Rozdział 23

Następnego dnia po sytuacji na basenie, wróciliśmy do Londynu. Ten wyjazd był pełen wrażeń. Louis dowiedział się i zaakceptował moje blizny. Bella i Nialla, wrócili z niego jako para, a Anne pierwszy raz od poznania prawdy, dała znak życia.

Kiedy wróciłem do domu, poczułem się przytłoczony tym wszystkim. Przez ten cały czas byłem z kimś, a wtedy poczułem się naprawdę samotny. Louis nie mógł być ze mną cały czas, miał też swoją rodzinę.

Niestety, ale po tym co dobre, zawsze musi nastąpić to co złe, a dokładniej to szkoła. Nowy rok spędziłem z Niallem i Louisem, dziewczyny natomiast wybrały się razem na imprezę do kogoś. Chciałem go spędzić tylko z Louisem, ale Niall krótko mówiąc wprosił się do nas. Jako chłopak Belli, raczej nie wypadało mieć z nim złych stosunków. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ta dwójka była razem. Z jednej strony wydawało mi się to nielogiczne, a z drugiej pasowali do siebie.

Stałem przy sztaludze, rysując martwą naturę. Nie miałem kompletnie ochoty czegokolwiek robić. Czułem się przygnębiony i smutny. Miałem złe przeczucia co do tego dnia. Nie wiedziałem o co chodziło, ale czułem że zrobiłem błąd wstając rano.

-Możecie się już zbierać, za 5 minut będzie dzwonek. - Payne stał przy biurku i przeglądał jakieś papiery.

Nawet on wyglądał na zmęczonego.

Z chęcią schowałem swoje rzeczy, a prace to szuflady. Miałem wrażenie, że odkąd byłem w plastyku, rysownia było czasem dla mnie karą. W tamtym momencie tak się czułem.

Widziałem jak Cheryl ślini się do Liama, ale nie widziałem tego samego z jego strony. Wydawał się wręcz obojętny na nią. Zacząłem się bać, że może ją skrzywdzić. Jeśliby to zrobił, udusiłbym go i nie wybaczyłbym sobie, że nic nie zrobiłem.

Nie rozumiałem jak inni tego nie widzą, nawet jej przyjaciele. Ludzie nie są głupi, lecz ślepi. Czasami jeżeli im się czegoś nie pokaże to sami na to nie wpadną. To przykre.

Kiedy odstawiłem sztalugę na miejsce zadzwonił dzwonek. Mogłem nareszcie pójść do domu i zakopać się w łóżku. Wychodziłem jako ostatni i na moje nieszczęście usłyszałem jak Payne rozmawia z kimś przez telefon.

-Tak, już niedługo... spokojnie Zayn bądź cierpliwy bo inaczej będą kłopoty - ich rozmowa wydała mi się dosyć podejrzana, ale nie zdziwiło mnie to jakoś bardzo. Na ogół uznawałem ich za dziwnych ludzi. -Zayn - powiedział ostro -ja mówię poważnie, nie chcę cię odwiedzać w więzieniu...

-Idziesz? - Louis stanął obok mnie, myślałem że zejdę na zawał.

-Tak, przestraszyłeś mnie.

Chłopak złożył szybkiego buziaka na moich ustach, kiedy zobaczył że nikt nie patrzy i zaczął prowadzić w stronę szafek. O ile Payne i Malik byli dziwni, wtedy zacząłem się bać, co oni kombinują.

Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, w którym były szafki, praktycznie od razu po wcześniejszym rozejrzeniu, zostałem przygwożdżony do jednej z nich.

Jego usta były tak dobre, ale nie mogłem się na nich skupić, bo bałem się, że zaraz ktoś może tam wejść i przyłapie nas. To była ostatnia rzecz jakiej mi brakowało.

-Louis - wysapałem pomiędzy pocałunkami -ktoś może tu wejść.

