Rozdział 33
/Dacie radę skomentować każdy akapit?/
Dzień ślubu nadszedł niezwykle szybko.
Sala balowa i pokoje dla gości były niezwykle dobrze przygotowane, tak samo jak i nasz pokój, na noc poślubną.
-Cholera, ale capisz rują- jęknęła Caroline, zatykając sobie nos, a ja posłałem jej oburzona spojrzenie.
-To nie moja wina- mruknąłem cicho i pobraz setny poprawiłem muszkę przy kołnierzyku nieco obcisłej koszuli.
Marynarka o dziwo pasowała wraz z podpiętym do niej długim materiałem, który zawsze był zakładany przez dziedzica tronu w dniu ślubu lub koronacji.
Mam wszystko na raz.
-Widziałaś Louisa?- spojrzałem na nią kątem oka, a ona pokiwała głową.
-Wygląda lepiej od ciebie, ale to badziewie z tyłu go obciąża i się buka na boki, kiedy się zatrzymuje- zaśmiała się cicho i wręczyła mi miecz, który umieściłem za swoim paskiem.
-Wszyscy już są?- odchrząknąłem i odgarnąłem włosy do tyłu.
-Brakuje tylko jego rodziców. Zapewne zaraz przybędą, zwłaszcza że słyszałam o statku francuskim w porcie- wzruszyła ramionami i podeszła do mnie.
-Umieszczono przysięgę? Wiesz jakie słowa będziesz musiał w niej wypowiedzieć?- szczypnęła moje policzki, by nabrały koloru.
-Tak wiem i myślę, że jestem gotowy je wypowiedzieć ze szczerym sercem- skinąłem głową, a ona się uśmiechnęła.
-Jesteś gotowy- ułożyła dłoń na moich plecach i lekko pchnęła mnie w kierunku drzwi.
***
Orkiestra grała naprawdę przepięknie, gdy wszyscy goście siadał i na swoich miejscach.
Nawet przez chwilę martwiłem się, że zabraknie krzeseł, ale to się nie stało.
W pierwszym rzędzie po prawej stronie siedziała moja rodzina, składająca się z Caroline, Zayna, jednego ze strażników, Aarona i mojego dalekiego kuzyna ze Szkocji.
Po lewej siedział Fréderic, Joanne, Charlotte, Félicite, Phoebe, Daisy, William, Ernest i Doris.
No ich akurat było dużo, ale męskie grono patrzyli na mnie z wściekłością wymalowaną w oczach.
Tylko Jay i jej córki (oraz Ernest) wydawały się być zachwycone przygotowaną uroczystością.
Było również wielu królów z innych państw, a także książąt.
-W porządku Harry?- Liam, który był moim świadkiem ułożył rękę na moim ramieniu.
Skinąłem do niego głową, wypuszczając z siebie spięty oddech.
W końcu muzyka się zmieniła, a strażnicy otworzyli wrota wejściowe, w których pierwszy pojawił się Niall, a po chwili u jego boku zjawiła się moja omega.
Był ubrany jaśniej niż ja, jego włosy zostały ułożone po raz pierwszy od dawna. Biała koszula była wypuszczona ze spodni, by nie ukazywać pojawiającego się powoli brzuszka.
Jego nogi były opięte przez jasno szare spodnie w delikatne paski, a marynarka była rozpięta i luźno ułożona na mego ramionach.
No prawie luźno, dociskały ją mocne zapinki od ciągnącego się za nim materiału.
-Wow- mruknął cicho Liam, a ja skinąłem głową.
Wszyscy zebrani unieśli się ze swoich miejsc, po czym spojrzeli na szaty na, który szedł z uniesioną brodą w moim kierunku.
Był prowadzony przez swojego świadka, Nialla, który wydawał się być szczęśliwy, że tu jest.
W końcu gdy dostałem go w swoje dłonie, szatyn cicho się przywitał.
Ucałowałem jego ręce, po czym przyklęknęliśmy przed pastorem.
-Zebraliśmy się tu dziś, aby być świadkami ślubu jak i koronacji nowych władców Wielkiej Brytanii.
Jednocześnie w ten sposób zostaną zjednoczone dwa państwa, Francja, czyli kraj Louisa Williama Tomlinsona drugiego, oraz właśnie Angielska Korona, Harry'ego Edwarda Stylesa pierwszego. Wstańcie moi synowie i złóżcie swoje przysięgi dla korony- ojciec się cofnął, więc uniosłem się z kolan wraz z Louisem, który ścisnął niepewnie moją dłoń.
Powtarzaliśmy za nim słowa, które miałem wpajanie od szczeniaka.
Ojciec dobrze mnie przygotowywał do roli przyszłego króla, z czego teraz się cieszę, bo jestem w stanie dodać otuchę trzęsącemu się ze stresu omedze swoim mocnym i pewnym głosem.
Miecz został zabrany z mojego pasa i skierowany na moje ramię.
Pastor mianował mnie królem i posiadaczem korony Wielkiej Brytanii, a Louis został mianowany na współwładcę mojego państwa.
Nam obu założono piękne i ciężkie korony, a poprzednie odłożono na czerwone poduszki, by były przygotowane dla naszych potomków.
-Teraz złóżcie śluby małżeńskie i wypowiedzcie przysięgę- zostaliśmy zwróceni w swoich kierunkach, po czym nasze spojrzenia się spotkały.
Oczy szatyna były załzawione, jednak nie byłem w stanie stwierdzić czy to ze stresu, czy też ze szczęścia.
-Ja Harry Styles, biorę ciebie Louisie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Przysięgam kochać cię przez wszystkie moje dni, aż do śmierci. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu, w chorobie, w dostatku i biedzie. Kocham cię- przy tym szatyn praktycznie wybuchł płaczem, ale otrząsnął się szybko i na jego twarz przybył radosny uśmiech, który rozgorzał moje serce i wywołał drżenie kolan.
-Ja Louis Tomlinson, biorę ciebie Harry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Kocham cię- jego głos był cichy, ale wszyscy go słyszeli.
-Wymieńcie się teraz obrączkami- pastor podał nam poduszkę, na której leżały obrączki z naszymi imionami wygrawerowanymi od środka.
-Louisie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności- założyłem maleńki krążek na jego rozdygtane palce, po czym ucałowałem jego dłoń, by go uspokoić jeszcze bardziej.
-Harry, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej wierności i miłości- przekręcił słowa, ale na szczęście nikt nie miał mu tego za złe.
Tym razem pewnie nałożył złoty krążek na moje palce i złączył mocno nasze dłonie.
-Możecie się pocałować- skinął głową pastor i wycofał się jeszcze bardziej.
Szybko ułożyłem swoje dłonie na policzkach szatyna i połączyłem nasze usta razem.
Całowałem go powoli, jednak wlewałem w to wszystkie swoje uczucia.
Szarym wręcz skomlał z zachwytem w moich ramionach, po czym musiałem go trzymać, bo jego kolana uginały się z zachwytu.
Nad nami rozbrzmiewały brawa i sypały się kolorowe płatki kwiatów, co oderwało ode mnie szatyna, który z zachwytem obserwował gości.
-Kocham cię- zetknąłem nasze czoła razem, a po jego policzkach popłynęły łzy.
-Tak długo na to czekałem- szepnął i zarzucił ramiona na mój kark, ponownie łącząc nasze usta razem.
*******
No i Harry się złamał 😂🌹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top