Rozdział 17
Wysiadłem z autobusu i przeszedłem parę metrów by znaleźć się pod apartamentowcem. Wjechałem na drugie piętro i zadzwoniłem do drzwi ostatni raz czytając SMSa z adresem, by upewnić się, że jestem w odpowiednim miejscu.
Drzwi otworzyły się, a Zayn powitał mnie szerokim uśmiechem. Oddałem go i wszedłem do środka. Malik pocałował mnie w policzek przez co uśmiechnąłem się mówiąc ciche "cześć".
- Przyszedłeś za wcześnie - cmoknął wyraźnie niezadowolony, jednak w jego oczach zobaczyłem rozbawienie więc tylko przewróciłem oczami - Nie skończyłem jeszcze przygotowywać kolacji, a skoro już tu jesteś, zechcesz mi pomóc?
- Jasne - powiedziałem uśmiechając się i ruszyłem za nim do kuchni. Prawie jęknąłem na zapach jaki unosił się w pomieszczeniu - Pachnie niesamowicie - odparłem. Zayn spojrzał na mnie przez ramię z uśmiechem.
- Mam nadzieje, że lubisz spaghetti.
- Kto nie lubi - zachichotałem. Czułem, że przy Zaynie mogę być sobą.
- Okay, to zetrzesz ser? - spytał, a ja zgodziłem się i zaraz dostałem do ręki tarkę i kostkę sera - Jak ci minął dzień?
- W porządku - kiwnąłem głową - Nie robiłem nic ciekawego - mruknąłem. Raczej nie powiem mu o rozmowie z ojcem, to zbyt głupie - A twój?
- Też nie robiłem nic ciekawego - wzruszył ramionami - Poszedłem pobiegać, byłem na poczcie, żeby wysłać listy do kolegów, którzy teraz są w Afganistanie..
- Byłeś tam? - spytałem nie odwracając wzroku od sera, który powoli ścierałem. Starałem się skupić jednoczenie na wykonywanej czynności jak i na tym co mówi do mnie Zayn. Chciałbym jeszcze zachować opuszki palców.
- Nie - odpowiedział wrzucając makaron do wrzątku - Mój oddział na razie nie zostaje tam wysłany, ale nie wiadomo co się może zmienić za jakiś czas - uśmiechnął się smutno.
Przez to, że przyłapałem jego chwilowy smutny nastrój, nawet nie zauważyłem, że ser się skończył i przejechałem palcami po tarce.
- Cholera - syknąłem. Zayn podszedł do mnie łapiąc za rękę - To nic..
- Teraz cie już po odciskach palców nie znajdą - zaśmiał się prowadząc mnie do zlewu, w którym opłukał moje palce.
Przygryzłem mocno dolną wargę nie chcąc pokazać jak bardzo to boli.
- Poczekaj pójdę po plastry, a ty się mi tutaj nie wykrwaw - powiedział idąc do prawdopodobnie łazienki.
Wrócił z opakowaniem plastrów i zaczął je powoli przyklejać na każdy z moich zdartych palcy. Otworzyłem szeroko oczy, gdy na każdym z nich zaczął składać po malutkim pocałunku patrząc mi w oczy.
- Pacjent przeżył - uśmiechnął się - Potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy medycznej? - spytał przekrzywiając lekko głowę patrząc na mnie.
- Nie doktorze Malik - wykrztusiłem - Ale zaraz możemy potrzebować pomocy straży pożarnej, bo sos się zaczyna chyba przypalać..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top