Rozdział 4 "Revoco Missionis"
Abaddon wszedł do niewielkiego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i zamarł. Zobaczywszy tron oraz zakutego w kajdany Michaela, zabrakło mu słów. Skrzydła archanioła były sztywne i najpewniej od dawna ich nie używał. Wyglądał na zmęczonego i dużo słabszego niż, gdy ostatni raz się widzieli.
- Mikey? – zawołał Tańczący na Zgliszczach, a wtedy Michael podniósł głowę, a jego oczy błysnęły, jakby ujrzały nadzieję.
- Ab! O Boże Przenajświętszy, jak dobrze Cię widzieć!
Anioł Zniszczenia szybko podbiegł do przyjaciela i pomógł mu podnieść się z ziemi, ale kajdany uniemożliwiały mu więcej ruchów. Kiedy Abaddon przyjrzał się łańcuchowi z bliska, jęknął pod nosem.
- Piekielne kajdany? Naprawdę nie mógł sobie tego podarować? Już i tak nie masz dokąd uciec!
- Jemu się wydaje, że każdy chce mu mnie zabrać... To jakaś chora obsesja. – wyznał archanioł, na co jego rozmówca parsknął śmiechem i mruknął:
- Trochę racji w tym ma. Gdybym tylko mógł, uwolnił bym Cię.
Michael pokręcił głową i przybliżył się na tyle, na ile było to możliwe, po czym szepnął cicho, jakby w obawie przed podsłuchującym pod drzwiami Lucyferem:
- Ja nie jestem ważny. Musisz odnaleźć Boga, Ab. Szukaj w Nicości i, proszę, nie słuchaj Jutrzenki. Zagłada ludzkości to ostatnie czego nam trzeba. Tam już i tak źle się dzieje.
- W Nicości nie ma Boga. Pamiętaj, że ja tam mieszkam. – odparł Abaddon, a Michael zacisnął zęby. Wyglądało na to, że myślał nad innym rozwiązaniem.
- Skoro nie ma Boga w Niebie, Ziemi ani Nicości, to zostaje tylko jedno miejsce...
- Piekło. – dopowiedział za niego Tańczący na Zgliszczach, co archanioł skwitował przytaknięciem. – Nie wejdę tam. Nie wiem, gdzie jest wejście, a nawet gdybym wiedział, tylko demon może mnie wpuścić do środka, a wątpię, że któryś będzie chętny pomóc mi i zrezygnować z biesiady na Ziemi.
Oboje doskonale to wiedzieli. Demony były szczęśliwe z takiego obrotu sprawy. W Piekle panowała najgorsza możliwa atmosfera. Tam każdy oddech mógł sprawić, że padnie się trupem, o ile jeszcze się nim nie było. Powrót do takiej klatki to była ostatnia rzecz, której by jej więźniowie spróbowali.
- Znajdź Gniew Boży. On Ci pomoże, Ab. – pokierował go Michael, a kiedy zobaczył zbolałe spojrzenie przyjaciela, pogłaskał go po twarzy zimną dłonią i dodał: - Ja sobie poradzę, a jak tylko to wszystko się skończy, obiecuję, że pomogę Ci wrócić do Nieba na stałe.
- Żebyś miał rację... Pamiętaj, że gdy decydowaliśmy o jego upadku, ja byłem za. Myślę, że pomimo upływu tak wielu lat, on wciąż to pamięta. – westchnął Abaddon i odszedł, zostawiając z ciężkim sercem swojego jedynego przyjaciela.
☽☆☾
Ariel obudził się, po czym krzyknął głośno i sturlał się z materaca, ciągnąc za sobą Quentina. Kiedy Lost podniósł się z wrzaskiem, dostrzegł źródło strachu swojego gościa. Wybuchnął śmiechem, co Ariel skwitował karcącym spojrzeniem.
Zaraz przy łóżku siedziała drobna rudowłosa istotka o wielkich niebieskich oczach, wpatrujących się w przerażonego demona. Nie kryła swojej ciekawości, ciągle uważnie śledząc jego ruchy.
- Gina! – wykrzyknął radośnie Lost, a dziewczyna zwróciła na niego uwagę i uśmiechnęła się szeroko w jego stronę.
