Rozdział 8
Leżałem z Louisem na łóżku w moim pokoju. Gładziłem jego włosy, były bardzo miękkie. Lubił jak to robiłem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że miałem go przy sobie, że był mój. To było wręcz nierealne. Moje marzenie się spełniło.
Była druga w nocy, ostatnio spędziliśmy tak każdą noc. Louis wymykał się z domu i przychodził do mnie. Zasypialiśmy wtuleni w siebie. Było lepiej niż mogłem sobie wymarzyć. Byliśmy ze sobą od tygodnia, a najchętniej nie wypuszczałbym go z objęć.
Nie powiedzieliśmy nikomu o naszym związku, nie byłem pewny jak inni zareagują. Nadal miałem w głowie sytuację z imprezy, słowa Gigi. Nie wiedziałem też jak Bella i Cheryl zareagują. Dziwnie było się zapytać "Jesteście tolerancyjne, bo wiecie co? Ja i Louis jesteśmy razem i nie wiemy co sądzicie o gejach i tak dalej." Nawet jak o tym myślałem to robiło mi się gorąco. Nawet nie wiedziałem co własna matka myśli o gejach. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie było potrzeby. Louis mówił, że jego rodzina nie należy do tych tolerancyjnych. Dla nas obu był to trudny temat.
-O czym myślisz? Cały drżysz. - podniósł się na łokciach i spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich troskę.
-Wiesz o czym.
-Harry... - Przytulił mnie. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Skrzywiłem się. Chciałem żeby tak było, ale nie byłem pewny czy tak będzie. -Nawet jeśli cały świat będzie przeciwko nam, będziemy razem. Rozumiesz? - przytulił mnie mocniej. -Jesteś mój, nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.
Pomimo tego, że wiedziałem jaka jest prawda poczułem się lepiej. Czułem się bezpiecznie.
-Obiecujesz? - Zapytałem.
-Obiecuję. - Pocałował mnie w szyję, przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-Pamiętaj, miłość nigdy nie jest zła. To ludzie sprawiają, że taka jest.
Odsunął się lekko. Zaczął gładzić mój bok. W międzyczasie gładził moją szyję, co chwilę całując ją. Poczułem jak staje się podniecony. Robił mi malinkę, jęknąłem na nowe doznanie. Kiedy skończył dmuchnął w to miejsce.
-Mój. - szepnął zadowolony.
-Twój. - odpowiedziałem i złączyłem nasze usta.
Przez chwilę nasze języki walczyły o dominację, uległem mu. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Louis szybkim ruchem usiadł na mnie okrakiem. Poczułem jego erekcje na mojej. Zarumieniłem się. Dziwnie się czułem tak blisko jego w taki sposób. Lekki się spiąłem. Od razu to wyczuł i zakończył pocałunek. Poczułem chłód na ustach, chciałem znowu go poczuć.
-Co się stało? - Zapytał zdyszany.
-Nic.
-Harry. - Powiedział podejrzliwie. - Mów co się stało.
-To wszystko jest nowe -zacząłem zmieszany. - Dziwnie się z tym czuję. - Było mi głupio o tym mówić. Wiedziałem, że to jest mój Louis i nic złego mi nie zrobi, ale to wszystko szło za szybko.
-Oj. - Zszedł ze mnie. - Musimy się ze sobą komunikować, nie powinienem z ciebie tego wyciągać. - Patrzył mi w oczy.
-Przepraszam.
Objął mnie i mocno przytulił.
-Nie ma za co. Po prostu, rozmawiajmy tak będzie najlepiej. - Pocałował mnie w skroń.
Kiedy wypuścił mnie z objęć jęknąłem niezadowolony.
-Jest już wpół do trzeciej, czas na nas.
-Ale ja nie chcę. - Przeciągnąłem się, na co Louis prychnął.
-Harry... - spoważniał.
-No dobra. - Pocałowałem go ostatni raz na dobranoc. Był to delikatny pocałunek, ale pełen czułości.
Ułożyliśmy się tak, że on tworzył dużą łyżeczkę, a ja małą. Wtulił się w moje plecy. Było idealnie, no prawie. Mieliśmy pewne problemy w spodniach. Przez to nie mogłem usnąć
przez pewien czas.
Kiedy się obudziłem, czułem, że coś tu nie gra. Obróciłem się. Louisa już nie było, kiedy dotknąłem tego miejsca, było już zimne. Nie lubiłem kiedy go nie było. Spojrzałem na zegarek. Było chwilę po 9. Przetarłem oczy, po czym szybko zerwałem się z łóżka.
Zaspałem!
Szybko się ubrałem i zbiegłem na dół. Poczułem zapach, czegoś smażonego. Był piątek, Anne była w pracy. Niepewnie podszedłem do drzwi. Zacząłem się bać. Nie wiedziałem kto to mógł być. Jeżeli to złodzieje to miałem przesrane. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Niepewnie wyjrzałem przez drzwi.
