Rozdział 2

!PRZEMOC!

Kolejne dni oczekiwania na mój prezent były... dziwne. Malik przybył do nas trzy dni po powrocie Liama i był z siebie bardzo zadowolony. Obiecał mi pojawienie się mojej niespodzianki do końca tygodnia i oto się stało.

Jest czwarta piętnaście rano, a ja zostałem obudzony przez hałasy na korytarzu.

Echo roznosiło się po całym pałacu przyprawiając mnie o dreszcze niepokoju, więc poderwałem się z wygodnego łóżka i ubierając szlafrok wyszedłem z pokoju, dążąc do źródła dźwięku.

Zacząłem się nawet bać o swoją pozycję w stadzie, ale potem dotarło do mojej zasypanej mózgownicy, że te dźwięki które słyszałem okazały się być warczeniem omegi.

Tak, moim prezentem okazała się zatrzaśnięta w stalowej klatce omega.

Handlarze nie chcieli mi zdradzić ceny za ten prezent, ale udzielili mi wielu ciekawych informacji. Mianowicie to, że omega jest młodym samcem, dodatkowo nienaruszonym w żaden sposób cielesny. Jak na omegę z burdelu (stamtąd wykupił go Zayn), to ogromne osiągnięcie.

Wiele nie rozmyślałem nad ich słowami, bo zapach jaki wydawał z siebie chłopak był obezwładniający. Pachniał słodką gorączką, która sprawiała, że nie byłem w stanie racjonalnie myśleć.

- Dlaczego jest w klatce? - spytałem, krzywiąc się na skulonego wilkołaka w przymałym zamknięciu.

Owszem, omega jest maleńka, ale ta klatka do odpowiednich nie należy.

- Uciekał, Panie. Wiele razy musieliśmy go ścigać. Niezłe z niego ziółko, jak na takie maleństwo. - Handlarze opuścili zamek po wypełnieniu papierów przez mojego przyjaciela, który szybko się ulotnił, by tylko nie rzucić się do pomocy omedze.

Zaraz po wyjściu mężczyzn, którzy sprzedali mi wilka, zauważyłem na ciele omegi zadrapania i małe rozcięcia, ledwie widoczne przez gęste, karmelowe futro.

- Kłamcy. Wcale nie jesteś taki nietknięty. Pobili cię, wilczku - przykucnąłem przy klatce i chciałem dotknąć nosa omegi, ale ten obnażył na mnie ostrzegawczo zęby.

- Jesteś niegrzeczny - zablokowałem jedną dłonią jego szczęki.
Nawet się nie wysilałem. Był drobny, więc wystarczyło zacisnąć tylko mocniej palce i był bezbronny.

- Jeśli chcesz wyjść z tej klatki, musisz być posłuszny i przede wszystkim nie uciekać - pogroziłem mu palcem - ale jeśli dalej będziesz się tak zachowywać, to miłego pobytu w tej klatce.

Przekręcił łeb w nie zrozumieniu i wyrwał się z mojego uścisku, cofając się. Obserwował mnie podejrzliwie, będąc niesamowicie spiętym i gotowym do ataku jak i ucieczki.

- Rozumiesz, co do ciebie mówię? - podniosłem brwi, popychając lekko klatkę aby przyciągnąć jego uwagę.

Obnażył na mnie ponownie zęby, sprawiając że ucieszyłem się na samą myśl, że nie będzie to takie łatwe jak mi się przed chwilą wydawało. Uwielbiam wyzwania, a złamanie tej omegi na tyle by była mi posłuszna będzie świetną zabawą.

- Spokój - skarciłem go - to twoja pierwsza gorączka?

Skinął niepewnie łbem i zakrył bardziej swój tył puszystym ogonem.

- Chcesz, żebym ci pomógł, prawda? - uśmiechnąłem się z zadowoleniem mając doskonale świadomość tego, że chłopak tego potrzebuje. Sam jego zapach na to wskazywał.

Skrzywił się na mnie tylko i nawet nie warknął. Odwrócił się do mnie plecami i zaczął mnie ignorować.

- W takim razie załatwimy to inaczej skoro nie chcesz po dobroci- stwierdziłem i rozkazałem dwóm strażnikom przenieść go do mojej sypialni gdzie go sobie ułożę.

