Rozdział 50
Obudziłem się z dziwną świadomością, że cos jest nie tak.
Czułem się potwornie źle.
Miałem wrażenie, że moje wnętrzności płoną, a głowa pęka z bólu.
Z trudnością zwlekłem się z łóżka, prosto do łazienki, gdzie musiałem przemyć swoją twarz zimną wodą i dopiero to pozwoliło mi trzeźwiej myśleć i nie skupiać się aż tak na bólu.
Podążyłem ponownie do sypialni z zamiarem obudzenia mojej omegi, ale nie było jej, ani mojego syna, więc postanowiłem zadać sobie więcej trudu i przejść się do pokoju Randalla.
Niestety, tam również ich nie było, więc zacząłem schodzić po schodach.
-Wasza wysokość?- strażnik pojawił się przy mnie natychmiastowo, więc przytrzymałem się go, kiedy prawie upadłem.
-Nie czuję się zbyt dobrze. Gdzie moaj omega i mój syn?- spytałem go, gdy stanąłem na równej posadzce.
-Nie było ich z tobą na górze panie?- zdziwił się, a ja poczułem zawroty głowy.
-Dlaczego on zawsze wychodzi bez informowania mnie o niczym- warknąłem.
-Nikt dzisiaj nie wychodził z zamku, oprócz niemieckiego władcy, Wasza Wysokość- pobladł na twarzy.
Krew w moich żyłach momentalnie zawrzała, popędzając mój naturalny odruch przemiany przy tak gwałtownym skoku wściekłości.
Adrenalina dostała się do mojego ciała szybciej, niż mógłbym się spodziewać w innej sytuacji, ale cholera.
Właśnie porwano mi dziecko i męża!
Odepchnąłem strażnika od siebie i funkcjonując tylko na samej adrenalinie wypadłem na zewnątrz, łamiąc swoim wilczym ciężarem potężne drzwi.
Ryk, który wydobywał się z mojej piersi zdawał się już nawet nie przypominać wilczego, a bardziej niedźwiedzi.
Oto, co wściekłość robi z alfą.
Obraz przed moimi oczyma nabrał czerwonej powłoki, a nos zaczął boleć od gwałtownego węszenia w poszukiwaniu zapachu mojej rodziny.
Nie odnalazłem nic.
Niestety, Herman nie jest tak durny i nie wróci z Lou i Randallem do swojego królestwa.
Zacząłem bezmyślnie krążyć po całym królestwie, doszukując się jakichkolwiek śladów po mojej omedze, ale śnieg zasypał wszystko.
Nawet ślady kół powozu.
Zimny wiatr targał moimi uszami i futrem z ogromną siłą, co wywołało u mnie przerażenie.
Przecież Louis ma tak słabą odporność, kto wie czy Randall nie ma tego po nim!
Obaj się zaziębią!
W panice postanowiłem przekroczyć Tamizę, która po raz pierwszy od kilkunastu lat ma pokrywę lodową na swojej powierzchni.
Lód zaczął pode mną pękać, więc jeszcze bardziej przyspieszyłem przemierzanie jej.
Jeszcze tylko brakowałoby mojego wychłodzenia i niedowładu kończyn przez spotkanie z tą wodą!
Chwyciłem mocno pazurami zmrożoną ziemię przy brzegu i odrzuciłem swój ciężar na stawu grunt, lądując całym ciałem w śniegu.
Szybko podniosłem się, przypatrując się spękanym krom na teraz wzburzonej wodzie.
Uniosłem swój pysk do góry, by dać sygnał swojej watasze.
Sam go nie znajdę bez żadnego śladu.
Potrzebuję do tego swoich zaufanych bliskich i najlepszych tropicieli z całego królestwa.
Gdy adrenalina opadła z mojego ciała poczułem się jeszcze gorzej niż z samego rana.
Do tego dotarło do mnie, że Herman tylko na to czekał.
Przyjechał tu, wmawiając mi, że chce poznać moją omegę i móc pozdrowić syna.