Odetchnąłem z ulgą. Zacząłem się śmiać. Stał tam Louis w samych bokserkach, smażący naleśniki. Nigdy nie cieszyłem się bardziej z powodu tego, że widziałem kogoś w kuchni.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Robię nam naleśniki, czemu się śmiejesz? - Mógłbym oglądać go takiego cały czas. Jego zdziwienie, rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Podszedłem do niego i dałem mu szybkiego buziaka.
-Harry, o co chodzi?
-Myślałem, że jesteś złodziejem. - Przyznałem wycierając łzy. Dawno się tak nie śmiałem.
-Złodziejem? -prychnął.
-Tak.
Skończył robić naleśniki, odłożył patelnie i podszedł do mnie.
-A może jestem złodziejem. - szepnął mi do ucha, przegryzając jego płatek.
Przeszedł po mnie przyjemny dreszcz. Pocałował mnie delikatnie.
-Skradłem ci buziaka. - Powiedział dumnie. Pocałował mnie w nos, po czym mocno przytulił. Kochałem to. Każdy taki mały gest, sprawiał, że chciało mi się żyć. Choćby dla niego.
-A właśnie - wyswobodziłem się z jego objęć. -Dlaczego mnie nie obudziłeś? -Powiedziałem z wyrzutem. - Musimy iść do szkoły, jesteśmy już sporo spóźnieni!
Patrzył się na mnie z miną szczeniaczka.
-Chciałem spędzić z tobą miły dzień. Słodko spałeś, nie chciałem cię budzić. - Odpowiedział głosem niewiniątka. - Poza tym, zaczęła się trzecia lekcja, więc nie ma sensu żebyśmy już szli.
-Jak to nie ma sensu! Zdążymy jeszcze na wf, matematykę i rzeźbę... - Chciałem mu jeszcze coś powiedzieć, ale skutecznie mi to uniemożliwił. Zaczął mnie całować. Na początku chciałem mu coś zrobić, ale uległem i oddałem pieszczotę. Wiedział już co na mnie działa.
Skończyliśmy, kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Ciężko oddychaliśmy, stykaliśmy się czołami.
Louis miał ładne oczy, niebieskie jak morze. Uśmiechałem się jak głupi. Zapomniałem o całej złości jaką miałem.
-Głodny? -Zapytał kiedy się ode mnie odsunął.
-Jak wilk, panie Tomlinson. - Zaczął zawijać naleśniki z Nutellą, oraz dżemem truskawkowym. Ja w tym czasie nalałem nam soku pomarańczowego.
-Proszę bardzo, panie Styles. - Podał mi talerz z czterema naleśnikami, po dwa z każdym składnikiem. Sam nałożył sobie taką samą porcję. Kiedy zaczął jeść naleśnika z nutella, cały się ubrudził, ale wyglądał uroczo.
Jedliśmy w ciszy. Naleśniki były pyszne, ale nie wiedziałem czyja to była zasługa. Nutelli, dżemu czy ciasta.
Po śniadaniu posprzątaliśmy po sobie. Nie mieliśmy co robić, więc padło na film. Louis znalazł komedię romantyczną, którą postanowiliśmy obejrzeć. Nie mogłem się na nim skupić, wolałem patrzeć się na niego. Moje serce rozpływało się za każdym razem, kiedy słyszałem jego śmiech. To była muzyka dla moich uszu. Nie przepadałem za tego typu filmami, ale dla niego mogłem się poświęcić.
Kiedy film się skończył, oglądaliśmy telewizję. Siedzieliśmy wtuleni w siebie, kiedy usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. W drzwiach stała Anne. Kiedy nas zobaczyła była zdziwiona. Nie dziwiłem się jej, miałem być jeszcze w szkole. Ale ona też powinna być jeszcze w pracy.
-Dzień Dobry. - Louis przerwał ciszę.
-Dzień Dobry, a czemu wy nie w szkole? - Zapytała podejrzliwie.
-Yyyyyy. - Nie wiedziałem co powiedzieć, to był pierwszy raz jak wagarowałem w życiu.
-Harry źle się czuł, więc zadzwonił po mnie, nie chciał pani martwić. - Spojrzałem na niego zdziwiony. Nie lubiłem jej okłamywać.
-Och. - Podeszła do mnie, położyła mi rękę na czole. Zarumieniłem się, było mi wstyd. Kiedy spojrzałem na Louisa, był poważny. - A jak się teraz czujesz skarbie?
-Dobrze, Louis mi pomógł. - Spojrzała na mnie z troską, po czym przytuliła chłopaka. Był w lekkim szoku, ale jej nie odepchnął.
-Dziękuję. - Powiedziała do niego. -Tak w ogóle to co ci było Harry? - Spojrzała się na mnie.
-Bolała go głowa i robiło mu się słabo. - Odpowiedział, za mnie. Byłem mu wdzięczny. -Dałem mu coś przeciwbólowego i robiłem zimne okłady.
Anne siedziała chwilę nic nie mówiąc, chyba się nad czymś zastanawiała. Louis miał kamienną twarz, nie widziałem go jeszcze w takim wydaniu.
-To może coś zjecie? - Energicznie wstała, zaczęła iść w stronę kuchni.