- I jak się podoba prezent? - wyszczerzył się Payne, pocierając dłonią biodro Malika. Zayn tylko się zaśmiał i bardziej wtulił w ramię partnera, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na pięknej twarzy.

Szczerze czasem zazdrościłem mu tej egzotycznej urody. Wyglądał jednocześnie pięknie i męsko a to bardzo rzadkie połączenie. Ja przy nim z długimi włosami i tymi dołeczkami wyglądam jak książątko z krwi i kości. No cóż, geny Stylesów, wiecznie młodzi o delikatnych rysach.

- Wasz prezent się na mnie obraził i nie chce ze mną współpracować - otrząsnąłem się z zamyślenia i przeniosłem swoje spojrzenie na sygnety umieszczone na moich palcach.

- On nie rozumie. Nie jest anglikiem, więc ma problem aby wiedzieć o co ci chodzi. Gwarantuję ci że był bardziej potulny gdy go kupowałem, ale może to przez strach przed tym co się będzie z nim działo- Mulat zaśmiał się cicho, a ja od razu podniosłem na niego spojrzenie.

- Jak to nie jest anglikiem? Co masz przez to na myśli? - zdziwiłem się.

- Załatwiłem ci żabojada, żebyś się wyżył - wyszczerzył złośliwie białe zębiska, a mnie przeszedł mocny dreszcz i poczułem gotującą się w moich żyłach krew.

-Boże, biedna omega. Ma teraz tak cholernie przechlapane- roześmiałem się w zadowoleniu i już sobie wyobrażałem co mu zrobię. Zrobię z niego swoją osobistą szmatę, na której będę mógł się wyładowywać a nawet i się zemszczę na nim za całe zło które wyrządzili mi jego rodacy. A gdy już z nim skończę po prostu go odeślę do Fredericka, francuskiego króla. 

Zemsta doskonała, zastraszyłbym ich tym niesamowicie.

Ruszyłem prędko do swojej sypialni i otworzyłem ciężkie drzwi, wcześniej nakazując straży odejście od mojej komnaty, tak aby raczej nikt nie był w pobliżu tego pomieszczenia.

Wilk nie był już zamknięty w klatce. Jego łapy były związane ze sobą jakimś sznurem w taki sposób aby nie mógł się podnieść, a na pysku miał zaciśnięty skórzany pasek.

- Rozumiesz angielski chociaż trochę? - podjąłem się próby komunikacji z nim, szczerze mając nadzieję, że we Francji uczą ich chociaż trochę naszego języka.

Wilk skinął lekko łbem, przyglądając mi się uważnie, kiedy ja w uldze zacząłem rozwiązywać sznury przy jego łapach.

-Byłbym wdzięczny gdybyś przemienił się w człowieka. Porozmawiamy zanim cokolwiek z tobą zrobię, dobrze?- Starałem się mówić powoli i używać jak najprostszych słów.

Spojrzał znacząco na moje ubrania i zmarszczył delikatnie nos, co wysłało dziwny dreszcz w dół mojego kręgosłupa.

- Nie potrzebujesz ich, chyba zdajesz sobie sprawę kim tak naprawdę jesteś? Nie dam ci ich, gdy i tak je zaraz z ciebie zdejmę- odplątałem jego ostatnią łapę i postanowiłem również odwiązać jego pysk. -Jeśli mnie ugryziesz, zabiję cię z zimną krwią srebrnym sztyletem, więc się pilnuj- zagroziłem mu i teraz to on zadrżał, sprawiając, że się uśmiechnąłem z tego powodu.

Strach w tym przypadku jest bardzo pożądany. Uwielbiam go czuć u swoich wrogów, bo tym właśnie jest dla mnie ta omega. Wrogiem, którego upokorzę zeszmacając go i mszcząc się za całe jego przeklęte państwo.

Warknął coś tylko na mnie pod nosem i posłusznie czekał aż go rozwiążę. Gdy tylko to zrobiłem chłopak skoczył na łapy, zataczając się jednak trochę. Był słaby, mogłem to od razu stwierdzić. To dobrze, nie będzie miał siły się bronić.

