Rozdział 5

Weekend jak zawsze minął bardzo szybko. Przesiedziałem większość czasu w pokoju. Gdyby nie szkoła, nie wychodziłbym z niego. Lubię samotność, chociaż po pewnym czasie nawet ja mam jej dosyć.

Siedzieliśmy w sali od projektowania graficznego, mojej specjalizacji. Została chwila do dzwonka, potem tylko fotografia i koniec na dziś.

-W następnym tygodniu, będziemy omawiać programy w których będziemy pracować. - Powiedział sor Brown. -Została chwila do dzwonka, ale jak chcecie możecie już iść.

Zaczęliśmy leniwie wychodzić z sali.

Brown wyglądał na miłego, ale coś mi w nim nie pasowało.

-No to fotografia i koniec. - Przeciągnął się Louis. -Zrobiłeś jakieś zdjęcia? - Zapytał.

-Nie, przez cały weekend siedziałem w domu. - Przyznałem.

-Jak to. - Nagle stanął, Bella na niego wpadła.

-Uważaj, Tomlinson. - Syknęła, nawet nie zwrócił na nią uwagi.

-Mam nadzieję, że facet od fotografii zmotywuje cię do robienia zdjęć.

-Nie to, że nie mam motywacji. Nie było nic ciekawego do upamiętnienia. - Westchnął, po czym znowu zaczął iść.

-Ciesz się małymi rzeczami, Harry.

Zadzwonił dzwonek. Ludzie zaczęli wychodzić z sal. Momentalnie zrobił się jeden wielki bałagan.

Zmarszczyłem brwi.

-Dlaczego? - Zapytałem.

-Są małe, czyli nietrwałe. Nie zwracasz na nie uwagi, bo myślisz, że będą na zawsze. Mylisz się. - Spojrzał mi w oczy.

-Co dokładnie masz na myśli? - Nie do końca rozumiałem o co mu chodziło. Jego niebieskie oczy uważnie mi się przyglądały. Jego humor nagle się zmienił. Stał się lekko spięty. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.

-Wiesz jak pachnie kawa, jaki ma smak? - Zapytał.

-Tak, pije ją codziennie.

-Kiedy ją pijesz, co czujesz?

Dziwne pytanie. Do czego on zmierzał.

-To co zwykle, czyli smak i zapach kawy.

-No właśnie. - Uśmiechnął się. - Teraz wyobraź sobie, że jej nie pijesz.

Skrzywiłem się. Kochałem kawę nad życie. Nie wyobrażałem sobie dnia bez tej cieczy. To tak jakby zabrać część ciebie, nawet jeżeli chodziło o głupią kawę.

-Lubię kawę i nie ma powodu, żebym przestał ją pić.

-I w tym problem. Niby ją pijesz, ale z przyzwyczajenia. Nie zwracasz uwagi na jej intensywny smak, po prostu ją pijesz. - Miał rację, nigdy się nad tym tak nie zastanawiałem. -To są te małe rzeczy, którymi trzeba się cieszyć, Harry. Spójrz na pewne rzeczy inaczej, bo kiedyś będzie za późno.

Stanęliśmy pod salą od fotografii. Zaimponował mi swoim tokiem myślenia. Zaczęło nurtować mnie pytanie, czy w innych sprawach dostrzegam te "małe rzeczy" o których mówił. A co, jeżeli do tego momentu ominęło mnie wiele rzeczy, bo byłem ślepy. Czułem nieprzyjemne uczucie niepewności.

Do końca przerwy zajęliśmy się sobą. Poszedł do Gigi, ja natomiast potrzebowałem spokoju od innych osób. Założyłem słuchawki i włączyłem piosenkę "How to save a life" zespołu The Fray.

Po kilku chwilach zadzwonił dzwonek. Zdjąłem słuchawki, podszedłem do Gigi i reszty naszej paczki.

Dziewczyna momentalnie zbladła.

-To kurwa, jakiś żart. -Syknęła.

Spojrzałem za siebie, zobaczyłem Malika idącego w naszą stronę.

