Rozdział 11
Ludzie nie lubią wcześnie wstawać, jest to dla nich męką. Od pewnego czasu jest to dla mnie normą. Wstaliśmy wcześniej z Lousiem, zjedliśmy i poszliśmy do szkoły.
Lekcję mijały nam o dziwo bardzo szybko. Stresowałem się tym co będzie po szkole. Bałem się, że nie spodobam się jego rodzinie. Na tamtą chwilę była to moja największa obawa.
Stałem przy sztaludze, mieliśmy rysunek i malarstwo. Rysowaliśmy postać. Cheryl pozowała na środku sali. Sor Payne chodził koło nas i robił nam korekty. Nadal nie mogłem uwierzyć, że on i sor Malik ze sobą kręcą. Wydawało mi się to takie nierealne. Na pierwszy rzut oka nie pasowali do siebie. Payne wysportowany, miły, pogodny. Malik był jego przeciwieństwem, chudy, zrzędliwy. Dopełniali się, no bo przecież przeciwieństwa się przyciągają.
Po raz kolejny ścierałem postać Cheryl. Nie mogłem jej dobrze uchwycić. Odszedłem od sztalugi na kilka kroków, aby lepiej przyjrzeć się mojej pracy. Nadal nie wiedziałem co w niej nie gra. Kochałem rysować postacie, ale nie zawsze dobrze mi wychodziły. Sfrustrowany znowu wziąłem ołówek i zacząłem rysowałam kolejne linie.
-Jej ramiona, są zdecydowanie za szerokie w stosunku do reszty ciała. - Zobaczyłem Sora stojące za moimi plecami. Kiedy usłyszałem jego głos cicho pisnąłem. Przestraszyłem się. -Spokojnie, to tylko ja. - Uśmiechnął się, kiedy zobaczył moją reakcję. -Podaj mi ołówek. - Kiedy zrobiłem o co prosił, zaczął poprawiać moją postać. Już po kilku kreskach zobaczyłem jakie błędy popełniłem
-Widzisz? To nie było takie trudne. - Powiedział blisko mojego ucha, po czym delikatnie musnął ustami moją szyję. Co to było? Poczułem się niezręcznie. Stał tak jeszcze przez chwilę, po czym odszedł bez słowa.
Wypuściłem powietrze, które nieświadomie wstrzymywałem. Co to było do cholery jasnej? Spojrzałem na Cheryl. Zrobiła się lekko czerwona na twarzy. To było bardzo dziwne.
Spojrzałem się na nią pytająco, lecz unikała moje wzroku. Kiedy zadzwonił dzwonek, dziewczyna momentalnie wybiegła z sali. Spojrzałem na Louis. Też wyglądał na zdziwionego.
-Zobaczę co z nią. - Powiedziałem do niego i wyszedłem z sali. Po obejściu piętra, nigdzie jej nie zobaczyłem. Kiedy przeszedłem obok łazienki usłyszałem ciszy szloch.
Bez namysłu wszedłem na damskiej toalety.
-Cheryl!- zacząłem wołać, ale zamiast odpowiedz usłyszałem jak jej płacz staje się coraz większy.
Kiedy otworzyłem jedyną zamknięta kabinę, siedziała skulona na podłodze. Miała lekko rozmazany makijaż. Znowu znalazłem ją jak płacze, ale przecież nie miła żadnego powodu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Bez namysłu kucnąłem przy niej chcąc ją przytulić.
-N-nie dotykaj mnie! - Zaczęła krzyczeć i mnie bić. Odskoczyłem od niej jak poparzony. Nie rozumiałem dlaczego zachowywała się tak w stosunku do mnie. Przecież nic jej nie zrobiłem!
-Cheryl, co ja ci zrobiłem?! Chcę ci tylko pomóc! - Spojrzała na mnie ze złością.
-Idź do Payna, on cię bardziej potrzebuję, niż ja!- Zaczęła jeszcze bardziej szlochać. O niego chodziło? Przecież on dał mi tylko korektę.
Kucnąłem niedaleko niej.
-Cheryl - powiedziałem już nieco łagodniej. Nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować. Była przewrażliwiona na punkcie Payna, dlatego tak zareagowała. -Zrobił mi korektę, on mi się nie podoba, bo... - Ugryzłem się w język. Prawie powiedziałem, że nie podoba mi się, ponieważ byłem w związku z Louisem. Co ze mnie za kretyn.
Dziewczyna spojrzał się na mnie swoimi czerwonymi oczami, które wyrażały ulgę i ciekawość.
-Nie podoba ci się bo...?
-...bo on tobie się podoba. - Szybko coś wymyśliłem. -A poza tym, nie kręcą mnie starsi faceci. -Uśmiechnąłem się lekko.