Zaczął rozprostowywać swoje łapy w widocznej uldze, ale byłem zbyt ciekawy i niecierpliwy by mu pozwalać się tym nacieszyć.

- Zamień się i nie zasłaniaj się dłońmi, chcę cię obejrzeć- usiadłem na łóżku.

Wilk zmrużył na mnie oczy i westchnął cicho, wiedząc że nie ma nic do gadania jeśli chce zachować życie. Zaraz po tym jego kości zaczęły strzelać i przemienił się.

Moja szczęka momentalnie opadła na widok drobnego i pulchnego w odpowiednich miejscach szatyna. Jest niesamowity, cholera. Te krągłe biodra, wąska talia, szczupłe ręce, drobne dłonie, idealnie widoczne obojczyki, chuda szyja, która aż się prosiła by ją ugryźć, delikatna, prawie że dziecięca twarz, jednak z widocznymi i ostrymi kościami policzkowymi, duże, błękitne oczy przyglądające mi się z widocznym niepokojem, idealne brwi częściowo zasłonięte przez nastroszoną i przydługą grzywkę w kolorze płynnego karmelu. Przejechałem ponownie spojrzeniem po jego twarzy zatrzymując się na dłużej na drobnym i zadartym nosku i idealnych, nieco wąskich malinowych wargach, które zapragnąłem całować i gryźć aż traciłbym oddech, lecz moje zasady nie przyjmują wyjątków.

-Odwróć się - wstałem w zachwycie i podszedłem do niego na odległość wyciągnięcia ręki, na co lekko się speszył i cofnął się o dwa kroki.

- Słucham? - wymamrotał niepewnie i zaczął drżeć. Złapałem go za ramiona i odwróciłem go do siebie plecami, kładąc zaraz potem dłoń na jego biodrze. Pachniał niesamowicie, a jego pośladki kusiły aby się w nie wgryźć, albo je ścisnąć.

- Najlepszy prezent na świecie- mruknąłem do siebie cicho, przyciągając omegę jeszcze bliżej swojego ciała, a on nawet nie protestował, będąc w zbyt wielkim oszołomieniu, więc mógł już poczuć moje podniecenie w dole swoich pleców. Przesunąłem go w kierunku lustra tak abym mógł się nadal nim zachwycać i miałem ochotę się roześmiać. Szatyn sięgał mi ledwie do mostka, co było wręcz idealne. 

Uwielbiam tak drobne omegi, więc nie pogardzę zrujnowaniem takiego maleństwa.

- Nie prezent, omega - oburzył się, chyba myląc nieco pojęcia w angielskim.

- Wszystko jedno - ścisnąłem mocno jego ręce - Pieprzony francuz- parsknąłem i zacząłem go ciągnąć w kierunku łóżka, mając zamiar rozpocząć całe to przedstawienie, które odgrywało się już w mojej głowie.

- Non! - fuknął, kładąc swoją dłoń na mojej piersi, sprawiając, że dostałem gęsiej skórki. 

To był zły dotyk, cholernie zły dotyk, który do tej pory kończył się tym, że traciłem kogoś ważnego. Dobrze że to tylko omega, ale ostrożności nigdy za wiele.

-Nie dotykaj. Po co się sprzeciwiasz? Jesteś tutaj, żeby mnie zaspokajać - prychnąłem, chwilę później śmiejąc się pod nosem na jego minę, która wyrażała ogromne niezrozumienie. 

Biedny niewinny dzieciak.

- Nie rozumiem. Za szybko mówisz - westchnął i zakrył się kołdrą kiedy tylko pchnąłem go na łóżko.

- Skup się - przewróciłem oczami - I nie zakrywaj się nigdy przede mną.- zdarłem z niego kołdrę.

- Nie lubię być nagi - pisnął mało męsko.

- Jak myślisz? Jak dużo razy cię skrzywdzę, zanim stracisz zupełnie siły?- zaśmiałem się bardziej do siebie niż do niego i ścisnąłem jego idealne pośladki.

Cholera, dawno nie miałem tak dobrej omegi w moim łóżku. 