Miałem nadzieję, że nie jest naszym nauczycielem od fotografii.

-Witam wszystkich. -Uśmiechnął się, otwierając salę. -Spotykamy się ponownie, będę was uczył fotografii.

Kurwa.

Kiedy cała klasa weszła do środka, Malik oparł się o biurko. Zająłem przedostatnie miejsce, usiadłem z Gigi.

-Teraz, kiedy już się znamy i nie ma potrzeby przedstawiania się, porozmawiamy o moich wymaganiach. - uśmiechnął się cwano. -Zacznijmy od tego, że każdy z was na końcu semestru i roku jako zaliczenie, musi przedstawić zdjęcia swojej twarzy.

Zmarszczyłem brwi. Po co to komu?

-Każdego dnia, macie robić zdjęcie swojej twarzy. Zobaczycie różnice po pół, czy po roku. Zdjęcia zatrzymują czas, zatrzymajcie go i wy. - Po tych słowach, pokazał nam filmik, na którym były zdjęcia jego twarzy, zlepione w całość. Robił sobie tę zdjęcia od czterech lat. Naprawdę się zmienił, wyprzystojniał, chociaż wcześniej nie był brzydki.

-Czujesz się zmotywowany? - Szepnął za mną Louis.

-Nie zaczynaj. - Sapnąłem.

-Czemu nie? Nie chcę, żebyś czegoś później żałował.

-Spokojnie, nie będę.

-Harry, Louis, czy ja wam nie przeszkadzam? - Patrzył na nas oczekująco.

-Przepraszam profesorze, to ja zagadałem Harrego. - Louis zrobił maślane oczy.

Spojrzał na mnie.

-To nie zmienia faktu, że jest lekcja i nie powinniście przeszkadzać.

-Będziemy już grzeczni, prawda Harry. - Kopnął moje krzesło.

-Tak, będziemy już cicho.

Do końca lekcji czułem jego spojrzenia. Chyba już rozumiałem, dlaczego Gig go nie lubiła.

Kiedy zadzwonił dzwonek, prawie wybiegła z sali.

-A tej, to co? - Zapytała rozbawiona Bella.

-Nie mam pojęcia.

-Harry. - Powiedziała niepewnie.

-Pamiętasz o imprezie w piątek, mam nadzieję, że przyjdziesz. - Patrzyła na swoje buty.

Zmarszczyłem brwi.

-Słuchaj Bella, imprezy i ja to raczej... -Louis przyciągnął mnie do siebie.

-... cudowne połączenie. Oczywiście, że przyjdzie, już się o to postaram. - Dokończył za mnie.

Nie miałem tego na myśli. Nie chciałem iść. Nie lubiłem tego typu spotkań.

-Więc ustalone. - Rozpromieniła się i wyszła z sali.

-Czemu to zrobiłeś? - Zapytałem zirytowany, kiedy się od niego odsunąłem.

-Zapewniam ci dobre wspomnienia i masę zdjęć do zrobienia. -Wyszczerzył się.

-A może miałem plany?

-Jakie niby? Siedzenie w pokoju i spanie? - Zakpił. -Na to masz całe życie, a nastolatkiem jest się tylko raz.

Chciałem coś powiedzieć, ale wiedziałem, że nie ma to sensu. Bez słowa poszedłem do swojej szafki.

Zabolały mnie jego słowa, miał rację.
Czy tak trudno było zrozumieć, że nie chciałem iść na tą imprezę? Nie byłem zadowolony z tego co miałem, jaki byłem. On mi to jeszcze bardziej uświadomił. Chciałem coś z tym zrobić, ale raczej nie chodząc na imprezy.

-Harry. - Odwróciłem się, zobaczyłem Belle i Cheryl. -Idziesz z nami do parku?

-Jasne. - Wziąłem rzeczy i poszedłem z nimi. Kiedy wychodziliśmy ze szkoły w duchu modliłem się, żeby Louis z nami nie poszedł.

Całe szczęście, poszliśmy tylko w trójkę. Dziewczyny próbowały mnie zagadywać, ale po kilku podejściach odpuściły. Byłem im za to wdzięczny.

