Rozdział 8

Wróciłem cholernie zmęczony z poszukiwań Jasona.

Parę osób powiedziało, że widziało go wczoraj wieczorem przy bramie miasta.

-Musiał spieprzyć gdzieś- stwierdził Liam i weszliśmy do zamku.

-Na pewno- westchnąłem- ale teraz nasze państwo jest choć trosze bezpieczniejsze- wskazałem na ślad po ugryzieniu.

-Luna?- wyszczerzył się Zayn i schował broń do pokrowca

-Miałem inny wybór?- pacnąłem go w ramie.

-No raczej nie. Uważam że się nada. Skoro jeszcze żyje musi być dobry- stwierdził

-A przy okazji, możesz załatwić mi te tabletki „dzień po"- zrobiłem cudzysłowie w powietrzu.

-Doszedłeś w nim ty idioto?- prychnął Liam.

-Nie wiedziałem, ze połączenie tak działa na alfę!- broniłem się.

-To oczywiste, skoro omega może dojść tylko po tym- wywrócił oczami i spojrzał z uśmiechem na swojego partnera.

-To jak? Załatwisz mi to?- przewróciłem oczami.

-Jasne, ale wiesz że są małe szanse na to, że jest w ciąży?- wzruszył ramionami Zayn

-Przezorny zawsze ubezpieczony- prychnąłem podchodząc do drzwi od sypialni- Wrzuć ją do jego soku przy kolacji.

-Okay, tylko ty tego czasem nie wypij- zaśmiał się i przeszli szybko z Payne'm dalej.

Oho, już wiem co się święci.

Pokręciłem głowa z uśmiechem i wszedłem do swojego pokoju.

-Panie. Przygotowałam ci kąpiel- ukłoniła mi się służąca i poprawiła świeżą pościel na łóżku

-Gdzie Louis?- moja alfa czuła rosnąca irytację z powodu braku partnera przy jej boku, gdy jego zapach jest tak wyczuwalny w całym zamku.

-U siebie w pokoju książę. Odpoczywa po posiłku. Był u niego dzisiaj nasz nauczyciel. Tak jak książę kazał, zaczął go uczyć angielskiego- pokłoniła się i opuściła moją sypialnię

W szybkim tempie rozebrałem się i wszedłem do cieplej wody.

Rozluźniłem się i przymknąłem oczy próbując się zrelaksować.

Zawołałem do kogoś o szampana i by przyprowadzili mi tu moją omegę. Potrzebuję dużej dawki jego uspakającego zapachu

Zjawił się szybko, przecierając rączką oczy. -Coś mnie ominęło?- wymamrotał.

Był bardzo zaspany i tym samym rozkoszny.

-Nic ważnego. Dołączysz do mnie za moment?- wyszedłem szybko z wanny, przypominając sobie o tabletkach.

-Okay?- spytał niepewnie i odprowadził mnie wzrokiem do wyjścia.

Szybko w samym szlafroku popędziłem do sypialni moich przyjaciół.

Na szczęście tylko odpoczywali, więc Malik szybko znalazł to co miał mi dać.

Wrzucenie tej tabletki do alkoholu to zawsze ryzyko, ale lepsze to niż jakiś dzieciak teraz i późniejsze cierpienie omegi, gdy go nie da rady donieść.

Po pierwsze, nie ma opcji by był królewskiego pochodzenia, albo lordowskiego. Syn omega w rodzinie królewskiej wręcz nie ma prawa bytu.

Po drugie, jest za młody i to jeszcze dzieciak.

Po trzecie, nie mam ochoty na jego ciągły płacz i załamywanie się po utracie dziecka, więc lepiej bym to zrobił teraz.

-Już jestem. A ty dalej tu stoisz? Do wanny omego- popędziłem go, po czym nalałem do drugiego kieliszka, dyskretnie wrzucając tam tabletkę.

Alfa wcale nie była zadowolona z moich poczynań.

-Myślę że po prostu nie dotarło jeszcze do mnie twoje polecenie. Kazałeś mnie obudzić, nie dziw się Alfo- wymamrotał i zaczął się niezdarnie rozbierać z ubrań, po czym umiejscowił się w wodzie między moimi nogami i oparł plecy o moją pierś, przymykając oczy.

-Może się napijesz?- podałem mu kieliszek i pocałowałem jego szyje, wywołując tym samym jego chichot.

