Rozdział 16 "Fraternae Reconciliationis"

Ariel uśmiechnął się pod nosem, czując, że Abaddon w końcu nie wytrzymał ze swoimi emocjami. Od dawna widać było, że męczył go pierworodny grzech anioła. Zakochał się. Widać było to po jego zachowaniu,spojrzeniach, jakie rzucał w kierunku młodego chłopaka i jego upartej postawie. Zawsze z trudem przychodziło mu podjęcie decyzji.

- Myślisz, że zrobi się milszy? Mówię o Ab'ie? - spytał w pewnym momencie Quentin, opierając się głową o ramię demona. Ariel tylko uśmiechnął się pod nosem i odparł cicho:

- Myślę, że dla Francisa tak, ale wątpię, żeby zaczął lubić ludzi jako ogół. Zawsze był wredny i pewnie taki pozostanie do końca.

- Chciałbym, żeby w końcu obaj przyznali się do swoich uczuć... To napięcie wisi między nimi już zdecydowanie zbyt długo... - przyznał Lost, po czym zaśmiał się i spojrzał ukradkiem na Ariela. - Między nami też to wisiało, ale w przeciwieństwie do niego, ty jesteś szybszy.

Na to stwierdzenie Ariel zaskoczony odwrócił się do Quentina i zauważył, że ten jest naprawdę blisko niego. Widział, że chłopak jest zmęczony, ale nie mógł się powstrzymać i mruknął:

- A to źle, że jestem szybki?

Quentin zaśmiał się i delikatnie pocałował demona, pochylając się do przodu. Wtedy ten objął go ramieniem i pogładził po policzku.

- Jutro wyruszamy... Tym razem podróż będzie bardziej niebezpieczna. Ruszamy do Nieba. Mam plan. - powiedział Ariel, a gdy usłyszał pytanie o szczegóły, dodał: - Naszym zadaniem jest uwolnić Michaela, a dalej wszystko potoczy się samo.

Lost przytaknął i zastanowił się chwilę. Myślał nad tym, co czeka ich w Niebie i czy rzeczywiście będzie ciężej niż w Piekle. Na samo wspomnienie niedawno opuszczonej krainy przeszedł go dreszcz. Odruchowo spojrzał w stronę siedzącej niedaleko Giny. Otarła się o śmierć, a nawet po opuszczeniu Piekła wydawała się jakaś dziwna. Nie była zmęczona, ale też nie wykazywała takiego entuzjazmu jak wcześniej.Była wypalona, co martwiło Quentina, ale przeżyła. Chciał by szybko wróciła do zdrowia.

- Jak to się wszystko skończy... Czy ty będziesz musiał wrócić do Piekła? - spytał w końcu cicho Lost.

Ariel nie wiedział. Nie był w stanie odpowiedzieć, jak to wszystko się skończy. Wiedział tylko jedno. Będzie inaczej niż teraz.

- Na razie skupmy się na tym, żeby uratować świat... Potem pomyślimy, co dalej, dobrze?

Chłopak nie chciał odkładać tego tematu na potem, ale sam nie potrafił znaleźć dobrego rozwiązania, więc po prostu przytaknął i mocniej przylgnął do ciała demona.

- Dobrej nocy...


☽☆☾

Francis obudził się z głośnym kichnięciem. Poderwał się na równe nogi, szybko przekonując się, że jest przykryty setkami czarnych piór. Abbadon spał obok, z ręką przerzuconą przez talię blondyna. Wyglądał na spokojnego i nie obudziło go nawet kichnięcie. Po prostu spał tak spokojnie, jakby od wielu dobrych lat nie było mu tak dobrze.

- Ab? Musisz wstać... Hej... Przygniatasz mnie... - próbował go zbudzić, ale Tańczący na Zgliszczach tylko jęknął coś pod nosem i mocniej przytulił chłopaka. Francis uśmiechnął się mimowolnie. Podobało mu się, jak Abaddon na niego reagował, ale wiedział, że wkrótce pojawi się reszta, a nie chciał, by zastali ich w tak dziwnej sytuacji. - Ab... Proszę Cię, oni zaraz tutaj po nas przyjdą! Musisz wstać! Nie mogę się ruszyć, jesteś za silny!

