huit
-Wiedziałem że wymyślisz coś chorego -burknął Luke, przeskakując kawałki betonowej ściany, z których aż się kurzyło. Clifford postanowił zaciągnąć go na ruiny pewnej kamiennicy, tłumacząc mu jak by to na prawdę był jakiś fascynujący obiekt, kiedy było to tylko siedlisko kurzu i brudu.
-Nie mam zamiaru cię tu ukamieniować -wywrócił wzrokiem, odgarniając butem kawałki gruzu. -Może i to miejsce nie wygląda najlepiej, ale jest jednym z moich ulubionych. -Dodał łagodnie, spoglądając w stronę blondyna, który prawie wylądował twarzą w betonie. Cichy śmiech opuścił jego usta, po czym podążył przed siebie. Luke prawie dobił do jego pleców, kiedy ten zatrzymał się w miejscu. -Uważaj -mruknął, ciągnąc go za rękaw w stronę czegoś co kiedyś było oknem, natomiast bez ramy oraz szyb, była to po prostu ogromna dziura. Michael ostrożnie wdrapał się do środka, siadając na czymś co kiedyś było parapetem. -Siadaj -poklepał dłonią miejsce na przeciwko siebie, kierując swe słowa do Luke'a, który ciągle badał wzrokiem cały środek ruiny. Przełykając głośno ślinę, podszedł do Clifforda, zasiadając na wyznaczonym przez niego miejscu. Lekko się skrzywił, kiedy w jego dłoń wbiło się parę ostrych kamyczków. Strzepując je ze skóry, skierował wzrok na lekko granatowe niebo, na którym zaczynały pojawiać się migoczące punkciki. Michael także zachwycał się urokami nocy, a jaskrawe gwiazdy, odbijały się w jego dużych oczach.
-Twój ulubiony Malarz? -zapytał nagle, wybudzając Luke'a z transu. Blondyn poprawił się na miejscu, a odpowiedź od razu nasunęła mu się na język.
-Vincent Van Gogh -odpowiedział, na co Michael wywrócił wzrokiem.
-Mogłem się tego spodziewać -westchnął. -Van Gogh był na prawdę dobrym malarzem, ale oprócz niego są też inni równie dobrzy, a za to mniej znani.
-To kto jest twoim ulubionym? -zapytał, opatulając kolana ramionami i opierając na nich brodę. Michael delikatnie się uśmiechnął, po czym z kieszeni bluzy wyciągnął jabłko. -Kto normalny nosi w kieszeniach jabłka? -parsknął, otrzymując od Michaela nadal ten sam uśmieszek.
-Uwielbiam jabłka o każdej porze, a teraz patrz -nakazał, machając na niego placem, po czym zasłonił owocem swoją twarz. -Coś ci to przypomina?
-Czekaj! Wiem, miałem to w książce z francuskiego... Kurde jak to się nazywało -popadł w natychmiastowe zamyślenie, na co Michael uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
-Koleś, chodzisz do plastyka, powinieneś to już dawno znać, albo przynajmniej z książki do sztuki, a nie do francuskiego, a nawet jeśli to musisz zapamiętać obraz mojego ulubionego malarza! -uniósł się, zakładając ręce na klatce piersiowej i wykrzywiając usta w grymasie, co dla Luke'a i tak było urocze...
-Dobra, wyluzuj, chyba już wiem, Syn Człowieczy? -kolorowowłosy przytaknął na jego odpowiedź, jednak nadal nie do końca był zadowolony.
-Podaj malarza.
-Yyyyyy... René Margherita? -zagryzł wargę, spoglądając na niego wyczekująco. Michael pokiwał głową, punkt dla Luke'a! -Oczywiście wiedziałem to od początku, tylko się z tobą droczyłem.
-Nie pierdol Luke, powiedziałeś Margherita, pieprzona margherita! René Magritte, M A G R I T T E -uniósł się, przeliterowując nazwisko, na co Luke się zaśmiał. Michael tak bardzo się tym przejął, jak by jego włosy miały zaraz zmienić kolor na płomienną czerwień. -Przy tobie można dostać białej gorączki, jak nauczyciele z tobą wytrzymują? -westchnął, opierając się plecami o chropowaty murek.
