Rozdział na Halloween(?)
Gdy wracałam ze szkoły, mrok zdążył już okryć moje miasteczko. Lampy uliczne dawały wątły blask, który mimo wszytko dodawał mi siły. Trzęsłam się z zimna i zaczęłam żałować decyzji o nie zamawianiu taksówki. Byłam tu zupełnie sama. Towarzyszyło mi tylko bolesne przekonanie, że ktoś lub coś, mnie obserwuje. Boje się. Pomyślałam i ku mojemu przerażeniu, odpowiedział mi zimny, bezduszny głos:
-Bardzo dobrze moja droga- krzyknęłam i rozejrzałam się na wszystkie strony. - Tu jestem- powiedział. Czułam w nim przerażający brak życia. Wzdrygnęłam się. Mój wzork padł na popękane lustro, oparte o bramę jednej z kamienic.
Postać była wysoka, czarne jak smoła włosy opadały na ramiona. Cera blada jak śnieg, a najgorsze były oczy. Pozbawione życia, podkrążone i jednocześnie błagające o pomoc.
-Cz..Czym jesteś?!- chcaiałam się cofnąć, ale ciało mi na to nie pozwoliło.
-Jak myślisz- uśmiechnęła się lekko, co sprawiło, że krew zamarła mi w żyłach.- jestem tobą kochanie- mówiąc to złapała mnie za rękę i wciągnęła za taflę lustra.
Nie pytajcie. Bardzo, ale to bardzo mi się nudzi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top