Park tętnił życiem. Wszędzie było dużo dzieci z matkami. Co jakiś czas mijaliśmy osoby, które wyprowadzały swoje pupile. Poszliśmy pod drzewo, niedaleko jeziora.

Kiedy usiadłem w cieniu, poczułem się znacznie lepiej. Lubiłem parki, wydawały się takie oczyszczające. Mogłem patrzeć na innych i wyobrażać sobie ich życia. Każdy miał inną historię, inne zdarzenia, wszystko inne, niepowtarzalne. Mogłem przez chwilę poczuć się inną osobą.

Dziewczyny zaczęły rozmawiać o nauczycielach. Cheryl mówiła o Payne. Dziewczyna wpadła po uszy, sama to przyznała.

Było to dla mnie dziecinne. Może i był sam, ale Cheryl to tylko jego uczennica, a raczej nie wyglądał na zainteresowanego żadną z dziewczyn.
Nie miałem serca, powiedzieć jej o tym.

Bella natomiast, mówiła o profesorze Maliku i jego zachowaniu. Nie polubiłem go, jak dla mnie jest dziwny. W sumie to artysta, a nikt nie powiedział, że artyści muszą być normalni.

Po ponownym czasie uznałem, że nie ma sensu siedzieć z nimi. Pomimo tego, że przez większość czasu nic się nie odzywałem, dziewczyny nie chciały, abym szedł.

Po kilku chwilach zdołałem się od nich uwolnić. Nie chciałem jeszcze wracać do domu. Czułem, że kiedy tam pójdę, resztę dnia spędzę na rozmyślaniu. Byłem pewny, że to nic dobrego nie przyniesie.

Zacząłem iść przed siebie. Bez celu, bez pomysłu.

Chodziłem tak około godziny. Nie wiedząc kiedy, byłem na swojej ulicy pod domem Louisa.

Coś mnie do niego ciągnęło. Pomimo tego, że poczułem się zraniony chciałem z nim porozmawiać.

Patrzyłem na jego dom przez chwilę, nie miałem odwagi tam pójść. Sam nie wiem czemu.

Sfrustrowany zacząłem iść w stronę domu. Poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłem się, zobaczyłem Louisa. Moje serce zaczęło szybciej bić. Przestraszył mnie.

-Cześć. - Powiedziałem niepewnie. Czemu on sprawiał, że tak się czułem.
Nie lubiłem tego.

-Czemu stałeś pod moim domem? - Zapytał z uśmieszkiem. Nadal trzymał moją rękę.

-Mógłbyś mnie puścić?

-Jeśli, mi odpowiesz.

-Nie chciałem wracać do domu i nie wiem co mogę ze sobą zrobić. - Przyznałem niepewnie. Puścił moją dłoń.

-Czemu nie chcesz wracać? -Zapytał zdziwiony. Dlaczego ludzie muszą zadawać tyle pytań.

-Nie lubię być sam, to źle na mnie działa.

-Chodź do mnie. - Uśmiechnął się. Lubiłem jak to robił, wydawał się taki prawdziwy.

-Nie chcę przeszkadzać.

-Nie będziesz. - Prychnął - do wieczora będę sam. Mama zabrała gdzieś dzieciaki, a Lottie jest u chłopaka. - Znowu złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę domu.

-Poczuj się jak u siebie.

Jego dom był ogromny od środka. Z zewnątrz wydawał się na znacznie mniejszy. Wszędzie wisiały zdjęcia jego rodziny. Masa zdjęć. Wnętrze utrzymane było w jasnych kolorach. Wyjątkiem były meble, które były ciemnobrązowe.

Jedna ściana była wyjątkowa. Znajdowały się na niej pomiary wzrostu domowników, a raczej jego i sióstr. Patrzyłem na tą ścianę i wyobrażałem sobie Louisa, jako małego chłopca, który cieszy się na kolejny pomiar.