-Cóż, ulubieńcem Pettersona to ja raczej nie jestem, uwziął się na mnie że nie mam własnego stylu -odparł, kolejny raz wzdrygając się przez cholerne kamyczki, które uwzięły się na jego dłoń. Michael cicho zachichotał, widząc poczynania blondyna, jednak szybko spoważniał na myśl Pettersona, który między innymi był w komisji, kiedy prezentował swój obraz tego przeklętego dnia.
-W sumie, własny styl jest dość ważną rzeczą, masz większe szanse na wybicie się, kiedy wymyślisz coś swojego.
-Kiedy ja nie potrafię! -wyrzucił ręce w powietrze, robiąc naburmuszoną minę. Michael miał ochotę go przedrzeźnić, ale jednak się powstrzymał.
-Mogę ci pomóc, musisz tylko zawitać w mojej obskurnej pracowni -powiedział, na co kąciki ust Luke'a uniosły się ku górze. Nie wiedział co było takiego w Michaelu, ale prawie za każdym razem kiedy coś powiedział, jego usta wykrzywiały się w uśmiechu i już nawet nie potrafił kontrolować tego odruchu.
-Jest coś co potrafisz namalować z pamięci lub tak że wygląda zupełnie inaczej niż w realu, po twojemu? -zapytał kierując pytanie w stronę Luke'a, który wyglądał jak by właśnie coś wspominał, miłego jak i smutnego na przemian. Opierając dłonie pod brodą, przyjrzał się dokładniej jego jasnej cerze, która teraz została oświetlona przez srebrzysty księżyc, od błękitnych oczu także nie potrafił oderwać swojego wzroku, były niczym hipnoza, nawet teraz, kiedy zdawały się ciemniejsze przez panujący o tej porze mrok.
-Róże -odpowiedział, przywracając Michaela z powrotem na ziemię. -Mój tata zawsze malował je mojej matce. Cały strych jest zastawiony jego dziełami. Kiedy mojego ojca zabrakło, a z nim jego obrazów, postanowiłem przejąć jego inicjatywę -odparł kończąc szeptem, a jego oczy lekko się zaszkliły na wzmiankę o ojcu.
Michael dotknął delikatnie swoim trampkiem, buta Luke'a w geście pocieszenia. Ten uniósł na niego swoje lekko smutne spojrzenie, ale po mimo delikatnego bólu, wysilił się na uśmiech.
-Wiesz co, zrobiło się bardzo przygnębiająco, ale chyba mam pomysł -powiedział, wstając z murku, po czym otrzepał swoje czarne ubrania. Luke popatrzył na niego pytająco, ale koniec końców, także wstał.
-Gdzie tym razem mnie zaciągniesz? -jęknął, usiłując wyczyścić swoje czarne rurki.
-Dowiesz się na miejscu.
***
Tym razem nie kawałki gruzu, lecz drewniane belki skrzypiały delikatnie pod butami Luke'a z każdym wykonanym przez niego krokiem. Michael znajdował się parę stóp przed nim idąc po niewielkim molo.
Niebo było jeszcze ciemniejsze, a ilość gwiazd wzrosła o kolejne kilkaset migoczących punkcików.
-Michael? -mruknął, kiedy pojawiająca się mgła, przysłoniła sylwetkę chłopaka.
-Tutaj jestem! -krzyknął, aby blondyn go usłyszał, a następnie nastąpiło chluśnięcie wody.
-Michael?! -wykrzyknął, biegnąc na sam koniec mola, gdzie na jego belkach dostrzegł ubrania oraz buty Clifforda. -Czy ty do reszty zgłupiałeś?! -burknął wbijając wzrok w falującą wodę, spod której w błyskawicznym tempie, wynurzył się Michael. Chłopak łatwo położył się na wodzie, posyłając szeroki uśmieszek w stronę poddenerwowanego blondyna.
-Wyluzuj, woda jest świetna -wzruszył ramionami, kolejny raz "zapadając się" pod wodę. -Mógłbyś też spróbować.
