Rozdział 25

Wsłuchiwałem się w delikatną melodię i obserwowałem z boku, jak jego delikatne palce przesuwają się po klawiszach, wprawiając instrument w ruch.

Muzyka była naprawdę delikatna i powolna.

Jego głowa delikatnie się bujała na boki w rytmie wygrywanej melodii.

Nie widział mnie, więc mogłem patrzeć tak długo, jak tylko chciałem.

Oparłem się ramieniem o futrynę drzwi i po prostu wsłuchiwałem się w delikatne dźwięki.

Melodia z powolnej wkrótce stała się naprawdę szybka i byłem pod sporym wrażeniem.

Sam mimo długich palców nie umiałbym tak szybko przeskakiwać z jednego klawisza na drugi, a on robi to bezbłędnie.

Po chwili jednak zaprzestał gry, bo zaczął kaszleć.

Przyłożył jedną z dłoni do swojej klatki piersiowej i próbował odkrztusić to, co go przyduszało.

Zaraz potem odwrócił się po herbatę do stoliczka i prawie spadł ze stołka, gdy mnie spostrzegł.

-Harry! Czemu tu jesteś i tak po prostu się na mnie gapisz! Przestraszyłem się!- jęknął ochrypłym głosem, na co zmarszczyłem brwi.

-Jesteś chory. Boli cię gardło?- podszedłem do niego i zapiąłem jego koszulę do spania pod samą szyję, na co jęknął.

-Zachowujesz się jak moja mama. Troszeczkę- klepnął moją dłoń, którą przyłożyłem do jego czoła.

-Masz gorączkę. Louis, dlaczego musisz chorować przed moją rują? Co ja teraz zrobię!- warknąłem z oburzeniem, a on zmarszczył na mnie brwi.

-Chyba nie zrobiłem tego specjalnie- prychnął na mnie i odwrócił się ponownie do instrumentu, gdy chciałem kontynuować dyskusję, ale on zaczął grać na tyle głośno, by mnie zagłuszyć.

-Do łóżka. W tej chwili- warknąłem mu do ucha, a on mimo wzdrygnięcia się grał dalej burzliwą melodyjne, dopóki nie podniosłem go za biodra w górę, na co zaczął krzyczeć.

-Cholera, uspokój się, bo cię upuszczę- jęknąłem, przytrzymując go w miejscu.

Nie chcę go teraz poturbować, zwłaszcza że jest szansa na jego ciążę.

W końcu przez całą jego gorączkę użyłem prezerwatywy tylko raz.

-Jesteś okropny- fuknął z urazą, gdy rzuciłem go na łóżko, momentalnie zawijając go w naleśnik z kołdry i pociągnąłem za specjalny sznureczek, który wprawiał w ruch dzwonki w pokoju służby.

Po kilku minutach w sypialni pojawiła się zaspana Eleanor, która ukłoniła nam się grzecznie i zapytała czego nam potrzeba.

-Upewnij się, że ta kartka dotrze do lekarza jutro z samego rana- wręczyłem jej świstek z prośbą o przybycie nadwornego medyka.

-Dobrze wasza wysokość, czy coś jeszcze wam potrzeba?- schowała papier do swojej kieszeni fartuszka.

-Zaparz dla niego jakieś zioła i możesz iść spać- wskazałem na omegę, a ona skinęła głową i ruszyła w kierunku kuchni, by wrócić do nas z czajniczkiem pełnym ziółek i na dodatek przyniosła herbatniki.

-Dziękuję- powiedział cicho szatyn i zajął się chrupaniem ciastek, które zanurzał w swoim napoju.

-Jak rano wstanę, a to będzie dalej pełne, to nie licz na ten pierścionek, który już ci kupiłem. Rzucę go kaczkom razem z chlebem- pogroziłem chłopcu palcem, na co zachichotał i wplątał swoją dłoń w moje włosy, gdy ułożyłem swoją głowę na jego kolanach.

Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę z dołu, aż nie oparł sobie książki o moje ramię i nie zaczął czytać.

Przesunąłem więc swój wzrok na jego brzuch, wręcz marząc o tym, by znajdowało się tam nasze pierwsze dziecko.

Z tymi marzeniami odpłynąłem w krainę snu, który przyniósł mi pewnego rodzaju ulgę.

***

Następnego ranka obudziło mnie delikatne poruszenie pod moją głową.

-Hazz. Muszę do łazienki. Koniecznie- Louis bardzo delikatnie mnie szturchnął, więc nie miałem wyboru.

Chcąc nie chcąc musiałem stoczyć się z jego ud na poduszkę, a on momentalnie wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki.

Tymczasem ja sięgnąłem ręką do swojej szufladki i z paczuszki gumek wyciągnąłem zwykłe, ozdobne pudełeczko na biżuterię.

No tam akurat nie szukał, więc trafiona kryjówka.

Upewniłem się jeszcze, czy aby na pewno wyczyścił kubek z ziółkami do czysta i po prostu podłożyłem mu pierścionek pod otwartą książkę, którą od rana zapewne znowu czyta.

Zaraz po tym po prostu odwróciłem się tyłem do jego miejsca i udawałem sen.

W końcu wrócił i westchnął, widząc mnie śpiącego.

Usadowił się wygodnie na łóżku i zabrał książkę, strącając z niej pudełeczko.

Słyszałem poruszenie na łóżku, więc po prostu musiał je podnieść.

Usłyszałem jego sapnięcie i otwieranie pudełeczka i szybkie trzaśnięcie jego pokrywką.

-Ja pierdolę- szepnął sam do siebie i zapewne drugi raz otworzył opakowanko, sądząc po szuraniu i jego zachwyconym pisku.

-Mimo tego, że jesteś dupkiem i kretynem to kocham cię naprawdę mocno. Tak samo też cię nienawidzę- poczułem jak się wtula we mnie.

Starałem się utrzymać oddech w jednym rytmie na słowa, które wypowiedział do mnie, ale to nie było takie łatwe i zaczęło brakować mi tlenu.

Musiałem zainicjować głośne westchnięcie przez sen i przemieszczenie się tak, by go obejmować w pasie.

Chłopak po prostu zachichotał i zaczął jeździć dłonią po moim policzku.

Na jednym z palców wyczuwałem chłód, co na sto procent było pierścionkiem.

Chciałem się uśmiechnąć, ale nie byłem w stanie przez szok, który mną zawładnął i przez potrzebę grania śpiącej osoby.

-Jestem być może głupi, że to robię, ale cholera, nie da się ci nie ulec. Mam nadzieję, że chociaż troszkę omotałem cię tym urokiem, o którym każdy mówi, że go posiadam. Chciałbym, byś był po prostu szczęśliwy ze mną- naparł na mnie swoimi plecami, gdy układał się wygodniej i westchnął cicho.

Zaraz po tym jego oddech zaczął się normować, co oznaczało że zasnął.

Cholera, on mnie kocha.

On mnie tak po prostu kurwa kocha.

A najlepsze jest to, że ja również się w nim zakochuje.




*************

Trzy rozdziały jednego dnia, Kitty szaleje XD

A ja po prostu jestem tak cholernie wam wszystkim wdzięczna za ten wynik, że moja wena dała ki tak ogromnego kopniaka w dupę, że zupełnie przypadkiem zrobiłam maratonik 😂


Nawet nie macie pojęcia jak wielki jest teraz mój uśmiech i jak bardzo jestem przerażona tym, że moje wypociny Wam przypadły do gustu.

Dziękuję Wam za wszystko, kocham Was bardzo mocno ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top