Jego prawdziwym zamiarem było zabranie mi i jednego i drugiego.
Wolę nie myśleć, co on z nimi chce zrobić, ale jeżeli stanie się im krzywda to nie będę litościwy i nie załatwić mu kata.
Są mu utnę łeb i zrobię z niego breloczek.
Ufałem mu.
Jak cholernemu przyjacielowi.
Znałem go od dziecka... A on tak po prostu zabrał moje dwa najważniejsze skarby.
Nie odpuszczę mu tego.
W pewnym momencie nie byłem już w stanie poruszać się dalej.
Moje łapy odmówiły posłuszeństwa, a porywisty wiatr tylko to utrudnił, powalając moje ciało na ziemię.
Śnieg był wszędzie, kleił się do mnie błyskawicznie, a ja nawet nie byłem w stanie się z niego otrzepać.
Moje oczy zaczęły się przymykać ze słabości, więc nie walczyłem z tym.
Podświadomie czułem na sobie czujne spojrzenia i zaraz potem rozgrzane pary rąk podnosiły mnie z ziemi i niosły Bóg wie gdzie.
***
Ciepło, było pierwszym co poczułem i szczerze mówiąc, miałem wrażenie jqkbym znowu był szczenięciem.
Moja wizja była zamazana, w ciepłych barwach i ciągle czułem coś ciepłego. co zostawiało moje futro mokre.
Czułem się jak małe dziecko, mały książę, który urodził się ponownie pod postacią wilka i teraz pielęgnuje go matka.
Prawda okazała się być jednak niezwykle brutalna, gdy do moich uszu w końcu dotarły głosy.
Zdecydowanie nie znałem tego języka, ale z całą pewnością był przyjemny dla słuchacza.
Zwykła zlepka bełkotu otoczona ciepłym ale jednocześnie cichym tonem.
Postanowiłem podjąć próbę mrugania, aby wyostrzyć obraz, co udało mi się po dłuższej chwili.
Znajdowałem się w pomieszczeniu pełnym futer, które na dodatek falowało, targane przez wiatr.
Mężczyzna siedzący przy samym wejściu miał długie, czarne włosy z wplątanym w nie okazałym pióropuszem z koralami.
Myślałem, że Indianie zostali wydaleni z naszych ziem, a tu proszę.
Wystarczy trochę pobiegać bez świadomości i trafiam do ciepłego tipi.
Młoda dziewczyna dotknęła mojego nosa ze zmartwioną miną, ale jej twarz wykrzywiła się w uldze.
Wymamrotała coś prędko do mężczyzny i poczułem jeszcze jedne ręce na swoim ciele, które poprawiły grzejący mnie koc.
-Wasza wysokość, proszę wybaczyć tę zuchwałość. Nie mogliśmy pozwolić na twoją śmierć w tym zimnie- dziewczyna spokojnie mówiła, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
-Dam ci teraz ciepłego mleka. Musi bardzo cię bolec gardło. Leżałeś tam dość długo, choć pewnie tego nie czułeś. Byłeś zatruty, więc uleczyliśmy cię ziołami. Mam nadzieję, że to w porządku- podsunęła mi glinianą miseczkę pod pysk i wyciągnęła z ogniska kolejne takie naczynie, tym razem pełne mleka z miodem.
Łapczywie zacząłem to pić, bo cholera, miała rację z tym bólem.
Moja krtań od razu zrobiła się czystsza.
-Przyjaciele waszej wysokości są na zewnątrz i nie są zbyt przyjaźni dla nas. Dlatego trzymamy ich na krótko. Czy mam im przekazać, że jesteś już przytomny, wasza wysokość?- dolała mi jeszcze ciepłej cieczy.
Skinąłem potulnie łbem.
Nigdy więcej nie powiem złego słowa na obcokrajowców, nigdy.
A zwłaszcza na francuzów i indianów.
Anioły w ludzkim ciele.
Zwłaszcza moja omega.
Louis...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top