Rozdział 18

...Potrzebowałem jeszcze kilku pchnięć, aby z głośnym jękiem dojść w chłopaku.

Wydawało mi się, że słyszę jakieś szmery, ale zignorowałem je oszołomiony orgazmem.

-HARRY - krzyknął Louis kiedy dochodził na nasze brzuchy.

Kiedy to robił, drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stała przerażona Anne.

Wyszedłem szybko z chłopaka, na co głośno jęknął. Przykryłem nasze (prawie) nagie ciała kołdrą, tak abyśmy poczuli się chociaż trochę mniej niezręcznie. Chociaż nie wiem, czy było to możliwe w takiej sytuacji.

Jeżeli ja czułem się strasznie, to nie chciałem wiedzieć jak musiał się czuć Louis.

Kobieta zbladła i zakryła sobie usta dłonią. Widziałem jej łzy w oczach. Było w nich pełno... rozczarowania. Zawiodłem ją, widziałem to.

-Mamo. - powiedziałem, ale ona jedynie co zrobiła to machnęła ręką na znak, abym nic nie mówi. Wyszła z pokoju nic odzywając się ani słowem.

To bolało bardziej, niż krzyki i wrzaski. Wolałbym, żeby od razu powiedział mi co o tym sądzi, niż żeby odeszła bez słowa.

Poczułem jak Louis obejmuje mnie i przytula do siebie. Nie zauważyłem, kiedy moje ciało opanował szloch. Nazwałbym to wręcz histerią. Płakałem, a on delikatnie mną kołysał, gładząc po plecach. Mało to dało, ale był przy mnie i to się liczyło.

Nie bałem się bardziej w życiu, niż w tamtym momencie. Wiedziałem, że moje życie nie będzie już nigdy takie same. Coś musiało się zmienić.

-Idź do niej. - Szepnął chłopak, kiedy trochę się uspokoiłem.

Spojrzałem na niego przerażony. Nie chciałem się od niego oddalić, chciałem czuć jego ciepło. Wtedy czułem się bezpieczny. Znowu czułem jak zaczynam panikować.

-Nie bój się, to twoja matka, musi to zrozumieć.

Może i miał rację, ale w tamtym momencie po prostu czułem jak moje życie się łamie.

Kawałek po kawałeczku.

Widziałem tylko jego ostre krawędzi, po których musiałem chodzić. Bolały cholernie.

-Lou, boje się. - Zdołałem wyszlochać.

-Ciii kochanie, im szybciej z nią pogadasz tym lepiej. Mam iść z tobą?

-Nie - powiedziałem trochę za szybko. -Muszę sam z nią pogadać.

-Dobrze. - Pocałowała mnie w czoło. -Dasz sobie radę, wierzę w ciebie.

Czułem jak moje gardło ściska się jeszcze bardziej. Musiałem to zrobić.

Chłopak odsunął się ode mnie i złożył pocałunek na moich ustach. Był bardzo delikatny, ale pełen czułości. Czułem w nim jego wsparcie.

Po tym wziął swoje ubrania, poszedł do łazienki wyczyścić i ubrać się.

Chwilę po nim, ja też wstałem, musiałem się przebrać. Moja bluzka była cała w jego spermie.

Wyjąłem z szafy czyste ubrania i szybko się w nie przebrałem. W tym samym momencie Louis wyszedł z łazienki już przebrany.

Przytuliłem się do niego jeszcze raz. Musiałem być silny, chociażby dla niego.

Kiedy się od siebie odsunęliśmy, Louis podszedł do okna.

-Napisz mi kiedy skończycie. - Po tych słowach, wyszedłem przez okno, zostawiając mnie samego w pokoju.

Przez chwilę stałem patrzyłem się na miejsce, w których przed chwilą był.

Najchętniej, poszedłbym z nim, zostawiając to wszystko za mną.

Uznałem, że nie ma co przeciągać nieuniknionego. Wyszedłem z pokoju na trzęsących się nogach.

Czułem jak każdy mięsień mojego ciała napina się boleśnie z każdym krokiem. Nie był to ból fizyczny, a psychiczny.

Kiedy zszedłem na dół zobaczyłem Anne. Siedziała na kanapie z winem w ręku. Pierwszym raz widziałem, żeby piła z gwintu. Zawsze nalewała sobie do kieliszka.

Widziałem jej zaschnięte i nowe łzy na policzkach.

Dopiero kiedy podszedłem bliżej zauważyła mnie. Wzięła spory łyk i odłożyła butelkę.

Usiadłem niedaleko niej.

