Rozdział 11

Zayn jeszcze chwile rozmawiał z przyjaciółmi i zamówił dwie szklane butelki z colą.

- Nie napijesz się z nami piwa? - spytał Louis unosząc swoją butelkę, a ja spojrzałem na Mulata.

- Przecież nie możemy pić w mundurach - powiedział powoli - Poza tym Niall nie ma dwudziestu jeden lat.

- Nie pytałeś ile mam lat - rzuciłem marszcząc brwi.

- Nie wyglądasz na więcej już siedemnaście - odparł Lou, a ja założyłem ramiona na piersi udając obrażonego.

- Mam osiemnaście - powiedziałem, a on zaśmiał się cicho przepraszając mnie rozbawiony. Uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem za otwieracz, gdy dostałem swoją butelkę z colą. Zawsze powiem coś głupiego..

- Chodź - Zayn złapał mnie delikatnie za nadgarstek - Przecież nie będziemy tu siedzieć z tymi ludźmi - prychnął, jednak na jego wargach plątał się uśmieszek.

- Tymi ludźmi?! Malik, uważaj, bo wiem gdzie mieszkasz! - zawołał równie rozbawiony Louis. Audrey zaczęła go uciszać, kiedy zaczął udawać wściekłego i zwracał uwagę zbyt wielu ludzi. Życie z nim musi być naprawdę zabawne.

Zayn szedł śmiejąc się. Puścił mój nadgarstek i położył dłoń w dole moich pleców prowadząc mnie gdzieś. Spojrzałem na niego kątem oka wciąż dzierżąc nie ruszoną colę.

- Czy to w porządku? - spytał nawiazując do swojej dłoni na moich plecach. Zagryzłem dolną wargę uśmiechając się kącikami ust i pokiwałem głową. Uśmiechnął się do mnie, a ja o mało nie zemdlałem. Był naprawdę przystojny.

Weszliśmy na górkę i byłem naprawdę zmęczony. Niezbyt często wspinałem się z przystojnym wojskowym w lato na jakieś góry. Miałem spytać po co ta wycieczka, ale gdy obróciłem głowę w prawo, zobaczyłem, ze jesteśmy nad tą całą imprezą o której zdążyłem zapomnieć.

Oni nas nie widzieli, wydawali się tacy mali z tej wysokości. Przysiadłem na trawie wpatrując się w nich i na marne starałem się wypatrzeć swojego ojca i może Gabriellę z rodzicami.

- Piękny widok - powiedział Zayn siadając obok mnie i upił coli.

- Tak, piknik wygląda niesamowicie z tej wysokości - wyszeptałem uśmiechając się delikatnie.

- Nie o tym mówiłem - mruknął opuszczając głowę, a ja rozchyliłem wargi, kiedy dotarło do mnie co uważał za piękny widok. Moje policzki pokrył gorący rumieniec. Wbiłem znów wzrok w ludzi i wpatrywałem się w scenę, gdzie ktoś teraz występował. Napiłem się coli i odchrząknąłem cicho w końcu zdobywając się na odwagę i patrząc na Zayna.

- Czemu wstąpiłeś do wojska? - spytałem stawiając butelkę na trawie.

Mulat zastanowił się chwile i uśmiechnął do siebie.

- Jako dziecko słyszałem o wojnach. Dużo o nich czytałem. O pierwszej wojnie, drugiej.. Nie chciałem dopuścić do wybuchu kolejnej. A jeżeli jednak by wybuchła, chciałem bronić swoją rodzinę, mój kraj - powiedział wpatrując się w swoje idealnie wypolerowane buty.

- Ja od małego boje się, że wybuchnie wojna. Bałem się, że mój tata będzie musiał wyjechać na front i zostawi mnie samego albo co gorsza, coś mu się stanie. Mam tylko jego - wyszeptałem ze ściśniętym gardłem - Nie chciałem też bać się wyjść z domu jak ludzie podczas trwani drugiej wojny. Bałem się bać - zaśmiałem się cicho - Ale teraz się nie boje - szepnąłem spoglądając na niego i zauważając, ze wpatruje się we mnie słuchając uważnie - Skoro wiem, że ktoś taki będzie mnie bronił - dodałem a Zayn uśmiechnął się do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top