- Myślałam, że już Cię nie zobaczę Królowo! Jak nie wróciłeś po nocnej zmianie, byłam pewna, że już po Tobie, ale Francuz nie chciał dać wiary! – jej piskliwy głos drażnił uszy demona, który uniósł jedną brew na dziwne przezwisko Quentina. Przez głowę przeszła mu głupia myśl, którą postanowił zrealizować.
- Może mnie przedstawisz, Księżniczko? – zapytał z ironicznym uśmiechem, patrząc na chłopaka. Kiedy tylko Lost zorientował się, że było to pytanie skierowane do niego, skrzywił się znacząco na przezwisko.
- Błagam... Tylko nie Księżniczka. Ledwo znoszę Królową... – jęknął, a Ariel uśmiechnął się triumfująco. Był u szczytu radości, widząc cierpiącą minę chłopaka. – Ariel, to jest Ginevra Rosenow, inaczej znana jako Gina albo Ruda. Gina, to jest Ariel, inaczej... demon spod mostu.
- Ej! – skrzywił się Ariel, bo wcale nie uważał tego za coś złego. Po prostu lubił spać pod gołym niebem. – Ja lubię moje gniazdo wbrew pozorom...
Rudowłosa zaśmiała się i podeszła bliżej demona, ściskając go jak maskotkę, przez co Ariel poczuł, że jego przestrzeń osobista poszła się walić. Był nieruchomy jak posąg, a gdy dziewczyna się cofnęła, odetchnął z ulgą.
- Nigdy więcej tego nie rób. – powiedział surowo, a potem przerzucił wzrok na rozbawionego Lost'a. – Jakiś problem?
Chłopak ucichnął i pokręcił głową, ale na jego twarzy wciąż błąkał się uśmieszek. Po chwili zwrócił się do dziewczyny, która tę scenę oglądała z wielką uwagą.
- Jakieś wieści? Francuz wrócił z misji zapoznawczej?
Ginewra pokręciła głową, ale za to wyciągnęła z tylnej kieszeni swoich spodni kawałek zwiniętej kartki.
- Francuz jeszcze nie wrócił, ale za to ja zdobyłam miejsce pobytu dość słabego demona, który lubi przystojnych młodzieńców. Jest szansa, że jak się go upije, to wypapla wszystko, co wie. – podała mu zawiniątko, a on rozwinął papier i zaczął uważnie czytać. Ariel spojrzał mu przez ramię i parsknął śmiechem.
- Azibiel? Proszę was... Gość jest zdrowo rąbnięty na punkcie kusych spódniczek. Bokiem mu obejdzie nawet taki smaczny kąsek jak nasza Księżniczka. – mruknął, patrząc ukradkiem na zarumienionego Lost'a, któremu nowe przezwisko wychodziło uszami. – Poza tym... Co wy tak właściwie chcecie wiedzieć?
Quentina i Ginę zamurowało, ale gdy tylko usłyszeli pytanie demona, chłopak natychmiast wybudził się z tego zaskoczenia i po krótkim zastanowieniu odparł:
- Dlaczego demony są tutaj, a nie w Piekle? Co się stało i jak to naprawić?
Ariel jęknął pod nosem, spodziewając się takiego obrotu spraw. Wiedział, że ludzi nieustannie gniecie ta sprawa, bo nie potrafią się pogodzić z zagładą, więc nie było dla niego zaskoczeniem, że szukają drogi ewakuacyjnej.
- Bóg pozwolił wrócić Lucyferowi do Nieba. Byłem z nim, gdy otrzymał tą wiadomość. Natychmiast rzucił wszystko i opuścił Piekło, ale zostawił otwarte drzwi... Demony zwyczajnie zwiały tutaj. Uwierzcie mi... Piekło to nie jest idealne miejsce na wakacje. Póki Lucyfer siedzi w Niebie, demonom nie ma kto przewodzić i pałętają się po Ziemi.
- Czyli, żeby to naprawić, trzeba by było zmusić go do powrotu do Piekła? – zasugerowała się Gina, ale demon pokręcił głową.