Jej twarz z każdą sekundą stawiała się coraz bardziej pogodna. Przytuliła mnie mocno, pomimo mojego zdziwienia, nagłym przytuleniem cieszyłem się, że tak zrobiła.
-Dziękuję i przepraszam Cię Harry. - Wyszeptała w moje loki. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Delikatnie gładziłem jej plecy.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Musisz się trochę ogarnąć. - Jej włosy były lekko roztrzepane, a makijaż rozmazany.
-Pewnie wyglądam jak sto nieszczęść. - Powiedziała już nieco pogodniej. -Chyba był już dzwonek, idź i powiedz że zaraz przyjdę. - Powiedziała wstając. Spojrzałem na telefon, było 7 minut po dzwonku.
-Dobrze, ale masz zaraz przyjść. - Pogroziłem jej palcem.
Kiedy miałem już wychodzić, poczułem jak znowu mnie obejmuje.
-Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. Nie powinnam ci nic mówić, ale porozmawiaj z Bellą.
-z Bellą? Przecież rozmawiamy normalnie. - Nie wiedziałem o co jej chodziło. Coś się stało, że kazała mi z nią porozmawiać?
-Nieważne, kiedyś zrozumiesz. - Powiedziała smutno. -Dobra idź już, to damski więc sio!- wypchnęła mnie z łazienki.
Szybko poszedłem do sali od malarstwa. Kiedy wszedłem wszyscy się na mnie spojrzeli.
-Gdzie jest Cheryl? Powinna już dawno nam pozować. - Powiedział zdziwiony Payne.
-Zaraz przyjdzie, jest w łazience. - Odpowiedziałem speszony.
-Jak to w łazie...
-Już jestem. - Powiedziała zdyszana Cheryl kiedy weszła, a raczej wpadła do sali.
-Dobrze, nieważne. Cheryl siadaj, jeszcze 5 minut i zmiana modela. - Oznajmił. -A ty Harry, idź do swojej sztalugi.
Zrobiłem o co prosił. Po wytarciu zbędnych kresek uznałem, że skończyłem. Niedługi późnej zmieniliśmy modela. Tym razem, była nią Nicole.
Zdecydowanie lekcję malarstwa, były moimi ulubionymi lekcjami. Atmosfera, która tam panowała była świetna. Zasada była jedna: do czasu kiedy będziemy w miarę szybko pracować, a nie będziemy się obijać to luźna atmosfera będzie panować. Ogólne Liam był bardzo dobrym nauczycielem i człowiekiem. Nie umiałbym wyobrazić sobie, że byłoby inaczej.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy zaczęli chować swoje prace i odkładać sztalugi na koniec sali.
-Na następną lekcję weźcie farby. Dzisiaj dobrze wam poszło, mam nadzieję, że nie będziecie mieć problemu z farbami. Do widzenia. - Uśmiechnął się do nas radośnie. Po tych słowach poszedł na zaplecze.
Czułem się lekko skrępowany. Chciałem pójść do Liama i zapytać się co miał znaczyć ten pocałunek. Nawet jak o tym myślałem to czułem się dziwnie. Normalnie bym to w sobie tłumił, zostawił dla siebie to co zaszło, ale od kiedy zobaczyłem zapłakaną Cheryl nie mogłem tego tak zostawić.
-Harry, idziesz? - Louis stał przy drzwiach.
-Tak, ale zaraz, mam pewną sprawę do Payna. Idź, spotykamy się przy szafkach. - Powiedziałem lekko speszony.
Chłopak jedynie niepewnie skinął głową, wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi. Coś czułem, że będzie o to później pytać.
Drzwi od zaplecza były lekko uchylone. To co zobaczyłem, o mało co nie przyczyniło mnie o zawał. Malik klęczał przed Paynem. Kiedy on tam wszedł?! Liam wyglądał na bardzo zadowolonego. Miał przymknięte oczy, które wydawały się pochłonięte przyjemnością i lekko otworzone usta, z których słychać było ciche jęki.
Powinien od razu z stamtąd uciec, zapomnieć o tym co się stało. Udawać, że Zayn nie obciągał właśnie Liamowi na zapleczu w szkole. W SZKOLE. Nie potrafiłem się ruszyć. To raczej nie był strach, a raczej ciekawość. Poz tym to było cholernie gorące. Czułem jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca.
Oddech Payne stawał się z każdą chwilą coraz płytszy i szybszy. Kiedy otworzył oczy zobaczył mnie. Zapomniałem jak się oddycha. Serce zaczęło walić mi jak szalone. To był mój koniec. Myślałem, że zacznie krzyczeć, albo zrobi mu się głupio.
Ale tak nie było.
Uśmiechnął się zadowolony i wplótł palce we włosy mulata. Zaczął pieprzyć jego usta. Wydawał z siebie coraz głośniejsze jęki. Nie było mu głupio, ze świadomością, że patrzę. Był zadowolony. Po chwili doszedł z głośnym jękiem. Kiedy mulat połknął wszystko co dał mu Payne, zaczął wstawać a, nie mogłem dłużej tam zostać.