-Nie pijam szampana. Wiesz że to akurat nasz? Francuski- powąchał go tylko

-Nie tęsknisz za Francją? Może jej smak jest ukryty właśnie w tym kieliszku?- próbowałem być romantycznym

-Tęsknię za moim krajem, matką i rodzeństwem, zdecydowanie- pokiwał głową i sięgnął po trunek, zatrzymując się tuż przed nabraniem łyczka. -Co kombinujesz?- zmarszczył na mnie brwi. Mądry.

-Dlaczego miałbym coś kombinować?- zaśmiałem się i objąłem go mocniej.

-Nie lubisz mojego państwa i na pewno nie zachęcałbyś mnie do celebrowania szampana właśnie z mojego ojczystego kraju- pokręcił głową i w końcu się napił. Boże, mało brakowało. -O mój Boże. Obrzydlistwo!- jęknął i z trudem przełknął jeden cholerny łyczek. -Jesteś pewien że to nasz szampan?- jęknął, przepłukując sobie usta wodą

-Tak, przecież sam to stwierdziłeś- przewróciłem oczami. Mam nadzieje, ze chociaż ten jeden łyk pomoże.

-A tak ładnie pachniał- pokręcił głową i odstawił kieliszek, ukrywając się w moich ramionach z zachwytem.

-Czego nauczyłeś się na dzisiejszej lekcji?- spytałem rysując dziwne wzroki na jego ramieniu.

-Kilka nowych słów, które mogą mi się przydać, ale nie brzmią tak pięknie jak w naszym języku- westchnął cicho. -I w końcu wiem jak mogę poprosić o odrobinę rozrywki! Dawno nie grałem na pianinie!- uśmiechnął się.

No dobra, zaskoczył mnie teraz.

-Grasz na pianinie?- zdziwiłem się, pianino to rozrywka raczej dla arystokracji.

Moje przypuszczenia coraz bardziej się sprawdzają i niezbyt mi się to podoba.

-Gram i to uwielbiam!- uśmiechnął się i zaczął wykonywać ruchy palcami, jakby rzeczywiście grał.

-Dobrze, jak będziesz grzeczny to wstawię ci pianino do pokoju- pokiwałem głowa.

-Dziękuję!- pisnął radośnie i przytulił się do mnie

-No dobra, dobra. Umyjesz mnie?- uniosłem na niego brew, a on się zarumienił, ale usiadł prosto i dobrał się do gąbki i zaczął delikatnie myć moją pierś i ramiona.

Był na tym bardzo skupiony i marszczył rozkosznie nosek, sprawiając że coś we mnie miękło mimo sprzeciwu.

-Aż takie to wciągające zajęcie?- zaśmiałem się, gdy przeszedł z myciem na moje plecy, przez co musiałem się odwrócić.

-Wiesz, patrzenie na te wszystkie blizny na twoich plecach nie jest takie przyjemne, gdy staram się nie myśleć o tym, po czym one są. Mogłeś chociaż uprzedzić że masz szramy po swoich przygodach-  tak szczerze to teraz się boję spojrzeć na jego twarz, by nie zobaczyć przypadkiem tak strasznej miny jak jego głos.

Taka mała omega, a wywołuje u mnie tyle emocji.

Niekoniecznie tych dobrych.

-Chyba sam to dokończysz- złapał za mój kieliszek i dopił jego zawartość.

Cholera, nie.

-Nie wiem co chciałeś osiągnąć, dosypując mi coś do cholernego szampana, ale nie jestem głupi. Może i mam te szes... szesnaście* lat, ale mam smak, węch i tak dalej- prychnął na mnie i zabrał ręcznik który był przygotowany dla mnie.

Otulił się nim i z dumnie uniesioną głową opuścił pomieszczenie.

No to niezły ma charakterek, to trzeba przyznać.

Zostawił mnie tu samego, z moimi własnymi myślami i czymś dziwnym, co prowadziło moje myśli do niekoniecznie miłych miejsc.

Czy to się nazywa sumieniem?

Jeśli tak, to chyba mam problem.

**********

Witajcie!

Chcemy Wam bardzo podziękować za #165 miejsce w fanfiction w zaledwie dziesięć dni!

Jesteście niesamowici!

Kochamy Was mocno!

Kitty & O  ❤

(*Louis ma jeszcze problemy z wymową niektórych rzeczy po angielsku , chyba nie muszę tego tłumaczyć szczegółowo XD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top