Rozdział 15 "Genus contra tempore"
Francis wpatrywał się z daleka wAriela. Demon po krótkiej wymianie zdań z Karasą i z nim, odszedłw ciszy pomyśleć. Czas mijał, a Lwisty jedynie co jakiś czasspoglądał w ich kierunku, jakby z nadzieją, że problem sam sięrozwiąże. Abaddon słabł, w pewnym momencie oparł głowę o ramięFrancisa i po prostu zasnął, co wywołało niemały niepokój uchłopaka. Karasa co jakiś czas podchodziła bliżej i kładła dłońna czole anioła. Twierdziła, że przesyła mu swoją moc, jednak tonie pomagało. Piekielna klątwa wisiała na Zagładzie. Nikt by nieprzypuszczał, że da się zniszczyć samo zniszczenie.
Kiedy powoli zaczęło zachodzićSłońce, Quentin wstał i ruszył w kierunku demona, mimo, że tenwcześniej kazał mu nie przeszkadzać. Chciał pomyśleć, aletrwało to już bardzo długo. Gdy stanął obok siedzącego w ciszyAriela, ten podniósł głowę i zmarszczył brwi.
- Co się dzieje? Ariel... To trwa jużtak bardzo długo... – powiedział cicho i przysiadł obok, kładącdemonowi dłoń na ramieniu.
- Nie potrafię nic wymyślić...Piekielne klątwy nie są moją specjalnością... Nawet nie jestempewien, czy jest jakikolwiek sposób oprócz błagania Lucyfera opomoc... – westchnął i spojrzał w kierunku Abaddona. – Bojęsię, że go nie uratuję...
Quentin poczuł jak wszystko w jegożołądku się przewraca. Widać było, że Arielowi naprawdęzależało na tym, żeby coś wymyślić. Każdy polubił już aniołai chciał, by ten wyzdrowiał, dlatego to wszystko było dla nichtakie trudne.
- Nie macie jakichś demonicznychzaklęć leczniczych? Jestem pewien, że musicie się jakośuzdrawiać. – zapytał Lost, a wtedy Lwisty pokręcił głową:
- Demony nie używają takichzaklęć... Leczymy się brudną krwią. To paskudna sprawa. Nie dasię zaprzedać duszy Diabłu po raz drugi, więc po prostu spadamycoraz niżej... Sam nie użyłem tego jeszcze ani razu, jednaksłyszałem, że wielu to praktykuje. Ponoć każdy kolejny raz corazbardziej niszczy to myślenie, które dotąd pozostało dobre. –wyjaśnił, a wtedy po jego twarzy przebiegło coś na wzórzastanowienia. Gdy po raz drugi spojrzał na Quentina, jego ustadrgnęły i nawet przez chwilę wydawało się, że się uśmiecha.Demon pochylił się do przodu i pocałował chłopaka, kładąc mudłoń na policzku, po czym wstał i pociągnął go za sobą.
Karasa na te nagłe ożywieniezareagowała natychmiast i podniosła się do góry, patrząc jakdemon wraz z Lost'em idą w kierunku obozu. Kiedy stanęli tużprzed nią, Lwisty powiedział z wielką powagą:
- Nie spodoba Ci się to, co zamierzampowiedzieć, ale Piekło zwalcza się Piekłem. Musimy zrobić coś,co nie do końca zgadza się z twoim myśleniem.
Anielica spojrzała na niego uważnie,a potem wyszeptała:
- Jeśli przez to sprzeciwmy się B...
- Nie. Spokojnie. Wezmę to na siebie.To mój pomysł. – odparł natychmiast i wyminął blondynkę, idącwprost do Abaddona. Gdy kucnął przed nim, anioł otworzył oczy i zwyczekiwaniem spoglądał na demona. – Pomogę Ci, przyjacielu. Mamplan.
Natychmiast zwołał resztę i kiedywszyscy byli już w zasięgu jego głosu, spojrzał na Quentina izaczął tłumaczyć to, co udało mu się wymyślić:
- Piekło rządzi się swoimizasadami. Żeby wyleczyć się z czegoś, co powoduje Piekło, należyużyć piekielnych sposobów. Zaklęcia i rytuały dedykowane demonomnic tu nie dadzą, a mogą nawet pogorszyć, ale w rozmowie zQuentinem zorientowałem się, że istnieje pewien sposób. Poznałemgo dawno temu, jeszcze gdy byłem w Niebie. Jeden z aniołów użyłtego, gdy w walce z piekielnym odniósł poważne rany. Za tępraktykę został brutalnie zrzucony, ponieważ zrobił to siłą.
Karasa otworzyła usta, gdy tylkozorientowała się, o co chodziło i natychmiast powstrzymała rękądemona przed dalszym mówieniem. Ariel zagryzł wargi, wiedząc, żeanielica z pewnością nie pozwoli mu na działanie.