-Jak długo to trwa? - jej ton był zimny, brzmiała wręcz jak nie ona. Wzdrygnąłem się na jej głos.

-Od września.

Uśmiechnęła się smutno.

-Czyli to przez to. Mogłam nie posyłać cię do tej szkoły, może nadal byłbyś normalny. - spojrzała na mnie z rozczarowaniem w oczach. Zabolało.

-To nie wina szkoły, a poz tym to jestem normalny. - nie mogłem uwierzyć własnym uszom.

-Nie Harry, nie jesteś. Normalni ludzie zakładają rodziny, mają mnóstwo przyjaciół i chodzą do szkoły, gdzie nie zarażają się tym czymś. - powiedziała z odrazą. Własna matka miała o mnie takie zdanie. Po porostu cudownie.

-Tym czymś? - prychnąłem. -Mamo, ja jestem gejem. Taki się urodziłem i taki już będę, czy tego chcesz czy nie. - głos łamał mi się, a łzy spływały po policzkach. Czułem jak z każdym jej słowem, umieram. -A jakbyś nie wiedziała, to mam przyjaciół.

-I co? Może mi jeszcze powiesz, że akceptują to, że pieprzysz się z tym chłopakiem jak jakaś dziwka?! - krzyknęła.

-Nie wiedzą. - spuściłem głowę.

-Dlatego masz jeszcze przyjaciół. To co robicie, jest chore. - Wstała i podeszła do okna.

-Miłość, nazywasz chorobą? - szepnąłem.

-Nie wiesz co znaczy to słowo, więc go nie używaj. - zaczęła się śmiać. -Kiedy skończysz osiemnaście lat, masz się wyprowadzić z tego domu.

-Mamo! - krzyknąłem przerażony. Nie mogła mi tergo zrobić, nie mogła.

-Nie nazywaj mnie tak! - odwróciła się do mnie przodem. -Nie mam już syna.

Mój świat runął, chciałem umrzeć. Nigdy nie czułem się gorzej niż w tamtym momencie. Nie wiem, czy jest coś gorszego od usłyszenia takich słów od osoby, która trzymała cię pod sercem przed dziewięć miesięcy.

W tamtym momencie pierwszy raz pomyślałem jak dobrze byłoby ze sobą skończyć. Cisza i spokój.

Nie powiedziałem już żadnego słowa. Poszedłem do swojego pokoju z wielkim bólem i łzami na policzkach.

Zamknąłem drzwi na klucz. Wydawało mi się, z w tamtym momencie zamknąłem się również na wiele innych rzeczy.

Wyjąłem żyletkę, ze swojego stałego miejsca. Podwinąłem rękawy bluzy i zobaczyłem jeszcze świeże rany. Przyłożyłem ją do mojej rozgrzanej skóry i wykonałem pierwsze nacięcie. Zacząłem jeszcze bardziej płakać. Anne zapomniała dodać, że się tnę. Ale przecież skąd miała to wiedzieć? Była na tyle ślepa, żeby tego nie zauważyć.

Nikt nie wiedział.

Może miała rację? Przecież nie byłem normalny. Normalni ludzie nie robią takich rzeczy.

Z każdą kolejną kreską, czułem większy ból i ulgę. To było chore, ale sprawiało, że mogłem zapomnieć, o tym co się stało.

Było coraz więcej krwi, a ja nie chciałem przestawać. Chciałem, aby chociaż jedno nacięcie było na tyle głębokie, abym mógł zniknąć.

Ale tak nie było.

Dopiero po pewniej chwili rzuciłem żyletkę i pozwoliłem, aby moim ciałem zawładnęła rozpacz. Leżałem skulony na podłodze. Cały we własnej krwi i łzach.

