrzucenie

Parę słów, które echem odbijały się w głowie Michaela, a wspomnienia od razu wracały.

Wtedy, kiedy jego matka nie potrafiła zrozumieć jego wyborów.

Wtedy, kiedy nie potrafiła zaakceptować żadnej rzeczy którą robił.

Wtedy, kiedy notorycznie się z niego nabijała i jak to mówiła, "starała się wybić mu głupoty z głowy"

I wtedy, kiedy się go wyparła, wyrzuciła z domu i pozostawiła na pastwę losu.

Akceptacja

Troska

Zrozumienie 

Szczęście

Przyjaźń

Znowu parę słów, jednak o innym znaczeniu. Nic z tego nie mogła dać mu jego matka, która nawet nie zasługiwała na tą nazwę. Osobą tą nie był nikt inny jak Luke Hemmings. 

Najlepszą rzeczą jaką mógł mu dać było to iż sam się nim zainteresował. Prawie codziennie pokonywał te kilka kilometrów, aby tylko zjawić się w jego pracowni i dodać mu otuchy. 

Blondyn chyba sam nie zdawał sobie sprawy jak bardzo go uszczęśliwia.

W głowie Michaela szalała istna wojna. Bał się iż skrzywdzi Luke'a tak jak pewną osobę.


Przez natłok myśli, skupienie kolorowowłosego na drodze kompletnie wyparowało. Nagle nastąpiło mocne szarpnięcie, kiedy Michael w ostatniej chwili zdążył zahamować. Luke popatrzył na niego z przerażeniem w oczach, a jego oddech przyśpieszył. 

-P-przepraszam -wyjąkał, rozmasowując swoje skronie. Luke z westchnięciem opadł na siedzenie i pokiwał lekko głową.

-Gdzie w ogóle jedziemy na ten plener? -zapytał po chwili, a na usta Clifforda wpłynął lekki uśmiech.

-Mam takie jedno miejsce, w które często jeżdżę, spodoba ci się -odpowiedział z pewnym siebie wyrazem twarzy, na co Luke prychnął.

-Nie bądź taki pewny. 


***

-O kurde -szepnął, wychodząc powoli z zardzewiałego pick-upa Michaela. Zatrzasnął za sobą drzwi i uważnie rozglądnął się dookoła siebie. Wszędzie było wiele zieleni, drzewa, krzewy, gdzieniegdzie rosnące kwiaty. Troszkę dalej, znajdowało się niewielkie jeziorko, a nad nim rozciągał się piękny zachód słońca. Miejsce wybrane przez Michaela, miało w sobie niesamowity klimat, tylko natura.

Kolorowowłosy, poklepał go po ramieniu, kiedy z bagażnika zaczął wyciągać sztalugi.

-I co? Moja pewność nie poszła na marne -odparł, dając mu kuksańca w bok.

-Udało ci się -westchnął, wywracając wzrokiem, po czym cicho się zaśmiał. Następnie odebrał od Michaela swoją torbę, a z niej wyciągnął wszystkie potrzebne rzeczy. Zerkając na widok przed sobą, wyłapał wszystkie najbardziej wyróżniające się barwy, po czym z puszki pełnej tubek z farbami, wyszukał te najbardziej potrzebne. Ze skomponowanymi barwami na palecie, stanął przed płótnem, kontem oka wyłapując, przyglądającego mu się Michaela, który błyskawicznie odwrócił od niego swój wzrok, kiedy Luke lekko się uśmiechnął.

Michael zamoczył swój pędzel w niebieskiej farbie, po czym zrobił staranne, poziome pociągnięcie, następnie rozcierając je innym pędzlem. Jego skupienie przy tworzeniu było niesamowite, a raczej to, jak wtedy wyglądał. Wzajemne podziwianie swojej urody, było chyba już ich nawykiem.

-Malujesz krajobraz czy może mnie? -zachichotał Michael, czując ciągły wzrok blondyna. Luke zacisnął usta, po czym bez słowa zaczął tworzyć swój obraz, ignorując jego wcześniejsze słowa. 

-Michael -powiedział w końcu, zwracając tym uwagę kolorowowłosego. -Jak długo będziesz mieć przede mną tajemnice? Nie ufasz mi? -zapytał z wyrzutem, odkładając na ziemię paletę wraz z pędzlem. Michael przeklął w myślach za to pytanie, sam ten temat był dla niego drażliwy. Można powiedzieć że nie był dumny ze swoich dawnych czynów.

-Luke to nie tak -szepnął, robiąc krok w stronę chłopaka. Luke nieświadomie zrobił krok w tył, przez oparł się o maskę samochodu. 

-W takim razie kto cię wtedy pobił, o co z tym wszystkim chodzi? -uniósł swój ton, zaskakując tym Clifforda, a także zwiększając jego zdenerwowanie.

Michael spuścił swoją głowę, a wzrok zawiesił na butach. Starał się zebrać na odwagę.

-Czekam -mruknął Luke, na co Clifford wywrócił wzrokiem. -Kto cie pobił?

-Mój były, zadowolony? -burknął nagle, wyrzucając dłonie w powietrze, a Luke wytrzeszczył na niego swoje oczy.

-Kto? -spytał zszokowany.