- Ty chyba nie mówisz poważnie! Czysiłą czy za pozwoleniem magia krwi to zbrodnia! Nie pozwolę Ciskazić kolejnego anioła tym samym przekleństwem, któregodoświadczyłeś ty! – praktycznie krzyczała, przez co Arielbardziej się denerwował. Swoim oburzeniem mogła ściągnąć nanich niebezpieczeństwo.
- Kara, uspokój się proszę. Magiakrwi jest zła, gdy używa się jej siłą. On został zrzucony, bozabił tego dzieciaka, rozumiesz? Poza tym wiesz, że to jedynerozwiązanie... – Ariel próbował przemówić jej do rozsądku iwidać było, że jego argumenty powoli do niej trafiały. – Zrobięto na własną rękę. Nie musisz brać w tym udziału, ale ja niezamierzam patrzeć, jak on traci skrzydła. Anioł bez skrzydeł tonajwiększa tragedia.
- Niech Ci będzie, ale wiedz, że nieznajdziesz takiej krwi. Czystej krwi już nie ma. To świat skażonyprzez demony. – odparła i odeszła kilka kroków do tyłu, jakbyzastanawiała się nad słusznością własnej decyzji. TymczasemAriel spojrzał na pozostałych i westchnął ciężko, wiedząc, żeto tak naprawdę zabawa w zgadywankę.
- Potrzebujemy czystej ludzkiej krwi.Nieskażonej... nikim. – wyznał, a wtedy Quentin spytał cicho:
- Nieskażona to znaczy?
- Dziewicza. To najsilniejszasubstancja magiczna.
Nastała cisza. Cała trójka spuściłagłowę i zamilkła. Tylko Ariel przeskakiwał spojrzeniem po każdymi błagał, by to nie była prawda.
- Proszę... Quentin, co z Tobą?
Lost podniósł głowę i całyczerwony na twarzy, odparł:
- Wiesz, jak mnie nazywali wPodziemu... Dziwka-wtyczka... To nie było bez powodu.
Lwisty zacisnął zęby i poczuł, jakpotężny worek kamieni spada wprost na jego serce. Miał nadzieję,że to był żart, ale Quentin nie wyglądał, jakby miał się zarazzacząć głośno śmiać.
- Gina? – spróbował, a rudowłosapokręciła ze smutkiem głową. Widać było, że nie mogli na niąliczyć w ten sprawie. Na Francisa nawet nie chciał patrzeć, bowolał już się bardziej nie załamywać, a wtedy usłyszał cichechrząknięcie i przeniósł spojrzenie na Medley'a. Chłopak wdalszym ciągu patrzył w swoje buty, ale było słychać cichewestchnięcie i jego głos:
- Ja... Ja mogę pomóc.
Gina i Quentin równocześniespojrzeli na zarumienionego Francisa, który na ten gest skulił siębardziej. Ariel natychmiast wybawił go z opresji i pociągnął nabok. Kiedy byli już trochę oddaleni, demon zatrzymał się ipowiedział:
- Nie przejmuj się tym. Nikt niemyśli o takich rzeczach w trakcie Apokalipsy. – uśmiechnął siępokrzepiająco do chłopaka, po czym dodał: - Jeśli chodzi o rytuałto musisz dobrowolnie oddać krew Abaddonowi. Ja dopełnię rytuału.
- Dużo potrzeba tej krwi? – zapytałFrancis, a Lwisty pokręcił głową.
- Nic Ci nie będzie, potrzebne jesttylko trochę.
☽☆☾
Abaddon byłsłaby. Siedział skulony, a gdy podszedł do niego Francis i złapałgo za ramię, nawet nie drgnął. Wydawało mu się, że to koniec,ale wtedy poczuł, jak Medley coś do niego szepce i prawdopodobnietłumaczy, że wkrótce wszystko będzie dobrze. Jego ton wydał musię podejrzany.
- Ab, to Ci się zapewne nie spodoba, ale to jedyne wyjście. - usłyszał po chwili z drugiej strony. Był niemal pewien, że powiedział to Ariel. Ta sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej tajemnicza. Kątem oka zauważył, że reszta grupy odchodzi na bezpieczną odległość.
- Co wy knujecie? - spytał słabo, a wtedy usłyszał niepokojące inkantacje wypadające z ust Ariela z taką prędkością, że anioł z ledwością zarejestrował, co się dzieje. - Nie... Ariel, stój! Nie pozwalam na to.
- Spokojnie, Ab, to potrwa tylko kilka minut. - próbował go uspokoić Francis. Wtedy Lwisty na moment zamilkł i skinął w stronę blondyna. Francis wziął głęboki oddech i wyciągnął dłoń, pomimo protestów Abaddona.