- Nie. - odparł nagle. - Zostaję tutaj, a ty ze mną. Nigdzie nie idę, jest mi dobrze.

- Cholera jasna... Nie możemy tutaj zostać, musimy iść do Nieba... - zaprotestował Medley. Widział, że Abaddon nie wygląda na zachwyconego tym pomysłem: - Dlaczego nagle nie chcesz tam iść? Myślałem, że chcesz ratować Michaela...

Tańczący na Zgliszczach nagle podniósł się i jak obrażony, odwrócił się w innym kierunku. Nie chciał nawet patrzeć na Francisa.

- Nic nie rozumiesz... - szepnął, a wtedy blondyn pochylił się nad nim i położył mu dłoń na ramieniu.

- W takim razie mi wyjaśnij...

- Jeśli tam pójdziemy, oni się zorientują, co do Ciebie czuję... Zabiorą mi Ciebie, bo nie mogę Cię kochać...

- Nie możesz być tego pewien...

Abaddon spuścił głowę i złapał za dłoń, która wciąż leżała na jego ramieniu. Przyciągnął Francisa trochę bliżej siebie, po czym obrócił się i przytulił go mocno.

- Pójdziemy tam, ale obiecaj, że wyjdziemy razem.

- Obiecuję. - Medley nawet się nie zawahał.


☽☆☾

- Jaki jest plan? - zapytała nerwowo Karasa, patrząc na wszystkich zgromadzonych. Od kiedy Abaddon wrócił wraz z blondynem, coś jej nie pasowało. Anioł unikał jej spojrzenia.

- Wracamy do Nieba, zabieramy Michaela i targujemy się z Lucyferem. Nie ma innej opcji.

Anielica wyglądała na niezadowoloną z pomysłu demona. Wzruszyła ramionami i przerzuciła wzrok na Tańczącego na Zgliszczach, jakby szukała poparcia, ale Abaddon nie wyglądał na zbyt zainteresowanego planem.Kątem oka uciekał do dyskutującego z Quentinem Francisa.

- Nie podoba mi się wizja wpuszczania was do Nieba. - powiedziała w końcu Karasa. Wiedziała, że nawet gdyby sama się zgodziła, Gabriel nie byłby zadowolony, a ona nie mogła sobie pozwolić na jego złość.

- A podoba Ci się wizja zniewolenia przez Lucyfera? - zapytał natychmiast Ariel, a anielica założyła ręce i westchnęła ciężko. - No właśnie. Myślę, że nie mamy wyjścia. Ab, potrzebujemy twojej mocy. Wiem, że potrafisz tworzyć nowe wejścia do Nieba.

Wtedy dopiero Tańczący na Zgliszczach zorientował się, że sprawa robi się poważna. Spojrzał uważnie najpierw na Ariela, a potem na Francisa, który delikatnie skinął głową i uśmiechnął się,jakby chciał go wesprzeć.

- Gdy otworzę przejście będziemy mieli tylko kilka godzin, zanim Lucyfer zorientuje się, że wróciłem. Jeśli to ma się udać, Karasa musi nam pomóc. Idź do Gabriela i rozkaż mu, aby zorganizował zebranie. To może odciągnąć Jutrzenkę od pałacu. Gdy tylko wyjdzie z twierdzy, dasz nam sygnał, a wtedy my wejdziemy.

- Gabriel nie zgodzi się na wpuszczenie do Nieba demona i ludzi.

- Powiedz mu, że Abaddon wchodzi i nie zdradzaj szczegółów. Nie skłamiesz w ten sposób, po prostu nie powiesz wszystkiego. - wyjaśnił prędko Quentin, dołączając do dyskusji. Karasa westchnęła ciężko, ale zgodziła się i zwróciła się do Abaddona:

- Musisz stworzyć dla mnie bramę. Tak będzie szybciej.

Tańczący na Zgliszczach przytaknął i cofnął się o krok do tyłu przymykając oczy. Nim zaczął wypowiadać inkantacje, mruknął jeszcze ciche "powodzenia, Kara" i uniósł dłonie w górę. Na początku nie działo się zbyt wiele, ale od połowy ręce Abaddona zaczęły lekko drgać. Wtedy Karasa podeszła do anioła i skinęła głową do wszystkich. W momencie, gdy to zrobiła, powietrze dosłownie rozerwało ją na pół i anielica zniknęła.