- To ostatnia osoba, która zrezygnuje z Nieba. Póki sam Bóg go nie wykopie stamtąd, nie ma rady. Sam jestem w szoku, że jeszcze tego nie zrobił. – wyznał cicho. Tak naprawdę nie wiedział, co działo się w Niebie. Nie interesował się specjalnie tym aspektem, ale martwiło go, że niebiańskie urzędowanie Jutrzenki wciąż trwa. Coś było nie tak.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, jakby zastanawiali się nad rozwiązaniem. Wszyscy wiedzieli, że póki ktoś nie zajmie się tą sprawą osobiście, nie mogą liczyć na dobre zakończenie. Ludzi było coraz mniej, a demony powoli zmieniały Ziemię w jedno wielkie pogorzelisko. To była tylko kwestia czasu, aż Apokalipsa sięgnie zenitu i wszyscy zginą.
- Musimy znaleźć Boga. – powiedział stanowczo Quentin, na co pozostała dwójka zareagowała ciszą. – To jedyna szansa. Trzeba porozmawiać z resztą.
☽☆☾
Lucyfer czekał niecierpliwie pod drzwiami, czując nieodpartą chęć wejścia do środka i wywalenia stamtąd siłą Abaddona. Denerwowała go jego obecność bardziej niż Gabriela, który jedynie przychodził pomarudzić od czasu do czasu. Tu jednak istniała więź, którą Jutrzenka odczuwał bardzo wyraźnie. Wiedział, że nie może dopuścić do częstszych spotkań Tańczącego na Zgliszczach i jego ukochanego, jeśli chciał by Michael pokochał go tak jak kiedyś.
W końcu drzwi otworzyły się, a Abaddon wyszedł lekko poirytowany. W jego oczach było widać, że to kwestia czasu, aż rzuci się na Lucyfera, który zresztą czekał na to. Anioł podszedł bliżej i stanął tuż przed Lucyferem.
- W dupę mnie pocałuj. Nie mam zamiaru schodzić z kosą na Ziemię. – wyperswadował, po czym minął Jutrzenkę i ruszył do wyjścia. Przy samych drzwiach odwrócił się i rzucił szybko: - Spróbuj tylko zrobić coś wbrew jego woli, a obiecuję, że popamiętasz pieprzoną otchłań Nicości.
Lucyfer choć lekko zdenerwowany, musiał w głowie przyznać Abaddonowi rację. Nie miał zamiaru robić nic przeciwko jego ukochanemu archaniołowi. Jego plan to było rozkochać go i uzależnić od siebie. Dlatego przeszedł przez przymknięte drzwi i podszedł do klęczącego na ziemi Michaela. Zaczął go drażnić widok spętanego archanioła, więc sięgnął po łańcuch i pociągnął go za sobą, a kiedy Boży Miecz stanął na nogi, Lucyfer wziął go pod ramię i poprowadził do wyjścia.
- Gdzie idziemy? – spytał w pewnym momencie Michael, a Jutrzenka uśmiechnął się krótko do niego i odparł cicho:
- Zabieram Cię do swojego domu. Będziesz mógł położyć się na miękkim posłaniu.
☽☆☾
- To jedyna szansa! On jeden może zmienić nasz los! – przekonywał zebranych Lost, ale większość przyglądała mu się z zwątpieniem. Nie wierzyli w jego pomysł, bo kto normalny uwierzyłby w wejście do Nieba przed śmiercią i rozmowę z Bogiem. To było tak głupie, że nawet Ariel podśmiewywał się z niego pod nosem, mimo, że jako jeden z nielicznych wierzył, że taka opcja w ogóle istnieje. – Poprowadzę tę misję!
W tym momencie parę osób parsknęło pod nosem, co wyraźnie zniechęciło Quentina, bo chłopak cofnął się o krok i zgarbił, jakby chciał się ukryć. Z tłumu wyszedł krępy mężczyzna z lekką brodą i wskazując na Lost'a zaśmiał się głośno:
- Queen, przecież ty robisz tutaj za wtyczkę-dziwkę! Chcesz poprowadzić misję, tak? Nawet jeśli ten plan miałby sens, zgarnęliby Cię, kiedy tylko wyszedłbyś na ulicę.
