Rozdział 14

Kiedy człowiek się zakocha, zakłada różowe okulary, przez które świat widzi inaczej. Tak, to prawda, sam tego doświadczyłem. Nie powiem, że to było źle dla mnie, raczej dla osób które mnie otaczały. Widziały, że się zmieniłem, że jestem bardziej szczęśliwy. Może im to przeszkadzało? Sam nie wiem.

Wychodziłem z domu. Zamknąłem drzwi, miałem biec na przystanek, ale poczułem jak uderzam w coś z dużym impetem. Upadłem na ganek. Kiedy się otrząsnąłem, zobaczyłem, że to Anne. Zdziwiłem się, miała przyjechać dopiero w piątek wieczorem. Był wtorek.

-Uważaj, Harry. - Bąknęła, kiedy wstała. Ubrudziła sobie spodnie. Widać były na nich ślady po błocie. -Gdzie ci się tak śpieszy?

-Na autobus, ale już chyba odjechał. - Może to i lepiej? -Tak w ogóle to dlaczego dzisiaj przyjechałaś? Miało cię nie być do piątku. - Nie chciałem zabrzmieć jak gbur, ale chyba mi nie wyszło.

-Chodź, zawiozę cię, zostawię tę rzeczy i ci wszystko powiem. - Powiedziała bez entuzjazmu. Wskazała na walizkę i jakieś papiery.

-Czekam w samochodzie. - Normalnie bym jej pomógł, ale nie w tamtym momencie, miałem tragiczny humor.

Kiedy wsiadłem do samochodu miałem ochotę uciec. Zastanawiałem się, dlaczego w ogóle wyszedłem z tego przeklętego łóżka. Louis u mnie nie nocował, nawet nie miałem ochoty na cokolwiek.

Nienawidziłem listopada. Wszędzie spadające liście, co chwila deszcz. Przez cały okres jesienny byłem niczym kobieta w trakcie okresu. Potrafiłem płakać bez powodu, ale to się raczej zdarzało dość rzadko. Zazwyczaj miałem powód. Źle się czułem bez Louisa u boku. Kiedy był przy mnie, czułem się znacznie lepiej.

Z rozmyślań wybiła mnie Anne, która wsiadła do samochodu. Nie wyglądała na zadowoloną, też musiało ją coś trapić.

Bez słowa odpaliła samochód, zaczęliśmy jechać w stronę szkoły. Pogoda za oknem była adekwatna do mojego nastroju - była do dupy. Niebo wyglądało jakby miało się zaraz rozpłakać. Było strasznie szaro, a dzień dopiero się rozpoczynał.

Rozpiąłem lekko kurtkę i rozluźniłem szalik, było tam dosyć ciepło.

-Powiesz mi dlaczego dzisiaj przyjechałaś? - Przerwałem tą krępującą ciszę.

-Harry. -Zaczęła niepewnie. -Możliwe, że stracę pracę.

-Co?! - Wyrwało mi się, byłem w szoku. Nie mogła stracić pracy, za co byśmy się utrzymali? Miałem prawie siedemnaście lat, nikt by mnie nie zatrudnił.

-W firmie są cięcia finansowe, w zależności od tego jak zrobię następny projekt, zadecydują czy zostaję. - Powiedziała smutno. Czemu się martwiła? Przecież była w tym świetna.

-Przecież dajesz sobie, z tym radę, nie ma się czym martwić. - Westchnąłem. Wiedziałem, co mówiłem, nieraz mi mówiła jak jej klienci byli zadowoleni z jej projektów. Była dobra w tym co robiła.

-Będę musiała wyjechać, aby go zrobić. - To nie brzmiało dobrze. - Na trzy tygodnie do Nowego Jorku. - Dodała po chwili. Nie patrzyła na mnie przez cały czas trwania naszej rozmowy. Wiedziała co myślałem na temat jej wyjazdów. Zazwyczaj trwały one maksymalne tydzień, nigdy nie wyjeżdżała na tak długo.

-Kiedy? - Tylko to zdołałem wydusić.

-W poniedziałek rano. - Spojrzała na mnie. Jej mina automatycznie spoważniała. -Harry, co to jest.

-Co? - Nie wiedziałem o co jej chodziło. Nie wyglądała na zadowoloną.