Francis wstrzymał oddech, a Quentin zmrużył oczy. Nie umknęło to uwadze Ariela, który cicho parsknął śmiechem i dodał:

- Tak. Tak właśnie wygląda brama do Nieba, to was też czeka.

☽☆☾

Michael siedział na łóżku, opierając głowę o przyciągnięte pod samą klatkę piersiową kolana. Wciąż zastanawiał się nad tym, co widział we śnie Lucyfera. Zdawał sobie sprawę z tego, że Jutrzenka mógł się bać ponownego zrzucenia, ale nie rozumiał,dlaczego bał się bardziej tego, że właśnie Michael to zrobi.

Kiedy Lucyfer spadł za pierwszym razem, Michael usłyszał, że jego bliźniak dopuścił się zdrady Boga i bluźnierstwa. Dopiero po czasie zrozumiał, że Lucyfer zrobił coś jeszcze. Zapałał jakimś dziwnym uczuciem do niego. Jednak dotarło to do niego dopiero poprzedniej nocy.

Gdy tak siedział i myślał, nawet nie zauważył, gdy drzwi delikatnie się otworzyły, a do środka zajrzał Jutrzenka. Wciąż był lekko zawstydzony tym, co widział w jego głowie Michael, ale czuł, że czas przyznać się, skąd wziął się ten koszmar.

- Mogę wejść? - spytał i zwrócił tym uwagę Bożego Miecza. Archanioł aż zastygł, gdy usłyszał pytanie. Nie spodziewał się, że Jutrzenka może tak kulturalnie się zachować, bo dotąd nie interesowało go zdanie Michaela, póki wszystko szło po jego myśli.

- Tak. - pozwolił i przyglądał się jak Lucyfer podchodzi bliżej i siada na samym końcu łoża, spuszczając przy tym głowę, jakby chciał uniknąć patrzenia na Michaela.

- Chciałbym porozmawiać, ale nie wiem, od czego zacząć... - przyznał się, a archanioł uśmiechnął się i odparł: "Od początku". Wtedy Jutrzenka również uśmiechnął się słabo i zaczął: - Pamiętasz, jak pojawił się Gabryś? Bóg kazał nam zaopiekować się nim póki nie podrośnie. To było najbardziej gadatliwe anielątko... Myślałem, że szlag mnie trafi, gdy wieszał mi się na skrzydłach i śpiewał, a ty jakoś potrafiłeś go ogarnąć. Brałeś go na kolana i odpowiadałeś mu na wszystkie pytania. Kiedy pojawił się Rafael też tak było... Umiałeś poradzić sobie z każdym i każdy Cię kochał. Być może to nie było twoje zamierzenie, ale właśnie wtedy poczułem pierwszy raz zazdrość. Na początku byliśmy tylko we dwoje i miałem Cię na własność, a gdy zaczęli pojawiać się inni, to uczucie zaczęło się rozwijać i w końcu było na tyle potężne, że potrafiłem płakać z bezsilności. Zrozumiałem, że było ono spowodowane innym uczuciem. Bardziej skrytym, ale silniejszym. Zakochałem się, a Bóg zdenerwował się na mnie, bo nie miałem prawa poczuć tego samego, co ludzie. Nie wolno było nam okazywać uczuć, tylko posłuszeństwo, a ja złamałem to prawo...

Michael zamarł. Szybko odwrócił wzrok i ze stresu zaczął zaciskać palce. Nie rozumiał, dlaczego Lucyfer powiedział mu to wszystko. W jego sercu zaczęło robić się zbyt tłoczno od tych wszystkich emocji. Nie potrafił powiedzieć, co się z nim dzieje. Gdy już chciał odpowiedzieć jakoś Jutrzence, ten popatrzył na niego z bólem i również odwrócił wzrok z krótkim: "Przepraszam".Wyglądało, jakby zamierzał odejść, ale Boży Miecz nie mógł na to pozwolić. Nie teraz, gdy zaczął wszystko rozumieć. Kiedy Lucyfer wstał, Michael rzucił się złapał go za rękę, ciągnąc na łóżko. Śnieżnobiałe skrzydła opadły na poduszki, a wtedy archanioł pochylił się nad nim i powiedział cicho:

- Nie możesz teraz wyjść, Lucy. Nie, gdy w końcu to powiedziałeś.