-Jestem gejem, geje wiążą się z innymi kolesiami, a jak im nie wyjdzie w związku to są...

-Jezu, Michael, wiem co to znaczy, nie rób ze mnie idioty -burknął podirytowany, odbijając się dłońmi od maski samochodu. -Czemu to zrobił?

-Bo jest pojebany i ubzdurał sobie że jeśli on nie może być ze mną szczęśliwy, to nikt inny także nie dostanie tej szansy -westchnął ociężale, siadając na masce samochodu. -To on podał ci wtedy mój adres, także był u mnie wtedy, kiedy się upiłem. Wszystko mi powiedział iż to on cię tu naprowadził. Byłem z nim przez dość długi czas i wiem do czego jest zdolny. Luke, to psychopata! Nie miej mi za złe iż niczego ci nie mówiłem, martwiłem się. Wiem że będzie się dalej mścił...

-Ale dlaczego, co niby takiego zrobiłeś? -zapytał z ciekawości, nadal przyswajając te wszystkie, nowe informacje. Mógł się spodziewać iż wtedy ten chłopak, wcale nie miał dobrych intencji.

Na to pytanie, Michael zagryzł mocno wargę oraz zacisnął dłoń na swoim kolanie.

-Na pewno Marion opowiadała ci jak ze mną oraz paroma innymi uczniami, została wybrana do zaprezentowania obrazów, które w szale zniszczyłem. Marion oraz Tyler, ich dwójka najbardziej ucierpiała. I właśnie Tyler był wtedy moim chłopakiem, podobno, jednak ja tego nie czułem -westchnął smutno. -To wredne, ale miałem z niego tylko korzyści, kiedy on z dnia na dzień zakochiwał się coraz bardziej. Tyler miał zaburzenia psychiczne, często bywał agresywny, więc wtedy, kiedy zaprzepaściłem szansę na jego sukces, potwornie się bałem, jednak on nic nie zrobił. Nadal wydawał się na mocno zakochanego, kiedy ja starałem się od niego uwolnić. Czułem że to wszystko pomyłka, w dodatku przez jedno przyłapanie naszej dwójki, nie miałem już życia u matki. Codziennie mi to wygadywała, zresztą jak wszystko. W końcu pewnego razu zjawiłem się w szkole, z której i tak mnie wyrzucili, ale musiałem odebrać jeszcze jakieś pieprzone papiery. Tyler, kiedy tylko mnie zauważył, od razu przybiegł, przez co nie byłem zbyt szczęśliwy. Przez jakiś tydzień nie odpowiadałem na jego esemesy i starałem się zerwać kontakt, jednak jak widać, nie podziałało. Z desperacji zrobiłem małą kłótnię, która i tak nie miała mi jak zaszkodzić, w końcu wyrzucili mnie stamtąd. Jednak wieść o homoseksualnym Tylerze, rozniosła się bardzo szybko, aż dotarła do jego rodziców, którym przez długi czas się nie przyznawał. Po całej "dramie", wysyłał mi liściki, jak to zniszczyłem mu życie, bo wszyscy wytykają go palcami przez ten incydent, no i cholera, zaprzepaściłem też jego szansę z tymi obrazami. Podobno przez jakiś czas był na oddziale psychiatrycznym, jednak niestety go wypuścili i nie wiem dlaczego nie chodzi do szkoły specjalnej. To tyle -westchnął ociężale, przeciągając się, po czym położył się plecami na masce pick-upa. Luke spojrzał na niego z uchylonymi ustami, kiedy Michael po prostu się wylegiwał, jak by nigdy nic, luzik.

-W sumie to dlatego tak bałem ci się tego powiedzieć. Zachowałem się w stosunku do niego chamsko, zignorowałem jego uczucia i zgotowałem mu piekło, tylko że teraz się mści -powiedział, po czym wskazał na swoje nadal lekko sinawe oko. Na to samo fioletowawe miejsce, Luke lekko położył swoją dłoń, a serce Michaela chwilowo się zatrzymało. Mocny błękit tęczówek dosłownie paraliżował całego jego ciało, a umysł kompletnie wariował. 

-Czyli, dla naszego dobra nie możemy się spotykać? -Michael zszedł na ziemię, kiedy tylko uderzyły w niego słowa blondyna. Szybko pokręcił głową, zmieniając swoją pozycję leżąca na siedzącą.

-Nie! -odparł szybko, powodując tym zaskoczoną twarz Luke'a, jednak w głębi serca czuł się szczęśliwy i usatysfakcjonowany.


I tak oto siedzieli na masce samochodu, zapominając o swoich obrazach, które nadal tkwiły na sztalugach przed nimi. 

Michael podparł się na łokciu wbijając swój wzrok w delikatną twarz Luke'a, po czym palcem, odgonił parę opadających na jego czoło pasemek. Potem tylko się pochylił w stronę Luke'a, który chwilowo zamarł, jednak od razu się uspokoił, kiedy zimno na jego ustach nadal było odczuwalne, a równie zimny policzek został ocieplony delikatnym muśnięciem ust Michaela. 

Luke w tej chwili dzielił się na szczęśliwego, jak i zawiedzionego iż to jednak nie był ten właściwy pocałunek, o którym w głębi duszy marzył. 









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top