-Na twojej szyi. Co to? - Kurwa, nie dobrze.

Dlaczego akurat Louis musiał mi zrobić malinkę w tak widocznym miejscu.

-Nic. - Odpowiedziałem trochę za szybko, automatycznie próbując zasłonić znamię.

-Jak to nie, przecież widzę, że to malinka. Od kiedy się z kimś spotykasz? - Powiedziała zdziwiona. - No i kiedy ją poznam. - Problem polegał na tym, że to był on, nie ona. Gdyby nie ten fakt, już dawno powiedziałbym o Louisie.

-Nie poznasz jej. - Powiedziałem dosadnie. Nigdy nie pozna żadnej "jej", jeszcze nie wiedziała, że wolę chłopaków.

-Jak to nie, dlaczego? Harry, co się dzieję w domu kiedy mnie nie ma? - Jej policzki były już prawie całkowicie czerwone. Chyba pierwszy raz w życiu ucieszyłem się na widok szkoły.

-Nie poznasz jej bo tak, proszę nie drąż tematu. A poza tym w domu nic się nie dzieje jak ciebie nie ma. Jakbyś była, to byś wszystko wiedziała. - Uśmiechnąłem się sztucznie. - Dzięki za podwózkę. - Szybko wyszedłem z samochodu, udając się na teren szkoły.

Czułem jak się cały trząsłem. To była pierwsza tak poważna kłótnia. Nie powinienem tak mówić, to nie była jej wina, że jej nie było. Zarabiała na nas, ale czasami brakowało mi matki. Gdyby częściej była w domu już dawno bym powiedział o swojej orientacji. Nie byłoby żadnego problemu. Nie byłoby tej rozmowy.

Udałem się do swojej szafki. Zostawiłem kurtkę, zmieniłem buty, wziąłem odpowiednie książki na ten dzień.

Nadal czułem się jak gówno. Poszedłem do łazienki, przemyłem twarz. Nic to nie dało. Usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi.

Niall.

Nie powiedziałbym, że się zaprzyjaźniliśmy od imprezy u dziewczyn. Nasze stosunki były w miarę normalne. Kilka razy poszliśmy z nim i Lousiem na piwo. Kończyło się tak, że robiłem ze niańkę, któregoś z nich.

-Siema Harry. - Powiedział przyjaźnie. Dopiero jak zobaczył moją minę, lekko się zmieszał. -O stary, wyglądasz jak gówno. - Miło.

-Dzięki. - Mruknąłem. Wziąłem papier i wytarłem sobie twarz.

-Co Ci? - Oparł się o zlew. Jeszcze jego brakowało.

-Nic, daj mi spokój. - Warknąłem.

-Dobra, jak tam chcesz księżniczko. - Chyba go wkurzyłem, ale nie interesowało mnie to w tamtym momencie. -Chciałem być miły, ale chyba nie warto.

Nie miałem ochoty na takie rozmowy, wyrzuciłem papier i bez słowa wyszedłem z łazienki.

Poszedłem do szatni, mieliśmy mieć pierwszy WF. Dziewczyny siedziały w swojej szatni, już na korytarzu słychać było ich śmiech.

Kiedy wszedłem do szatni, zobaczyłem Louisa. Stał w samych spodenkach. Kiedy zamknąłem drzwi, odwrócił się w moją stronę. Wyglądał naprawdę gorąco. Na jego szyi, klatce widać było oznaczenia, które zrobiłem mu zeszłego wieczora. Byłem ciekawy, czy jego mama lub siostry pytały się o nie.

Pomimo tego, że nie miałem humoru, automatycznie uśmiechnąłem się widząc go. Był taki gorący bez koszulki. Gdyby nie to, że mieliśmy mieć wychowanie fizyczne to przeleciałbym go. Stop, nie powinienem tak myśleć.

-Co się stało? - Zmarszczył brwi, podchodząc do mnie.

-Ciężki poranek. - Bąknąłem. Miał takie piękne oczy. Martwił się.

Złożyłem szybkiego całusa na jego ustach, odsunąłem się i położyłem plecak na ławce. Nie chciałem go męczyć, swoimi problemami. Miał wystarczająco swoich.