- To pierwszy raz od dawna, gdy tak do mnie powiedziałeś... - Jutrzenka był zaskoczony tym bardziej, niż reakcją archanioła. Patrzył na niego takim wzrokiem, jakby od wybuchu płaczu dzieliły go sekundy.

- To był mój drugi błąd... Przepraszam... - szepnął cicho Michael.

- W takim razie, jaki był pierwszy? - pytając, podniósł się na rękach i spojrzał uważnie na archanioła. Ich twarze dzieliły centymetry.

- Nieważne jaki... Ważne, że zamierzam go naprawić. - powiedział całkiem szczerze i, widząc zaskoczoną minę Lucyfera, pokonał te ostatnie centymetry i pocałował go delikatnie. Jutrzenka nie spodziewał się tego kompletnie. Pierwsze sekundy próbował zrozumieć, co się właśnie działo, aż w końcu położył dłoń na policzku archanioła i przyciągnął go bliżej, pozwalając, aby trwało to dalej.

☽☆☾

Karasa szła wolno, kierując się prosto do mieszkania Gabriela. W głowie już kilkanaście razy odbywała z nim tę rozmowę, jednak za każdym razem kończyła się ona fatalnie i anielica traciła pewność siebie. Po drodze minęła kilka znajomych twarzy, aż dotarła pod odpowiednie drzwi. Wtedy opuściły ją wszystkie emocje. Zapukała delikatnie, mając nadzieję, że nie ma go w domu. Myliła się.Drzwi kilka sekund później otworzyły się. Archanioł patrzył zaskoczony na swojego gościa, a kiedy dotarło do niego, kogo widzi,natychmiast przepuścił anielicę do środka.

- Kiedy wróciłaś?

- Niedawno, ale to nieważne. Mam dobrą i złą wiadomość. Odszukałam Abaddona. Zszedł na Ziemię z prośby Michaela, poza tym starał się znaleźć Boga. Zła wiadomość jest taka, że go nie odnalazł. - wyznała prędko, widząc jak wyraz twarzy Gabriela zmienia się bardzo szybko. Liczył, że Abaddon dopnie swego tak, jak zwykł to robić.

- W takim razie, gdzie on jest? - dopytał, a anielica westchnęła i zaczęła:

- To długa historia, ale mamy plan. Musimy tylko wyciągnąć Lucyfera z pałacu na dłuższą chwilę, a z tym możesz pomóc tylko ty. Zorganizuj spotkanie, dobra? Wszystkim się zajmę, tylko zatrzymaj go najdłużej jak się da.

- Karasa... O co w tym wszystkim chodzi? Co wy planujecie? - spytał, ale Kara tylko pokręciła głową i powiedziała:

- To naprawdę zły moment na rozmowy, po prostu zrób to dla mnie, dobrze? - poprosiła cicho. Archanioł z trudem przytaknął, czując, że znów zadziałała jego mała słabość do pięknej anielicy.

Kiedy plan został przedstawiony, Gabriel wysłał Karasę do innych, a samemu udał się do pałacu, chcąc prędko powiadomić Lucyfera o planach Rady. Po drodze myślał uważnie, jaki temat zainteresuje Jutrzenkę na tyle, aby nie wyszedł po pierwszych trzech minutach narady tak jak ostatnio.

Nie widział Pana Mroku już od dłuższego czasu. Lucyfer nie opuszczał bram pałacu, jakby w ogóle go tam nie było. Nie działo się też nic, co mogłoby chociaż podpowiedzieć archaniołowi, co planuje Jutrzenka. Było zbyt cicho.