-Harry, chodź pójdziemy do mnie. - Z rozmyślań wybił mnie chłopak, który stał na schodach. Poszedłem za nim. Jego pokój znajdował się na końcu korytarza, podobnie jak mój.

Kiedy chłopak wszedł do środka stanąłem jak wryty. Myślałem, że tylko w korytarzu i salonie jest wiele zdjęć, ale to co zobaczyłem nie równało się z tym. Większa część ścian, została pokryta zdjęciami, plakatami, rysunkami. Tworzyło to jeden wielki bałagan, który pasował do siebie i miał pewien sens. Nie miał wielu rzeczy. Miał ogromne łóżko, które wręcz prosiło się o położenie na nim, biurko i kilka szafek. Jego pokój różnił się od reszty domu. Był zdecydowanie ciemniejszy i bardziej tajemniczy, podobał mi się. Nie wiedziałem na co mam patrzeć, co chwila odkrywałem kolejne rzeczy.

Nie spodziewałem się po tak pozytywnej osobie takiego pokoju. Może to była tylko jego maska, a taki był w środku?

-Wiem, że mam zajebisty pokój, ale możesz w końcu wejść. - Leżał na łóżku i patrzył się na mnie.

Trochę się speszyłem, ale zrobiłem o co prosił. Usiadłem obok niego, wciąż dopatrując się nowych rzeczy.

-Zbieram to od 7 lat, nie dziw się, że tyle tego mam. - Powiedział niewzruszony.

-Powiedziałeś, że samotność źle na ciebie działa, możesz mi powiedzieć dlaczego? - Usiadł. Spojrzał mi w oczy. Jego błękit domagał się ode mnie prawdy. Nie wiedziałem, czy chcę z nim o tym rozmawiać.

-Nie chcę o tym rozmawiać, może kiedyś, ale proszę nie teraz. - Poczułem jak zaczynają trząść mi się ręce.

Patrzył się na mnie przez chwilę. Przytulił mnie. Zdziwiłem się na ten gest, ale go odwzajemniłem. To było miłe z jego strony.

Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie przez chwilę, do czasu kiedy Louis nie zaproponował filmu. Padło na Deadpool'a.

Chłopak poszedł zrobić popcorn, ja natomiast postanowiłem porozglądać się po pokoju. Na wielu ze zdjęć był ze swoimi znajomymi, może przyjaciółmi, nie wiem, jedno wiem na pewno. Był przy nich bardzo szczęśliwy. Nie mogłem przestać się uśmiechać, kiedy patrzyłem na kolejne zdjęcia uśmiechniętego chłopaka. Moją uwagę przykuł czarny dziennik, który leżał na biurku. Wyglądał na stary, miał lekko poplamione strony. Przekartkowałem go, coś z niego wypadło. Kiedy to podniosłem, zobaczyłem nasze zdjęcie. Z tyłu było podpisane:

"Wydaje mi się, że stracę rozum.
Coś głęboko wewnątrz mnie, nie mogę się poddać.
Wydaje mi się, że stracę rozum."

Nie wiedziałem co to może oznaczać.

Odwróciłem się, zobaczyłem Louisa z popcornem w rękach. Nie wyglądał na zadowolonego. Odłożył rzeczy i podszedł do mnie.

-Ile zobaczyłeś? - Zapytał bez uczuć.

-Tylko to. - Wskazałem na zdjęcie. -Nic nie czytałem, przekartkowałem i wypadło.

-Mam nadzieję, że mówisz prawdę. - Wymamrotał. Wziął zdjęcie, włożył do zeszytu i schował do szuflady. 

-Przepraszam Louis. - Poczułem, że go zawiodłem. Nie chciałem tego, ale było już za późno.

Kiedy oglądaliśmy film, można było wyczuć napięcie między nami. Nie należało to do najlepszych uczuć. Na początku, nie mogłem skupić się na nim, ale po kilku długich chwilach zagłębiłem się w fabułę.

Miałem nadzieję, że nie będzie długo na mnie zły. Nie zniósłbym tego.

~~~

29.01.18r.

1859 słów

🎨Do Następnego🎨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top