- Dlaczego masz mnie krzywdzić? Nie robię nic złego- szepnął, przymykając ze strachem oczy.

- Mam powody - uderzyłem go w pośladek, sprawiając że się spiął i odrobina jego mazi spłynęła na jego uda. 

Boże, ten zapach jest oszałamiający.

Zaskomlał na niespodziewany ból i stoczył się z łóżka, skutecznie uciekając, szybko chowając się pod mebel, czym mnie trochę zaskoczył.

- Dlaczego wy Francuzi nie potraficie leżeć spokojnie? - westchnąłem, odczuwając już lekką irytację, która w połączeniu z rządzą nie była dobrym połączeniem. - Wyłaź stamtąd albo naprawdę cię skrzywdzę - warknąłem na niego głosem alfy.

- Już to robisz! Nie bij mnie, to wyjdę - skubany się schował tak, że nie mogłem go złapać bez schodzenia z łóżka.

-Jeszcze cię nie biję, to było zaledwie namiętne klepnięcie- szybko się wychyliłem i złapałem za jego kostkę, wyszarpując go siłą.

Poczułem satysfakcję gdy zapiszczał.

- Omega powinna się słuchać Alfy, a ty jesteś nieposłuszny, mimo tego, że jesteś zdany na moją łaskę - przewróciłem oczami, rzucając nim na moje poduszki i przysiadłem na jego nogach.

- Nie jestem głupi. Nie dam się zgwałcić - prychnął niegrzecznie.

W połączeniu z jego akcentem zadziałało to na mnie jak płachta na byka.

- Nie obchodzi mi się czy akurat dasz się, czy nie - prychnąłem - jesteś dziwką, która ma spełniać moje zachcianki, więc dla własnego dobra się zamknij- wbiłem palce w jego boki, wiedząc że za niedługo zrobią się tam ślady.

- Dziwką? - oburzył się i wbił we mnie niezadowolone spojrzenie, po chwili jednak jego mina się zmieniła a z ust uciekł cichutki jęk, który sprawił że miałem ochotę już teraz go wypieprzyć.

-Zamknij się już, na kolana i nie znoszę sprzeciwu- zszedłem z niego i ruszyłem do szafeczki, w której trzymałem swoje sadystyczne zabawki.

Co by tu wybrać...

- Jak się nazywasz? - zapytałem podczas przebierania w różnych pasach, klamrach i w końcu w biczach, z których wybrałem ten cienki, który rozcina skórę do krwi.

- Louis - szepnął na tyle cicho, że nie byłem pewien czy dobrze usłyszałem.

- Ja jestem książę Harry Styles- odwróciłem się w jego stronę i rozprostowałem bicz.

- Angielski książę? Jestem w samym sercu Wielkiej Brytanii? - jęknął i zaczął się przyglądać narzędziu zbrodni w moich rękach.

- Nie walcz z tym. Dobrze wiem, że chcesz bym ci pomógł. To tylko będzie dodatkiem, który sprawi, że poczuję się lepiej na duszy- uśmiechnąłem się do niego i przejechałem dłonią po jego plecach gdy w końcu posłusznie klęknął.

- Nie chcę tego, jestem za młody aby robić cokolwiek, prawo w moim państwie tak głosi- szepnął, a ja się tylko zaśmiałem widząc jak powstrzymuje łzy.

- Skoro masz gorączkę, to świadczy o twojej dojrzałości płciowej, więc nie chrzań mi tutaj - prychnąłem - Nie mazgaj mi się tu, kiedy chcę ci pomóc po części, to chyba boli, nie?- przejechałem niezbyt delikatnie ręką po jego naprężonej męskości, a on momentalnie się wygiął z sapnięciem, sprawiając że się ponownie zaśmiałem.

Satysfakcja z jego cichych odgłosów sprawiała mi tak ogromną przyjemność...

-O popatrz, chyba zgadłem- ponowiłem ruch, sprawiając że ponownie zajęczał i ponowił próbę ucieczki od dotyku.

- Proszę, nie rób mi krzywdy - szepnął i zaczął drżeć. 

Naiwny dzieciak.