-No i? - sapnął kiedy otarł o siebie nasze krocza. Kurwa. Był napalony, a ja nie miałem najmniejszej ochoty na takie czułości.

Kiedy znowu to zrobił, poczułem jak zaczynam twardnieć, a tego nie chciałem. Lekko go odepchnąłem i przestałem całować, ale nadal pozostawał blisko.

-Co jest Harry? - wydał się zdziwiony moim zachowaniem, ale nie przyjąłem się tym.

-Nie mam ochoty na to, a poza tym ktoś może tu wejść. - chłopak przewrócił oczami i zbliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się klatkami, a nasze oddechy mieszały się. Nadal czułem się spięty.

-Przecież jeszcze nikt nas nie przyłapał... no dobra raz. - zmieszał się, a mi przed oczami stanęła Anne. Na samą myśl wzdrygnąłem się.

-Widzisz? Lepiej nie zaczynaj, starczy mi wrażeń na jakiś czas, a poza tym Anne niedługo wraca i boję się jak to będzie.

On jedynie się uśmiechnął i znowu dał mi szybkiego buziaka. Poczułem się trochę zignorowany, ale mniejsza z tym.

-Jestem pewnie, że Anne była w szoku i już jej przeszło. Jesteś jej jedynym synem i powinna cię zrozumieć.

-Nie wiesz tego i nie widziałeś z jaką nienawiścią ze mną rozmawiała. - szepnąłem. Nie chciałem przeżywać tego jeszcze raz po jej przyjeździe, jestem pewien, że nie dałbym rady psychicznie.

-Harry - westchnął -a ty jakbyś zareagował jakby twoje dziecko okazało się innej orientacji, niż hetero? Była w szoku, tyle. Kocha cię, dlatego też zrozumie to i będzie jak dawniej.

Nie wytrzymałem na te słowa, nic nie było jak dawniej. Kłamał. Wyrwałem się z jego uścisku i stanąłem kilka kroków przed nim. Widziałem w jakim szoku był, nie wiedział o co mi chodziło.

-Nic nie rozumiesz, już nic nie będzie jak dawniej. - czułem jak łzy napływają mi do oczu, a ciało się trzęsie - Na pewno nie zareagowałbym jak ona. Boję się Lou, kurewsko się boję jak to będzie.

Miałem już wszystko gdzieś, już nie powstrzymywałem łez. Pierwsze krople swobodnie spływały po moich policzkach. Louis do mnie podszedł i wziął w ramiona.

-Będzie dobrze księżniczko - pocałował moje czoło - nie wiem czy teraz, ale kiedyś będzie. Nie możesz być złej myśli, bo to nic ci nie da. Jestem przy tobie, pomogę ci przez to wszystko przejść. Może i brzmi to tandetnie to wiedz, że tak będzie.

Uśmiechnąłem się na jego słowa. Nie wiem czemu, ale jego słowa chociaż trochę mnie uspokoiły. W końcu był Louisem, moim chłopakiem, który wiedział co powiedzieć mi w takich sytuacjach. Objął mnie mocniej, a ja poczułem się bezpieczniej w ramionach tego skrzata.

-Dziękuję - wyszeptałem, kiedy się od niego trochę odsunąłem. Uśmiechnął się i spojrzał nas mnie swoim opiekuńczym wzrokiem. Pomimo, że to ja byłem wyższy, większy i o kilka miesięcy starszy to czułem jakby to on się mną opiekował, a nie ja nim.

-Od tego jestem.

Złączyłem nasze usta w czułym i dość namiętnym pocałunku.

-Co jest kurwa!? - usłyszeliśmy krzyk z końca pomieszczenia. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Stała tam wściekła i zdezorientowana Gigi. Spojrzałem na Louisa, jego mina mówiła wszystko. Byliśmy w dupie.

-Co wy odpierdalacie?! - dziewczyna szła w naszym kierunku, a ja byłem sparaliżowany. Bałem się tego co zaraz zrobi, bo znałem jej podejście do homoseksualistów. Mianowicie to najchętniej by wszystkich spaliła na stosie. Niby uroda dziecka, ale charakter szatana. Ona już wie...