-Nie zamierzam później leżeć z gorączką -prychnął, odwracając się do niego plecami. Michael tylko pokiwał na jego słowa z rozbawieniem głową, czego już blondynowi nie było dane ujrzeć. Kolorowowłosy postanowił popłynąć nieco dalej. Do jego głowy nagle dostała się pewna myśl, dość ryzykowna, ale może poskutkować.
-Cholera! Hemmings, skurcz! -krzyknął nagle, jednak był zbyt daleko, aby Luke mógł dokładnie usłyszeć jego słowa. Kiedy kolejny, o wiele głośniejszy krzyk wydobył się z jego ust, blondyn uniósł głowę w górę, odwracając się w stronę wody. Jego błękitne oczy od razu rozszerzyły się do rozmiaru monet, kiedy ujrzał topiącego się Michaela.
-Cholera, cholera, cholera, co robić?! -zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem, ale od razu skarcił się za to w myślach przecież on tam się topi, a ty sobie chodzisz tam i we wte?! W końcu coś postanowił (wow hemmings, wreszcie) i zaczął ściągać ze stóp swoje buty. -Ale ja nie potrafię pływać! Chociaż... Ciocia Lorence mówiła inaczej, ale tak samo było z tym że potrafię gotować, a potem moja nauczycielka o mało co nie wyzionęła ducha, kiedy podałem jej szpinakowy suflet...
-Hemmings, kurwa! -Michael kolejny raz krzyknął, a Luke w końcu przestał do siebie mówić i rozprawiać o swoich nieudanych kuchennych rewolucjach (pozdro dla Gessler). Blondyn pozbył się jeszcze szybko swoich spodni, po czym od razu wskoczył do wody, i wszystko było by w porządku, gdyby nie zaczął szukać nogami dna przy 4 metrach głębokości... -C-co jest? -szepnął Michael, widząc jak Luke próbuje do niego dopłynąć, jednak z każdą próbą, zapadał się pod wodę. Luke po prostu się topił. Cholera. Kolorowowłosy od razu popłynął w stronę Luke'a, którego aktualnie stracił z widoczności. -Luke! -krzyknął z desperacją w głosie, a poczucie winy uderzyło w niego niczym młot. Michael zanurkował, jednak pod wodą nie potrafił mieć otwartych oczu, przez co trudniej było mu odnaleźć Luke'a. W końcu poczuł jak obija się o czyjeś ciało i od razu złapał go w pasie, ciągnąc na powierzchnię wody. Michael łapał nierównomierne oddechy, a Luke nie oddychał, przez co w Cliffordzie rozpaliła się panika. Szybko dopłynął do mola, wydostając z wody siebie jak i blondyna. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji i kompletnie nie wiedział co robić. Klepanie po policzku? To chyba nie to. A może mocniejsze uderzenie! Nie... I szkoda jego delikatnej twarzy.
-Boże dlaczego postanowiłem spać na lekcjach EDB?! -burknął, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie ją uciskać. Jednak nie wszystkie przespał. Zaczął mocniej uciskać, kiedy powieki blondyna nadal były spuszczone, a z ust nie wydobywał się żaden, nawet najmniejszy oddech. -Luke, obudź się proszę -załkał i sam nie wiedział skąd w nim tyle emocji. -Luke... -szepnął, spuszczając głowę, raczej zbyt mocno bo zderzyła się z klatką piersiową blondyna, jednak chyba to poskutkowało, kiedy Luke zaczął brać łapczywe oddechy.
-C-co się stało? -zapytał zszokowany, wpatrując się w smutne oczy Michaela, a następnie poczuł jego chłodną dłoń, która delikatnie pocierała jego policzek.
-Poślizgnąłeś się i wpadłeś.
-A jak wytłumaczysz brak butów i spodni? -uniósł brwi, machając głową na odzienie.
-Yyyyy... Luke, jak nazwałeś swoją rybkę?
------------
jeah dotarłam do końca i... ZJEBAŁAM
bo nie chcacy wcislam przycisk "opublikuj" a nie "zapisz" a bylam w polowie pisania, i parę osob już przeczytało to ;---; boze, jestem taka zła
I cieszcie się ze rozdział nie jest taki depresyjny jak mój humor ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top