- Jeśli będziesz się mnie słuchał i jesteś w miarę odporny na ból to damy sobie radę Louisie. Radziłbym ci trzymać na niej zęby- wskazałem na poduszkę, a on spojrzał na mnie niezrozumiale i po chwili połączył w swojej głowie wątki i musiałem go po raz kolejny łapać by mi nie uciekł.

-Bądź grzeczny to nie zrobię tego zbyt wiele razy- wbiłem palce w jego biodra i usadowiłem się za nim, pchając jego głowę w dół, aby był twarzą przy poduszce.

-Proszę, Harry nie, zlituj się, już i tak wiele przeszedłem przez ostatnie pół roku, proszę!- zapłakał plątając się w słowach, ale zignorowałem jego słowa.

- No to masz przechlapane - skwitowałem i najpierw dłonią przejechałem po tych rozkosznych pośladkach by zaraz potem wymierzyć pierwsze uderzenie biczem.

Powietrze przeszył głośny świst i dźwięk zderzenia ze skórą, a Louis zapiszczał i próbował się wyszarpać, ale mocno go trzymałem za udo i nie miał na to praktycznie szans.

- Proszę, nie - kwilił, gdy przymierzałem się do kolejnego uderzenia.

- Przestań się sprzeciwiać i nie wierć się, bo zrobię ci gorszą krzywdę, gdy trafię tam, gdzie skóra ci odejdzie płatami- syknąłem przytrzymując go siłą i uderzyłem kolejny raz, a on zapłakał żałośnie, tyle że mnie to zbytnio nie ruszyło. - Nie mazgaj się, Louis. To ci nic nie da. Zrobię to, co powinienem. Wybiję wam z głowy mordowanie rodziny królewskiej- uderzyłem po raz kolejny, czując w końcu upust cholernej frustracji kiedy zobaczyłem cienkie stróżki krwi wypływające ze świeżych ranek na jego plecach.

- Ja nikogo nie zamordowałem - załkał - jestem niewinny!- jakimś cudem udało mu się mnie odepchnąć i wytrącić mi tym samym bicz z ręki.

Zmrużyłem na niego groźnie oczy i pchnąłem go w dół, dociskając do łóżka. Obróciłem go do siebie przodem i złapałem za jego szyję.

-Myślisz, że kim jesteś do cholery? Jestem dla ciebie łaskawy. Jakbym chciał to odciąłbym ci ten pieprzony francuski łeb, albo lałbym cię po twarzy. To co ci teraz robię jest niczym przy tym co mógłbym ci zrobić, ale dobrze, nie chcesz leżeć spokojnie to cię zwiążę- wyciągnąłem sznurek ze swojego szlafroka i przywiązałem go mocno do jednego ze słupków od baldachimu nad łóżkiem i przestałem się kontrolować.

Zostawiłem jeszcze dwadzieścia szybkich uderzeń biczem na jego ciele. Przy każdym z nich szatyn zdzierał sobie gardło i płakał naprawdę mocno, co przynosiło mi tak ogromną satysfakcję, że moje podniecenie tylko wzrosło.

-Koniec- odrzuciłem bicz i przejechałem lekko palcem przez jego plecy, rozmazując sporą ilość krwi która powoli sączyła się z rozcięć. -Te znaki, które zostaną ci na plecach będą ci przypominać od teraz jakie skurwysyństwo zrobili mi pieprzeni Francuzi. Cierpisz za swoje popieprzone państwo i ich mieszkańców, rozumiesz?- złapałem za jego włosy i wysyczałem mu to do ucha, a on zadrżał zanosząc się jeszcze większym szlochem.

Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, płakał tylko bezsilnie w poduszkę więc powoli go odwiązałem i lekko go przesunąłem by było mu chociaż odrobinę wygodniej.

Słyszałem tylko, jak wypowiada na mnie po francusku wiele wyzwisk, na co uśmiechnąłem się zadziornie. Już teraz wiem, że będę się z nim wyśmienicie bawił.

-Zaraz ktoś do ciebie przyjdzie i oczyści ci rany, oraz moje służki cię obmyją. Idę przygotować dla ciebie pokój, byś nie musiał spać gdzieś w lochach, znaj łaskę swojego pana- podniosłem się poprawiając swój problem w bokserkach.