Mój dotychczasowy świat przestał istnieć.

~~~~

Od tamtych wydarzeń minął tydzień. Nie miałem żadnego kontaktu z Anne. Tak jakby nigdy nie istniała. Wyjechała, chyba dobrze się złożyło, że dowiedziała się wtedy niż w innych okolicznościach.

Zacząłem gorzej sypiać. Kiedy zasypiałem, miałem koszmary. Śniła mi się nasza rozmowa z Anne. Czułem się coraz słabszy. Kiedy Louis do mnie przychodził, czasami bywało, że patrzyłem się na niego jak śpi. Było to trochę dziwne, ale odprężało mnie.

Po tym wszystkim zadzwoniłem do Louisa i powiedziałem mu, że nie jest z tego dumna, ale mnie akceptuje.

Nie mogłem powiedzieć mu prawdy, nie chciałem go martwić.

Byłem wręcz zdziwiony moimi zdolnościami w okłamywaniu innych. Praktyka czyni mistrza.

Starałem się nie pokazywać, co się naprawdę ze mną dzieje. Tak było najlepiej dla wszystkich. Chyba wstydziłem się tego jak potraktowała mnie matka. Nie mogłem się poddać, musiałem wydorośleć do osiemnastych urodzin, chociaż w głębi duszy miałem nadzieję, że kobieta żartowała.

To wszystko było jakimś jednym, wielkim żartem. Miałem nadzieję, że to pieprzony sen, ale tak tak nie było.

To było moje życie.

Siedzieliśmy w barze z Louisem i Nialllem. Tym razem nie miałem zamiaru folgować z alkoholem. Cieszyłem się, że znałem taką osobę jak on.

Byłem już po drugim piwie, ale nie miałem zamiaru na nim kończyć. Zamówiłem kolejne, które po chwili otrzymałem.

Louis z Niallem patrzyli się na mnie dziwnie, ale nic nie mówili.

Niall kończył swoje piwo, a Louis zaczynał drugie.

-Mam domek niedaleko Londynu i tak się zastanawiam, czy nie chcielibyście ze mną tam pojechać. - Powiedział Niall.

Zmarszczyłem brwi.

-Czemu akurat z nami? - zapytałem podejrzliwie.

-Bo was lubię. - wzruszył ramionami. Jakoś nie chciałem mu wierzyć.

-Kiedy. - zapytał zaciekawiony Louis.

-W przyszły piątek.

-Wtedy będą święta, wątpię czy ktokolwiek będzie chciał z tobą jechać. - prychnął Louis.

-Dlatego was pytam.

-Pojadę z tobą. - powiedziałem trochę za szybko.

Louis, spojrzał się na mnie ze zdziwieniem.

-Harry, nie myślisz trzeźwo. Przecież będą święta.

-No i? i tak spędzę je sam więc nie ma różnicy czy upije się w domu, czy z Niallem. - wybełkotałem. Może i byłem trochę wstawiony, ale wiedziałem co mówię. Matki i tak nie obchodziłem, więc nie liczyłem, że się odezwie, a co dopiero złoży życzenia.

Chciałem pić jak najczęściej się dało. Chociaż to pozwalało zapomnieć mi o tym wszystkim.

-W taki razie jadę z wami.

-No i świetnie. - Uśmiechnął się Niall. -Chociaż, nie powiem, przydałyby się jakieś dziewczyny. - westchnął. Wiedziałem, że ma jakiś powód, żeby nas zapraszać.

-O to chodziło. - uśmiechnąłem się pijacko.

Chłopak odwrócił wzrok, a Louis zaczął się śmiać.

-Dobrze to wykombinowałeś Horan.

-Zamknij się. - warknął. -Mogłem od razu je zaprosić, nie was.

-Nawet ich nie znasz. - zauważyłem.

-Dlatego chcę, żebyście mnie poznali.

To było dosyć dziwne. Normalnie Horan miał gdzieś wszystkich i wszystko. A wtedy prosił nas abyśmy zapoznali go z dziewczynami.

Czułem się kiepsko. Dopiłem trzecie piwo i czułem jak świat wiruje. Miałem wszystkiego dosyć, a rozmowa z Niallem i Lousiem nie pomagała.

Przybliżyłem się do Louisa i złapałem go za krocze. Chłopak momentalnie się spiął.Nie wiem czemu to zrobiłem.

-Kurwa, Harry przestań. - szepnął na tyle cicho, że tylko ja mogłem go usłyszeć.

Przestałem, dopiero wtedy, kiedy Louis strzepnął moją rękę.

Poczułem jak zawartość mojego żołądka chcę się uwolnić. Momentalnie wstałem i pobiegłem do łazienki. Słyszałem jak coś do mnie mówią, ale wtedy to nie miało znaczenia.

Wbiegłem do łazienki i wszedłem do pierwszej kabiny. Nie pamiętałem kiedy ostatnio wymiotowałem, ale czułem jakbym pozbywał się własnego żołądka. Klęczałem przy muszli i chciałem, żeby to się skończyło.

Usłyszałem jak ktoś wchodzi do łazienki. Po chwili poczułem rękę na moich plecach.

-Mogłeś tyle nie pić. - westchnął Louis.

To ostania rzecz, którą pamiętam z tamtego dnia.

~~~

23.04.2018r.

1635 słów

🎨Do następnego🎨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top