-Powiesz coś więcej? -Drążył. Wyjąłem strój i usiadłem z westchnieniem. Stanął przede mną. Wiedziałem, że nie ma sensu niczego ukrywać. Prędzej czy później, sam bym mu o wszystkim powiedział.

-Anne wróciła i zobaczyła malinki. - Wyglądał na zdziwionego.

-Nie miała czasem wrócić w piątek? Jak zareagowała?

Uśmiechnąłem się smutno.

-Chcę "ją" poznać. - Przyłożyłem nacisk na słowo "ją". Spojrzałem mu w oczy. Widziałem jak lekko drgnął na te słowa. Był Louis, nikt więcej.

Usiadł obok mnie.

-No to się zdziwi. - Poklepał mnie po kolanie. -Będziemy musieli jej o nas powiedzieć. - Serce zabiło mi szybciej.
Wiedziałem, że ta chwila kiedyś nastąpi, ale nie wiedziałem, że tak szybko. -Może wpadnę dzisiaj i pogadamy?

-Nie, nie, nie. - Czułem jak ręce zaczynają mi się trząść. To nie był dobry moment, ale czy kiedykolwiek był by taki? Wątpię. -Lou, proszę nie dzisiaj. -Spojrzałem na niego z paniką. N-nie mam ochoty dzisiaj z nią gadać, a co dopiero mówić jej o nas.

Spojrzał na mnie z politowaniem. Przyciągnął do siebie i mocno przytulił, tak jakby chciał, abym wszystkie swoje lęki przelał na niego.

