Rozdział 46
Z Louisem było tylko lepiej i lepiej.
Jego bóle poporodowe minęły już praktycznie całkowicie, a jego narządy rozrodcze jakimś cudem po ciąży zregenerowały się praktycznie całkowicie.
Jak widać zapłodnienie go miało skutki nie tylko w jego wadze na którą ciągle narzeka a także lecznicze.
Jego blizny (które już dawno temu mu zafundowałem) zagoiły się praktycznie do niewidocznych, bladych śladów na uroczo opalonej skórze.
-Nie wierć się tak!- jęknąłem, gdy omega po raz kolejny próbowała mi się wyślizgnąć podczas czesania go.
-Zostaw mnie! Eleanor jest od czesania mnie! Wyłysieję przez ciebie!- piszczał w sprzeciwie, gdy w końcu go unieruchomiłem i ułożyłem na jego zmierzwionych włosach koronę.
-Musimy się prezentować nieskazitelnej Louis. Herman to ważna osoba w moim życiu prywatnym jak i politycznym. To mój przyjaciel. Chcę mieć okazję do pochwalenia się moim wspaniałym małżonkiem i równie idealnym dzieckiem- szczypnąłem pulchne pośladki, które stały się jeszcze bardziej krągłe.
Doprawdy, nie mam pojęcia na co on tak narzeka.
Te dwie poduszeczki są idealne do wylegiwania się na nich.
-Przesadzasz- chłopak przewrócił na to tylko oczami, ale posłusznie zaczął poprawiać ubrania naszego syna, który już zdążył uwolnić się od miniaturowej korony na jego głowie.
-Jest nakarmiony i przewinięty? Nie będzie sprawiał problemów, prawda?- spytałem niepewnie, a omega ponownie przewróciła na mnie oczami i wcisnął mi nasze radosne dziecko do rąk.
-Po prostu go trzymaj jak należy, to będzie spał jak zabity- zaśmiał się i poprawił po raz kolejny swój strój.
-Jestem podekscytowany jak i zdenerwowany. Mówisz że która jego żona z nim przyjedzie?- spytał niewinnie, ale ja zbyt dobrze go znam, by nie wiedzieć że chce jeszcze raz usłyszeć historię małżeństw mojego przyjaciela.
-Z czwartą, ponieważ trzy poprzednie okazały się być sukami. Pierwsza zostawiła mu dziecko i uciekła z jego zastępcą w sprawach polityki w odległych państwach, druga puściła się ze słowiańskim księciem i została wygnana, zaraz po tym jak dała Hermanowi dwójkę dzieci. Trzecia po prostu chciała go zabić, aby móc władać tronem samodzielnie. Gdy tylko urodziła mu dziecko, kat ją zabił. Za zdradę państwa- zaśmiałem się z jego podekscytowanej miny.
-Łącznie ma piątkę córek i jednego syna, tak?- uśmiechnął się szeroko, na samą myśl o dzieciach.
-A czemu tak wypytujesz? Pragniesz kolejnych dzieci?- szybko przyciągnąłem go do siebie i nachyliłem się do niego, uważając na naszego syna.
Niebieskooki ułożył swoje dłonie na mojej piersi i spojżał mi poważnie w oczy.
-Za jakiś czas być może- uśmiechnął się, na co moje serce urosło w piersi.
-Kocham cię, wiesz o tym, prawda?- potarłem swoim nosem o ten jego.
-Miękki się zrobiłeś dla mnie, co? I pomyśleć że to przez tego brzdąca- połaskotał naszego syna i szybko pocałował mnie w policzek.
-Eleanor! Przynieść mi wina! Na trzeźwo tego nie przeżyje!- zawołał i służka po chwili pojawiła się przy jego boku z całą butelką.
Omega nawet nie przejęła się postawionym mu pod nos kieliszkiem, tylko przechylił butelkę i upił sporo z gwinta.
-Czasami nadal mnie zaskakujesz- pokręciłem głową, gdy oddał jej dwie trzecie butelki i ruszył pewnie przed siebie.
-Tobie wolno a mi nie?- zaśmiał się zza drzwi, więc pozostało mi tylko podążyć za nim.
***
Dziedziniec został starannie oświetlony lampami na powitanie gości.
Przy moim boku Louis drżał od chłodnego wiatru, ale ani trochę nie starał się nawet zakryć.
Chował pod swoim płaszczem nasze dziecko, które mogło zachorować.
-Czuję się winny że tak marzniesz- zacząłem zdejmować ze swoich barków płaszcz i w końcu narzuciłem go na jego plecy.
Spojrzał na mnie w górę z ogromną wdzięcznością i zakrył się porządnie, dalej chroniąc naszego syna od padającego śniegu.
Co z tego że jest cholerny marzec, zima to uparta suka, która nie chce odejść.
Omega zarzuciła na swoją głowę pluszowy kaptur idealnie w momencie gdy rozbrzmiało arenie koni i w bramach pojawiła się karoca.
-Nareszcie- szepnąłem, czując jak i mi robi się powoli zimno.
Herman opuścił jako pierwszy swój powóz, dumnie unosząc swoją głowę.
Przy jego boku szybko pojawił się Czarnoskóry służący i jego żona, która tak potwornie przypominała mi Olyvię, że chciałem zapłakać żałośnie.
Na szczęście tylko z wyglądu.
Miałem okazję już ją poznać i to zdecydowanie właściwy wybór dla mojego o dziesięć lat starszego przyjaciela.
-Hermanie Shulz, witaj w Angielskich progach- pokłoniłem mu się przyjaźnie, a omega przy moim boku posłusznie dygnęła, ukazując swój szacunek.
-Po co te grzeczności drogi Harry. Wspaniale cię widzieć po raz kolejny- poklepał przyjaźnie moje plecy, a Charmel, jego partnerka delikatnie pocałowała mój policzek, tak samo również witając się z Louisem.
-Ty zapewne jesteś tym zniewalającym urodą Francuzem, prawda? Louis William Tomlinson. Niesamowite, że po takiej walce w tępieniu waszego państwa, Harry poślubił właśnie francuską perełkę. Jestem zachwycony, że mogę cię w końcu poznać- Herman uchylił głowy przed moim mężem, a Louis zarumienił się na całej twarzy.
-Was również miło poznać, wasza wysokość- na całe szczęście się nie jąkał.
-Wejdźmy może do środka. Co będziemy tak chłodzić twojego partnera i twoje dziecko Harry- zaproponował mi Herman, więc szybko się zgodziłem.
Blu, jego sługa szybko podniósł torby należące do pary i wszedł za nami do ciepłego zamku.
-Zapraszam na kolację w takim razie- oddaliśmy służbie płaszcze.
Oczywiście pomogłem Louisowi się z nich wygramolić i dopiero wtedy poprowadziłem omegę do jadalni, opiekuńczo trzymając rękę w dole jego pleców i zerkając ciągle na mojego syna czy obaj są bezpieczni.
Taki wilczy odruch.
Nigdy nie ufaj do końca przyjacielowi, nawet temu najbliższemu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top