Nie wyglądało to zbyt zachęcająco,gdy Medley kawałkiem szkła rozciął skórę na przedramieniu. Niezrobił tego zbyt głęboko, ale jego serce i tak biło zdecydowanieza mocno. Kiedy gęsta ciemnoczerwona substancja zaczęła spływaćpo jego ciele, pochylił się w stronę anioła i mimo że ten bardzosię bronił, udało mu się przytrzymać go i umożliwić krwispłynięcie do ust Abaddona.
Francis czuł się źle z tym, żerobił to wbrew aniołowi, ale naprawdę pragnął mu pomóc. Kiedyrytuał wydawał się zacząć działać, z gardła Abaddona wyrwałsię krzyk. Jego dłonie zacisnęły się mocno w pięści, askrzydła zaczęły drżeć. Ciemny popiół opadał na ziemię.Nawet Ariel cofnął się o krok do tyłu, podczas gdy Medley jakzahipnotyzowany stał zaledwie kilkanaście centymetrów od Abaddona.Nawet wciąż cieknąca krew nie była już ważna. Kiedy Abaddonopadł na ziemię, Francis rzucił się, aby go podnieść. Wtedy gdytylko sięgnął po niego, zauważył, jak czarne pióra delikatnienabierają kształtu, a te wygięte prężą się i wracają dopierwotnej formy. Na oczach chłopaka anioł wracał do sił, jednakFrancis i tak sięgnął po dłoń Abaddona i pomógł mu siępodnieść.
Kiedy tylko czarne skrzydła uniosłysię w górę, Medley prawie podskoczył z radości. Wciążpodtrzymywał za rękę Abaddona, ale wiedział, jak szybko jego krewmu pomaga. Wtedy poczuł ból na przedramieniu. Anioł zacisnąłrękę na ranie chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy.
- Jesteś ranny... Muszę Cię opatrzyć. - powiedział to tak spokojnie, jakby właśnie informował o pogodzie. Po prostu zerwał kawałek swojej czarnej szaty i obwiązał ją wokół ręki chłopaka, hamując przy tym krwawienie. Kiedy oboje byli już w dobrym stanie, Abaddon przyciągnął do siebie Francisa i mocno go przytulił. - Nigdy więcej tego nie rób. Zwłaszcza dla mnie.
Powiedziawszy to, odsunął się iruszył w stronę Ariela. Kiedy był tuż przed nim, zamachnął sięi zdzielił demona mocnym uderzeniem. Kiedy tylko zaskoczony Lwistyspojrzał w górę na anioła, ten warknął cicho:
- Nigdy nie narażaj na niebezpieczeństwo kogokolwiek dla mnie, rozumiesz? Nigdy, a już zwłaszcza jego.
- Nic mu nie groziło... - odparł pewnie demon, a wtedy Abaddon zacisnął zęby ze złości i warknął w odpowiedzi:
- Za dobrowolne oddawanie się czarnym rytuałom grozi Piekło. Dobrze o tym wiesz. Wiesz, jak kończą Ci, którzy się tym parają. Wiesz, że to może zagwarantować wieczne cierpienie, a jednak pozwoliłeś, by się dla mnie poświęcił.
Jego twarz była pełna cierpienia.Nawet przez chwilę nie zastanawiał się, co teraz zrobić. Poprostu odwrócił się i odszedł, znikając za drzewami. Karasawyglądała, jakby chciała za nim pobiec, ale Ariel powstrzymał jąruchem dłoni. Wiedział, że anioł potrzebuje czasu, żeby sięuspokoić.
- Zaczekamy na niego. Musi sobie to przetrawić w głowie. - oznajmił głośno i reszta podeszła do niego, siadając blisko i rozglądając się na boki. Wszyscy siedzieli w ciszy i myśleli nad tym, co dalej. Oprócz Francisa. Ten zastanawiał się, dlaczego Abaddon w ogóle nie cenił sobie życia i tak zareagował na pomoc. Był tym zaskoczony, ale również zaniepokojony.
W końcu, kiedy zaczynał robić sięjuż naprawdę późno, Francis wstał i uznał, że idzie poAbaddona. Nikt go nie zatrzymywał, nawet Ariel, choć z początkumówił o pozostawieniu anioła w spokoju.
Medley ruszył w kierunku, gdziewcześniej zniknął Abaddon. Szukanie nie zajęło mu długo, bo jużpo paru minutach marszu, dostrzegł anioła siedzącego pod drzewem ichowającego twarz w dłoniach. Podszedł blisko i usiadł obok.Czuł, jak Tańczący na Zgliszczach spina się, czując go tuż oboksiebie, ale nie dał się i w ciszy czekał, aż anioł zdecyduje sięna pierwszy krok.
- Po co przyszedłeś? - Ab wyraźnie nie wytrzymał oczekiwania.