-Dobrze Harry, nie dzisiaj.

~~~

-Gdybyś tam był, wiedziałbyś co ona tam z nim robiła! - krzyczała Gigi. Mówiła to z takim przejęciem, że aż byłem w szoku. Siedzieliśmy u Louisa w pokoju. Nie mogłem pójść prosto do domu. Może inaczej. Nie chciałem tam iść.

-Nie moja wina, że nie chciałem iść na tę imprezę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. - Lou wyglądał na znudzonego tą rozmową. Od kilku minut rozmawiał z Gigi na temat ostatniej szkolnej imprezy na której nas nie było. Siedzieliśmy wtedy u mnie i oglądaliśmy jakiś film. Jak mam być szczery, to nic nas nie ominęło.

-Ale ona prawie uprawiała z nim seks na tym stole! Przy wszystkich w dodatku.

Miałem już dosyć tej rozmowy.

-Dobra, Gigi nieważne. Chodźmy już, chłopaki mają robić projekt, a my się im wepchałyśmy. - Bella wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Jedna mądra. Nie to, że mi przeszkadzały, ale chciałem już mieć za sobą ten temat z Louisem.

-Bella ma rację. - Potwierdziła Cheryl. - Wy też mieliście robić swój. Nie wiem jak wy, ale ja z Nathanem już go zrobiliśmy. - Powiedziała zadowolona.

-Bells, kocham cię bardzo, proszę zrób go sama. - Zrobiła maślane oczy do dziewczyny. -Wiesz jak nie lubię tych wszystkich homoseksualistów. - Powiedziała to z takim jadem. Kroiło się moje serce, kiedy to słyszałem, ale wiedziałem, że kiedyś im o tym powiemy. Chciałem być z nimi szczery.

-Nie ma tak łatwo, Jelena. -Uśmiechnęła się sztucznie. -Robimy go razem. A teraz bierz swoje rzeczy i idziemy.

Dziewczyny jeszcze chwilę posiedziały, a po tym jak się pożegnaliśmy, wyszły.

-To co robimy. - Poruszył sugestywnie brwiami, kiedy znowu znaleźliśmy się w jego pokoju.

-Nie licz na nic, mamy zrobić projekt. - Powiedziałem siadając na łóżku. Zrobił minę szczeniaczka. Seksownego szczeniaczka, ale mnie to już nie ruszało.

-Więc od czego zaczynamy? - Usiadł zrezygnowany obok mnie. Wyglądał uroczo. Nie chciałem tego robić za cholerę, ale jak trzeba to trzeba. Dla niego to był po prostu temat o samookaleczeniach, a dla mnie dosyć krępujący i wstydliwy temat. Jedni wstydzą się krzywych nóg, dużego brzucha czy innych rzeczy. Ja wstydziłem się swoich blizn.

-Może od włączenia laptopa?

-No racja. - Niechętnie wstał i wziął urządzenie. Czułem jak zaczynałem się denerwować. Najbardziej na świecie nie lubiłem tego tematu. To była moja rzecz. Wstyd był jego dodatkiem. Lou mnie zmienił, dzięki niemu robiłem to już znacznie rzadziej.

Ale blizny zostają. Głębokie, paskudne blizny. O ile uczucie nacinanej skóry dawał mi poczucie spełnienia, radości. Widok blizn wzbudzał we mnie obrzydzenie.

Moje ręce pokryte bliznami są okropne. Będę je takie miał do końca, muszę się z tym pogodzić.

-Samookaleczenie. - Wpisał w wyszukiwarkę. Kliknął w pierwszy lepszy artykuł i zaczął czytać.

-Samookaleczenie się to choroba, polegająca na umyślnym uszkadzaniu własnego ciała poprzez np. dokonywanie ran ciętych na przedramieniu, dłoniach czy innych częściach ciała. Tego typu zachowania i reakcje świadczą o zaburzeniu psychicznym pacjenta. Oczywiście mogą mieć charakter jednorazowy bądź nawracający. Stanowią w wielu przypadkach zagrożenie dla zdrowia a nawet życia osoby chorej. W przypadku wielu pacjentów jest to jednak jedyna metoda na poprawienie swojego samopoczucia i zmniejszenie odczuwanego przez nich lęku, strachu, zagubienia, niepewności czy braku zrozumienia ze strony bliskich oraz rówieśników...

-Jezu, jak można sobie coś takiego robić. Przecież to nie ma sensu. - Moje serce pękło na pół, kiedy to powiedział. Każda cząstka mnie, miała nadzieję, że zrozumie, ale w tamtym momencie straciłem w to wiarę.

Musiał wiedzieć. Nie wiedziałem, czy to zaakceptuje, ale wiedziałem, że muszę mu o tym powiedzieć.

-...Zarówno dla osoby, która chce zerwać z aktami autoagresji, jak i dla osoby, która nie chce porzucić tego nałogu, ważne jest, aby zechciała ona z kimś na ten temat porozmawiać. Fakt samookaleczenia jest zwykle ukrywany jak hańbiąca tajemnica, choć podświadomie oczekuje się, że ktoś zauważy i zainteresuje się uszkodzeniami.

Nawet nie wiedział, jak bardzo te słowa były prawdziwe. Ile razy chciałem, żeby ktoś zapytał się mnie dlaczego to robiłem. Ile razy o tym myślałam, ile razy przez to płakałem. Wstydziłem się tego, i właśnie to było silniejsze niż inne moje myśli.

-...Niestety częstą reakcją na informację o samookaleczeniu się bliskiej osoby jest złość, krytyka, oskarżanie i szantaż emocjonalny.