Szatyn nie odezwał się do mnie ani słowem ani nawet się nie ruszył.

Wyszedłem zadowolony z pokoju, gdzie wpadłem na zaspanego Liama.

- Niech ktoś go ogarnie i posprząta to co narobił w pokoju- zwróciłem się do podążającej za Paynem służki.

- Już z nim skończyłeś? - zdziwił się, a ja zacząłem rozmyślać.

- Tak, po prostu się na nim wyżyłem i tyle mi póki co wystarczy - uśmiechnąłem się lekko i obaj ruszyliśmy na dół, zapewne do jadalni.

- Bicz? - zapytał, znając mnie już na tyle by wiedzieć czego lubię używać przy wymierzaniu sprawiedliwości.

-Bicz najbardziej boli i zostawia te drobne blizny. Najdłużej się go pamięta- przełknąłem ciężko ślinę, doskonale mając tego świadomość. Przeżyłem to na własnej skórze.

- No tak. Zadowolony chociaż jesteś? Wcale nie był taki drogi jak na dziewicę z pierwszą gorączką. Jest nietknięty. Nie pozwalali mu się nawet dotknąć by dać sobie ulgę przy gorączce- poklepał moje plecy

- Jeszcze nie jestem jakoś zbytnio zadowolony - wzruszyłem ramionami - póki co wymierzyłem tylko sprawiedliwość. Jutro zobaczę czy rzeczywiście jest taki czysty- usiedliśmy przy stole, gdzie leżały jakieś papiery związane z kupnem omegi, co Liam szybko zabrał sprzed mojego nosa.

- Czyli prezent jako tako się udał. Ładny jest chociaż?Widziałem go tylko jako wilka - uśmiechnął się.

- Gdyby nie był Francuzem, na pewno by się mi spodobał na tyle by ubiegać się o jego względy mimo braku szlachetnej krwi- przyznałem to przed samym sobą.

- Cóż, zawsze możesz się nim wysłużyć by nie musieć żenić się z jakąś Hiszpanką czy inną księżniczką. Połączyłbyś się z nim a potem gdy znajdziesz sobie kogoś możesz go po prostu zabić- zaproponował, a ja wręcz podskoczyłem przez genialność tego pomysłu.

-Boże Liam, jak takie pomysły przychodzą do tej twojej pustej główki?- zaśmiałem się i ucieszony zaklaskałem w dłonie.

- Tylko przemyśl to, czy chcesz na pewno być z Francuzem - zignorował moje obrażanie go i spojrzał na mnie poważnie.

- Omega, to omega. Ważne, że mnie ochroni przed związkiem z kobietą - rozsiadłem się wygodniej.

- No w sumie racja - pokiwał głową - ale potomka ci nie da- zauważył.

- Nie zależy mi na razie na potomku. Kiedy będę potrzebował wzmocnić nasze stado znajdę sobie jakąś księżniczkę która mi urodzi szczeniaka i kopnę ją w tyłek. Nie muszę wcale się wiązać z nikim na dłużej. To moje życie i Jason nie ma tu nic do gadania- wzruszyłem ramionami.

- A potem? Jason albo się go pozbędzie zanim zdążysz mrugnąć albo zmusi cię do ślubu mimo że będziesz z nim połączony co wywoła skandal nad skandalami Harry. Musisz to wszystko przemyśleć- 

- Więc co mi proponujesz? - 

- Nie mam pojęcia, Harry. Wydaje się to być dobrym rozwiązaniem, to twoje połączenie z nim... a dziecko, to może uda się znaleźć surogatkę. Nie wiem. Ja pozbyłbym się przede wszystkim Jasona. On za bardzo chce by wszystko szło po jego myśli.- rozłożył bezradnie ręce.

- Ta, to dobre rozwiązanie - pokiwałem głowa.

- Będziesz musiał pilnować swojej omegi i zapewnić jej ochronę, wiesz o tym? - skrzywił się.

Również to zrobiłem na samą myśl o tym, że mam dbać o Francuskiego dzieciaka.

- Pomyślimy o tym później, jeśli będzie tego wymagać sytuacja to go obronię. W końcu będzie moim Luną, prawda?-

*********

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top