- Porozmawiać. Dowiedzieć się, dlaczego niby miałem Cię nie ratować? - spytał cicho Francis. Zanim doczekał się odpowiedzi, minęło kolejne parę minut, ale Medley się nie poddawał.
- Moje życie nie jest warte takiego poświecenia. Chyba rozumiesz, że czarna magia jest wyjątkowo okrutnie karana w Piekle? - powiedział szybko i już po chwili mówił dalej: - Chciałeś sobie to zagwarantować z mojego powodu? Czy ty naprawdę jesteś taki głupi?
Francis potrząsnął głową ispojrzał gdzieś ponad horyzont. Przez chwilę myślał, po czymniespodziewanie położył głowę na ramieniu anioła i westchnąłciężko:
- Ludzie mawiają, że jak się kogoś ratuje mimo wszystko, to znaczy, że się kocha tę osobę.
- Czy to znaczy, że mnie kochasz? - spytał cicho Abaddon, delikatnie obracając głowę w stronę chłopaka.
- Kocham Cię, ale nie jestem pewien, czy to ten sam rodzaj miłości, którą darzę Ginę i Quentina. Odczuwam ją inaczej. Jest bardziej intensywna. - przyznał, po czym podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy anioła.
Zagłada zapatrzył się na moment nachłopaka, podziwiając kolor jego oczu. Były naprawdę piękne. Niewidział takich od czasu ostatniego spotkania Michaela w Niebie.Francis był naprawdę dobrym człowiekiem. Innym niż wszyscy,których do tej pory spotkał. Był prawdziwy, szczery i przedewszystkim miał w sobie pewną rzecz, która rozbrajała Abaddona wparę sekund. Chłopak jednym spojrzeniem mógłby położyć masęludzi.
- Jesteś... - spróbował, ale natychmiast się zawiesił. Tańczący na Zgliszczach zaniemówił i przez chwilę wydawało się, że pozostanie w takim zamyśleniu na długo. Wtedy jednak Francis uśmiechnął się pod nosem i pochylił się delikatnie, całując anioła w usta. Ten nawet nie drgnął na ten gest.
Był jednocześnie przerażony, jak iszczęśliwy, że w końcu stało się to, co do tej pory nawiedzałotylko jego skryte sny. Bał się konsekwencji swoich czynów, ale wtym momencie nic się nie liczyło. Po prostu oddał pocałunek iprzez kilka minut siedzieli spleceni w uścisku i ciesząc się sobąnawzajem. To się w nich kłębiło już długo. O wiele za długo.
Wtedy pierwszy raz od dawna pomyślał,że Bóg mógłby już nie wrócić. Nie, kiedy udało mu sięchociaż na chwilę poczuć się szczęśliwy.
~*~
Tak jak obiecałam, dodaję dzisiaj rozdział Ars Paulina! Z tego miejsca chciałabym też przeprosić za porę, ale mój komputer po małym czyszczeniu uznał, że 75 nowych aktualizacji to norma i aktualizował się ponad 4 i pół godziny. ._.
!ALERT MOJE NUDNE ŻYCIE!
Poza tym powinnam też trochę wyjaśnić, co się działo i dlaczego tak rzadko przez ostatnie miesiące dodawałam cokolwiek. Zakochałam się, a to sprawia, że człowiek głupieje... Dodatkowo byłam lekko ograniczana i poświęcałam się bez reszty temu związkowi, co w efekcie końcowym okazało się katastrofalne i przez ostatni miesiąc po prostu głównie płakałam, ewentualnie wykańczałam się fizycznie, aby nie myśleć. Potem dzięki moim przyjaciołom i rodzinie udało mi się jakoś podnieść, wróciłam do pisania i innych czynności.
!KONIEC NUDÓW!
Poza tym mam do was ważny apel! W tym tygodniu wybiło mi 900 obserwatorów, co wywołało na mojej twarzy naprawdę szeroki uśmiech :D Dzięki wam wróciło mi sporo weny twórczej i zdecydowałam, że jeśli się uda, to z okazji 1000 obserwatorów spróbuję wysłać jakąś moją pracę do redakcji i być może spróbuję ją wydać, oczywiście opatrzoną podziękowaniem "Dla anonimowych ludzi, którzy zawsze wierzyli w moją pasję" <3
I tak... Pracuję nad książką. Fantastyczną, pełną zagadek, ciekawej (mam nadzieję) akcji i zależy mi, żeby była naprawdę dobra i dopracowana do perfekcji, dlatego od paru tygodniu kolekcjonuję mnóstwo notatek i charakterystyk ;3; Co to będzie, co to będzie... Przekonamy się wkrótce, a jeśli ktoś chciałby mały spoiler, jaka to będzie dokładna tematyka, to piszcie :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top