-To nie tak...

-Jak to kurwa nie tak?! Przecież mam oczy! - stanęła naprzeciwko nam i zaczęła pchać mnie na szafki. Byłem przerażony, pierwszy raz widziałem ją w takiej furii. Z każdą chwilą krzyczała coraz głośniej. -Jesteście pierdolonymi pedałami, takich jak wy należy zabić, nic więcej!

Złapałem ją za ręce, tak że nie mogła mnie już dalej popychać. Louis stanął za nią trzymał ją, żeby się nie wyrywała.

-Gigi, opanuj się! - krzyknął Louis -to że się kochamy, nie oznacza, że trzeba nas zabić!

Dziewczyna zaczęła się szaleńczo śmiać. To nie było nic przyjemnego. Kiedy skończyła splunęła na moją twarz. Czułem się kurewsko źle a w dodatku poniżony.

-Trzeba! Jesteście pojebani! I puście mnie pedały pierdolone, albo sama was zajebie! - zaczęła się coraz bardziej szarpać, do czasu, kiedy Lou jej nie puścił, a potem nie zrobiłem tego co on.

Kiedy się oswobodziła zaczęła pocierać miejsca w których ją dotykaliśmy. Znowu poczułem się jak podczas rozmowy z Anne. Jak totalne gówno i śmieć.

-Gigi, przecież to nadal my. - powiedziałem cicho - Ja i Lou, my się tylko kochamy.

-Lepiej się zamknij cioto - powiedziała z jadem w głosie -Jezu, jak ty mogłeś mnie dotykać, czy nawet spędzać ze mną czas. Czuję się brudna!

Każe pieprzone słowo bolało coraz bardziej. Znałem tę osobę od ponad czterech miesięcy i wyszło na to, że nie znałem jej wcale. Nie wiedziałem, że może tak kiedyś być. Ba! Myślałem, że jest moją przyjaciółką, a wtedy wyzywała mnie od najgorszych.

Jak widać nie zawsze można znać osobę z którą przebywa się każdą chwilę.

-Nie bądź suką Gigi! Kurwa, znamy się od tylu miesięcy i tylko to, że jestem gejem ma sprawić, że mnie znienawidzisz? - wiedziałem smutek w jego oczach. Wiedziałem, co czuł w tamtym momencie. Tak jak on nie rozumiałem jej zachowania i powodu nienawiści gejów.

Na te słowa prychnęła i uśmiechnęła się złowieszczo.

-Niea żebyś wiedział. Nie macie już życia w tej szkole i ja się o to postaram. - nie krzyczała już, a mówiła to z powagą. W tamtym momencie zacząłem się bać o moją przyszłość.

-Chyba się nie słyszysz. - prychnął. Ona jedynie spojrzała się na niego, a raczej na nas z pogardą i wyszła z pomieszczenia. -Nie bądź śmieszna. Gigi! - Jej już nie było.

Nie wiedzieć kiedy, zsunąłem się po szafkach na podłogę. Mój świat po raz kolejny się załamał, straciłem kolejną osobę z mojego najbliższego otoczenia, a jak na to wskazywało to nie był koniec.

-Harry chodź, zabiorę cię do domu. - kucnął na przeciwko mnie i gładził po kolanie. -Nie rozumiem jak można być takim człowiekiem jak ona.

Miałem dosyć tej sytuacji, tego ukrywania się. Wszystko się rozpadało po kawałku, bałem się, że jeżeli wykonam jakiś krok to znowu się coś posypie.

-Lou - szepnąłem - straciliśmy ją. - głos mi się załamywał, chociaż tego nie chciałem.

-Wiem, Harry wiem. - przyznał smutny - chodźmy już.