-Nie! - Krzyknąłem spanikowany. Niech ona lepiej już nigdy w życiu nie dochodzi do kuchenki, albo innych niebezpiecznych przedmiotów.
-Harry - powiedziała z politowaniem - ostatnio robiłam naleśniki i kilka mi się udało. - Była dumna ze swojego wyczynu, co nie zmieniało faktu, że nie chciałem jej tam.
-Może pomożemy? - Zaproponował Louis. Jemu ufałem, wiedziałem, że to co zrobi do jedzenia będzie zjadliwe.
-Jak najbardziej jestem za.
Niechętnie wstałem z kanapy i poszedłem za chłopakiem do kuchni. Postanowiliśmy zrobić spaghetti. Wyszło na to, że sam Louis zrobił dla nas jedzenie. Ugotował makaron, sam zrobił sos, byłem pod wrażeniem. To on w tym związku był kucharzem. Uwielbiałem oglądać go w kuchni, był bardzo seksowny.
-Gdzie się tak nauczyłeś gotować? - Siedzieliśmy przy stole, a Anne już była cała w sosie. Jak dziecko, duże dziecko.
-W domu czasem gotuję dla rodzeństwa, proszę pani.
-Nie mów tak do mnie, czuję się staro. Mam na imię Anne. - wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą chłopak od razu uścisnął.
-Louis.
-A tak w ogóle to dlaczego wróciłaś wcześniej?
-Jutro jadę w delegację, nie będzie mnie do wtorku. - Przyznała niechętnie. Wiedziała, że nie lubiłem kiedy wyjeżdżała. Ten dom był o wiele za duży dla naszej dwójki, a co dopiero dla nastolatka.
-Może Louis z tobą zostanie? - klasnęła w ręce. - Jeśli będzie trzeba zadzwonię do twoich rodziców. - Spojrzała się na chłopaka.
Zaskoczyła mnie tą propozycją, ale nie narzekałem.
-Nie będzie takiej potrzeby. - uśmiechnął się. - Z chęcią zostanę z Harrym przez te kilka dni. - Spojrzał mi w oczy porozumiewawczo. Uśmiechałem się, poczułem jak policzki pokrywają się rumieńcem.
-Chciałbym jeszcze zostać, ale muszę iść do domu. - Wstał od stołu.
-Szkoda, bo dobrze się nam rozmawiało. - Anne też wstała i zaczęła zbierać talerze. -Harry, idź odprowadzić naszego gościa.
Posłusznie wstałem od stołu i stanąłem obok Louisa. Dał mi szybkiego buziaka. Przestraszyłem się, że Anne mogła coś zauważyć. Na szczęście wkładała rzeczy do zmywarki.
-Do widzenia, Anne. - Powiedział prowadząc mnie w stronę wyjścia.
-Do zobaczenia, Louis, mam nadzieję, że niedługo znowu się zobaczymy.
Kiedy wyszliśmy z domu, chłopak od razu zaatakował moje usta. Czekałem na to przez cały czas. Oddałem pieszczotę, chwilę później dyszeliśmy z braku tlenu.
Kiedy uświadomiłem sobie, że ktoś mógł nas zobaczyć odskoczyłem od niego. Serce biło mi jak oszalałe.
-Co się stało? - Zapytał zdziwiony.
-Ktoś mógł nas zobaczyć.
-No i? Jak będę chciał pocałować mojego chłopaka to, to zrobię. - Pocałował mnie delikatnie, ale nadal byłem spięty.
-Kiedyś i tak będziemy musieli o tym powiedzieć, nie teraz, ale zrobimy to prędzej czy później. Nie mogę się już doczekać, aż powiemy o tym całemu światu. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Bałem się, strasznie się bałem powiedzieć o tym komukolwiek. Bałem się odrzucenia, krytyki, nienawiści czy nawet linczu. Nie chciałem nikogo stracić przez to, że kocham osobę tej samej płci. Wiedział co o tym sądzę.
-Hej - złapał mnie za podbródek, każąc spojrzeć na siebie. -Wiem, że się boisz, ale przejdziemy przez to razem. Uśmiechnij się, dla mnie.
Cieszyłem się, że mnie rozumie. Zrobiłem o co prosił, potem dałem mu szybkiego buziaka.
-A to za co? - Zapytał z uśmieszkiem.
-Na pożegnanie, muszę już iść, i tak za długo tu stoimy.
-Wyganiasz mnie?
-Jak najbardziej, idź już. - popchnąłem go lekko, na co zaczął się śmiać.
-Czyli mam dzisiaj nie przychodzić?
-Tylko spróbuj nie przyjść.
-W takim razie do później. - Puścił mi oczko i zaczął biec w stronę domu.
Wszedłem do domu i oparłem się o drzwi.
Co ten chłopak ze mną robił. Każdy jego najmniejszy gest działał na mnie. Każde słowo, każdy pocałunek, wszystko. Nie byłem pewny wielu rzeczy, ale jednej byłem. Zakochałem się w Louisie Williamie Tomlinsonie. Cholera.
~~~
19.02.18r.
1834 słów
🎨 Do następnego 🎨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top