Jak najszybciej wybiegłem z sali. Na korytarzu było pusto, było już kilka minut po dzwonku. Biegnąc zadawałem sobie pytanie. "Co to do cholery było?!" Nie mogłem o tym powiedzieć Louisowi, a może powinienem? Przecież tylko patrzyłem, to oni uprawiali seks.
Kiedy wbiegłem do pomieszczenia w którym znajdowały się szafki, dziękowałem Bogu, że jeszcze nie poszedł. Siedział na górze schodków i przegląda coś w telefonie. Szybko pokonałem odległość między nami i rzuciłem się na niego. Upadł na plecy, złączyłem nasze usta w żarliwym pocałunku. Musiałem go poczuć. Musiałem się jakoś oczyścić po tym co zobaczyłem. Nie powinno mi się to podobać, ale było inaczej.
Na początku chłopak nie wiedział co się dzieje, ale po chwili oddał pocałunek. Kochałem jego smak. Smakował miętą, najświeższą mięta pod słońcem.
Czułem jak mój penis prosi się o uwagę. Zacząłem ocierać nasze krocza o siebie. Dało mi to lekką ulgę. Jęknął w moje usta na nowe doznanie. Czułem jak jego penis zaczyna twardnieć z każdą chwilą. Wsadziłem rękę pod jego bluzkę. Odnalazłem jego sutek, którego zacząłem lekko szczypać. Jęknął tym razem głośniej, zapewne nie wiedząc na którym doznaniu ma się skupić.
Czułem jak blisko byłem spełnienia. Nasze pocałunki stały się już agresywne, nosze krocza, zaczęły ocierać się o sobie z jeszcze większą potrzebą. Z tyłu głowy miałem świadomość, że ktoś może w każdej chwili przyjść i nas nakryć. Ta myśl podniecała mnie jeszcze bardziej. Po chwili doszedłem z cichym jękiem. Po kilku sekundach Louis zrobił to samo. Na sam koniec zrobiłem mu malinkę na szyi.
-Mój. - szepnął zdyszany.
-Twój - odpowiedział ledwo co przytomnie chłopak, po dopiero co przebytym orgazmie.
Zszedłem z niego i położyłem się obok na plecach. Można było słyszeć nasze przyśpieszone oddechy i bicie serc.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co tak naprawdę zrobiliśmy. Dobry humor momentalnie mnie opuścił, a zastąpił go wstyd.
Teraz to ja pieprzyłem go w szkole! Chyba tak można było nazwać to co wtedy zrobiliśmy. Prawda?
-Harry, czym sobie zasłużyłem to co przed chwilą zrobiliśmy? - Zapytał nieśmiało. Spojrzałem na niego. Wyglądał jak bałagan. Miał opuchnięte usta, a włosy były całkowicie rozczochrane. Było lekko czerwony na twarzy, a w oczach było widać niepewność. Wyglądał idealnie, nawet w takim stanie.
-Stęskniłem się. - Uśmiechnąłem się lekko.
-Serio? - Prychnął. - Widzieliśmy się chwilę temu.
-To zdecydowanie za długo. - Przytuliłem go do siebie i pracowałem w głowę. Mimo tego nadal miałem w głowie obraz Liama i Zayana na zapleczu.
✏✏✏
-Nie bój się, to przecież nic takiego.
-Poznam ich, boję się. - Powiedziałem, kiedy byliśmy już bliski jego domu. -A co jeżeli mnie nie polubią?
-Nie pieprz głupot. -Prychnął. Mówiłem już im trochę o tobie. Na pewno cię polubią.
-Co?! - Lekko się przestraszyłem, kiedy to usłyszałem.
-Harry, a gdzie ta twoja pewność siebie sprzed czterdziestu minut? - Poruszył sugestywnie brwiami. Przy nim czułem się swobodnie, znałem go już ponad półtora miesiąca. Zdążyłem go poznać, ich natomiast nie.
Nic nie powiedziałem, tylko spaliłem buraka.
-Zachowuj się normalnie, a cię polubią. - Szepnął do mojego ucha, kiedy staliśmy przed drzwiami.
-Postaram się. - Powiedziałem niepewnie. Czułem jak zaczynam się pocić, a serce zaczyna uderzać coraz szybciej.
-Jestem! -Krzyknął, kiedy weszliśmy do domu. Prawie od razu na korytarzu znalazły się dwie dziewczynki o blond włosach. Nie zwracając na mnie uwagi rzuciły się na Louisa. Nie wyglądały na więcej niż 7 lat.