Lost zawahał się i widać było, że te słowa go zabolały. Ariel, który do tej pory przyglądał się sytuacji z boku, wyszedł do przodu, stając zaraz przed rozbawionym brodaczem. W jeden chwili krępy cofnął się lekko zaskoczony.
- Może zamiast pastwić się nad słabszymi, zmierzysz się ze mną, co? Dalej jesteś taki odważny? Masz tyle mężczyzny w sobie, ile ja jednorożców w hodowli. Ta wtyczka-dziwka, jak się ładnie wyraziłeś, jako jedyna tutaj myśli i wiesz co? Osobiście dopilnuję, żeby nie dopadli go, gdy tylko wyjdzie na ulicę. – warknął demon, a ludzie dookoła zamarli na moment, co wydało mu się wyjątkowo zabawne. Kiedy znów skoncentrował wzrok na krętym mężczyźnie, pochylił się trochę do przodu i mruknął: - Tak swoją drogą to miło, że zauważyłeś, jak wartościowy wśród demonów jest Quentin, bo dla twojej wiadomości, takimi jak ty, mogliby sobie najwyżej podetrzeć dupę.
Chociaż Ariel tego nie widział, Lost pokrył się rumieńcem słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez demona, co nie uszło uwadze zainteresowanej Giny. Oboje stali z boku, gdy Ariel mierzył się spojrzeniem z przestraszonym Johnem, który wśród zgromadzonych nie był zbyt lubiany. Znany był ze swojego przechwalstwa, ale w obliczu demona nagle stracił całą swoją pewność siebie.
- Miło, że tak sobie tutaj gawędzicie beze mnie. – usłyszeli nagle i spojrzeli w stronę drzwi, gdzie właśnie stał wysoki blondyn ubrany w sprany garnitur. Uśmiechał się pod nosem, a gdy tylko został zauważony przez rudowłosą dziewczynę, ta z okrzykiem radości wpadła mu w ramiona.
- Francis! Nie było Cię tak długo! Cholernie się martwiłam!
Mężczyzna zaśmiał się i odwzajemnił uścisk, a kiedy Gina odsunęła się od niego, ten podszedł do Quentina i również uściskał go mocno. Nowoprzybyły cały czas był uważnie obserwowany przez Ariela, aż z tłumu wyszedł Riderick.
- Francis Medley. Długo kazałeś na siebie czekać. Czego się dowiedziałeś? – zaczął wolno starzec, a ludzie zaczęli szeptać między sobą, jakby obawiali się nowych wieści.
- Tego, że plan Queen jest jak najbardziej możliwy do wykonania. Demon, do którego zostałem przypisany, nie był w żadnym stopniu pomocny, ale w trakcie drogi powrotnej przysłuchałem się pewnej rozmowie. Według demonów niższej klasy niebiańska brama została otwarta. Któryś z aniołów zszedł na Ziemię i zostawił wejście otwarte. To może być nasza jedyna szansa. – wyznał, co zainteresowało obecnego demona. Ariel uśmiechnął się, czując, że to rzeczywiście jest jak znak od Boga. Doprowadzenie świata do porządku nagle stało się jego najważniejszym celem. – Tylko potrzebujemy przewodnika. Kogoś, kto wie, gdzie owe wejście się znajduje...
Lost od razu spojrzał w stronę demona, a Ariel przytaknął prawie niezauważalnie głową, co było jednak dobrym znakiem dla Quentina. Natychmiast stanęli obok siebie i niższy zadecydował:
- Ridericku, pozwól mi zebrać małą drużynę i ruszyć do bramy. Jeśli jest szansa na naprawienie tego, musimy z niej skorzystać.
- Obiecuję, że zaprowadzę ich do wejścia i dopilnuję, żeby nic im się po drodze nie stało. – dodał szybko Ariel. W głowie krążyły mu myśli, jakoby właśnie zaczęła się jego życiowa misja. Być może to była jego droga z powrotem do Nieba.
Przytaknięciegłową Ridericka było dla nich najlepszą odpowiedzią.
~*~
Ostatnio nie pojawił się rozdział ze względu na różne czynniki. Tym razem jednak nadrabiam i macie przed sobą czwarty rozdział :D Jestem bardzo ciekawa, co myślicie o tym wszystkim?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top