Nie protestowałem, pomimo tego, że nogi miałem jak z waty, a wszystko docierało do mnie jakby z opóźnieniem. Nie wiem jakim cudem Louis zaprowadził mnie do domu. Czułem jak wiruje świat, a powietrze uderza każdą część mnie. To było wręcz nierealne. Starałem się mu nie utrudniać prowadzenia mnie, ale nie wiem jak mi to wyszło.

-Trzymaj. - podał mi szklankę wody, kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju. Z trudem wziąłem ją i napiłem się trochę, następnie oddając mu w połowię puste naczynie.

To nic nie pomogło.

-To nie ma sensu. - szepnąłem - Zawsze będziemy mieć pod górkę, zawsze będziemy mieć gorzej niż inni. Zawsze, a to wszystko dlatego, że wolę chłopców. Chyba wolę umrzeć, niż czuć się jak takie gówno jak tera.

-Nie mów tak, nie zostawisz mnie.

-A może ty mnie też nie znasz, tak samo jak nie znaliśmy Gigi? - uśmiechnąłem się do niego smutno, a on spiął się. Chyba nie myślał tak o tym. -Może jak pójdziesz zrobię sobie coś, a ty i tak tego nie zauważysz.

-Harry - powiedział ostro -obiecałeś, że nie będziesz sobie robił krzywdy.

-No i? Gigi nazywała mnie przyjacielem, a teraz się mną brzydzi. - głos mi się załamał, a serce zaczęło szybciej bić.

-Harry! Mi też jest ciężko, ja też straciłem przyjaciółkę jakbyś nie wiedział. Więc proszę, nie mów nic o tym, że sobie coś zrobisz, bo to wszystko staje się jeszcze trudniejsze.

Miał rację, zachowywałem się jak pieprzona księżniczka, która myśli tylko o sobie. Jak zwykle moje potrzeby i ogólnie ja byłem na pierwszym miejscu, a on martwił się jedynie o mnie. Ciągle tylko ja, a on w tyle. Potrzebowałem sporo czasu, żeby sobie to uświadomić. Zrobiło mi się głupio.

-Przepraszam. - spuściłem głowę i miałem ochotę zniknąć.

-Nic się nie stało kochanie. Może dobrze ci zrobi drzemka.

-Nie usnę bez ciebie.

-Ja nigdzie nie idę. - usiadł obok mnie -Do czasu kiedy będziesz chciał mieć mnie przy sobie ja zawszę będę.

Czułem jak rośnie mi wielka gula w gardle. To był ten Lou, ten opiekuńczy i kochany Lou którego tak bardzo kochałem.

Rozebrałem się z niewygodnych ubrań i w pół nagi wszedłem pod kołdrę, a ze mną Lou. Przytuliłem się do jego torsu, a on delikatnie gładził moje włosy. Pomimo tego, że nie byłem zmęczony szybko zasnąłem.

~~~

Kiedy się obudziłem Louisa nie było obok mnie. Myślałem, że może poszedł do łazienki czy gdzieś, ale znalazłem karteczkę, która napisał. Zdziwiłem się, bo zazwyczaj czekał aż się obudzę czy sam mnie budził i dopiero wtedy wychodził. Coś tu nie pasowało, nie było też jego rzeczy. To było dziwne i nie podobne do niego.

Kiedy ją przeczytałem cały się spiąłem.

"Anne wróciła, jest na dole. Żeby jej nie denerwować, wyszedłem oknem. Nie bądź na mnie zły przez to i powodzenia z Anne. Będzie dobrze, napisz jak skończycie gadać"

Miałem przesrane.

Dopiero wtedy usłyszałem jak ktoś krząta się na dole. Znowu zacząłem się denerwować, jak na jeden dzień miałem już chyba za dużo wrażeń.

~~~

21.05.18r.

1998 słów

Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania, nie wiem ile będzie jeszcze rozdział, ale chcę go zakończyć do wakacji, a przynajmniej do początku lipca.

🎨Do następnego🎨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top