Bałem się tego jak cholera. Bałem się tego momentu, kiedy ktoś się o tym dowie. Bałem się niezrozumienia i krzyku. Bałem się, że jeżeli ktoś się o tym dowie, znienawidzi mnie i nie będzie chciał mnie znać. Kiedy wyobrażałem sobie ten moment, widziałem złość na twarzach moich bliskich. Złość, kiedy na mnie krzyczeli jak bardzo słaby i głupi jestem. Nie chciałem tego, ale widziałem, że ten czas kiedyś nadejdzie.

-Harry, wszystko dobrze? - Louis poprawił się na łóżku. -Czemu płaczesz?

Dopiero wtedy zauważyłem jak łzy spływały po moich policzkach. Nie mogłem dłużej o tym myśleć. To za bardzo bolało. Wszystkie moje obawy w jednym momencie scaliły się w całość.

Nie mogąc już dłużej wytrzymać wybuchnąłem płaczem. Nie potrafiłem tego dłużej trzymać w sobie.

Louis od razu wziął mnie w swoje ramiona. Delikatnie gładził po plecach. Kochałem go i przez dłuższy czas, a nawet od początku go okłamywałem. Powinienem być z nim szczery, ale nie potrafiłem. Nikt nie wiedział o mojej "małej" tajemnicy. Nikt, nawet najbliżsi.

-Harry, co jest? - Szepnął. Nie mogłem mu tego powiedzieć. Nie w tamtym momencie. Nie zrozumiałby. -Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. To przecież tylko ja.

On nie był tylko nim, był moim Louisem.

-Nic. - Bez wahania skłamałem. -Jest mi przykro, że ktoś może to sobie robić. -Wyszlochałem. Poczułem jak się uśmiecha.

-Mój mały Harry się rozkleił. - Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Jego twarz miała w sobie tyle troski, że aż byłem w szoku.

Gdyby tylko wiedział, że to nie prawda. Gdyby tylko, zaczął bardziej drążyć, bez większego trudu powiedziałbym mu o tym.

Nie drążył.

Nie pytał.

Nie powiedziałem, nie miałem odwagi.

Zacząłem jeszcze bardziej płakać. On znowu wziął mnie w swoje ramiona. Słyszałem jak biło jego serce. Czułem jego ciepło.

Kochać kogoś i bać się jego reakcji na coś. Cholernie bolało. Tajemnice niszczą, bardzo.

-Zróbmy to i miejmy już z głowy. - Usiadłem obok niego. Trochę zmoczyłem jego bluzę. Na klatce, widać było mokre ślady.

-Nawet na to nie licz. - Prychnął. -Sam to zrobię, widzę, że ten temat jest za ciężki dla ciebie.

Chciałem zaprotestować, ale schylił się i mnie pocałował. Był to krótki pocałunek, ale pełen czułości.

Nie mogłem nic powiedzieć, bo gdybym to zrobił, znowu bym się rozpłakał.

To było bardzo kochane z jego strony.

Nie zostało mi nic innego jak patrzeć się jak szuka informacji w internecie. Nawet nie wiedział, jak uroczo wyglądał, kiedy się nad czymś zastanawiał. Lekko marszczył nosek i patrzył się w jeden punkt.

Mógłbym tak patrzeć na niego godzinami. Był to cudowny widok.

Tylko mój.

Louis od razu wziął się do pracy. Co chwila coś notował, czytał i patrzył co i jak. Bardzo chciałem mu w czymś pomóc, ale nie miałem siły. Byłem zmęczony fizycznie, jak i nie psychicznie. Ten dzień był stanowczo za długi.

Po pewnym czasie, zasnąłem.

Kiedy się obudziłem było ciemno w pokoju. Dopiero po chwili zrozumiałem, że nadal byłem u Louisa. Zszedłem cicho z łóżka, ale Lou się obudził.

-Co ty robisz? - Miał cudowną chrypkę, był ledwo co przytomny.

-Jest już późno, muszę iść do domu. - Wyszeptałem. -Która jest godzina?

-Chodź do łóżka, napisałem do Anne z twojego telefonu, że śpisz u mnie. Zgodziła się.

-Serio? - Może to i lepiej, że nie musiałem do niej wracać. Nadal nie miałem ochoty na rozmowę z nią.

-Nie okłamałbym cię. - Prychnął. - No chodź, jest 00:17. Chcę spać. -Jęknął.

-A co z Jay? Wie, że jestem u ciebie?

-Tak, wie. Jak zaraz nie wejdziesz do tego łóżka to śpisz na podłodze. - Burknął.

Nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować wszedłem do łóżka. Od razu przytulił mnie, a po chwili słyszałem jego lekkie chrapanie.

Tej nocy długo nie mogłem usnąć. Kiedy chciałem to zrobić, oczy same się otwierały.

Wszystko uderzyło we mnie z o wiele większą siłą, niż normalnie. Rozmowa z mamą. Tego, że nigdy nie doczeka się wnuków. Jak ogromne czeka ją rozczarowanie. Zauroczenie Belli we mnie, słowa Payna do Malika. Dzisiejszy dzień.

Wszystko.

Z każdą sekundą czułem się coraz bardziej winny całego zła na świecie. Tak jakby to wszystko było spowodowane moją osobą. Ja, kontra reszta świata.

Zacząłem płakać.

Znowu.

Czułem się strasznie ciężko. Obecność Louisa nie pomagała, a wręcz przeszkadzała. Nie chciałem, żeby się obudził i pytał co się dzieje. Nie chciałam go martwić.

Chciałem, żeby to wszystko odeszło.

I odeszło.

Niedługo po tym zasnąłem we własnych łzach.

~~~

02.04.18r.

2610 słów

🎨🎨🎨 Do następnego 🎨🎨🎨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top