-Starczy, bo mnie udusicie. - Powiedział z lekkim trudem. Wziął jedną na ręce. Wyglądali uroczo. Widziałem podobieństwo tej trójki.
-Phoebe, Daisy to jest Harry. - Wskazał na mnie. Dopiero wtedy dziewczynki zauważyły moją obecność. Widziałem zmianę w mimice ich twarzy. Były ciekawe kim jestem.
-Cześć. - Powiedziałem niepewnie.
-Louis puść mnie! -dziewczynka zaczęła wierzgać nogami. Chłopak postawił ją na ziemi.
-Harry! - Krzyknęły jednocześnie i przytuliły się do mnie. Stanąłem jak wryty. Nie spodziewałem się takiej reakcji z ich strony. Spojrzałem wystraszony na Lousia. On był równie zdziwiony jak ja.
-Louis mówił nam o tobie. - Powiedziała jedna.
-Pobawisz się z nami? Miałyśmy bawić się w dom! - Dodała druga. Nie wiedziałem co powiedzieć. Na szczęście Louis mnie uratował.
-Może innym razem Harry się z wami pobawi, ale dzisiaj nie da rady.
Dziewczynki jęknęły niezadowolone.
-Jest Félicité? - Zapytał bliźniaczek.
-Jestem! - Usłyszeliśmy z drugiego pokoju. Kiedy weszliśmy do pokoju zobaczyliśmy dziewczynę siedząca na kanapie i oglądającą telewizję.
-Nogi. - Skarcił ją, trzymała niego na stoliku, które niechętnie wzięła.
-Jezu, daj sobie spokój. - Powiedziała poprawiając się na kanapie. -Co to za przystojniak? - Zapytała chłopaka. Poczułem się niezręcznie. Miała może 12 lat. Nie ta liga, a poza tym dziewczyny mnie nie interesowały.
-To jest Harry. - Wskazał na mnie.
-Cześć. - Rzuciłem speszony.
-Félicité. - Podała mi dłoń, którą od razu uścisnąłem.
-Jesteście razem? - Zapytała patrząc mi w oczy. -Jak nie, to bierz się za niego, jest gejem. - Byłem wręcz przerażony jej bezpośredniością. Wypowiedziałem tę słowa tak, jakby mówiła o najnormalniejszej rzeczy na świcie.
-Louis nie jest żadnym gejem Félicité. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać. - Odwróciłem się i zobaczyłem starszą kobietę, musiała to być mama Louisa.
Szkoda tylko, że nie wiedziała, że dziewczyna miała rację.
-Dzień Dobry. - Przywitałem się.
-Oo kogo my tu mamy. - Ucieszyła się. -Dzień Dobry, jestem mamą Louisa. - Chciałem podać kobiecie dłoń, ale zamiast tego przytuliła mnie do siebie. Zauważyłem, że jego rodzina lubiła okazywać sobie uczucia.
-Zostaniesz na obiedzie? Robię lasagne. - Powiedziała zadowolona. -Starczy dla wszystkich.
-Myślę, że tak proszę pani.
-Oj nie mów tak do mnie, bo czuję się staro. Mów mi Jay. - Puściła mi oczko.
-Mamo, nie strasz go bo więcej do nas nie przyjdzie. - Powiedział Lou z politowaniem. - Za ile będzie gotowa?
-Nie przesadzaj Williamie. - Pokazała mu język. - Za jakieś pół godziny powinna być gotowa. - Williamie?
-To świetnie, będziemy u mnie. - Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę swojego pokoju. Wszystko wyglądało tak jak poprzednio. No z wyjątkiem, tego, że teraz ten dom tętnił życiem.
Chłopak wręcz wepchnął mnie do pokoju, od razu zamykając drzwi. Przycisnął mnie do nich i agresywnie pocałował.
-A to za co? - Zapytałem, kiedy się ode mnie odsunął.
-Polubili cię, a ty tak bardzo panikowałeś. - Uśmiechnął się uradowany. -Było aż tak źle?
-Twoja rodzina lubi okazywać uczucia.
-To fakt, mogłem cię ostrzec. - Zaśmiał się krótko.
-Poza tym Félicité jest mądra. Ile ma lat? Z dwanaście? - Zapytałem. Jako jedyna domyślała się, że Louis jest gejem.
-Tak, ma dwanaście, a czasami mam wrażenie, że jest starsza ode mnie. Poza tym kazała mi się za ciebie brać. Więc może bierzmy się do roboty. - Poruszał sugestywnie brwiami. Debil. Nie miałem zamiaru nic z nim robić, kiedy na dole była jego prawie cała rodzina.
-Nawet sobie o tym nie myśl. - Prychnąłem.
-A może jednak? - Ponownie wpił się w moje usta, a adrenalina zaczęła powoli rozchodzić się w moich żyłach.
~~~
11.03.18r.
2325 słów
🎨Do następnego🎨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top