Gdy był już pod samym pałacem, poczuł lekkie zawahanie. W dalszym ciągu nie potrafił wymyślić dobrej wymówki, ale nie miał już zbytnio wyjścia. Wszedł frontowymi drzwiami i zdał sobie sprawę,że w sali tronowej nie ma Lucyfera. Najpierw wydało mu się to dziwne, ale potem przypomniał sobie, że ostatnim razem spotkał Jutrzenkę w jednej z komnat. Często się chował po sypialniach,jakby miał nadzieję, że przez to Gabriel go nie znajdzie.

Na tę myśl Złoty Chłopiec ruszył w stronę korytarza, gdzie były pierwsze komnaty. Otwierał poszczególne i wzdychał ciężko,widząc, że Lucyfer postarał się, aby go nie znaleźć. Kiedy był już niemal przy samym końcu korytarza, usłyszał jakiś hałas nieopodal. Ruszył natychmiast w odpowiednim kierunku i kiedy dotarł pod ostatnie dni na trzecim korytarzu, zawahał się. Czuł, że Lucyfer jest w środku.

- Wiem, że tam jesteś... Musimy porozmawiać! - krzyknął Gabriel, podchodząc pod same drzwi. Nagle hałas ustał. Wtedy był już pewien, że Jutrzenka jest w środku.

- Czego chcesz?! - odpowiedział równie głośno.

- Mam dla Ciebie wiadomość... - powiedział i złapał za klamkę, kiedy tylko ją przekręcił, usłyszał nerwowe:

- Jeśli spróbujesz otworzyć drzwi, wyrwę Ci wszystkie pióra! Stój tam, gdzie jesteś!

Gabriel prawie odskoczył od drzwi z zaskoczenia. Stanął jak wyryty i zamilkł na kilka sekund. Lucyfer rzadko odprawiał takie cyrki z samym widzeniem. Zwykle wychodził ze swojej kryjówki, kiedy tylko archanioł go znajdował i obrażał go kilkakrotnie, po czym wyrzucał z pałacu.

- Chciałem tylko powiedzieć, że za niecałą godzinę odbywa się narada i twoja obecność jest niezbędna. Nie spóźnij się i proszę Cię, weź to na poważnie. - wyjaśnił głośno, po czym przez chwilę czekał na odpowiedź, jednak Lucyfer tylko mruknął coś o tym, że będzie i najwyraźniej wrócił do swojego zajęcia. Złoty Chłopiec jęknął na tę ignorancję, ale zawrócił do wyjścia, czując, że i tak więcej nie wskóra.

Tymczasem a drzwiami Lucyfer właśnie wzdychał ciężko. Nie cierpiał, gdy Gabriel mu przeszkadzał, a ten lubił robić to właśnie wtedy, gdy najmniej mu to odpowiadało. Chociaż po dłuższym zastanowieniu,Gabryś zawsze mu przeszkadzał.

- Spokojnie, już poszedł... - usłyszał i uśmiechnął się pod nosem. Natychmiast odwrócił się do leżącego obok Michaela. Archanioł trzymał się blisko niego i delikatnie przeczesywał palcami długie czarne włosy Jutrzenki. - Myślę, że powinieneś pójść ich wysłuchać...

- Mają do mnie tylko zażalenia i prędzej Gabryś zacznie tańczyć na naradzie, niż ktoś wysłucha i zaakceptuje moje pomysły... - westchnął ciężko. Miał wiele racji w tym, co mówił. Aniołowie byli bardzo wrażliwi na obecność Lucyfera w Niebie.

- Chociaż spróbuj... Jeśli najpierw wysłuchasz ich próśb, oni na pewno troszkę się przekonają do Ciebie. Gdy to się nie uda, wstawię się za Tobą. Możemy wiele zmienić, sprawić, że będzie lepiej.

Lucyfer spojrzał uważnie na swojego bliźniaka. Czasami zastanawiał się, co takiego w głosie tego archanioła sprawiało, że od razu robił się spokojniejszy. Przytulił się do niego mocno i westchnął:

- Spróbuję.   

~*~

Zdrówka, szczęścia, radości i wiele weny wam życzę! Abyście nie spędzili połowy świąt tak jak ja w kuchni! XD <3 

Takie życzenia tylko od Lucyfera <3

Chciałabym was spytać, jak wam do tej pory się czyta Ars Paulinę? Nie ukrywam, że zbliżamy się do końca ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top